30 listopada 2016

[22] Gonitwa


Życie z Patrykiem tutaj, w Pardubicach, zdawało się być snem. Bo czego mi więcej do szczęścia było potrzeba? Nic! Miałem osobę, którą kocham i miałem pasję – Sarnada – codzienne jazdy, treningi. Obserwowanie jak mój wierzchowiec staje się jeszcze lepszy, niż był – jak uspokaja się przy mnie i już nie ma problemów z przeszkodami – jest cudowne. Sarnad całkowicie mi zaufał, poddał się mojej woli. Czasem miałem wrażenie, że wyczekuje mojego przyjścia, bo gdy tylko pojawiałem się w stajni, rżał radośnie i zaczynał kręcić się po boksie, do czasu aż do niego nie podszedłem – wtedy się uspokajał, pozwalał osiodłać i z chęcią wychodził ze mną na trening.
Odkąd Patryk odwzajemnił moje uczucia, czułem się jakbym fruwał nad ziemią. Nie mogłem się powstrzymać od durnego szczerzenia zębów w najdziwniejszych momentach, przez co Adam zaczął mi się uważniej przyglądać. Nawet raz pytał, czemu nagle zmieniłem się w chodzące słoneczko, na co Patryk omal nie spadł z Groma ze śmiechu – byliśmy akurat na treningu na torze.
Seks też stał się lepszy. O niebo lepszy. Czułem się w końcu kochany, szczęśliwy i na swoim właściwym miejscu, a Patryk potrafił doskonale słuchać mojego ciała i sprawiać, że każda moja cząstka niemal krzyczała z przyjemności. Też się go powoli uczyłem. Pomagał mój niedobór wstydu, jak to kiedyś nazwał. Potrafiłem bez ogródek i wprost powiedzieć o co mi chodzi, albo zapytać go na co ma ochotę. Kochaliśmy się już praktycznie w każdym miejscu naszego mieszkania i żałowaliśmy, że nie mogliśmy spróbować w stajni. Jednak tak naprawdę żaden z nas na poważnie o tym nie myślał, bo to byłoby zbyt ryzykowne. Woleliśmy pominąć tę przyjemność, niż stracić całą resztę.
Cóż. Faktycznie czułem się jak dziecko szczęścia, które dostało wymarzonego lizaka. I być może właśnie dlatego nie zauważyłem, że zbliżają się kolejne gradowe chmury.
***

