Ściągając różowe okulary
Rozcieram wazelinę po wypukłości. Raz jeszcze wsmarowuję ją w każdą szczelinę. Robię to bardzo dokładnie. Nie mogę pozostawić żadnego miejsca pozbawionego poślizgu. W życiu sobie nie wybaczę, jeśli po kilku miesiącach męczarni spieprzę tak ważny etap. Wszystko musi być idealnie. Każdy detal dopieszczony, jak tylko się da, aby na końcu stworzyć perfekcję. Gdyby teraz mojej formie do odlewu coś się stało, zostałbym z niczym. Gliniana rzeźba już dawno poszła w obrót, zmieniając się w setki innych przedmiotów kształtowanych rękami pierwszoroczniaków. Nie ma odwrotu. Albo kopia się uda, albo będę miał spory problem z magisterką i skończeniem studiów.
Spoglądam na kawałki gipsu, które w negatywie odbijają moją dawną rzeźbę. Niedługo będę musiał złożyć je w całość niczym puzzle. Spasować tak, by utworzyły zamkniętą przestrzeń, którą następnie zaleję zaprawą. Z owej formy będę mógł skorzystać jedynie raz. Później będę musiał ją rozwalić dłutem, by uzyskać rzeźbę właściwą. Mam nadzieję, że wszystko dobrze skonstruowałem, a kawałki swoistych puzzli nie odlecą wraz z naporem wewnętrznym. Jeden błąd i szlag trafi pięć lat nauki.
Kończę smarowanie. Odkładam pędzel, przecieram dłonie o biały fartuch. Wpatruję się w swoje dzieło niezdecydowany. Może jeszcze raz dla pewności? Wolę poświęcić fakturę, niż narazić swoją pracę o nie odspojenie gipsu od gipsu. Jakiś sadysta wymyślił tę metodę. Chwała za wazelinę.
— O, Kamil! — nagle słyszę z tyłu głos Michała Adamczuka.
Już mam zamiar się odwrócić, gdy dostrzegam, że stanął obok mnie. Brązowe oczy utkwił w mojej pracy.
— Myślałem, że cię nie złapię o tej godzinie — mówi. — Miałeś być w pracy.
— Wziąłem sobie wolne. Muszę to zrobić dzisiaj, niestety.
Chłopak kiwa głową. Jego mysie, przydługie włosy chaotycznie podążają za tym ruchem. Jest niższy ode mnie, bardziej drobny – chociaż sam nie grzeszę dobrze zbudowaną sylwetką. Obaj, jak to nadgorliwcy w sztukach pięknych, reprezentujemy sobą podręcznikowy przykład anorektyka. Wielogodzinne siedzenie na zajęciach i skupienie na swoich pracach odbija się na naszym wyglądzie. W szczególności, że w czasie wolnym nie mamy ambicji ćwiczyć.
— Pomóc w czymś? — oferuje chłopak.
— Nie wiem… Myślisz, że starczy izolacji? Nie chcę później tego naprawiać.
— Bez przesady. Ale możesz jeszcze użyć pasty do podłóg dla pewności — zaśmiał się głośno. — Zawsze ci wychodziły odlewy. Teraz też będzie dobrze.
— Mam nadzieję.
— Ale zabawy dłutem będziesz miał.
— Jak coś przy tym rozwalę, to chyba się potnę...
— No bywa. — Wzrusza ramionami. — Wpadasz dzisiaj na imprezę?
— Do ciebie?
— Do Kaśki. Właśnie po nią idę. Jak skończy obraz, lecimy na zakupy. Na pewno nie chcesz tego robić po weekendzie? Dużo ci to zajmie czasu.
— Nie wyrobię się inaczej.
— Dopiero marzec, masz czas.
— Powiedział ten, co sam już prawie skończył — prycham.
— Cóż, będę się bawił jeszcze w polichromię. Nie musiałem się tak starać jak ty.
— Nadrobisz malowaniem — śmieję się. — Już ci współczuję.
— Dzięki — parska i klepie mnie w ramię. — To do zobaczenia za parę godzin.
— Jasne.
— Załatwię nam pokój — dodaje jeszcze na odchodnym.
Odwracam się, by wyłapać jego specyficzny uśmiech. Nigdy nie mam pewności czy oznacza radość, czy lekką drwinę. Być może coś pomiędzy.
Zawijam mokre kosmyki w ręcznik. Problem z suszeniem jest jedynym minusem mojej długiej blond czupryny. Od przyjazdu do miasta kilka razy podcinałem końcówki, dzięki czemu teraz mam zdrowe włosy sięgające połowy pleców. Lubię je. Kiedyś na wsi nie mogłem pozwolić sobie na tego typu dziwactwa. Od razu uznano by, że coś ze mną nie tak. Tutaj coś takiego jest na porządku dziennym, nikt nie zwraca uwagi. A jeśli już ktoś skomentuje to w formie komplementu.
Ubieram luźne, dresowe spodnie i wychodzę z łazienki do sypialni. Mieszkam sam w kawalerce. Jak się można spodziewać, panuje tu niesamowity bałagan. W kuchni niemal cały czas walają się nieumyte garnki a ciuchy znajdują się tam, gdzie akurat pasuje mi rzucić. Czasem dostąpią zaszczytu trafienia w kąt pokoju, żeby dało się przejść. Praktycznie nie potrzebuję szafy. Minęło już niemal pięć lat od wyprowadzki z rodzinnego domu, a ja nadal mam satysfakcję, zostawiając skarpetki na podłodze. Nienawidzę rygoru, który wprowadzała moja mama. Jednakże jedna rzecz po nim pozostała – co jak co, ale kurzu się u mnie nie uświadczy.
W chaosie znajduję dżinsowe spodnie i niebieską koszulę w kratę. Włączam żelazko, w oczekiwaniu aż się nagrzeje, suszę włosy. Lubię krzątaninę przed imprezą. Traktuję to jako część zabawy. Często się nawet maluję i dziś też mam taki zamiar. Nie chcę, żeby widać było po mnie zmęczenia po kilkugodzinnej pracy na uczelni. Już w trakcie kąpieli byłem spóźniony, ale nie bardzo się przejąłem. Bez pośpiechu kończę suszyć włosy, prasuję ubrania, ubieram się i robię makijaż. Po trzydziestu minutach jestem gotowy. Niebieskie oczy mam podkreślone kredką, usta błyszczykiem, a zarost odpowiednio przystrzyżony – tak, by tylko delikatnie zdobił linię szczęki. Dodaje to mojej twarzy ostrych rysów, których normalnie można by u mnie z lupą szukać. Mam na sobie ledwo widoczny podkład, który ukrywa nieliczne niedoskonałości. Do tego wszystkiego układam jasne kosmyki tak, by ułożyły się falami na ramionach. Idealnie.
Uśmiecham się do siebie i wyciągam telefon, by zrobić selfie. Specjalnie wygłupiam się, robiąc dziubek do aparatu, a zaraz po nim zdjęcie z lekkim uśmiechem. To drugie wysyłam do Fabiana z dopisanymi słowami: Idę na imprezę. Nie dzwoń, spotkamy się jutro. Wiem, że szybko nie uzyskam odpowiedzi – za pewne jest na siłowni i jeszcze przez następne kilka godzin nie spojrzy na telefon. Chowam więc komórkę do kieszeni. Zabieram dokumenty oraz klucze z szafki, ubieram buty, skórzaną kurtkę, po czym wychodzę z mieszkania. Cieszę się, że nie spędzę tego wieczoru sam. Nie znoszę pustego domu. Zazwyczaj albo z niego wybywam, albo zapraszam kogoś.
