28 września 2016

[13] Gonitwa


Następnego dnia wywinęliśmy się od jazdy, twierdząc, że oboje chcemy wypocząć. Pomogłem tym Patrykowi, nie chcąc, by trener zauważył, że coś jest nie tak. Chłopak chodził cały dzień struty, nie bardzo wiedząc co ze sobą robić. Obowiązki pomagały, dzięki nim ruszył z miejsca.
– Co zamierzasz w ogóle zrobić dalej? – zapytałem, gdy po sprzątnięciu boksów usiedliśmy na murku przed stajnią. Słońce grzało nam w plecy. Miałem na sobie jedynie krótkie spodenki i gumiaki, które po chwili też ściągnąłem. Moja skóra była opalona i o wiele ciemniejsza niż w zimie, co mi się bardzo podobało. Patryk też był opalony, choć trochę mniej niż ja. Teraz jednak mogłem podziwiać jego płaski, niemal wklęsły brzuch i niewielkie mięśnie.
– Z czym? – dopytał ponuro.
– No… Adam chyba nie wie, że ty wiesz – Nie bardzo wiedziałem jak o tym rozmawiać. Może w ogóle powinienem unikać tego tematu?
– Wysłałem mu te zdjęcie w nocy. – Przetarł twarz dłonią. – Odpisał „to już chyba wszystko jasne”.
– Ja pierdole! Nawet nie próbował tego tłumaczyć?! – uniosłem głos. Zaraz jednak przystopowałem, bo niedaleko biegały dzieciaki, które jakiś czas temu skończyły jazdę. Nie chciałem, by zwróciły na nas uwagę.
– Nie. To już koniec… – mruknął. – I pomyśleć, że gdyby nie Ewka, to o niczym bym nie wiedział i dalej się łudził, że mam do czego wracać. – Prychnął. – Już nawet nie wiem czy jestem bardziej wściekły, czy smutny.
– Dobrze, że mieszka po drugiej stronie Polski, bo serio mam ochotę mu przywalić – warknąłem, na co Patryk się zaśmiał.
Spojrzałem na niego zaskoczony. Jego serio coś rozbawiło, pomyślałem, widząc radosne błyski w jego oczach. Cóż. Podejrzewam, że nie ma nic dziwnego w tym, że już na drugi dzień po zerwaniu z chłopakiem się śmieje. W końcu on się śmieje cały czas. Czy to z nerwów, czy z radości… Więc dlaczego nie ze smutku? To jest dziwny człowiek.
– Wybacz, ale wyobraziłem sobie jak próbujesz dosięgnąć pięścią jego twarzy… – wydusił, zaczynając śmiać się jeszcze bardziej.
– Co? – Z początku nie dotarło do mnie co miał na myśli. Później miałem mieszane uczucie. Z jednej strony się cieszyłem, że się śmieje… z drugiej… przecież on wyśmiewa mój wzrost! – No dzięki – prychnąłem. Szturchnąłem go w bok, a ten zaczął się śmiać jeszcze mocniej. – Przyjechałbym do niego na Sarnadzie. Z niego mógłbym go nawet kopnąć – powiedziałem odkrywczo, myśląc nad tym intensywnie. – Tak pewnie bym zrobił…
Naburmuszyłem się, gdy dostał głupawki, nie mogąc się uspokoić. No dobra, pomyślałem, ale może już koniec? Ja serio jestem zakompleksiony, jeśli chodzi o wzrost…
Westchnąłem i zeskoczyłem z murku.
– Ej, gdzie idziesz? – zawołał za mną i już po chwili objął ramieniem moją szyję, pocałował w policzek i wyszeptał do ucha. – Dzięki.
To wystarczyło, żeby mnie udobruchać.
***

Kolejne dni minęły nam pod patronatem skoków. Do tej pory był jedynie tor i zwiększanie liczby okrążeń, a teraz doszły prawdziwe skoki przez przeszkody. Półtorametrowe. Masakra. Ta dyscyplina moim zdaniem jest przyjemna do jednego metra, później zaczyna się ciężka praca. Która, z tego co zauważyłem, odpowiadała Patrykowi najbardziej ze wszystkiego.