Właśnie kąpałem się po ostatnim treningu z Sarnadem. Był czwartek, szósty października, a jutro w południe miał przyjechać trener. To był ostatni wieczór jaki mogłem spędzić z Patrykiem sam na sam. W niedzielę odbędzie się Wielka Pardubicka. Ten dzień był moim celem od pół roku i wolałem nie myśleć, co będzie dalej.
Nie czułem się dobrze ze świadomością, że wszystko, co do tej pory zdobyłem, może okazać się jedynie bańką mydlaną. Piękną i ulotną, po której zostanie jedynie mokry ślad wspomnień. Prychnąłem do tego porównania. Pieprzony poeta się ze mnie zrobił.
Nagle usłyszałem za sobą otwierane drzwiczki od kabiny prysznicowej i poczułem obejmujące mnie ramiona. Nawet nie zorientowałem się, kiedy Patryk wszedł do łazienki.
Ciepłe ciało przylgnęło do moich pleców, a na szyi poczułem delikatne pocałunki.
– Miałeś poczekać na mnie w łóżku – mruknąłem cicho, czując przyjemny prąd podniecenia, gdy otarł się kroczem o moje pośladki. Chciałem się dobrze umyć i nawet trochę przygotować na niego. Wcześniej kupiliśmy wino, które stało teraz na szafce nocnej przy moim łóżku. To miała być dobrze wykorzystana noc.
– Nudziło mi się – wymruczał. Pomasował dłońmi moje boki i skubnął zębami płatek ucha. – Chcę cię tutaj. Mocno. – Odwrócił mnie gwałtownie i spojrzał w oczy. – Żebyś mnie jeszcze długo czuł.
– I żebym miał problemy z jazdą w pardubickiej? – Uniosłem brew rozbawiony. Patryk zmieszał się trochę i spuścił z tonu. To też było zabawne. Mimo jego dominacji, nie raz stawał się wyjątkowo uległy. Czasem miałem wrażenie, że to przez jego młody wiek i mimo wszystko zaniżoną samoocenę. Uwielbiał narzucać swój własny rytm, ale często nie był w tym stanowczy. Fascynował mnie, bo nigdy nie mogłem przewidzieć jak się zachowa.
– Możemy inaczej… – zaczął, ale zaraz przerwałem mu pocałunkiem.
– Nie – mruknąłem w jego usta. – Chcę cię w sobie. – Bez ostrzeżenia chwyciłem jego penisa i zacząłem pieścić. – W całości. – Westchnąłem, czując jak twardnieje, lubiłem go dotykać na samym początku. – Mocno. – Uśmiechnąłem się, patrząc w jego szerokie źrenice. – Teraz. – Wpiłem się w jego usta i pozwoliłem, by pchnął mnie na ścianę.
Przesunąłem dłonie na jego kark, masując go w trakcie pocałunku. Nie oszczędzaliśmy naszych warg, języków, policzków. Całowaliśmy się łapczywie i z pragnieniem, którego nie potrafiliśmy ugasić.
Ale mimo tępa, jaki nadałem, zmusił mnie do zwolnienia. Przystałem na to. Tak samo jak na odwrócenie się do niego plecami, gdy poprosił. Teraz przesuwał językiem po moich ramionach i pieścił pośladki długimi, zgrabnymi palcami, które uwielbiałem.
– Schudłeś ostatnio? – zapytał nagle, obejmując mnie mocno i ocierając się erekcją o mnie. Musiałem chwilę pomyśleć nad znaczeniem jego słów.
– Chyba tak. – Chrząknąłem, bo irytowała mnie chrypka. – A co?
– Nic. Trzeba cię podtuczyć przez te kilka dni, bo nam jeszcze karę wlepią za niedowagę. – Zaśmiał się cicho i cmoknął mnie w ucho. – Co wziąć do nawilżenia?
– Przecież leci woda – zauważyłem. Miałem świadomość, że to praktycznie żadne nawilżenie, ale byłem ciekawy jakie to byłoby uczucie.
– To za mało – stwierdził sceptycznie.
– Więc ślina. Nie chcę więcej. – Obróciłem głowę, by spojrzeć na niego i zakręciłem tyłkiem. Sapnął cicho i poczułem jak się spiął.
– Ale jeśli będzie za bardzo boleć to mów. Skoczę po coś…
– Sam tu przylazłeś bez żadnego żelu, a teraz marudzisz – zaśmiałem się, a chłopak spochmurniał. Kolejny raz otarłem się o niego, by zwrócić jego myśli na właściwe tory. Chciałem go już w sobie. Przez te niecałe trzy tygodnie regularnego seksu nie byłem już tak ciasny jak z początku. Mogłem więc trochę nagiąć swoje granice, nie robiąc sobie przy tym krzywdy. A przynajmniej miałem taką nadzieję.
Znów zaczął mnie całować po karku, barkach i niżej na plecach. Wymruczałem coś cicho, czując mrowienie w miejscach, gdzie mnie dotyka. Usłyszałem jak klęka. A po chwili bez ostrzeżenia wsunął język między moje pośladki. W pierwszym momencie cofnąłem biodra, ale powstrzymał mnie mocnym uściskiem.
– Cholera – jęknąłem, gdy zaczął pieścić moją dziurkę mokrym i gorącym językiem. Oparłem się o kafelki, co jakiś czas wydając z siebie przeciągłe westchnienie. Podobało mi się to doznanie. Było subtelne, ale za to bardzo elektryzujące. I cholernie podniecające. – Patryk… Już… – jęknąłem w pewnym momencie, bo sprawił, że zrobiłem się niezwykle wrażliwy na każdy najmniejszy dotyk. Pragnąłem więcej.
– Mhm… – Przez chwilę jeszcze mnie lizał, by naraz wstać i wsunąć mi palce do ust. Posłusznie je possałem.
– Kiedyś muszę ci się odwdzięczyć – westchnąłem, gdy zanurzył we mnie od razu dwa palce. Rozstawiłem nogi szerzej, by było wygodniej. – To było cudowne.
– To tylko mały fragment tego, co można robić – wymruczał. – Ale dzisiaj chcę spróbować czegoś innego.
Zerknąłem na niego w tył i mocniej się wypiąłem. Bez problemu pieścił moje wrażliwe wnętrze. Uwielbiałem to uczucie. I jego oddech na karku, zapach, dźwięk jego głosu, delikatną skórę, która ukrywa silne, choć małe mięśnie. Kochałem go i w tym momencie, gdy czułem jego gesty, pocałunki, wiedziałem, że też jestem kochany.
Po jakimś czasie wysunął palce i naparł na mnie penisem, na który wcześniej napluł. Jakkolwiek to brzmi, byłem mu wdzięczny. Bolało mnie, jednak spodziewałem się czegoś gorszego. Było mniej komfortowo niż zazwyczaj, ale nadal do wytrzymania.
Stęknąłem i oparłem głowę na ramionach, drżąc na całym ciele. Chłopak zaczął poruszać biodrami, narzucając inny niż do tej pory znałem, otumaniający rytm. Posuwał mnie powoli, sprawiając, że miałem świadomość jego najdrobniejszego ruchu.
– Jesteś piękny – usłyszałem, równocześnie czując jak na moment gubi rytm.
Powtarzał ruchy biodrami raz za razem, a ja miałem wrażenie jakby ogień palił mnie od środka. Co chwila ocierał się o prostatę, przez co drżałem coraz mocniej. To było naprawdę męczące. Oddychał w mój kark nierówno i powstrzymywał się, by nie przyśpieszyć. Nasze jęki mieszały się, tworząc naprawdę bezwstydny dźwięk.
Orgazm jednak nie nadchodził, bo to wszystko, choć bardzo intensywne, pozwalało mi na odczuwanie zbyt dużego dyskomfortu. Dla niego też to było zbyt wolne tempo i, doprawdy, nie miałem pojęcia co on wyprawia, a mimo tego, nie miałem ochoty protestować. To wszystko było na swój sposób bardzo podniecające. Aż zacząłem się zastanawiać, czy nie mam zadatków masochistycznych.