Na imprezę mam niecałe dwa kilometry. Ponura, marcowa pogoda nie zachęca do spacerów, ale mimo to idę zatłoczoną ulicą. Nie chcę pozbawiać się ruchu, którego i tak mam za mało. Do tego lubię miasto nocą. Wszystko jest ładnie oświetlone i mieni się barwami, które po tylu latach nadal mnie zachwycają. Czuję się stworzony do miasta. Idąc ruchliwymi ulicami zawsze staję się częścią czegoś większego, ważniejszego. Jestem w domu.
Jakieś dwadzieścia minut później wchodzę do kamienicy Kaśki, znajdującej się na starym mieście. Jest to jeden z dekorowanych sztukaterią budynków. Mieszkania w nim mają wysokie sufity i duży metraż – niemal dwa razy większy niż moja kawalerka – a to wszystko za dwa razy niższą cenę, którą sam płacę. Co prawda w zimie zawsze są problemy z temperaturą, bo ogrzać takie pomieszczenia jest prawdziwym wyzwaniem, ale oboje z właścicielką potrafilibyśmy zaryzykować dla takiej miejscówki. Jeszcze do zeszłego semestru, gdy jak co roku szukała współlokatora, próbowałem ją namówić na wspólne mieszkanie. Niestety już poznała mój nawyk bałaganienia i zwyczajowo odesłała mnie z kwitkiem.
Wchodzę na drugie piętro. Od progu słyszę głośną muzykę. Uśmiecham się, gdy zaraz po otwarciu drzwi uderza w moje nozdrza mieszanka zapachów alkoholu i papierosów. Ściągam buty. W samych skarpetkach idę do pokoju, skąd dochodzą wszystkie dźwięki.
Zawsze uwielbiałem obrazy Kaśki. Teraz pierwsze co, mój wzrok wędruje właśnie do nich. Są porozwieszane na ścianach dookoła pokoju. Niektóre przedstawiają pejzaże, inne akty. Na dwóch z nich jest Przemek – chłopak autorki. Najbardziej podobają mi się właśnie te z nim w roli głównej. Ma ich więcej, ale model nie zgodził się reszty publicznie wystawiać. Spoglądam na plamy barw przedstawiające przystojną twarz mężczyzny i kawałek jego nagiego torsu. Dzięki dopracowaniu szczegółów, odpowiednich odcieni, zdaje się, jakby miał się zaraz poruszyć.
Dopiero po dłuższej chwili, słysząc wołanie Michała, odrywam wzrok od płócien. Na łóżku i kanapie siedzi już siódemka ludzi. Znam ich ze swojego kierunku, malarstwa oraz krytyki. Każdy z nich ma duszę artysty. Jesteśmy zbieraniną gustów i przekonań, ale łączy nas jedno. Pasja do sztuki.
— Siema! — witam się i podchodzę do każdego z osobna, by wymienić uścisk dłoni.
Na koniec siadam obok Michała. Śmieję się, czując jego wargi na policzku i ramię obejmujące moją szyję. Chwilę patrzę na niego, nie przejmując się rozmowami, które wróciły na poprzedni tor, niezmącony moim przybyciem. Pochylam się lekko, całując go w usta. Przez używki smakuje dość cierpko. Chłopak mruga do mnie. Odsuwa się odrobinę, by łatwiej mu było napić się z puszki.
— Kamil, zalałeś tę rzeźbę? — Kasia zwraca na siebie moją uwagę.
— Tak. Teraz się okaże co z tego wyjdzie — mówię, jednocześnie zauważając, co wyczynia dłoń Przemka przy jej nodze.
— Jeszcze nigdy nie schrzaniłeś. Bez obaw. Teraz też ci się uda. — Wygina usta w szerokim uśmiechu i nagle szczypie swojego chłopaka w nadgarstek, gdy za mocno podciąga materiał jej spódnicy. — Ej! Ogarnij się — prycha na niego niczym kotka.
Przemek przerywa rozmowę z Adamem i spogląda na nią zdziwiony. Dopiero po dwóch sekundach orientuje się co zrobił. Śmieje się głośno, ale zaraz całuje ją w policzek na przeprosiny. Nie zabiera jednak dłoni z jej nogi.
Uwielbiam ich obserwować. Zawsze są tacy naturalni. Stworzeni dla siebie. Nie muszą chodzić i robić wszystko razem, by było wiadomo, że są dla siebie jedynymi. Teraz, gdy oboje prowadzą osobne rozmowy, połączeni są przez dotyk. Zawsze obecny, gdy tylko są w zasięgu swoich ramion. Nie raz zazdrościłem im pewności, którą w sobie mieli a której brakowało w moim związku z Fabianem. Być może dlatego godziliśmy się na układ otwarty. Bo baliśmy się, że i tak moglibyśmy sobie pozwolić na skoki w bok.
Przypatruję się wszystkim z dystansem. Lubię swoją paczkę. Na początku było nas czworo — Kasia, Przemek, Michał i ja. Później poznałem także ich przyjaciół. Gustaw jako dusza towarzystwa zwyczajowo najwięcej gada. Jest na roku z naszą gospodynią i szczerze powiedziawszy jego prace nie byłyby takie dobre, gdyby nie potrafił ich bronić słownie. Na jego szczęście robi to świetnie. Drugą, młodszą o rok malarką jest Magda – wysoka szatynka, siedząca teraz obok mnie. Jest niemal przeciwieństwem naszego prywatnego wodzireja. Jej prace bronią się same, jeszcze nigdy nie musiała dorabiać do nich jakiś dziwnych idei. Jest przyjaciółką Klary z krytyki artystycznej. Zawsze trzymają się razem. Okazjonalnie dołączają do nas dzięki Adamowi, który także uczy się na krytyce i zna Przemka. Jedyną osobą spoza ASP jest Dagmara, współlokatorka z mieszkania. Jak dotąd jedna z najlepszych lokatorek, wszyscy ją lubimy.
— Co robisz na magisterkę? — pyta Magda, gdy widzi, że odseparowałem się nieco od towarzystwa.
— Własny projekt — odpowiadam. — Rzeźba na plac przed dziekanatem. Jak mi się uda, to ją tam wystawią. Ale to później. Na razie robię gipsowy odlew a na nim stiuk
— O wow. Masz zdjęcia.
— Pewnie.
Do oglądania dołącza się jeszcze Klara – siedząca do tej pory z boku i przysłuchująca się wszystkim po trochu – Michał oraz Kaśka, która niemal kładzie się na moich plecach, by spoglądać mi przez ramię na komórkę. Pokazuję im parę zdjęć.
— Co tam masz? — przerywa nam zaciekawiony Adam, wyciągając rękę po mój telefon. Uśmiecha się przy tym na swój własny, dość specyficzny sposób. Nie mam pewności czy jest inny sam w sobie, czy to przez kolczyk w dolnej wardze.
— Praca magisterska — wyręczyła mnie Kasia. — Ty wiesz, że oni ją wystawią przed ASP? Nasz Kamil zapisze się w historii!
— Byle nie krytyki artystycznej — prycham i mrugam do Klary. — Jeszcze wezmą to u was na zajęciach na pierwszy ogień.
— Nie wezmą — odpowiada poważnie. — Jest super.
— No pokaż to, też chcemy zobaczyć — ponagla Adam, machając dłonią w powietrzu.
Podaję mu komórkę, a gdy ogląda moją pracę, a później podaje następnej osobie, uważnie śledzę ich miny. Widzę w nich nieukrywany podziw, przez co aż lżej mi się oddycha. Wiem, że mogę liczyć na szczerość. Jeśli byłoby coś nie tak, powiedzieliby mi.
— Wow. Naprawdę super — mówi Gustaw jako ostatni oglądający zdjęcia. Oddaje mi telefon. — Na pewno to wystawią. O ile nie schrzanisz z kopią.
— Nie zrobi tego — zapewnia Kasia.
— A ty co robisz na zaliczenie? — pytam ją.