Od czasu zerwania szatyna z Adamem, zaczęło się z nami dziać coś dziwnego. Wcześniej na siebie patrzyliśmy, lecz teraz nie mogliśmy oderwać od siebie wzroku. Zdawałem sobie sprawę, że zmienił do mnie podejście. Już nic go nie trzymało przy Adamie, mógł robić co chciał. Pytanie czego chciał.
Wieczorem nadal spotykaliśmy się u mnie w pokoju, rozmawiając o pracy, ogierach, coraz częściej o Pardubickiej i obawach z nią związanych. Czasem graliśmy w karty, choć rzadziej.
Już dawno się ze sobą zżyliśmy, ale teraz byliśmy dosłownie nierozłączni. Wszędzie chodziliśmy razem, a trener zaczął się w pewnym momencie z nas śmiać, że niedługo będzie musiał szukać innego dżokeja, bo nawet jeździć będziemy na jednym koniu. Prawie dostałem wtedy zawału, bo sądziłem, że się domyślił o naszej orientacji – nie pytajcie, gdzie wtedy były moje myśli. Na szczęście po prostu chciał nam odrobinę dopiec.
Dokładnie szesnastego sierpnia, gdy siedziałem sam w pokoju (Patryk musiał coś pomóc Dagmarze), zadzwoniła moja mama. Dopiero wtedy przypomniałem sobie o obietnicy złożonej siostrze.
– Cześć kochanie – usłyszałem jej głos przez komórkę.
– Cześć. Co tam u was? – Ułożyłem się na plecach i przymknąłem oczy, wsłuchując się w jej słowa.
– Dobrze. Coraz lepiej. Dwie krowy nam się ocieliły. Będziemy mogli sprzedać młode na rzeź – powiedziała radośnie. – Za niedługo twoja siostra ma urodziny – przypomniała, a ja próbowałem pozbyć się wrażenia, że tak szybkie przeskakiwanie z tematu na temat w wykonaniu mojej mamy jest trochę jakby upiorne.
– Wiem. Wpadnę do was.
– No mam nadzieję. Tyle czasu cię nie widzieliśmy… W ogóle słuchaj, co ja mam jej kupić? Nie mam żadnego pomysłu…
– Może jakiś zestaw szczotek, albo kosmetyków? Coś z tym związane. – Zacisnąłem usta. – W ogóle wiesz, co będzie chciała robić po gimnazjum? To chyba już najwyższa pora, by złożyła gdzieś papiery.
– Mówiła, że ma to załatwione…
– I gdzie idzie? – zdziwiłem się. Coś mi tu bardzo nie pasowało, po co by mnie prosiła o pomoc w przekonaniu rodziców?
– A nawet nie wiem… Magda! – krzyknęła, a ja musiałem odsunąć telefon od ucha, by nie ogłuchnąć. – Gdzie składałaś papiery do szkoły?! – Cisza. Minuta. Dwie.
– Mamo? – rzuciłem do słuchawki.
Nic. Zmarszczyłem brwi i spojrzałem na komórkę. Połączenie zostało urwane.
– Co robisz? – usłyszałem głos Patryka obok siebie i aż podskoczyłem przestraszony. – Spokojnie, nie gryzę – zaśmiał się. – Suń się.
Nawet nie zauważyłem, kiedy wszedł, pomyślałem skonsternowany i przesunąłem się bardziej do ściany, by zrobić mu miejsce. Mój telefon zadzwonił, a ja niemal natychmiast odebrałem.
– Mamo? Coś przerwało.
– To ja, Magda – usłyszałem drżący głos. – Sorry… Trochę pokomplikowałam. Daję ci mamę.
Po sekundzie usłyszałem krzyk mojej rodzicielki.
– Czy ty wiesz, co ona zrobiła?! – wrzasnęła na tyle głośno, że nawet Patryk mógł to usłyszeć. Chłopak spojrzał na mnie z zaskoczeniem. – Złożyła papiery do Wrocławia! I to do technikum fryzjerskiego!