– Unieś nogę – wyszeptał zachrypniętym głosem, a gdy spełniłem prośbę, przycisnął moją nogę do tułowia i przyśpieszył.
– O kurwa! – warknąłem, gdy przyjemność w końcu zdominowała wszystko, co do tej pory czułem. Byłem tak wrażliwy na każdy dotyk! Kolano się pode mną ugięło i nie przewróciłem się tylko dzięki podparciu o ścianę i mocnym ramionom Patryka. – Tak…! – stęknąłem. Szatyn przycisnął mnie mocno do ściany, aż przylgnąłem do niej całą swoją klatką piersiową i udami. Na szczęście dzięki wodzie nie była zimna. Odchyliłem głowę na ramię chłopaka, oddychając szybko i urywanie. Objąłem nieporadnie jego szyję, podtrzymując się na nim odrobinę.
Miałem wrażenie, że tracę świadomość. To wszystko trwało już zbyt długo i chciałem dojść.
– Pa–tryk! – jęknąłem, przekrzywiając głowę w jego stronę. – Dotknij mnie…
Chłopak warknął coś niezrozumiale i wcisnął dłoń między ścianę a moje krocze. Ścisnął mój penis i zaczął mnie masturbować, narzucając naprawdę imponujące tempo, równocześnie nadal mocno mnie pieprząc. Spiąłem się cały i krzyknąłem, czując jak przyjemność przeszywa moje nerwy. Orgazm był niesamowity, długi i wycisnął ze mnie resztki sił.
Nawet nie zorientowałem się kiedy on doszedł – pewnie mniej więcej w tym samym czasie co ja – ale po wszystkim staliśmy przytuleni do siebie, powoli uspokajając nasze ciała. Po chwili poczułem jak puszcza moją nogę i wysuwa się ze mnie, pozostawiając nieprzyjemne uczucie. Stęknąłem z bólu i zacisnąłem palce na jego ręce, obejmującej mnie w pasie. Nadal miałem problem ze stanięciem o własnych siłach.
Kurwa. To było świetne, ale bałem się jakie będą tego konsekwencję.
– Wszystko dobrze? – zapytał, całując mój policzek.
– Nie wiem – mruknąłem zachrypniętym głosem. Było mi trochę słabo i bolał mnie tyłek o wiele mocniej niż zazwyczaj.
– Cholera – sapnął, zauważając jak mu się leję w rękach. – To chyba nie był dobry pomysł.
– Jak na razie jest mi przyjemnie – mruknąłem, nadal półleżąc na jego klatce piersiowej. Wykręciłem głowę, by popatrzeć mu w twarz i uśmiechnąłem się lekko. – Kocham cię.
Spojrzał na mnie jak na wariata i westchnął cierpiętniczo.
– Ja ciebie też, ale jeśli możesz, to stań o własnych siłach. Wcale taki lekki nie jesteś. – Cmoknął mnie w skroń i odepchnął lekko od siebie.
Z niechęcią przeniosłem ciężar na nogi i stęknąłem głucho. O kurwa.
– No dobra. Trochę przesadziliśmy – przyznałem. Naprawdę mnie bolało i miałem ochotę krzywić się przy każdym ruchu. Musiałem się jednak powstrzymać przy Patryku, nie chciałem go niepokoić.
Chłopak obmył mnie delikatnie, a gdy wyszliśmy z kabiny, to też wytarł. Bawiło mnie to, ale równocześnie sprawiało przyjemność, więc się nie odzywałem, by go nie płoszyć. Ubraliśmy na siebie jedynie majtki i ruszyliśmy do łóżka. Niby nie zamierzaliśmy jeszcze spać, ale przyjemnie byłoby po prostu poleżeć obok siebie. Zresztą nie mieliśmy ochoty na oglądanie telewizji.
Z racji wygody wylądowałem na brzuchu, a Patryk wtulił się w mój bok. Kołdrę na razie skopaliśmy w nogi.
– A co z winem? – zapytał, gdy już się ułożyliśmy.
– Teraz o tym mówisz? Już mi się go nie chce szczerze powiedziawszy.
Zaśmiał się cicho i wsunął palce w moje wciąż mokre włosy. Zaczął się nimi bawić, a ja, gdybym mógł, mruczałbym z przyjemności. Uwielbiałem, gdy ktoś gładził mnie po głowie. Przymknąłem na moment oczy.
To właśnie wtedy, gdybym wiedział, wcale nie otwierałbym oczu. Może gdybym pozwolił mu na rozmyślanie, w końcu doszedłby do wniosku, że jednak ja jestem ważny, a nie jakaś głupia obietnica, którą złożył jako dziesięciolatek. Ale nie pozwoliłem mu na to, bo otworzyłem oczy i dostrzegłem, że jego dobry humor wyparował.
– Co się dzieje? – szepnąłem z obawą.
– Ja… – zaciął się i naraz miałem wrażenie, że podjął jakąś decyzję. Jego wzrok stał się pewny swego i nieustępliwy. – Wiem, co zrobię po gonitwie – stwierdził i zamilkł, zagryzając wargę.
– Co? – dopytałem, gdy cisza się przedłużała. Już wiedziałem, że to mi się nie spodoba.
– Wiesz, że muszę wygrać ten wyścig, prawda? – zabrzmiał tak, jakby potrzebował mojego potwierdzenia. Jednak, gdy nie odpowiedziałem, kontynuował – obiecałem to sobie. Jeśli w tym roku mi się nie uda, to przyjadę tu za rok… A jeśli za rok mi się nie uda, to będę próbował do skutku. – Dopiero teraz dostrzegłem niepewność. – Wiesz, co to oznacza?
– Że jeśli przegrasz, nie wrócisz ze mną do stajni – mój głos zadrżał. Stracę go. Już teraz wiedziałem, że go stracę.
– Tak. Znajdę kogoś z dobrym koniem i zatrudnię się u niego – szepnął. – Pytałem Tomasza, czy będzie wystawiał następne konie do Pardubickiej.
– Nie ma takich – mruknąłem. – Wiem.
– Właśnie. – Przymknął oczy i westchnął cicho. – Być może zostanę tutaj, to byłoby w sumie najwygodniejsze.
– Patryk. – Dotknąłem delikatnie jego policzka. – Obiecaj mi coś.
Niebieskie oczy znów spojrzały na mnie. Dostrzegłem w nich ból i zdałem sobie sprawę, że to dla niego tak samo ciężkie jak dla mnie. Obaj nie wierzyliśmy, że nasz związek może przetrwać rozłąkę. Przy Adamie mógł się łudzić, był z nim w końcu cztery lata. Lecz ze mną? Mnie znał pół roku, a od niecałych dwóch miesięcy się pieprzyliśmy.
– Obiecaj mi, że zrobisz wszystko, byśmy zdobyli pierwsze i drugie miejsce – szepnąłem. – Ja zawalczę o to z całych sił.
– Obiecuję. – Uśmiechnął się. – A ty obiecaj, że nie spowolnisz Sarnada przed metą.
Zaskoczył mnie tym. Naprawdę zaskoczył. To byłoby w moim stylu. W momencie, gdybym miał wybór, czy wybrać Patryka, czy konia, było oczywiste kogo bym wybrał. W przypadku Sarnada mogłem się jeszcze łudzić, że go odkupię.
Zacisnąłem usta, trawiąc przez chwilę tę prośbę.
– Obiecaj mi to – powtórzył. – Nie chcę wygrać na niby, to by się nie liczyło.
– Dobrze. – Mój głos wyraźnie drżał. – Obiecuję.
– Cieszę się. – Uśmiechnął się łagodnie, w sposób, który najbardziej kocham, bo był przeznaczony dla mnie. Nigdy nie widziałem, by uśmiechał się tak do kogoś innego. Ta specyficzna krzywizna ust, zmarszczenie oczu i napięcie policzków należało jedynie do mnie.
Wtuliłem się w niego mocniej.
Chciałem, by czas się zatrzymał.