— Tajemnica — szepcze mi do ucha z rozbawieniem
— Na pewno będzie super. Nie mogę się doczekać. — Uśmiecham się szeroko i wskazuję obrazy dookoła. — Nadal jestem pod ich wrażeniem
— Wiem — śmieje się. — Powtarzasz to za każdym razem, gdy tu jesteś.
Całuje mnie w policzek i wraca na swoje poprzednie miejsce. Kończymy temat studiów. Przemek idzie po więcej alkoholu, na który co miesiąc robimy zrzutkę. Chwilę później siedzę z piwem w ręku, śmiejąc się z opowiadanej przez Gustawa historii. Chłopak ma dar do wynajdowania anegdot, które każdy z nas chętnie słucha. Jakiś czas później Michał opiera głowę o moje ramię. Spoglądam na niego z lekkim uśmiechem i głaszczę po udzie. Jest mi dobrze. Świat po trzecim piwie powoli staje się przyjemnie rozmyty.
Około północy zaczynamy śpiewać karaoke. Naprawdę współczuję sąsiadom fałszu ósemki pijanych ludzi. Najlepiej z nas wypada Kasia, ale i ona nie ma dobrego głosu. Wiwatujemy właśnie po jej solówce, gdy słyszę sygnał swojej komórki. Sięgam po nią, sprawdzając kto napisał.
Fabian: Świetnie wyglądasz. Jak tam rzeźba? Udało ci się zrobić dzisiejszy plan?
Gdybym miał w sobie wskaźnik dobrego humoru ten właśnie podskoczyłby mi o całe dwieście procent. Z bananem na twarzy odpisuję: Tak. Moim prywatnym krytykom się podoba, więc chyba nie będzie tak źle.
Spróbowaliby powiedzieć inaczej :)
Niestety. Twoje groźby tu nie sięgają. Tylko mój geniusz ich przekonuje!
Czy ten geniusz pojawi się jutro w moim domu? Pokazałby mi w czym jest najlepszy…
— Piszesz z Fabianem? — pyta nagle Michał, kładąc brodę na moim ramieniu.
— No — mruczę.
Pozwalam mu spojrzeć na ekran. Nadal szczerzę się jak głupi do sera. Przez ostatnie przeczytane zdanie zrobiło mi się trochę cieplej w całym ciele. Tęsknię za Fabianem.
No nie wiem. A jak myślisz? – odpisuję z wiszącym mi nad głową przyjacielem.
Będziesz miał jutro problem po imprezie. A ja nie będę mieć w tym udziału.
Czyli?
Kac, Kamil.
Nie martw się. Znajdę dla ciebie czas pomiędzy bólami głowy.
No ja mam nadzieję. Baw się dobrze.
Do jutra…
— Jesteście dziwni — komentuje Michał, gdy chowam komórkę. — Co ty w ogóle masz z tego faceta? Bo związkiem tego nie można nazwać. Ani to rozmowa, ani pieprzenie. Już ja jestem z tobą częściej w łóżku.
Patrzę na niego z nutą irytacji, ale i znużenia. Od jakiegoś czasu ten temat non stop powraca. Sam nie wiem czy chcę bronić Fabiana. Prawda jest taka, że dawno skończyła mi się do niego cierpliwość. Nadal go kocham. Niestety mam świadomość nawarstwiających się problemów. Nie lubię komentarzy Michała z tego powodu, że idealnie trafiają w bolący punkt. Tylko podsycają tlący się we mnie gniew.
— Nie patrz tak na mnie. Macie ze sobą o czym rozmawiać oprócz tego, że relacjonujecie swój dzień? — Unosi brwi. — Z każdym można gawędzić o pogodzie.
— Spieprzaj — warczę, prostując się gwałtownie, zrzucając go z ramienia. Cieszę się, że inni są zajęci śpiewaniem i nie zwracają uwagi na tę wymianę zdań. — Nic o nas nie wiesz.
— Znam cię pięć lat. Widzę jak wygląda to coś między wami. Głupie przyzwyczajenie i tyle. Najczęściej po prostu hamuje cię przed dalszym życiem. Co z niego masz? Powiedz mi.
— A co miałbym z ciebie? — mówię zaraz tego żałując.
Chłopakowi rzednie mina. Po chwili wstaje i znika za drzwiami prowadzącymi na korytarz. Patrzę za nim, gryząc się z wyrzutami sumienia. Nie lubię go ranić. Wiem, że zależy mu na mnie bardziej niż powinno w tej sytuacji. Właśnie przez to jakiś czas temu chciałem skończyć nasz… naszą relację, ale ciężko mi było zrezygnować z łatwego seksu i jego towarzystwa, nawet jeśli coraz częściej i bardziej sprawy się komplikowały. Przynajmniej poznałem na co stać Michała. Polubiłem go, stał się moim przyjacielem. Wcale nie podobał mi się ten dziwny trójkąt, w który się wplątałem. Chciałem jednak mieć kogoś blisko siebie. Najlepiej Fabiana, ale on mieszka i pracuje w innym mieście. Nie potrafię od niego odejść z tak błahego powodu. Potrzebuję go.
Moją uwagę przykuwa wbity we mnie wzrok Kasi. Marszczy brwi, gdy nasze spojrzenia się spotykają. Wiem, że ma mi za złe to, w jaki sposób się prowadzę. Uwielbia Michała. Są jak rodzeństwo. Znają się niemal całe życie. Wiem, że mnie lubi, ale wszystko może się zmienić w chwili, gdy zbyt mocno go skrzywdzę. Bo, że to robię, nie mam wątpliwości – mimo iż chłopak wie jaka jest umowa. Uczucia rządzą się swoimi prawami. Nie można się ich tak po prostu wyrzec.
Wzdycham ciężko wstając z miejsca. Idę za nim, ale nie ma go ani na korytarzu, ani w kuchni. Bez słowa otwieram łazienkę i wchodzę do środka. Michał stoi oparty o pralkę. Zapala jointa. Patrzy na mnie dopiero wtedy, gdy zaciąga się mocno dymem.
— Daj trochę — mówię cicho.
Zbliżam się na tyle, że musi zadzierać głowę, by spojrzeć mi w twarz. Podaje mi skręta do ust, więc zaciągam się, mrużąc oczy z przyjemnością. Nie wiem, w którym momencie studiów dym z tych świństw przestał mi przeszkadzać i dusić jak na początku. Nie jestem pewien czy to dobrze.
— Wiesz, że kocham Fabiana — szepczę, po tym jak sam spala resztę narkotyku. W stanie, w którym się znajduję, jest mi łatwo mówić o uczuciach. Pod wpływem używek zawsze robię się wylewny. — Kochałem go, zanim w ogóle zdałem sobie sprawę, że jestem gejem. To uczucie się nie zmieni.
— Jest ci raczej jak brat, nie kochanek — stwierdza ponuro.
— Zajebiście się z nim pieprzy. Z bratem bym tak nie miał.
— Ze mną też jest ci dobrze. No i jesteśmy razem niemal cztery lata… — mówi takim tonem, jakby w ogóle go to nie obchodziło. Niestety wiem, że jest zupełnie inaczej.
Obserwuję jak wywala spalonego skręta do kibla i wbija wzrok w parapet. Usilnie stara się nie pokazać żadnych emocji.
— To jest tylko seks… – uderzam w czuły punkt.
— Nieprawda! — warczy nagle i popycha mnie lekko w pierś. — Nie wmawiaj mi, że jestem ci obojętny. Nie raz przychodziłeś do mnie w środku nocy! I dlaczego? Bo czułeś się, kurwa, samotny!
— Przestań. Nie wiesz co czuję…
— Zresztą, gdyby mu tak bardzo zależało — przerywa mi — to przyjechałby tutaj i znalazł pracę gdzieś w pobliżu — zauważa, a mnie coś nieprzyjemnego chwyta za gardło.
— Nie może tego zrobić…
— Bo co? — znów nie daje mi dokończyć. — Bo siostrę trzeba pilnować? Czy ty nie widzisz, że jemu nie zależy?!
