7 lipca 2018

Takie tam... zaskoczenie

Ten moment, gdy znajduje się w necie swoje dzieła, podpisane własnym nazwiskiem, udostępnione przez kogoś innego... Ręce opadają.
W sumie liczyłam się z tym, ale doświadczenie tego jest niczym cios w policzek, bo uświadamiasz sobie, że nie masz wpływu na własne "dziecko".
Ale kto by się przejmował szacunkiem wobec drugiej osoby?
Opowiadania znajdują się na blogu. Za darmo. Ale i tak ktoś inny udostępni nie mając z tego żadnego pożytku... Tak, tak, jeszcze gorzej, gdyby miał.

Dla mnie to kradzież. Po prostu.
Rozumiem, gdy znajomy przesyła dany plik drugiemu znajomemu. Książki też nie czyta jedna osoba. Ale nie zrozumiem udostępniania tego na innych portalach samodzielnie. (To jak kserowanie książki, by rozdać ją innym)

Na pewno nie będę temu przyklaskiwać.

Jedyne miejsca, gdzie wyraziłam zgodę na publikację moich dzieł to beezar.pl (poprzez moje konto) i bucketbook.pl (przy podpisywaniu odpowiedniej umowy).

Dobranoc