28 listopada 2016

Na wesoło (gdyby nie zauważyć)

Parę cech, które posiadam i które sprawiają, że jestem takim a nie innym "pisarzem":

<zdeterminowanie>
Cztery miesiące po postanowieniu napisania nowej wersji Basisty,
osiem lat po stworzeniu postaci Toma...
Napisać pierwszy rozdział.

<skromność>
Cieszyć się z napisanego fragmentu jak głupia,
by po dziesięciu godzinach usunąć go i napisać raz jeszcze,
wywracając wszystko o sto osiemdziesiąt stopni.

<dążenie do perfekcji>

Nikt nie może pamiętać jak wyglądała pierwsza wersja powieści.
Nawet jej autorka.
Patrz "skromność"


<wyważenie>
Postać drugoplanowa, którą przed chwilą stworzyłaś
powinna mieć większą głębię niż główny bohater.

<kreatywność>
Mieć milion pomysłów na fabułę i nie wiedzieć co wybrać.
Oczywiście wybrać ten najgorszy.
(bo reszty nie umieć zrealizować)

<wszechwiedza>
Bo ten dzyndzel przecież miał jakąś nazwę...
Zajrzeć do słownika.
Nie wiedzieć jak znaleźć - przecież nie znać nazwy.

<poprawność językowa>
Mieć dysleksję.
Wiedzieć o zasadach pisowni więcej niż niejeden "humanista".
Nie wiedzieć jak napisać któ/ury.

23 listopada 2016

[21] Gonitwa


Tydzień zleciał nam błyskawicznie. Nie mogłem jeździć, ale nie nudziło mi się, gdy obserwowałem Patryka, trenującego z Gromem i Sarnadem. Byłem dumny, że nasze konie są w tak dobrej kondycji, przez co szatyn, gdy tylko wracaliśmy do domu, padał na łóżko i odsypiał, a ja szedłem do sklepu po produkty na obiad. No i robiłem ten obiad, wprawiając chłopaka w coraz większy podziw. Mieliśmy zwykłą, domową kuchnię do dyspozycji i cały jej sprzęt, więc mogłem szaleć z potrawami typu rolada z kurczaka ze szpinakiem. Miałem masę czasu, więc nawet odrobinę usztywniona dłoń nie mogła mi przeszkodzić w panoszeniu się w podobno kobiecej roli. A mówią, że to mężczyźni najlepiej gotują.
To w piątek zrobiłem właśnie tą roladę, a gdy usiedliśmy do stołu, Patryk spojrzał na mnie jak na jakiegoś przybysza z kosmosu, który jest, co prawda fajny, ale i równie niepokojący. Ja w zamian miałem ochotę parsknąć śmiechem, gdy kolejny raz z obawą spróbował danie, by z ulgą przyjąć, że jest pyszne. Nie rozumiałem, dlaczego cały czas wyczekiwał, aż coś zepsuję.
– Gdzie ty się nauczyłeś gotować? – zapytał po paru kęsach. Widać było, że powstrzymuje się, by nie rzucić się na jedzenie. Z pewnością był głodny, bo śniadanie jedliśmy przed ósmą, a teraz było parę minut przed czwartą po południu.
– W domu. – Wzruszyłem ramionami. – Gdy moja mama i tata pracowali na polu, ja robiłem obiady. Później zaczęła mi pomagać siostra… W sumie bardziej przeszkadzać. – Parsknąłem, przypominając sobie jaki czasem bałagan robiliśmy. Nigdy nie byłem dobry w ogarnianiu kuchni z równoczesnym robieniem obiadu. Dopiero, gdy miałem gotową potrawę, zaczynałem sprzątać.
– Ja niby też robiłem obiady… – mruknął, gdy przełknął. – Wiesz, dla mnie i dla ojca. Ale u mnie ograniczało się to do spalenia makaronu i zrobienia zbyt wodnistego sosu.
Spojrzałem na niego z rozbawieniem. Niektórzy ludzie – w tym on – uznają, że są ponad instrukcje na opakowaniu. Później się dziwią, że nie wychodzi.
– Jak twoja ręka? – zapytał po chwili milczenia i pochłaniania obiadu.
Ja miałem o wiele mniej nałożone, a i tak Patryk zjadł szybciej. Nie byłem głodny, gdy nie miałem żadnego wysiłku fizycznego. Siedzenie w miejscu było dla mnie wręcz nienaturalne i miało trochę dziwne konsekwencje – jak na przykład brak głodu i znużenie.
– Lepiej – wymlaskałem, oblizując przy tym widelec. – Opuchlizna już zeszła i tylko czasem mnie coś kłuje.
– To co, od poniedziałku jeździsz? – Odłożył sztućce na pusty talerz. – Dzięki. Było pyszne. – Uśmiechnął się szeroko.
– No pewnie. Dłużej w bezruchu nie wytrzymam.
Gdy i ja skończyłem jeść, Patryk zabrał nasze talerze do umycia. Przez chwilę mogłem bezkarnie wgapiać się w jego plecy. Ostatni raz kochaliśmy się jeszcze w Polsce i naprawdę zaczynało mi tego brakować. A mimo to po naszej kłótni miałem jakieś durne opory i nie mogłem się ich pozbyć. Nie obawiałem się go w sensie fizycznym, ale w psychicznym. Odkąd dopuściłem do siebie możliwość, że może mnie wykorzystywać, mój umysł nie potrafił się tego tak łatwo pozbyć i pozwolić mu na zbliżenie się. Cóż. Może to i dziwne, może i normalne, ale potrafiłem się oddać tylko komuś, komu ufałem.
Patryk na szczęście do tej pory niczego nie próbował, jakby czekając na mój ruch. Wyczuł zmianę we mnie i starał się do niej dostosować. Byłem mu za to naprawdę wdzięczny.
– A tak w ogóle – rzucił, zakręcając wodę i odwracając się w moją stronę. – Miałem cię wcześniej pytać, ale zapomniałem. Adam zapraszał nas do jakiegoś klubu. Podobno zebrał parę osób ze stajni i chcą dzisiaj się trochę wyszaleć.
– Myślisz, że to dobry pomysł? – Skrzywiłem się nieznacznie. – Wiesz, że będziemy musieli udawać, że podobają nam się dziewczyny.
– Wiem. Dla mnie to nie problem. – Uśmiechnął się lekko. – Przecież nie musimy przelecieć tych, z którymi będziemy tańczyć. Chodzi tylko o rozrywkę, żeby nie siedzieć w mieszkaniu jak te kołki. – Przechylił głowę na bok, uśmiechając się przy tym dość specyficznie. – I możemy trochę wypić. Jutro i tak są jakieś zawody, więc nie ma gdzie jeździć.
– No to dobra. – Wzruszyłem ramionami. – Możemy iść.
W sumie nie za bardzo mi się chciało, ale widziałem, że Patryk ma ochotę na to wyjście. A nie poszedłby sam, gdybym odmówił. Już od dawna robiliśmy wszystko albo razem, albo wcale. Nie miałem pojęcia w którym momencie stało się to dla nas tak oczywiste.
***