— Nieprawda! Nie wiesz ile dla mnie zrobił.
— Co niby?!
— On… — urywam. Robię głęboki oddech i dopiero wtedy kontynuuję opanowanym głosem – na tyle ile pozwalają mi procenty we krwi. — Uratował mnie. Gdyby nie on, nie byłoby mnie tutaj. Nie warz się mówić o nim cokolwiek złego.
— Zrobił to raz, Kamil — prycha. — Raz. Nie możesz być mu wdzięczny całe życie.
— Mogę robić co chcę. I jeśli tego nie rozumiesz, nie ma sensu dalej rozmawiać.
Widzę w jego oczach początki łez. Moja reakcja jest natychmiastowa. Odwracam się na pięcie. Uciekam. Najzwyczajniej w świecie nie mam pojęcia jak się zachować, kiedy ktoś przy mnie płacze. Wyrzuty sumienia dwoją się, gdy tylko wracam do rozśpiewanej gromady. Chwytam za pierwsze z brzegu piwo z chęcią upicia się i zapomnienia o tym wieczorze. Nie jestem bezuczuciowym gnojkiem za jakiego chcę być postrzegany. Nie znoszę ranić. Po prostu czuję się samotny. Całe życie otaczałem się ludźmi, których znałem niemal od urodzenia. Po przyjeździe do miasta byłem szczęśliwy, ale też szybko zaczęło mi brakować dawnych relacji. Nie miałem nikogo przy sobie. To było abstrakcyjne uczucie i z czasem zacząłem szukać sposobu, by sobie z nim poradzić. Poznałem Michała, Kaśkę, Przemka. Później wszystko potoczyło się samo.
Gustaw, Magda i Klara zbierają się do wyjścia, więc żegnamy ich po czym siadamy w piątkę. Impreza nieco cichnie. Dziewczyny trajkoczą o obniżkach, a ja zamykam się w swoim małym światku. Reszta udaje, że nie zauważa zmiany mojego nastroju. Z doświadczenia wiedzą, że lepiej się nie wtrącać. Zdążyłem wypić całe piwo, zanim Michał wrócił z łazienki. Wszedł do pokoju, przesunął wzrokiem po zebranych, a chwilę później siedział na moich kolanach. To nie była pierwsza tego typu kłótnia. Od jakiegoś czasu temat non stop powracał, a on już doskonale wiedział jak mnie ułaskawić
Całuje mocno moje usta, pozbawiając tchu. Początkowo nie odpowiadam na pieszczoty. Jestem zagubiony w swoich odczuciach. Z jednej strony wiem, że to jedna z najbliższych mi osób. Mogę mu wszystko powiedzieć, nigdy mnie nie wyśmieje i nie odtrąci. Jest na każde moje skinienie. Z drugiej strony mam świadomość, że nie robi tego bezinteresownie. Nie żeby mi to kiedyś przeszkadzało, ale teraz on próbuje się dopominać swego. Walczy o uwagę, co zaczyna mnie przytłaczać.
Czuję jak jego dłonie przesuwają się po moim ciele. W końcu lądują na kroczu i masują wprawnie, pobudzająco. Przestaję myśleć racjonalnie. Jak wcześniej miałem jeszcze przebłyski chęci odepchnięcia go, tak teraz łapię chętne usta w mocniejszy pocałunek. Nic innego się nie liczy.
— Ej! Idźcie gdzie indziej — słyszę rozbawiony śmiech Adama.
Z trudem ogarniam znaczenie tych słów, ich pełna świadomość dociera do mnie dopiero wraz z bólem żeber, gdzie przyjaciel wbija palec.
— Spierdalaj — warczę, odsuwając się odrobinę od Michała.
Patrzę z irytacją jak zakolczykowane usta wyginają się w grymasie rozbawienia połączonego z niechęcią. No dobra, dociera do mnie, że przesadzamy.
— Daga — woła mój kochanek, odchylając się trochę w tył na moich kolanach i wyłapując wzrokiem właścicielkę pokoju obok.
— No?
— Zmieniłaś plany na resztę nocy?
— Nie. Możecie u mnie przenocować. Tylko zmieńcie pościel.
— Jasne! Chodź — zwraca się do mnie.
To raczej dobrze o nas nie świadczy, ale nikogo nie dziwi, że olewamy ich na rzecz seksu. Na szczęście nie jesteśmy wyjątkami – niemal na każdej imprezie którąś z par ponosi. Swoją drogą czy już wspominałem jak bardzo spoko jest nowa lokatorka Kaśki? W drodze do jej sypialni niemal wpadam na szafkę stojącą obok drzwi. W głowie wiruje mi tak, że zastanawiam się czy w ogóle mi stanie. Na szczęście zapominam o tym w momencie, gdy Michał popycha mnie na łóżko i czuję go na sobie.
Zaczynamy się całować. Oddajemy tej czynności wiele gwałtowności i emocji. Obaj chcemy się po prostu wyżyć. Jednak jest coś nowego w tym wszystkim. Pierwszy raz mój przyjaciel chce przekonać mnie… albo raczej siebie, że należę do niego. Próbuje zdominować zbliżenie, co kwituję słabym prychnięciem. Popycham go na pościel, by przejąć kontrolę. Kto jak kto, ale on uwielbia być pode mną. Doskonale zdaję sobie sprawę z przewagi. Być może to jest jego błąd. Po chwili walki poddaje się całkowicie. Uczucie triumfu przeważa nad wszystkim, co czuję w tym momencie.
Przyjemnie jest nie myśleć, oddać się chwili jak niezliczoną ilość razy wcześniej. Dobrze mieć kogoś zapatrzonego w siebie. Dobrze kochać się z drobniejszym ode mnie chłopakiem. I dobrze czuć władzę, gdy mi się oddaje.
Zawsze na rozkaz i zawsze pod ręką.
— Jak sprytnie z pokojem — mruczę mu do ucha. — Kłótnię też zaplanowałeś, żeby było ostrzej?
— Debil — prycha, ale obejmuje mnie mocniej. — Zaplanowałem co innego…
Wyciąga dłoń w kierunku swoich spodni, od jakiegoś czasu leżących na ziemi. Wyginam usta do szerokiego uśmiechu i odsuwam się na sekundę, by wyciągnąć z kieszeni woreczek z tabletkami. Wyjmuję dwie, jedną wsuwam do ust. Całuję Michała, który z pomrukiem zadowolenia przyjmuje ode mnie ecstasy. Sam też połykam swoją porcję, po czym znów kładę się na ciepłym ciele.
Seks pod wpływem narkotyku zawsze stanowi inny wymiar, nieporównywalny do niczego, co czułem kiedykolwiek. Czasem ecstasy pogarsza mój humor, ale mimo to potrafię ryzykować właśnie dla takich chwil, kiedy euforia rozsadza mnie od wewnątrz. Każdy dotyk parzy intensywnością, a przyjemności nie mącą żadne nieproszone myśli. Jest tylko Michał. Jego ciało. Żadnych wyrzutów sumienia.
Uczucie wolności sięga aż po granicę mojego jestestwa.
_______
Betowały Kasia i Patrycja. Dziękuję!
Już mam zamiar się odwrócić, gdy dostrzegam, że stanął obok mnie. Brązowe oczy utkwił w mojej pracy.
— Myślałem, że cię nie złapię o tej godzinie — mówi. — Miałeś być w pracy.
— Wziąłem sobie wolne. Muszę to zrobić dzisiaj, niestety.
Chłopak kiwa głową. Jego mysie, przydługie włosy chaotycznie podążają za tym ruchem. Jest niższy ode mnie, bardziej drobny – chociaż sam nie grzeszę dobrze zbudowaną sylwetką. Obaj, jak to nadgorliwcy w sztukach pięknych, reprezentujemy sobą podręcznikowy przykład anorektyka. Wielogodzinne siedzenie na zajęciach i skupienie na swoich pracach odbija się na naszym wyglądzie. W szczególności, że w czasie wolnym nie mamy ambicji ćwiczyć.