– Mam wyjść? – szepnął szatyn, na co pokręciłem głową.
– Wiem – skłamałem.
– Jak to wiesz?! To co się wcześniej głupio pytałeś?! W ogóle czemu ja o niczym nie wiem! – nadal krzyczała, a ja westchnąłem ciężko.
– Uspokój się – nakazałem. – Myślałem, że wam powiedziała, ale najwidoczniej nie. – Gdy nie odpowiedziała, kontynuowałem – wiem, że martwisz się o dojazd, bo to drogo i tak dalej… Ale ja za to zapłacę, dobrze?
– Skarbie, nie możemy wiecznie od cie…
– Daj spokój – przerwałem jej. – Sam jej to zaproponowałem – skłamałem po raz drugi. – Tylko myślałem, że ma od was zgodę. Przepraszam, że wcześniej nie pytałem.
– Magda, to prawda? – zapytała dziewczyny. Nie zrozumiałem, co odpowiedziała. – No dobrze, niech wam będzie. Ale to ostatni raz jak robicie coś za moimi plecami!
– Dobrze mamo, daj mi jeszcze na chwilę Magdę.
– Jasne. Ja wracam do roboty – westchnęła. – Trzymaj się, skarbie.
– No pa.
– Seba? – odezwała się moja siostra. Miałem wrażenie, że płacze.
– Uznamy, że to twój prezent urodzinowy, dobrze? – zapytałem spokojnie. – I jak coś, to był mój pomysł, a nie twój.
– Dobrze! Jesteś wspaniały! Tak bardzo chciałam tam iść i nie wiedziałam co robić…
– Iga – przerwałem jej – następnym razem mów wcześniej, a nie po fakcie. Kiedy ty w ogóle złożyłaś tam papiery?
– Dwa miesiące temu.
– A kilkanaście dni temu przyszłaś do mnie, żebym z rodzicami porozmawiał. Serio? Poważna jesteś? – Przetarłem twarz dłońmi. – Wiesz przecież, że bym ci pomógł.
– Wstydziłam się.
– Czego?
– Tak samo jak ty. Oddaliliśmy się… A ostatnio już całkiem nie wiedziałam co robić…
Zatkało mnie. Czy to wszystko doprowadziło aż do tego? Przecież ich kocham. Są moją rodziną i powinni wiedzieć, że mogą na mnie liczyć… No tak. Ale czy ja liczę na nich? Z całą pewnością nie. Mogłem się domyślić, że działa to w obie strony.
– Zobaczymy się na twoich urodzinach, to pogadamy, co? – mruknąłem niepewnie. Nie miałem pojęcia, jak naprawić nasze relacje. I czy w ogóle jest to możliwe z moim stylem życia i charakterem.
– Jasne. To do zobaczenia!
– No cześć.
Rozłączyłem się i spojrzałem na Patryka. Chłopak leżał na brzuchu z głową odwróconą w moim kierunku. Obserwował mnie przez cały czas trwania rozmowy.
– Jesteś za dobry dla swojej siostry – stwierdził.
– A co mogłem zrobić?
– Chociaż na nią nakrzyczeć. – Wzruszył ramionami i objął mnie ramieniem. Było przyjemnie czuć przy sobie jego ciepłe ciało. – Jesteś za dobry. Ludzie cię będą wykorzystywać.
– Mówisz? – parsknąłem. – A może nie mam wcale nic przeciwko? – Uniosłem brwi, patrząc w jego oczy z pewnością siebie.
– Jesteś dziwny – mruknął i wyciągnął swoją komórkę. – Zobacz, co wczoraj znalazłem.
Zajęliśmy się oglądaniem jakichś durnych filmików na youtube. Śmialiśmy się przy tym tak głośno, że z pewnością słychać nas było na korytarzu, a może jeszcze dalej. Straciłem rachubę czasu, kompletnie zapominając o wcześniejszych problemach z rodziną. Teraz nie liczyło się nic.
W pewnym momencie do mojego pokoju wpadła Magda z wielkim wyszczerzem na twarzy.