Ubraliśmy się wyjściowo, ja w moje zwyczajowe czarne spodnie i tym razem niebieską, przydługą bluzę – zakrywającą ramiona, na których wciąż widniały słabe ślady naszej szarpaniny – a Patryk założył białe spodnie, czarną bluzkę i skórzaną kurtkę. Coś czułem, że dziewczyny nie dadzą mu dzisiaj spokoju. A przynajmniej ja bym mu nie dał, gdybyśmy byli w innych, bardziej sprzyjających warunkach.
Około dwudziestej pierwszej zamówiliśmy taksówkę (Patryk, skubany, zdobył numer) i pojechaliśmy na wskazany przez Adama adres. Wylądowaliśmy w dość zadbanej ulicy, zaraz przy klubie. Zdziwił mnie porządek i dobre oświetlenie tego miejsca. Widać też było, że kamienice są czyste i zadbane.
Weszliśmy z Patrykiem do klubu i zaczęliśmy szukać Adama w tłumie ludzi. Trochę nam zajęło, zanim wypatrzyliśmy go siedzącego w jednej z loży z dwoma mężczyznami i kobietą. Dołączyliśmy do nich.
– Seba, Patryk! – krzyknął Adam, gdy tylko nas zobaczył. – Myślałem już, że nie przyjdziecie! – Wstał i klepnął Patryka w ramię, bo był bliżej. Uśmiechnąłem się, widząc skrzywienie na twarzy chłopaka. Uderzenie Indianina zwykle odczuwało się przez jakiś czas.
Adam szybko przedstawił wszystkich, po prostu wymieniając imiona. Klara, Mirek i Natan, jak się okazało, cała nasza szóstka była z Polski, a wodzu postanowił nas zintegrować, by pokazać Czechom jak się powinno pić. Od razu skrzywiłem się na te słowa, bo wcale nie lubiłem dużej ilości alkoholu. Czasem zdarzało mi się przesadzić, święty nie byłem, ale zwykle próbowałem wypić tyle, by na drugi dzień nie umierać od odwodnienia.
Wszystkich tutaj – oprócz Patryka – można było opisać jednakowo. Niscy, szczupli i w miarę dobrze zbudowani. Jak to dżokeje. Ale i tak zauważyłem, że byłem najniższy z mężczyzn. Jedynym pocieszeniem była drobniejsza ode mnie Klara, choć w sumie to żadne pocieszenie, bo jest kobietą. Czasem mój kompleks odnoście wzrostu wkurzał mnie samego. Zawsze musiałem się porównywać. Co z tego, że byłem przystojniejszy od Mirka i Natana razem wziętych… Tak… Cóż. Jakoś musiałem się dowartościować.
– Chcesz piwo czy jakiś drink? – zapytał mnie Patryk. Zmarszczyłem lekko brwi, z początku nie wiedząc po co pyta, przecież sam mogłem sobie kupić. Na szczęście po kilku sekundach wgapiania się w niego, przypomniało mi się, że przecież nie znam czeskiego.
– Piwo – powiedziałem w końcu i wbiłem wzrok w stolik, przy którym usiedliśmy. Był brązowy z czarnymi żyłkami, gładki i zimny w dotyku.
Uwinął się z tym szybko. A przynajmniej na tyle, by czwórka naszych starszych towarzyszy nie przypomniała sobie, że siedzę obok i nie zagadała do mnie. Podobało mi się, gdy mogłem ich słuchać i sam nic nie mówić. Tematem były oczywiście wyścigi. A konkretnie jutrzejsza gonitwa. Kłócili się o to, który z koni jest najlepszy, a ja serio nie miałem pojęcia po co się tak ekscytują pochodzeniem rodowym jednego z koni. I tak połowę sukcesu wierzchowiec zawdzięcza jeźdźcowi, a z tego, co słyszałem, gdy wymieniali nazwiska, owy tak wspaniały koń będzie miał beznadziejnego dżokeja. Nie ma szans na wygraną.
Patryk podał mi piwo i sam usiadł obok mnie ze swoim.
– Jak wam idą treningi? – zapytał Adam, gdy ich dyskusja trochę ucichła.
– A dobrze. – Szatyn uśmiechnął się szeroko i odstawił kufel. – Teraz, gdy jestem zmuszony jeździć na obu koniach. – Poklepał delikatnie moją zabandażowaną dłoń, którą chwilę wcześniej położyłem na stoliku. – To naprawdę treningi dają mi w kość. Przez ostatnie pół roku jeździłem tylko na Gromie, trochę się odzwyczaiłem. – Wzruszył ramionami i zerknął na mnie.
– No. Bylebyś nie przesadził – stwierdził Adam. – Tomasz by mnie zabił, gdybyś się przetrenował – zaśmiał się cicho.
– A co? Obiecałeś nas pilnować? – prychnąłem. Wiedziałem, że Adam i trener się przyjaźnią, ale nigdy nie umiałem rozgryźć, na ile sobie ufają, a na ile chcą po prostu poznać swojego przeciwnika.
– Coś w tym stylu – mruknął Indianin i popił swoje piwo.
– Tak bardzo nadajesz się na niańkę – prychnęła kobieta i zaśmiała się cicho.
Adam jedynie na nią spojrzał krótko i wzruszył ramionami. Widać było, że nie obchodzi go jej zdanie.
– Wasza trójka bierze udział w Wielkiej Pardubickiej? – zdziwił się Mirek. Facet miał około trzydziestki i kilkudniowy zarost na twarzy, co go jeszcze bardziej postarzało. Teraz przecierał go dłonią z zamyśleniem.
– No tak. Mówiłem ci – odpowiedział Adam.
– Wiem, ale nie spodziewałem się dzieci. – Wskazał na nas. – Ile macie lat?
– Dwadzieścia. – Patryk wzruszył ramionami. Nie widać było, żeby ubódł go komentarz o dzieciach. W końcu to my braliśmy udział w Pardubickiej, a nie ten mężczyzna. Mógł sobie więc gadać, co chce. – A Seba dwadzieścia trzy.
– I macie już tytuł dżokejski? – Tym razem zdziwionym był Natan.
– Tak – mruknąłem. Nie rozumiałem ich poruszenia.
– Wow. Gratulacje. Ja zdobyłem go dopiero po pięciu latach wyścigów. – Mężczyzna uśmiechnął się do nas szeroko.
Na szczęście temat szybko zszedł na jakieś pierdoły i mogłem się wyłączyć, pozwalając, by Patryk przejął na siebie ich zainteresowanie. Ja w spokoju popijałem piwo i co jakiś czas zerkałem na parkiet, gdzie tłumek ludzi wywijał do rytmu muzyki. Sam chętnie bym zatańczył.
Po trzecim piwie – później ja po nie szedłem, gdy Patryk powiedział mi jak je kupić – stwierdziłem, że mogę już poprosić Klarę na parkiet. Była trochę zdziwiona, bo pewnie uznała mnie za jakiegoś mruka, gdy się nie odzywałem, ale i tak chętnie na to przystała.
Dołączyliśmy do tańczących i sami zaczęliśmy się ruszać. Było przyjemnie i rozluźniająco. Nie musiałem się bardzo starać, bo Klara sama nie umiała tańczyć. Bawiliśmy się więc, co jakiś czas śmiejąc się z naszych poczynań. Musieliśmy wyglądać dość zabawnie.
W pewnym momencie zauważyłem, że reszta też wyszła na parkiet i zaczęli tańczyć z jakimiś dziewczynami. Odnalazłem wzrokiem Patryka i pociągnąłem Klarę w jego stronę. Po chwili odbiłem mu dziewczynę, a on trochę zdziwiony zaczął tańczyć z Klarą. Musiałem przyznać, że miał dobry gust. Brunetka, którą wcześniej wybrał, tańczyła świetnie i mogłem patrzeć w nieskończoność jak się obraca. Podziwiałem kobiety, że nie kręci się im w głowach. Chociaż może nie była to do końca prawda, bo nie raz musiałem nieznajomą ustawić do pionu, gry traciła równowagę. Ale mimo tych krótkich chwil, poddawała się mojej woli i kręciła naokoło mnie. Miałem z tego niezłą zabawę – trochę niemal sadystyczną, bo chciałem sprawdzić ile wytrzyma.
– Niezła jest, co? – usłyszałem w pewnym momencie głos Patryka przy swoim uchu. Klara gdzieś mu uciekła, a on stanął bardzo blisko mnie. Spojrzałem na niego krótko i zaraz się odsunąłem, bo miałem wrażenie, że się zapomniał.
Patryk uśmiechnął się na moją reakcję. Tym razem to on odbił mi dziewczynę i pociągnął ją w tłum, pozostawiając mnie z niczym. I dobrze, pomyślałem.
Wróciłem do naszego stolika i usiadłem ciężko na ławie, którą wcześniej zajmowali nasi starsi towarzysze. Po chwili bezczynnego siedzenia poszedłem sobie po piwo i wróciłem na to samo miejsce. Wypatrywałem Patryka na parkiecie i piłem powoli z kufla.
Jakiś czas później dołączył do mnie Adam. Chyba też miał dość tańca. W sumie trochę dziwiło mnie, że wybrał takie miejsce. Z tego co wiedziałem, ma żonę i córkę, i nie za bardzo przepada za jakąkolwiek formą imprez. No, ale zwykle tak było przed zawodami. Nie znałem go z innej strony, gdy siedzi bezczynnie i nie ma nic do roboty. Teraz był w Pardubicach, ale jego koń miał dopiero przyjechać kilka dni przed gonitwą. Jeszcze co najmniej przez dwa tygodnie nie będzie miał co robić.
– Co? Nie udało się odbić brunetki z rąk Patryka? – zaśmiał się do mnie i poprawił gumkę, którą związał włosy.
Wzruszyłem jedynie ramionami i dalej wgapiałem się w mojego chłopaka. Byłem już w takim stanie, że bawił mnie komentarz Adama. Tak, niech sobie myśli, że patrzę na dziewczynę, podczas gdy pożerałem wzrokiem Patryka. Gorzej, gdy chłopak wyłapał to spojrzenie i teraz co chwilę zerkał w naszym kierunku. To już mogło być bardziej podejrzane, więc niechętnie odwróciłem od nich wzrok.