— Pomóc w czymś? — oferuje chłopak.
— Nie wiem… Myślisz, że starczy izolacji? Nie chcę później tego naprawiać.
— Bez przesady. Ale możesz jeszcze użyć pasty do podłóg dla pewności — zaśmiał się głośno. — Zawsze ci wychodziły odlewy. Teraz też będzie dobrze.
— Mam nadzieję.
— Ale zabawy dłutem będziesz miał.
— Jak coś przy tym rozwalę, to chyba się potnę...
— No bywa. — Wzrusza ramionami. — Wpadasz dzisiaj na imprezę?
— Do ciebie?
— Do Kaśki. Właśnie po nią idę. Jak skończy obraz, lecimy na zakupy. Na pewno nie chcesz tego robić po weekendzie? Dużo ci to zajmie czasu.
— Nie wyrobię się inaczej.
— Dopiero marzec, masz czas.
— Powiedział ten, co sam już prawie skończył — prycham.
— Cóż, będę się bawił jeszcze w polichromię. Nie musiałem się tak starać jak ty.
— Nadrobisz malowaniem — śmieję się. — Już ci współczuję.
— Dzięki — parska i klepie mnie w ramię. — To do zobaczenia za parę godzin.
— Jasne.
— Załatwię nam pokój — dodaje jeszcze na odchodnym.
Odwracam się, by wyłapać jego specyficzny uśmiech. Nigdy nie mam pewności czy oznacza radość, czy lekką drwinę. Być może coś pomiędzy.
***
Zawijam mokre kosmyki w ręcznik. Problem z suszeniem jest jedynym minusem mojej długiej blond czupryny. Od przyjazdu do miasta kilka razy podcinałem końcówki, dzięki czemu teraz mam zdrowe włosy sięgające połowy pleców. Lubię je. Kiedyś na wsi nie mogłem pozwolić sobie na tego typu dziwactwa. Od razu uznano by, że coś ze mną nie tak. Tutaj coś takiego jest na porządku dziennym, nikt nie zwraca uwagi. A jeśli już ktoś skomentuje to w formie komplementu.
Ubieram luźne, dresowe spodnie i wychodzę z łazienki do sypialni. Mieszkam sam w kawalerce. Jak się można spodziewać, panuje tu niesamowity bałagan. W kuchni niemal cały czas walają się nieumyte garnki a ciuchy znajdują się tam, gdzie akurat pasuje mi rzucić. Czasem dostąpią zaszczytu trafienia w kąt pokoju, żeby dało się przejść. Praktycznie nie potrzebuję szafy. Minęło już niemal pięć lat od wyprowadzki z rodzinnego domu, a ja nadal mam satysfakcję, zostawiając skarpetki na podłodze. Nienawidzę rygoru, który wprowadzała moja mama. Jednakże jedna rzecz po nim pozostała – co jak co, ale kurzu się u mnie nie uświadczy.
W chaosie znajduję dżinsowe spodnie i niebieską koszulę w kratę. Włączam żelazko, w oczekiwaniu aż się nagrzeje, suszę włosy. Lubię krzątaninę przed imprezą. Traktuję to jako część zabawy. Często się nawet maluję i dziś też mam taki zamiar. Nie chcę, żeby widać było po mnie zmęczenia po kilkugodzinnej pracy na uczelni. Już w trakcie kąpieli byłem spóźniony, ale nie bardzo się przejąłem. Bez pośpiechu kończę suszyć włosy, prasuję ubrania, ubieram się i robię makijaż. Po trzydziestu minutach jestem gotowy. Niebieskie oczy mam podkreślone kredką, usta błyszczykiem, a zarost odpowiednio przystrzyżony – tak, by tylko delikatnie zdobił linię szczęki. Dodaje to mojej twarzy ostrych rysów, których normalnie można by u mnie z lupą szukać. Mam na sobie ledwo widoczny podkład, który ukrywa nieliczne niedoskonałości. Do tego wszystkiego układam jasne kosmyki tak, by ułożyły się falami na ramionach. Idealnie.
Uśmiecham się do siebie i wyciągam telefon, by zrobić selfie. Specjalnie wygłupiam się, robiąc dziubek do aparatu, a zaraz po nim zdjęcie z lekkim uśmiechem. To drugie wysyłam do Fabiana z dopisanymi słowami: Idę na imprezę. Nie dzwoń, spotkamy się jutro. Wiem, że szybko nie uzyskam odpowiedzi – za pewne jest na siłowni i jeszcze przez następne kilka godzin nie spojrzy na telefon. Chowam więc komórkę do kieszeni. Zabieram dokumenty oraz klucze z szafki, ubieram buty, skórzaną kurtkę, po czym wychodzę z mieszkania. Cieszę się, że nie spędzę tego wieczoru sam. Nie znoszę pustego domu. Zazwyczaj albo z niego wybywam, albo zapraszam kogoś.
Na imprezę mam niecałe dwa kilometry. Ponura, marcowa pogoda nie zachęca do spacerów, ale mimo to idę zatłoczoną ulicą. Nie chcę pozbawiać się ruchu, którego i tak mam za mało. Do tego lubię miasto nocą. Wszystko jest ładnie oświetlone i mieni się barwami, które po tylu latach nadal mnie zachwycają. Czuję się stworzony do miasta. Idąc ruchliwymi ulicami zawsze staję się częścią czegoś większego, ważniejszego. Jestem w domu.
Jakieś dwadzieścia minut później wchodzę do kamienicy Kaśki, znajdującej się na starym mieście. Jest to jeden z dekorowanych sztukaterią budynków. Mieszkania w nim mają wysokie sufity i duży metraż – niemal dwa razy większy niż moja kawalerka – a to wszystko za dwa razy niższą cenę, którą sam płacę. Co prawda w zimie zawsze są problemy z temperaturą, bo ogrzać takie pomieszczenia jest prawdziwym wyzwaniem, ale oboje z właścicielką potrafilibyśmy zaryzykować dla takiej miejscówki. Jeszcze do zeszłego semestru, gdy jak co roku szukała współlokatora, próbowałem ją namówić na wspólne mieszkanie. Niestety już poznała mój nawyk bałaganienia i zwyczajowo odesłała mnie z kwitkiem.
Wchodzę na drugie piętro. Od progu słyszę głośną muzykę. Uśmiecham się, gdy zaraz po otwarciu drzwi uderza w moje nozdrza mieszanka zapachów alkoholu i papierosów. Ściągam buty. W samych skarpetkach idę do pokoju, skąd dochodzą wszystkie dźwięki.
Zawsze uwielbiałem obrazy Kaśki. Teraz pierwsze co, mój wzrok wędruje właśnie do nich. Są porozwieszane na ścianach dookoła pokoju. Niektóre przedstawiają pejzaże, inne akty. Na dwóch z nich jest Przemek – chłopak autorki. Najbardziej podobają mi się właśnie te z nim w roli głównej. Ma ich więcej, ale model nie zgodził się reszty publicznie wystawiać. Spoglądam na plamy barw przedstawiające przystojną twarz mężczyzny i kawałek jego nagiego torsu. Dzięki dopracowaniu szczegółów, odpowiednich odcieni, zdaje się, jakby miał się zaraz poruszyć.
Dopiero po dłuższej chwili, słysząc wołanie Michała, odrywam wzrok od płócien. Na łóżku i kanapie siedzi już siódemka ludzi. Znam ich ze swojego kierunku, malarstwa oraz krytyki. Każdy z nich ma duszę artysty. Jesteśmy zbieraniną gustów i przekonań, ale łączy nas jedno. Pasja do sztuki.
— Siema! — witam się i podchodzę do każdego z osobna, by wymienić uścisk dłoni.