                – Jedziecie ze mną do Wrocławia! – zawołała.
                – Co? – odpowiedzieliśmy jednocześnie.
                – Mój chłopak mnie zaprosił do klubu, ale nie chcę sama iść. To jak? Zbieracie się? – Usiadła obok nas i zajrzała na komórkę, którą Patryk trzymał. – I tak nie robicie nic pożytecznego.
                – To ty masz chłopaka? – palnął szatyn.
                Zacząłem się śmiać z jego głupiej miny, a Magda z wyższością zjechała nas spojrzeniem i westchnęła cierpiętniczo.
                – Od tygodnia jesteśmy razem – wyjaśniła. – Ma na imię Marcin i jest bardziej ogarnięty od was dwóch razem wziętych.
                – To musi być miłość, skoro ktoś taki z tobą jest – dociął Patryk, za co dostał kuksańca w żebra. – Au!
                – A kto się jutro zajmie końmi? – mruknąłem, chcąc jednocześnie uciąć tą bezsensowną rozmowę.
                – My. Też wam pomogę. Nie będziemy dużo pić, tylko pojedziemy potańczyć. – Klepnęła Patryka w ramię, bo do niego miała bliżej. – No dalej. Zbierać te chude dupy z łóżka.
                Spojrzałem na szatyna i wzruszyłem ramionami. W sumie co nam szkodzi? Nawet nie pamiętam, kiedy ostatni raz byłem na jakiejś imprezie. Chyba jeszcze przed zabiegiem Daniela.
Przebraliśmy się więc w wyjściowe ciuchy i już godzinę później jechaliśmy do miasta. Z Marcinem mieliśmy się spotkać na miejscu. Po drodze dowiedzieliśmy się, gdzie się uczy, gdzie mieszka, jak wygląda, ile ma rodzeństwa i różne inne bzdury na czele z datą, kiedy pierwszy raz powiedział słowo „mama”. Wspominałem kiedyś, że kobiety mnie przerażają? Nie? Mój błąd. Kobiety mnie przerażają.
– Czy ona zawsze tyle gadała? – szepnął do mnie Patryk, gdy już na miejscu wyszliśmy z taksówki.
– Raczej nie… Chyba się stresuje – odszepnąłem.
Magda ruszyła w tylko sobie znanym kierunku, a my podążyliśmy za nią. Tak naprawdę nie miałem pojęcia, gdzie są jakieś kluby dla hetero i plułem sobie w brodę, że nigdy się tym nie zainteresowałem. Mam nadzieję, że nie wyjdzie to dzisiaj, bo nie będzie ciekawie, przecież dziewczyna wie, że często tu po to jeździłem.
Marcina spotkaliśmy pod klubem, blisko rynku. Był to – czego się już spodziewałem, dzięki gadaninie Magdy – wysoki blondyn z szerokimi barkami i nienagannym strojem… Podobno zawsze dobrze wygląda. Przywitaliśmy się z nim, wymieniając uściski dłoni i weszliśmy do klubu. Była już północ, więc nie czekaliśmy długo w kolejce.
Już w środku poszliśmy do baru, by kupić sobie alkohol. Swoją drogą dziwny był dla mnie widok mężczyzn tańczących z kobietami. Nigdy nie byłem w tego typu klubie. Od zawsze wiedziałem o mojej orientacji, a że byłem, cóż, odludkiem, to nie miałem okazji przyjść tu z przyjaciółmi. Dopiero jako siedemnastolatek wylądowałem w klubie gejowskim, gdzie spotkałem Daniela.
Z zamyślenia ocknąłem się dopiero wtedy, gdy Patryk postawił przede mną piwo.
– Masz. Ale tylko po jednym dzisiaj. Nie chcę powtórki z kacem rano – powiedział mi do ucha, a ja przytaknąłem.
Wypiliśmy przy barze, bo nigdzie indziej nie było miejsca. Patryk z Marcinem zaczęli rozmawiać o czymś związanym z samochodami, a ja nawet nie udawałem, że słucham. Patrzyłem za to na parkiet, zastanawiając się, jak by to było tańczyć z kobietą.