– O co wam w ogóle wtedy poszło? – zapytał Adam, na co zmarszczyłem się z niezrozumieniem. Powie ci taki od środka i weź się domyślaj o co chodzi. – Czemu uderzyłeś Patryka? – sparafrazował.
– Wkurzył mnie – zaśmiałem się cicho i do twarzy przylepił mi się głupi uśmiech. No bo co miałem powiedzieć? Niech się domyśla o co chodzi. – Szkoda tylko, że sam zrobiłem sobie przy tym większą krzywdę niż jemu.
– Czasem was nie rozumiem – stwierdził mężczyzna, wzdychając. – Na poprzednich zawodach zatrzymałeś się, gdy spadł. Ogólnie trzymacie się razem, obojętnie co byście nie robili, z tego co dowiedziałem się od Tomasza. Kilka dni temu walnąłeś go po mordzie, bo cię wkurzył i nie odzywaliście się do siebie, dopóki nie zorientował się, że coś ci się stało. A teraz próbujecie sobie nawzajem odebrać panienkę i widać, że was to szczerze bawi.
– Widzisz? Prawdziwa przyjaźń. – Parsknąłem śmiechem po raz kolejny. Nie wiem, gdzie on widział to podbieranie. Po prostu oboje z nią zatańczyliśmy. Wielka mi rzecz.
Adam nie odpowiedział, tylko wlepił wzrok w parkiet. No i w Patryka, który debilnie co chwilę odwracał wzrok w naszą stronę – niby przypadkiem. Wsadziłby sobie ten przypadek w dupę, bo z dala widać o co chodzi.
Spochmurniałem trochę. Adam za dużo myśli i analizuje. Po cholerę mu to?
– Muszę do łazienki – stwierdziłem nagle i wstałem. Zostawiłem Adama samego ze swoimi przemyśleniami. Niech sobie robi z nimi co chce, byleby nie zaglądał do naszej sypialni.
Wysikałem się, umyłem ręce i już wychodziłem z kibla, gdy nagle ktoś wepchnął mnie do niego spowrotem. Miałem szczęście, że nikogo tu teraz nie było, bo tym kimś okazał się Patryk, który przycisnął mnie do ściany i mocno pocałował.
Stęknąłem mu w usta bynajmniej nie z przyjemności i odepchnąłem.
– Co ty kurwa robisz? – warknąłem wściekły, a chłopak spojrzał na mnie z zaskoczeniem. Widać było, że jest wstawiony. A niby tylko trzy piwa.
– Myślałem, że… – zaczął niepewnie i cicho. Usłyszałem go tylko dlatego, że drzwi tłumiły muzykę.
– Raczej nie myślałeś – prychnąłem. – Moje gapienie się na ciebie i brunetkę to co innego jak twoje na mnie, gdy obok siedzi Adam – wytknąłem.
Patrzyliśmy chwilę na siebie. Ja wściekły, a on trochę wystraszony.
– Sorry – mruknął w końcu i przetarł twarz dłońmi. Widziałem, że mu głupio. I wiedziałem, że te moje gapienie się, dało mu w końcu sygnał, że jestem zainteresowany. Z pewnością na niego czekał, więc widząc go, stwierdził, że pewnie wiem co robię. Powinniśmy porozmawiać, pomyślałem, a nie bawić się w jakieś dziwne podchody i domysły. W których zresztą nigdy nie byłem dobry.
– Jedziemy do mieszkania, co? – zapytałem z nadzieją.
– Mhm – mruknął.
Wyszliśmy z kibla i poszliśmy po kurtkę Patryka, która została na siedzeniu przy naszym stoliku. Adam spojrzał na nas uważniej.
– Jedziemy już – wyjaśniłem. – Patryk źle się poczuł.
Cóż. Przynajmniej wyglądał na takiego. Jego naburmuszona i zmęczona twarz mogła to potwierdzać. Nie przejął się tym, że zwalam winę na niego.
– Spoko. Uważajcie na siebie – usłyszeliśmy na pożegnanie od Adama i wyszliśmy z klubu.
– Musisz zadzwonić po taksówkę – przypomniałem, gdy zauważyłem, że przystanął i bezmyślnie wgapia się w przestrzeń.
Zerknął na mnie krótko i wyciągnął komórkę, by zadzwonić. Czekaliśmy w milczeniu kilka minut, by w końcu móc wsiąść do samochodu i pojechać do mieszkania.
Gdy zamykaliśmy za sobą drzwi na klucz, była już pierwsza w nocy. Patryk od razu zajął łazienkę, a ja przysiadłem na podłodze małego korytarza. Byłem zmęczony, a atmosfera między nami zrobiła się nie do zniesienia. Nie wiedziałem jak i czy mogę ją naprawić.
Chłopak wyszedł z łazienki po jakichś dziesięciu minutach w samych spodniach dresowych. Mój wzrok automatycznie padł na jego tors, ładnie opalony i płaski. Nie dane mi było go długo oglądać, bo chłopak odwrócił się ode mnie z zamiarem wejścia do sypialni.
– Patryk… – szepnąłem, wstając z podłogi – Poczekaj.
Przystanął i zerknął na mnie niepewnie. Było mi dziwnie widzieć go takim. Nie pasowała do niego ta uległość i w pewnym sensie zrezygnowanie.
– Przepraszam, że na ciebie naskoczyłem. – Stanąłem pomiędzy nim a drzwiami do sypialni. Chciałem widzieć jego twarz.
– Co się w ogóle dzieje? – zapytał spokojnie. – W sensie… Mam wrażenie, że się mnie boisz od tamtej kłótni. Uciekasz przed moim dotykiem, a gdy widzisz, że chcę cię pocałować… To robisz taką minę, że mam wrażenie, że ci robię krzywdę. – Westchnął. – Niby mi wybaczyłeś, a jednak… Coś się zepsuło.
– Sam nie wiem, dlaczego tak reaguję.– Skrzywiłem się. W sumie wiedziałem, ale dziwnie byłoby to powiedzieć na głos. To był strasznie głupi powód. Niemal się go wstydziłem.
– To co mam zrobić? – szepnął. – Chciałem ci dać czas. Poczekać aż sam będziesz chciał… – zaciął się. – Ja wiem, że wcale dużo nie minęło, ale męczy mnie to. Nie tyle brak kontaktu, co niepewność, co się w ogóle dzieje.
– Przepraszam – mruknąłem.
– Boisz się mnie? – zapytał, robiąc mały krok w moją stronę.
– Nie…
– Nie ufasz mi? – Tym razem trafił z pytaniem. Zagryzłem wargi i wbiłem wzrok w podłogę między nami. – Dlaczego?
– To głupie – jęknąłem. Alkohol trochę ułatwił rozplątanie języka. Nie byłem pijany, nie kręciło mi się w głowie, ale czułem się rozluźniony. Tyle wystarczyło. – Zobaczyłem wtedy, że wystarczyłoby parę słów i zniszczyłbyś mi życie… Ja… Wystraszyłem się.
– Przecież wiesz, że bym tego nie zrobił – mruknął. – To jest coś, co wychodzi ponad nasze kłótnie. Obojętnie co by się stało, obojętnie na co i dlaczego byłbym zły, nie mam prawa mówić Tomaszowi o twojej orientacji. Jemu ani nikomu innemu.
Zaskoczony spojrzałem mu w oczy. Trafił dokładnie w to, czego się obawiałem. Ale skąd miałbym wiedzieć, że kiedyś mu się nie odwidzi i nie zechce się na mnie o coś zemścić?
– I tak w ogóle… – zaczął już trochę pewniej. – Nie uważam cię za gorszego, bo pozwalasz mi dominować. Z Adamem tylko dwa razy w ciągu naszego czteroletniego związku byłem na górze. I to tylko dlatego, że za pierwszym razem bałem mu się oddać, a za drugim zagroziłem, że od niego odejdę.
Uśmiechnął się lekko, widząc na mojej twarzy zaskoczenie i niedowierzanie.
– Oj, no nie patrz tak – prychnął z rozbawieniem. – Widziałeś nas razem. Chyba nie sądziłeś, że pozwoliłby mi się rządzić?
Kompletnie nie spodziewałem się, że powie mi kiedykolwiek, co było pomiędzy nim, a Adamem. Nie potrafiłem sobie wyobrazić jak mógł między nimi wyglądać seks. W sumie nawet nie chciałem. Patryk był teraz ze mną i wydawał się być zadowolony z naszych zbliżeń.
– Ale ty… – zaciąłem się. – Ty uwielbiasz dominować…
– A ty uwielbiasz być na dole. – Uśmiechnął się radośnie. – Nie wszystko zawsze idzie po naszej myśli.
Skrzywiłem się i oparłem o zamknięte drzwi. Jego szczerość pozytywnie na mnie wpływała.
– Wiesz… – szepnął po chwili naszego milczenia i wgapiania w siebie. – Jeśli cię to uspokoi, możemy się zamienić… W sensie… No w sumie w każdej chwili możesz, jeśli chcesz, ale teraz…
Nie powstrzymałem cichego śmiechu, słysząc jego plątanie, a Patryk zamilkł, zaciskając mocno usta. Zawsze bardziej krępował się ode mnie, choć wcale nie miał powodu. To było urocze.
– A mógłbyś powiedzieć o co ci chodzi w jednym, w miarę krótkim zdaniu? – zapytałem.
– Chcę ci się oddać – mruknął, czerwieniejąc na twarzy.
Zamrugałem zaskoczony. Nie. Tego stanowczo nie potrzebowałem. Ale dzięki tym słowom poczułem się o wiele bardziej pewnie. Jakby wszystko trafiło na swoje miejsce. Zaskoczyło.
– Jeśli kiedyś naprawdę będziesz chciał… – zacząłem i naraz objąłem go za szyję, ciągnąć w swoją stronę i zbliżając usta do jego ucha. – Ale teraz myślę, że nie musimy niczego udowadniać.
Jego silne ręce objęły mnie mocno, pewnie. Schował twarz w moich włosach na sekundę, po czym pocałował w skroń. Westchnąłem cicho i wtuliłem się w jego ramiona. O dziwo ta rozmowa wystarczyła. Poczułem się pewniej, gdy dostrzegłem, że on też to wszystko przeżywa. Na swój własny, zamknięty sposób, ale jednak.
– Kocham cię – szepnąłem i odwróciłem twarz ku niemu, by go pocałować. Niestety – albo stety – zostałem powstrzymany. Chłopak złapał dłońmi moją twarz i wpatrzył się w moje oczy.
– Też cię kocham – powiedział z pewnością w głosie i przyciągnął do czułego pocałunku.