Na koniec siadam obok Michała. Śmieję się, czując jego wargi na policzku i ramię obejmujące moją szyję. Chwilę patrzę na niego, nie przejmując się rozmowami, które wróciły na poprzedni tor, niezmącony moim przybyciem. Pochylam się lekko, całując go w usta. Przez używki smakuje dość cierpko. Chłopak mruga do mnie. Odsuwa się odrobinę, by łatwiej mu było napić się z puszki.
— Kamil, zalałeś tę rzeźbę? — Kasia zwraca na siebie moją uwagę.
— Tak. Teraz się okaże co z tego wyjdzie — mówię, jednocześnie zauważając, co wyczynia dłoń Przemka przy jej nodze.
— Jeszcze nigdy nie schrzaniłeś. Bez obaw. Teraz też ci się uda. — Wygina usta w szerokim uśmiechu i nagle szczypie swojego chłopaka w nadgarstek, gdy za mocno podciąga materiał jej spódnicy. — Ej! Ogarnij się — prycha na niego niczym kotka.
Przemek przerywa rozmowę z Adamem i spogląda na nią zdziwiony. Dopiero po dwóch sekundach orientuje się co zrobił. Śmieje się głośno, ale zaraz całuje ją w policzek na przeprosiny. Nie zabiera jednak dłoni z jej nogi.
Uwielbiam ich obserwować. Zawsze są tacy naturalni. Stworzeni dla siebie. Nie muszą chodzić i robić wszystko razem, by było wiadomo, że są dla siebie jedynymi. Teraz, gdy oboje prowadzą osobne rozmowy, połączeni są przez dotyk. Zawsze obecny, gdy tylko są w zasięgu swoich ramion. Nie raz zazdrościłem im pewności, którą w sobie mieli a której brakowało w moim związku z Fabianem. Być może dlatego godziliśmy się na układ otwarty. Bo baliśmy się, że i tak moglibyśmy sobie pozwolić na skoki w bok.
Przypatruję się wszystkim z dystansem. Lubię swoją paczkę. Na początku było nas czworo — Kasia, Przemek, Michał i ja. Później poznałem także ich przyjaciół. Gustaw jako dusza towarzystwa zwyczajowo najwięcej gada. Jest na roku z naszą gospodynią i szczerze powiedziawszy jego prace nie byłyby takie dobre, gdyby nie potrafił ich bronić słownie. Na jego szczęście robi to świetnie. Drugą, młodszą o rok malarką jest Magda – wysoka szatynka, siedząca teraz obok mnie. Jest niemal przeciwieństwem naszego prywatnego wodzireja. Jej prace bronią się same, jeszcze nigdy nie musiała dorabiać do nich jakiś dziwnych idei. Jest przyjaciółką Klary z krytyki artystycznej. Zawsze trzymają się razem. Okazjonalnie dołączają do nas dzięki Adamowi, który także uczy się na krytyce i zna Przemka. Jedyną osobą spoza ASP jest Dagmara, współlokatorka z mieszkania. Jak dotąd jedna z najlepszych lokatorek, wszyscy ją lubimy.
— Co robisz na magisterkę? — pyta Magda, gdy widzi, że odseparowałem się nieco od towarzystwa.
— Własny projekt — odpowiadam. — Rzeźba na plac przed dziekanatem. Jak mi się uda, to ją tam wystawią. Ale to później. Na razie robię gipsowy odlew a na nim stiuk
— O wow. Masz zdjęcia.
— Pewnie.
Do oglądania dołącza się jeszcze Klara – siedząca do tej pory z boku i przysłuchująca się wszystkim po trochu – Michał oraz Kaśka, która niemal kładzie się na moich plecach, by spoglądać mi przez ramię na komórkę. Pokazuję im parę zdjęć.
— Co tam masz? — przerywa nam zaciekawiony Adam, wyciągając rękę po mój telefon. Uśmiecha się przy tym na swój własny, dość specyficzny sposób. Nie mam pewności czy jest inny sam w sobie, czy to przez kolczyk w dolnej wardze.
— Praca magisterska — wyręczyła mnie Kasia. — Ty wiesz, że oni ją wystawią przed ASP? Nasz Kamil zapisze się w historii!
— Byle nie krytyki artystycznej — prycham i mrugam do Klary. — Jeszcze wezmą to u was na zajęciach na pierwszy ogień.
— Nie wezmą — odpowiada poważnie. — Jest super.
— No pokaż to, też chcemy zobaczyć — ponagla Adam, machając dłonią w powietrzu.
Podaję mu komórkę, a gdy ogląda moją pracę, a później podaje następnej osobie, uważnie śledzę ich miny. Widzę w nich nieukrywany podziw, przez co aż lżej mi się oddycha. Wiem, że mogę liczyć na szczerość. Jeśli byłoby coś nie tak, powiedzieliby mi.
— Wow. Naprawdę super — mówi Gustaw jako ostatni oglądający zdjęcia. Oddaje mi telefon. — Na pewno to wystawią. O ile nie schrzanisz z kopią.
— Nie zrobi tego — zapewnia Kasia.
— A ty co robisz na zaliczenie? — pytam ją.
— Tajemnica — szepcze mi do ucha z rozbawieniem
— Na pewno będzie super. Nie mogę się doczekać. — Uśmiecham się szeroko i wskazuję obrazy dookoła. — Nadal jestem pod ich wrażeniem
— Wiem — śmieje się. — Powtarzasz to za każdym razem, gdy tu jesteś.
Całuje mnie w policzek i wraca na swoje poprzednie miejsce. Kończymy temat studiów. Przemek idzie po więcej alkoholu, na który co miesiąc robimy zrzutkę. Chwilę później siedzę z piwem w ręku, śmiejąc się z opowiadanej przez Gustawa historii. Chłopak ma dar do wynajdowania anegdot, które każdy z nas chętnie słucha. Jakiś czas później Michał opiera głowę o moje ramię. Spoglądam na niego z lekkim uśmiechem i głaszczę po udzie. Jest mi dobrze. Świat po trzecim piwie powoli staje się przyjemnie rozmyty.
Około północy zaczynamy śpiewać karaoke. Naprawdę współczuję sąsiadom fałszu ósemki pijanych ludzi. Najlepiej z nas wypada Kasia, ale i ona nie ma dobrego głosu. Wiwatujemy właśnie po jej solówce, gdy słyszę sygnał swojej komórki. Sięgam po nią, sprawdzając kto napisał.
Fabian: Świetnie wyglądasz. Jak tam rzeźba? Udało ci się zrobić dzisiejszy plan?
Gdybym miał w sobie wskaźnik dobrego humoru ten właśnie podskoczyłby mi o całe dwieście procent. Z bananem na twarzy odpisuję: Tak. Moim prywatnym krytykom się podoba, więc chyba nie będzie tak źle.
Spróbowaliby powiedzieć inaczej :)
Niestety. Twoje groźby tu nie sięgają. Tylko mój geniusz ich przekonuje!
Czy ten geniusz pojawi się jutro w moim domu? Pokazałby mi w czym jest najlepszy…
— Piszesz z Fabianem? — pyta nagle Michał, kładąc brodę na moim ramieniu.
— No — mruczę.
Pozwalam mu spojrzeć na ekran. Nadal szczerzę się jak głupi do sera. Przez ostatnie przeczytane zdanie zrobiło mi się trochę cieplej w całym ciele. Tęsknię za Fabianem.
No nie wiem. A jak myślisz? – odpisuję z wiszącym mi nad głową przyjacielem.
Będziesz miał jutro problem po imprezie. A ja nie będę mieć w tym udziału.
Czyli?
Kac, Kamil.
Nie martw się. Znajdę dla ciebie czas pomiędzy bólami głowy.
No ja mam nadzieję. Baw się dobrze.