– Chcesz zatańczyć? – zapytałem Magdy, gdy zauważyłem, że dopiła piwo i czeka na swojego chłopaka, który zostawił alkohol na rzecz rozmowy.
– Pewnie. – Uśmiechnęła się szeroko i chwyciła mnie za rękę. Ruszyliśmy na parkiet pod ostrzałem spojrzeń Patryka i Marcina.
Zaczęliśmy się ruszać w takt muzyki. Okręcałem ją co chwilę, wywołując na jej twarzy zadowolony uśmiech. To było przyjemne. Nie musiałem walczyć o prowadzenie, tylko naturalnie przyjąłem rolę tego, kto decyduje jaki krok mamy zrobić za chwilę. Zadziwiająco szybko dopasowaliśmy się do swoich ruchów. Niestety już po dwóch piosenkach Marcin odbił mi dziewczynę, co skwitowałem cichym, ironicznym śmiechem. Widać było, że jest zazdrosny.
Wróciłem do Patryka, nadal stojącego przy barze. Spoglądał na mnie z rozbawieniem.
– No co? – zapytałem głośniej, by mnie usłyszał.
– Byś widział jego minę. Chyba sobie uświadomił, że mieszkacie pod jednym dachem. – Zaśmiał się i objął mnie ramieniem po przyjacielsku. – Spróbujemy wyrwać razem jakąś laskę? – wymruczał mi do ucha.
– Po co?
– Tak o, dla jaj. – Znów się zaśmiał. – Chodź.
Pociągnął mnie w stronę tłumu i zacząłem tańczyć tym razem przy Patryku. Tak naprawdę pierwszy raz widziałem jak się ruszał na parkiecie. Poprzednim razem nie miałem okazji podejrzeć, bo sam się zwinąłem szybko z zasięgu wzroku jego i Adama.
– Tamta. – Mruknął mi do ucha w pewnym momencie i wskazał dłonią młodą dziewczynę, która tańczyła samotnie kilka kroków (i ludzi) dalej.
Przecisnęliśmy się do niej i już po chwili tańczyliśmy w trójkę z nią w pomiędzy nami. Miała brązowe, falowane włosy, które co jakiś czas zaczesywała do tyłu, bo opadały na twarz i oczy. Była piękna, zadbana, ubrana odpowiednio na taką imprezę, lecz nie wyzywająco i nie miała tapety na twarzy, co mnie zawsze dodatkowo odstraszało. Mimo tego, mój wzrok co chwilę padał na Patryka. Często się przyłapywaliśmy na tym, że patrzyliśmy sobie w oczy o wiele za długo, by można było to uznać za normalne.
Dziewczyna chyba to zauważyła, bo w pewnym momencie uśmiechnęła się do nas i zostawiła samych, już nieszczególnie zainteresowanych otoczeniem. Widziałem jak Patryk spoważniał, a jego oczy zdradzały pragnienie. Co chwilę zerkał na moje usta, które co jakiś czas poruszały się zgodnie ze słowami znanych mi piosenek.
– Wychodzimy – mruknął mi w pewnym momencie do ucha i chwycił za rękę, ciągnąc w stronę wyjścia.
Podążyłem za nim potulnie i już po chwili wylądowaliśmy na ulicy. W żołądku aż mi się skręcało, gdy zaprowadził mnie w jedną z pustych i ciemnych uliczek i pchnął na pobliską ścianę. Nie wiedziałem, który pierwszy co zrobił. Być może on się schylił albo to ja pociągnąłem go do siebie. A może jedno i drugie. Nie ważne. Celem było złączenie naszych ust.

2 komentarze:

  1. Dziękuje za rozdział ;)
    Bardzo podoba mi się to opowiadanie, a czekanie kolejny tydzień na następny rozdział jest Masakryczne :(
    Akira

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tym zwlekaniem daję sobie czas na napisanie kolejnej powieści. I tak pewnie będzie przerwa po całkowitym wydaniu Gonitwy, ale staram się :)
      Dziękuję za komentarz i pozdrawiam serdecznie :)

      Usuń