16 listopada 2016

[20] Gonitwa


Rozmawiałem z Danielem niemal dwie godziny. Wsłuchując się w jego spokojny głos, sam poczułem się o wiele lepiej. Nie wiedziałem co będzie dalej ze mną i Patrykiem, ale wiedziałem, że oboje daliśmy się ponieść emocjom.
 Opowiadając Danielowi o mojej i Patryka relacji, poukładałem sobie w głowie parę rzeczy. Wiedziałem, że ta kłótnia pokazała jedną, bardzo ważną rzecz: tak naprawdę nie miałem pojęcia, komu mogę zaufać – trenerowi czy Patrykowi. Oboje niby chcieli dla mnie dobrze, ale też będą mieć własne korzyści z dawanych mi rad. Daniel również to zauważył. Jednak nie ostrzegał mnie przed żadnym z nich, po prostu stwierdził fakt. W tym momencie czułem, że jedynemu, któremu mogę ufać całkowicie, to Danielowi. On nie miał żadnej korzyści z mojego powodzenia, lub niepowodzenia. Cieszyłem się, że go mam, był jasnym punktem w otaczającej mnie ciemności.
Gdy skończyłem z nim rozmawiać, poszedłem do łazienki, by się wykąpać. Czułem się brudny, choć nawet na chwilę nie wyszedłem z domu. Szybko pozbyłem się swoich ubrań i spojrzałem w lustro.
Jęknąłem, widząc zasinienia na rękach. Dłonie Patryka pozostawiły na mnie bolesne ślady, które szpeciły moje ciało. Przesunąłem po nich dłonią, krzywiąc się z odrazą. Do tego wszystkiego bolał mnie nadgarstek, którym przywaliłem szatynowi. Miałem jedynie nadzieję, że nie zrobiłem sobie czegoś. Miałem opuchniętą dłoń, ale ruszać palcami umiałem, więc nie było tak źle.
 Wszedłem pod prysznic, łudząc się, że zmyję z siebie ślady i wspomnienia dzisiejszego dnia. I przede wszystkim wrażenie, że jestem nieczysty, zbrukany. Nie wiem ile stałem pod lodowatą wodą, ale cały się trząsłem, gdy zakręciłem kran. Myliłem się, sądząc, że to w czymkolwiek mi pomoże. Jeszcze tego brakuje, żebym się przeziębił. Szybko wytarłem się ręcznikiem i ubrałem czarne spodnie od piżamy, marząc, by znaleźć się pod ciepłą kołdrą.
Gdy przekroczyłem próg sypialni, zauważyłem Patryka siedzącego na moim łóżku. Był pochylony w przód i zasłaniał twarz dłońmi, jednak gdy tylko mnie usłyszał, zaraz podniósł głowę. W czasie, gdy brałem prysznic, musiał się przebrać, bo na sobie miał szary dres.
– Seba ja… – zaciął się, patrząc na moje ramiona. Na jego twarzy najpierw malowało się zaskoczenie, by zaraz przerodzić się w strach i zawstydzenie. – O Boże… – Powoli wstał i podszedł do mnie. – Przepraszam – szepnął, stając na wyciągnięcie ręki. Wahał się, czy może podejść bliżej. I dobrze, bo nie byłem pewny czy chcę, żeby mnie dotykał.
On też miał siniaka. Niewielkiego, ale za to w miejscu, gdzie nie może go zasłonić. Na lewej kości policzkowej. W jakimś sensie poprawiło mi to humor. Chciałem, by wiedział, co mnie tak naprawdę w tym wszystkim zabolało. Nie to, że on też chciał wygrać – przecież to było oczywiste – ale chęć zniszczenia mi życia. I sprawienie, że poczułem się jak nic niewarty śmieć.
– Miałeś rację – powiedział nagle skruszony.
– Z czym? – Zapowiadała się kolejna ciężka rozmowa, wiec odłożyłem rzeczy na komodę i sam się o nią oparłem, wbijając wzrok w szatyna.
– Poczułem się zagrożony – wyjaśnił. – Cholera… – Spojrzał na okno, za którym mieliśmy doskonały widok na zachodzące słońce. – Sarnad jest lepszy od Groma. Jeśli będziesz chciał wygrać, to możesz to osiągnąć o wiele łatwiej niż ja…
– Widziałeś co się ostatnio stało – szepnąłem. – To nie jest pewne… Wystarczy trochę dekoncentracji i…
– I co? Mam ci życzyć źle? – prychnął,  znów spoglądając na mnie niebieskimi oczami. – Po prostu dotąd miałeś to gdzieś i nie musiałem się o to martwić. Jeden przeciwnik mniej, nie? Ja miałem powód, by wygrać, a ty żeby przejechać to bezpiecznie. Teraz oświadczasz mi, że MUSISZ wygrać. – Jego spojrzenie znów padło na moje ramiona. – Przepraszam. Poniosło mnie… Gdy do tego wszystkiego mnie jeszcze uderzyłeś…
– A myślisz, że dlaczego to zrobiłem? – przerwałem mu. Chłopak zmieszał się nieznacznie. – Nie chodzi o twoją złość na mnie za chęć wygraną, czy nawet za naiwność – wyjaśniłem spokojnie. – Ale gdy powiedziałeś, że zadzwonisz do Tomasza… I gdy… – Zagryzłem usta. Chciałem, by wiedział jak się poczułem, ale trudno było to powiedzieć na głos. – Myślisz, że jestem twoją zabawką? Oddałem ci się, bo cię kurwa kocham! – krzyknąłem, czując jak zaciśnięte gardło zmienia się powoli w łzy. Na razie udawało mi się je powstrzymać, ale było coraz ciężej. – A po twoich słowach poczułem się jak gówno. Dajka, którą w sumie się przy tobie stałem! – warknąłem z bólem. Żałowałem, że pokazuję przed nim prawdziwego siebie. Że nie mogłem udawać, że mnie to nie rani.
– Nie, Seba… – szepnął, podchodząc do mnie bliżej, a ja momentalnie się spiąłem. – Nigdy tak o tobie nie myślałem… Dałem się ponieść emocjom, chciałem cię skrzywdzić… – Skrzywił się nieznacznie. – Ale mówiłem ci już, że nie jesteś mi obojętny… Nigdy nie…
Zamilkł, gdy minąłem go i ruszyłem w stronę swojego łóżka. Było mi zimno i nie chciałem tego słuchać. Nie potrafiłem wierzyć w jego szczere intencje. Nie w tym momencie, gdy wszyscy wydawali się być wrogami. Wszyscy oprócz Daniela.
Ściągnąłem kołdrę i usiadłem na łóżku, owijając się nią. Uch. O wiele lepiej.
– Seba. – Patryk usiadł obok, na skraju materaca, odwrócony w moją stronę. – Zrozum, ja…
– Czego ty teraz chcesz, co? – zapytałem zmęczony. Oparłem się o ścianę za mną i wpatrzyłem w mężczyznę, którego kocham. Jednak czy to uczucie jest silniejsze od mojej dumy? Nie miałem pojęcia. Jedno jest pewne – zawsze ciężko mi było zaufać. A teraz, widząc jak mocno Patryk może mnie zranić, zacząłem się zastanawiać, czy warto dalej to ciągnąć. Wystarczyłoby kilka niefortunnych słów, by pozbawił mnie przyszłości.
– Jak to co? – Zmarszczył brwi. – Chcę, żebyś mi wybaczył…
Zagryzłem wargi, nie widząc co zrobić. Pogubiłem się. Z jednej strony chciałem powiedzieć mu, że już wszystko dobrze, z drugiej wykrzyczeć w twarz, żeby stąd wyszedł i zostawił mnie w spokoju. Suma summarum w ogóle się nie odezwałem, a on zinterpretował to po swojemu.
– Rozumiem – mruknął i wstał. Rzucił mi jeszcze długie spojrzenie i wyszedł z pokoju.
Gdyby jeszcze można było określić po czyjej stronie leży wina, pomyślałem z westchnieniem. Ale tutaj oboje zawiniliśmy. Pogubiłem się już całkowicie.
***