Do jutra…
— Jesteście dziwni — komentuje Michał, gdy chowam komórkę. — Co ty w ogóle masz z tego faceta? Bo związkiem tego nie można nazwać. Ani to rozmowa, ani pieprzenie. Już ja jestem z tobą częściej w łóżku.
Patrzę na niego z nutą irytacji, ale i znużenia. Od jakiegoś czasu ten temat non stop powraca. Sam nie wiem czy chcę bronić Fabiana. Prawda jest taka, że dawno skończyła mi się do niego cierpliwość. Nadal go kocham. Niestety mam świadomość nawarstwiających się problemów. Nie lubię komentarzy Michała z tego powodu, że idealnie trafiają w bolący punkt. Tylko podsycają tlący się we mnie gniew.
— Nie patrz tak na mnie. Macie ze sobą o czym rozmawiać oprócz tego, że relacjonujecie swój dzień? — Unosi brwi. — Z każdym można gawędzić o pogodzie.
— Spieprzaj — warczę, prostując się gwałtownie, zrzucając go z ramienia. Cieszę się, że inni są zajęci śpiewaniem i nie zwracają uwagi na tę wymianę zdań. — Nic o nas nie wiesz.
— Znam cię pięć lat. Widzę jak wygląda to coś między wami. Głupie przyzwyczajenie i tyle. Najczęściej po prostu hamuje cię przed dalszym życiem. Co z niego masz? Powiedz mi.
— A co miałbym z ciebie? — mówię zaraz tego żałując.
Chłopakowi rzednie mina. Po chwili wstaje i znika za drzwiami prowadzącymi na korytarz. Patrzę za nim, gryząc się z wyrzutami sumienia. Nie lubię go ranić. Wiem, że zależy mu na mnie bardziej niż powinno w tej sytuacji. Właśnie przez to jakiś czas temu chciałem skończyć nasz… naszą relację, ale ciężko mi było zrezygnować z łatwego seksu i jego towarzystwa, nawet jeśli coraz częściej i bardziej sprawy się komplikowały. Przynajmniej poznałem na co stać Michała. Polubiłem go, stał się moim przyjacielem. Wcale nie podobał mi się ten dziwny trójkąt, w który się wplątałem. Chciałem jednak mieć kogoś blisko siebie. Najlepiej Fabiana, ale on mieszka i pracuje w innym mieście. Nie potrafię od niego odejść z tak błahego powodu. Potrzebuję go.
Moją uwagę przykuwa wbity we mnie wzrok Kasi. Marszczy brwi, gdy nasze spojrzenia się spotykają. Wiem, że ma mi za złe to, w jaki sposób się prowadzę. Uwielbia Michała. Są jak rodzeństwo. Znają się niemal całe życie. Wiem, że mnie lubi, ale wszystko może się zmienić w chwili, gdy zbyt mocno go skrzywdzę. Bo, że to robię, nie mam wątpliwości – mimo iż chłopak wie jaka jest umowa. Uczucia rządzą się swoimi prawami. Nie można się ich tak po prostu wyrzec.
Wzdycham ciężko wstając z miejsca. Idę za nim, ale nie ma go ani na korytarzu, ani w kuchni. Bez słowa otwieram łazienkę i wchodzę do środka. Michał stoi oparty o pralkę. Zapala jointa. Patrzy na mnie dopiero wtedy, gdy zaciąga się mocno dymem.
— Daj trochę — mówię cicho.
Zbliżam się na tyle, że musi zadzierać głowę, by spojrzeć mi w twarz. Podaje mi skręta do ust, więc zaciągam się, mrużąc oczy z przyjemnością. Nie wiem, w którym momencie studiów dym z tych świństw przestał mi przeszkadzać i dusić jak na początku. Nie jestem pewien czy to dobrze.
— Wiesz, że kocham Fabiana — szepczę, po tym jak sam spala resztę narkotyku. W stanie, w którym się znajduję, jest mi łatwo mówić o uczuciach. Pod wpływem używek zawsze robię się wylewny. — Kochałem go, zanim w ogóle zdałem sobie sprawę, że jestem gejem. To uczucie się nie zmieni.
— Jest ci raczej jak brat, nie kochanek — stwierdza ponuro.
— Zajebiście się z nim pieprzy. Z bratem bym tak nie miał.
— Ze mną też jest ci dobrze. No i jesteśmy razem niemal cztery lata… — mówi takim tonem, jakby w ogóle go to nie obchodziło. Niestety wiem, że jest zupełnie inaczej.
Obserwuję jak wywala spalonego skręta do kibla i wbija wzrok w parapet. Usilnie stara się nie pokazać żadnych emocji.
— To jest tylko seks… – uderzam w czuły punkt.
— Nieprawda! — warczy nagle i popycha mnie lekko w pierś. — Nie wmawiaj mi, że jestem ci obojętny. Nie raz przychodziłeś do mnie w środku nocy! I dlaczego? Bo czułeś się, kurwa, samotny!
— Przestań. Nie wiesz co czuję…
— Zresztą, gdyby mu tak bardzo zależało — przerywa mi — to przyjechałby tutaj i znalazł pracę gdzieś w pobliżu — zauważa, a mnie coś nieprzyjemnego chwyta za gardło.
— Nie może tego zrobić…
— Bo co? — znów nie daje mi dokończyć. — Bo siostrę trzeba pilnować? Czy ty nie widzisz, że jemu nie zależy?!
— Nieprawda! Nie wiesz ile dla mnie zrobił.
— Co niby?!
— On… — urywam. Robię głęboki oddech i dopiero wtedy kontynuuję opanowanym głosem – na tyle ile pozwalają mi procenty we krwi. — Uratował mnie. Gdyby nie on, nie byłoby mnie tutaj. Nie warz się mówić o nim cokolwiek złego.
— Zrobił to raz, Kamil — prycha. — Raz. Nie możesz być mu wdzięczny całe życie.
— Mogę robić co chcę. I jeśli tego nie rozumiesz, nie ma sensu dalej rozmawiać.
Widzę w jego oczach początki łez. Moja reakcja jest natychmiastowa. Odwracam się na pięcie. Uciekam. Najzwyczajniej w świecie nie mam pojęcia jak się zachować, kiedy ktoś przy mnie płacze. Wyrzuty sumienia dwoją się, gdy tylko wracam do rozśpiewanej gromady. Chwytam za pierwsze z brzegu piwo z chęcią upicia się i zapomnienia o tym wieczorze. Nie jestem bezuczuciowym gnojkiem za jakiego chcę być postrzegany. Nie znoszę ranić. Po prostu czuję się samotny. Całe życie otaczałem się ludźmi, których znałem niemal od urodzenia. Po przyjeździe do miasta byłem szczęśliwy, ale też szybko zaczęło mi brakować dawnych relacji. Nie miałem nikogo przy sobie. To było abstrakcyjne uczucie i z czasem zacząłem szukać sposobu, by sobie z nim poradzić. Poznałem Michała, Kaśkę, Przemka. Później wszystko potoczyło się samo.
Gustaw, Magda i Klara zbierają się do wyjścia, więc żegnamy ich po czym siadamy w piątkę. Impreza nieco cichnie. Dziewczyny trajkoczą o obniżkach, a ja zamykam się w swoim małym światku. Reszta udaje, że nie zauważa zmiany mojego nastroju. Z doświadczenia wiedzą, że lepiej się nie wtrącać. Zdążyłem wypić całe piwo, zanim Michał wrócił z łazienki. Wszedł do pokoju, przesunął wzrokiem po zebranych, a chwilę później siedział na moich kolanach. To nie była pierwsza tego typu kłótnia. Od jakiegoś czasu temat non stop powracał, a on już doskonale wiedział jak mnie ułaskawić
Całuje mocno moje usta, pozbawiając tchu. Początkowo nie odpowiadam na pieszczoty. Jestem zagubiony w swoich odczuciach. Z jednej strony wiem, że to jedna z najbliższych mi osób. Mogę mu wszystko powiedzieć, nigdy mnie nie wyśmieje i nie odtrąci. Jest na każde moje skinienie. Z drugiej strony mam świadomość, że nie robi tego bezinteresownie. Nie żeby mi to kiedyś przeszkadzało, ale teraz on próbuje się dopominać swego. Walczy o uwagę, co zaczyna mnie przytłaczać.