Następnego dnia razem pojechaliśmy do stajni. Nie odzywaliśmy się do siebie częściej, niż było to potrzebne, ale rozumieliśmy, że jako taka współpraca jest potrzebna. W końcu mieliśmy zająć się ogierami. Tak więc parę minut po ósmej byliśmy już przy koniach. Pracownicy ośrodka nakarmili je wcześniej, więc teraz pozostało nam wyczyścić ogiery, osiodłać i zabrać na trening. Na tor mogliśmy wjechać dopiero o dziesiątej, ale do tego czasu mogliśmy się kręcić po polu obok, więc chcieliśmy z tego skorzystać.
Co jakiś czas krzywiłem się, gdy musiałem przeciążyć prawy nadgarstek. Dzisiaj bolał mnie o wiele bardziej niż wczoraj. Przetarłem go po raz kolejny przy zakładaniu siodła i zakląłem cicho.
– Gdzieś przywalił? – usłyszałem za sobą głos Adama i aż podskoczyłem ze strachu. – Spokojnie – zaśmiał się.
Spojrzałem na niego, stojącego na korytarzu. Zmarszczył brwi, gdy jego wzrok padł na Patryka i chyba już nie musiałem mu odpowiadać na pytanie, bo sam doszedł do właściwych wniosków. Nie dało się nie zauważyć siniaka na twarzy szatyna. Nawet nie próbował go ukrywać. Zresztą obaj nie mieliśmy pojęcia jak mógłby to zrobić.
– Oj, chłopcy – parsknął mężczyzna. – Zostawić was chwilę samych… – Pokręcił głową z rozbawieniem i wszedł do boksu Sarnada. Bez ceregieli chwycił mnie za rękę, na co syknąłem głośno. Zabolało. – Bić to ty się nie potrafisz – stwierdził, oglądając moją dłoń i nie pozwalając, bym ją mu zabrał. Po chwili spojrzał mi w oczy z uwagą. – Nie wsiadaj dzisiaj na Sarnada, no chyba, że chcesz, żeby ci uszkodził palce. Wiem jak szarpie, a ta opuchlizna nie wygląda za dobrze.
– To co mam zrobić? Musimy trenować. – Uniosłem brwi.
– Ależ proszę bardzo. – Wzruszył ramionami. – Ale wyłączysz palce z użytkowania na miesiąc, a nie tydzień. A powiedz mi, kiedy my mamy Wielką Pardubicką? – Udał, że się zastanawia. – Zresztą wsiadaj, jednego przeciwnika mniej. – Mrugnął do mnie i wyszedł z boksu.
Patrzyłem za nim z niedowierzaniem. Serio mogę sobie to pogorszyć? W sumie nie myślałem o tym, czy będzie bolało w trakcie jazdy.
Usłyszałem jak Patryk zamknął Groma, a po chwili znalazł się przy mnie. Jego mina nie wróżyła nic dobrego.
– Ty debilu – syknął, chwytając mnie za rękę tak samo, jak przed chwilą Adam. – Czemu mi nie powiedziałeś?
– Kiedy? – sarknąłem. – Pomiędzy tym jak cię uderzyłem, a zacząłeś mnie szarpać, czy rano, gdy w ogóle się do siebie nie odzywaliśmy?
Spojrzał na mnie gniewnie i zaczął rozsiodływać Sarnada.
– Co ty robisz? – zapytałem z irytacją.
– Nie będziesz dzisiaj jeździł – oświadczył i położył cały sprzęt przed boksem. Później zrobił to samo z Gromem. Wyszedłem na korytarz, nie wiedząc co ze sobą zrobić. Obaj zrezygnujemy z treningu? To bez sensu.
– Chodź – rzucił i ruszył w stronę wyjścia ze stajni.
Zaprowadził mnie, jak się okazało, do pielęgniarki, która była w tym ośrodku w razie jakiegoś wypadku. Przy tylu ludziach i zwierzętach musiał być na miejscu jakiś lekarz i weterynarz. Stałem obok Patryka, tłumaczącego coś kobiecie i czułem się naprawdę głupio. Serio byłem aż tak beznadziejny, żeby uderzając kogoś bardziej uszkodzić siebie, niż tą osobę?
Swoją drogą Patryk o wiele lepiej posługiwał się czeskim niż trener. Zastanawiałem się z czego to się brało, przecież mieszkał w Gdańsku i wątpiłem, by często tu przyjeżdżał.
Młoda pielęgniarka spojrzała na mnie, gdy chłopak skończył mówić i wyciągnęła rękę, pewnie chcąc zobaczyć moje… obrażenie. Podałem więc jej dłoń i zaraz skrzywiłem się, gdy nacisnęła na knykcie. Powstrzymałem się od wyrwania ręki, choć było naprawdę ciężko, bo ból przeszył mnie aż do ramienia.
Powiedziała coś do Patryka, który skrzywił się nieznacznie.
– Podejrzewa, że mogłeś wybić sobie kciuka, ale nie jest pewna. Teraz jest ok, bo samo wskoczyło na miejsce, ale nie powinieneś tego nadwyrężać – przetłumaczył.
Kiwnąłem głową. Kobieta puściła mnie i zaczęła szperać w jakiś szafkach.
Po chwili podeszła do mnie z jakąś tubką i zaczęła smarować okolice mojego kciuka i palca wskazującego. Na to założyła mi opatrunek i doprawdy nie miałem pojęcia po co. Przecież ani to usztywnia, ani chroni jakąś ranę… Jednak nie protestowałem. Zresztą nawet nie miałem jak, a nie chciałem, by Patryk tłumaczył o co mi chodzi.
Gdy skończyła, podała mi maść i coś powiedziała. Spojrzałem na Patryka pytająco.
– Masz tym smarować, aż nie zejdzie opuchlizna – wyjaśnił i pożegnał się po czesku. – Później przyjdziemy jej zapłacić za tą maść – powiedział, gdy wyszliśmy z jej gabinetu.
– Mhm – mruknąłem. – Dzięki.
– Jak ty mnie w ogóle walnąłeś? – zapytał nagle, przystając.
Przez chwilę patrzyłem na niego z niezrozumieniem. Jak to „jak”?
– Normalnie… Chyba. – Wzruszyłem ramionami.
– Zaciśnij pięść – poprosił, a ja pomachałem mu obandażowaną dłonią przed oczami, nie było szans, żebym teraz zgiął palce. – Drugą. – Zaśmiał się, a gdy zrobiłem o co prosi, umilkł. – No i wyjaśnione.
– Co?
– Nie możesz trzymać kciuka. – Chwycił mnie za lewą rękę i poprawił moją zaciśniętą pięść. – Inaczej znowu zrobisz sobie krzywdę.
– A co, planujesz znowu dostać? – Uśmiechnąłem się lekko. Jego dotyk poprawiał mi humor. I mimo złości, która jeszcze we mnie siedziała, już wiedziałem, że mu wybaczyłem.
– Wolałbym nie. – Odwzajemnił uśmiech. Jego oczy w końcu przybrały swój naturalny wyraz, co naprawdę przyjąłem z ulgą. Nie czułem się swojo, widząc go w złości, albo smutnego.
Chrząknąłem, czując się coraz bardziej niezręcznie. Jego wzrok palił i miałem ochotę do niego przylgnąć. Nawet jeśli staliśmy na środku korytarza, gdzie każdy mógłby nas zobaczyć.
– To co dzisiaj robimy? – zapytałem, chcąc jakoś przerwać milczenie.
– Nic. – Wzruszył ramionami. – Jutro mogę pojeździć na obu koniach, ale dzisiaj dajmy sobie spokój. – Spojrzał za siebie, jakby upewniając się, że nikogo nie ma, a później bez ostrzeżenia mocno mnie przytulił. – Przepraszam – szepnął mi do ucha, trzymając w żelaznym uścisku, jakby się bał, że mu ucieknę.
– Ja też przepraszam. – Wtuliłem się w niego, zaciskając zdrową dłoń na jego bluzie. Jego zapach mnie uspokajał, koił zszarpane nerwy. Naprawiał to, co zostało rozbite w moim wnętrzu.
Nie wiedziałem co mnie skłoniło do dania mu szansy. Może jego troska o mnie, mimo tego, że byliśmy pokłóceni, może to, że zaczął mi tłumaczyć jak go następnym razem walnąć i nie zrobić sobie przy tym krzywdy… A może po prostu uśmiech, który tak bardzo kochałem.
***

Siedzieliśmy w naszym mieszkaniu na małej kanapie w jadalni z piwem w ręku – oraz pilotem w przypadku Patryka – oparci o siebie i oglądaliśmy Czeską telewizję. Bawił mnie ich język, którego nie potrafiłem przyjąć na poważnie, nawet, gdy trafiliśmy na wiadomości, ogłaszające jakiś tragiczny wypadek. Miałem wyrzuty sumienia, że chce mi się śmiać, a jakaś rodzina, tam gdzieś w świecie, cierpi. Jednak owe wyrzuty były na tyle małe, że nie przeszkadzały mi w naśladowaniu głosu prezenterki, koślawiąc język jak tylko się dało.
– Jesteś okropny – skomentował w pewnym momencie Patryk, przełączając na inny program. – O. Krecik.
Spojrzałem na bajkę, którą doskonale znałem z dzieciństwa. Często oglądałem ją razem z moją siostrą, która jeszcze wtedy nie potrafiła się skupić na niczym dłużej niż pięć minut. Pamiętam, że strasznie się wtedy na nią wkurzałem.
– Dawno tego nie widziałem – wymamrotał ni to do mnie, ni do siebie. Znowu przełączył kanał i przechylił głowę, wsłuchując się w program przyrodniczy o mrówkach.
Uniosłem kąciki ust w rozbawieniu, widząc jak bardzo skupia się na treści.
– Skąd znasz czeski? – zapytałem po chwili wpatrywania się w niego.
– Moja mama była Czeszką – wyjaśnił, ponownie zwracając na mnie uwagę. Upił łyk piwa. – W sumie poznali się z ojcem w Pardubicach, a dopiero później postanowili zamieszkać w Gdańsku. Mój ojciec stamtąd pochodzi.
– Och. Fajnie. – Uśmiechnąłem się szeroko. – Ja nie mam pojęcia gdzie poznali się moi rodzice.
– Nie masz z nimi dobrego kontaktu – stwierdził. Może nie z pewnością w głosie, ale podejrzewałem, że uznał, że ma rację, gdy nie zaprzeczyłem. – Szkoda. Mieszkacie dość blisko.
Wzruszyłem ramionami i spojrzałem na mrówki na ekranie. Nigdy nie lubiłem programów przyrodniczych o owadach. Zawsze wolałem te o ssakach albo rybach. Choć tak naprawdę bardzo rzadko je oglądałem. W ogóle bardzo rzadko oglądałem teraz telewizję. U siebie jej nie miałem, a nie chciałem Dagmarze i Tomaszowi zawracać głowy swoją obecnością wieczorem.
Odwróciłem głowę do Patryka i zorientowałem się, że mnie obserwuje. Jego wzrok przesunął się po mojej twarzy od oczu do ust i spowrotem. Wahał się. Oczywiście, że się wahał, w końcu nie pozwoliłem mu się pocałować od naszej kłótni i teraz nie był pewien, czy go nie odtrącę. Nawet jeśli siedzieliśmy razem i normalnie rozmawialiśmy – nawet jeśli mu wybaczyłem – nadal jego słowa, to co zabolało mnie najbardziej, odbijały się echem po naszych głowach. Przez chwilę zdołałem uwierzyć, że jestem dla niego gorszy, a mimo teraźniejszej świadomości, że wcale nie to miał na myśli, nie potrafiłem zapomnieć tego gorzkiego uczucia. Mógł mnie wtedy zranić i zrobił to. I zrobi następnym razem, gdy będzie miał okazję.
Do tej pory nie krępowaliśmy się z pocałunkami. Traktowaliśmy je naturalnie i bez zbędnego zastanawiania się co oznaczają, czy druga strona czuje coś więcej – choć o moich uczuciach wiedział już od naszego pierwszego razu. Teraz jednak obaj czuliśmy jakąś barierę, powstrzymującą nas przed takimi czułościami.
Mimo pragnienia jego dotyku, nie chciałem, by się do mnie zbliżał w ten sposób. Bliskość jaką teraz mieliśmy – oparci o swoje ramiona – była jedyną, na którą mogłem w tej chwili pozwolić.