Czuję jak jego dłonie przesuwają się po moim ciele. W końcu lądują na kroczu i masują wprawnie, pobudzająco. Przestaję myśleć racjonalnie. Jak wcześniej miałem jeszcze przebłyski chęci odepchnięcia go, tak teraz łapię chętne usta w mocniejszy pocałunek. Nic innego się nie liczy.
— Ej! Idźcie gdzie indziej — słyszę rozbawiony śmiech Adama.
Z trudem ogarniam znaczenie tych słów, ich pełna świadomość dociera do mnie dopiero wraz z bólem żeber, gdzie przyjaciel wbija palec.
— Spierdalaj — warczę, odsuwając się odrobinę od Michała.
Patrzę z irytacją jak zakolczykowane usta wyginają się w grymasie rozbawienia połączonego z niechęcią. No dobra, dociera do mnie, że przesadzamy.
— Daga — woła mój kochanek, odchylając się trochę w tył na moich kolanach i wyłapując wzrokiem właścicielkę pokoju obok.
— No?
— Zmieniłaś plany na resztę nocy?
— Nie. Możecie u mnie przenocować. Tylko zmieńcie pościel.
— Jasne! Chodź — zwraca się do mnie.
To raczej dobrze o nas nie świadczy, ale nikogo nie dziwi, że olewamy ich na rzecz seksu. Na szczęście nie jesteśmy wyjątkami – niemal na każdej imprezie którąś z par ponosi. Swoją drogą czy już wspominałem jak bardzo spoko jest nowa lokatorka Kaśki? W drodze do jej sypialni niemal wpadam na szafkę stojącą obok drzwi. W głowie wiruje mi tak, że zastanawiam się czy w ogóle mi stanie. Na szczęście zapominam o tym w momencie, gdy Michał popycha mnie na łóżko i czuję go na sobie.
Zaczynamy się całować. Oddajemy tej czynności wiele gwałtowności i emocji. Obaj chcemy się po prostu wyżyć. Jednak jest coś nowego w tym wszystkim. Pierwszy raz mój przyjaciel chce przekonać mnie… albo raczej siebie, że należę do niego. Próbuje zdominować zbliżenie, co kwituję słabym prychnięciem. Popycham go na pościel, by przejąć kontrolę. Kto jak kto, ale on uwielbia być pode mną. Doskonale zdaję sobie sprawę z przewagi. Być może to jest jego błąd. Po chwili walki poddaje się całkowicie. Uczucie triumfu przeważa nad wszystkim, co czuję w tym momencie.
Przyjemnie jest nie myśleć, oddać się chwili jak niezliczoną ilość razy wcześniej. Dobrze mieć kogoś zapatrzonego w siebie. Dobrze kochać się z drobniejszym ode mnie chłopakiem. I dobrze czuć władzę, gdy mi się oddaje.
Zawsze na rozkaz i zawsze pod ręką.
— Jak sprytnie z pokojem — mruczę mu do ucha. — Kłótnię też zaplanowałeś, żeby było ostrzej?
— Debil — prycha, ale obejmuje mnie mocniej. — Zaplanowałem co innego…
Wyciąga dłoń w kierunku swoich spodni, od jakiegoś czasu leżących na ziemi. Wyginam usta do szerokiego uśmiechu i odsuwam się na sekundę, by wyciągnąć z kieszeni woreczek z tabletkami. Wyjmuję dwie, jedną wsuwam do ust. Całuję Michała, który z pomrukiem zadowolenia przyjmuje ode mnie ecstasy. Sam też połykam swoją porcję, po czym znów kładę się na ciepłym ciele.
Seks pod wpływem narkotyku zawsze stanowi inny wymiar, nieporównywalny do niczego, co czułem kiedykolwiek. Czasem ecstasy pogarsza mój humor, ale mimo to potrafię ryzykować właśnie dla takich chwil, kiedy euforia rozsadza mnie od wewnątrz. Każdy dotyk parzy intensywnością, a przyjemności nie mącą żadne nieproszone myśli. Jest tylko Michał. Jego ciało. Żadnych wyrzutów sumienia.
Uczucie wolności sięga aż po granicę mojego jestestwa.
_______
Betowały Kasia i Patrycja. Dziękuję!
Cudne....��
OdpowiedzUsuńAle się porobiło... otwarty związek? I Kamil no proszę cię - makijaż? 😕 Szkoda mi tego Michała. No nic to dopiero początek, więc wszystko przed nami. Dziękuję i pozdrawiam 😀
OdpowiedzUsuńO matko co tu się podziało. Ja lubiłam Fabiana i Kamila razem a tu... No cóż, zobaczymy, mam tylko nadzieję, że jednak będą w końcu tak razem razem.:)
OdpowiedzUsuńTorisa
Ehhhhhhhhhhhhhhhh :/ prywatnie nie cierpię takich sytuacji, jak dla mnie takie zachowanie jest mega nie fair, nie rozumiem tego :(. Ja bym tak nie umiała, zezarlyby mnie wyrzuty sumienia. Kamil sie zachowuje jak puszczalska sucz i niech nie mówi, ze nie. Tłumaczenie w stylu "bo ja byłem samotny, bo on tak daleko" kompletnie do mnie nie przemawia... Az jestem na niego zla... Leci na dwa fronty i nie widzi w tym niczego zlego... I jeszcze robi innych w bambuko. Ciekawe czy Fabian wie, a jeśli nie wie, a tak przypuszczam, to juz chyba kompletnie sie pogniewamy... I Michała tez mi szkoda troche, bo jest traktowany zajebiscie ch*jowo xd.
OdpowiedzUsuńTez ciekawi mnie jak ze strony Fabiana to wygląda.
Ehh no nic pozostaje mi tylko czekać na następne rozdziały :)
Pozdrawiam Szahzei
W tekscie jest napisane, ze Fabian i Kamil prowadza otwarty zwiazek, bo bali sie, ze predzej czy pozniej w normalnym by sie zdradzali.
OdpowiedzUsuńNie uwazam, zeby to co robil dawalo prawo do nazywania go puszczalskim. Wiekszosc ludzi lubi uprawiac seks, dlaczego maja z tego nie korzystac? Problem jest wtedy, gdy relacje zmieniaja sie na bardziej toksyczne (Kamil&Fabian, Kamil&Michał).
I nie rozumiem wyzej oburzenia wzgledem makijazu - z tego co wiem pierwotnie zostal stworzony dla mezczyzn nie kobiet :)
,,Nie warz się mówić o nim cokolwiek złego.'' - chyba powinno byc ,,waż''
Dopiero wczoraj odczytalem wiadomosc na gmailu. I to jeszcze byla wyslana tak dawno temu, a dzis jest 20 listopad >:(
Tak juz jest jak sie nie czyta glownych wiadomosci :p
Damian!!! :D Witam, witam. Nawet nie wiesz jak się cieszę widząc Twój komentarz.
UsuńMakijaż był stworzony dla mężczyzn? Nie słyszałam o tym wcześniej, ale jakoś nie jestem zdziwiona xD Obcasy też były początkowo dla panów. A co do Kamila, on nie przesadza z tapetą. Chce się czuć po prostu ładny. Można się w tym doszukiwać małej pewności siebie czy coś, to już wedle uznania ;)
Z tym mailem widzę dla Ciebie same plusy. Masz więcej rozdziałów do czytania na raz xD Najważniejsze, że dotarł.
Błąd poprawię jak wrócę z uczelni (tak samo ten z 2 rozdziału). Dzięki :)
Pozdrawiam serdecznie!