6 listopada 2017

[3] Wróć do domu

Jeszcze raz dziękuję za Wasze komentarze.
Przypominam, że jeśli nie chcecie czekać na kolejny rozdział, to całość Wróć do domu można zakupić na beezar.
Pozdrawiam i zapraszam do czytania :)
_______________________________

Na rodzinnych torach



W niedzielny poranek budzą mnie pocałunki. Wzdycham, czując dłoń na kroczu masującą mnie wprawnie. Nadstawiam się do dotyku i powoli uchylam powieki. Wita mnie widok roześmianych oczu Fabiana. Już chcę powiedzieć coś w stylu nie ładnie dobierać się do bezbronnego, gdy łączy nasze usta, pozbawiając mnie tchu. Czuję uderzenie gorąca i obezwładniającą potrzebę. Przez chwilę nawet zastanawiam się, czy nie podał mi w jakiś sposób ecstasy. Ale świat jest normalny, moje myśli naturalne. Jedynie moje pożądanie szaleje, rozpalane jego dotykiem w strategicznych miejscach. Nikt nie działa na mnie tak jak on. Nikt nie poznał mojego ciała na tyle dobrze. Nikt się nie trudził, by doprowadzić mnie do szaleństwa samymi dłońmi albo językiem. Uwielbiam czuć pod palcami jego mięśnie. Rozkoszuję się zapachem, smakiem. Kocham dźwięki, które wydaje. Nawet oddech – urywany, potwierdzający potrzebę.

W ramionach Fabiana jestem kompletny. Nie potrzebuję dragów. Nie muszę nic mówić czy robić. Mogę zaufać, poddać się. Stać jednym wielkim pragnieniem. Spełnieniem.

Pozostaję bierny. Po prostu leżę i pozwalam mu robić cokolwiek zechce. Z fascynacją obserwuję jak działa na niego sam mój widok i możliwość dotyku. Zawsze po dłuższej rozłące jest niezwykle wrażliwy i niewiele mu trzeba, by osiągnąć orgazm. Nie chce się jednak śpieszyć, więc zajmuje się przede wszystkim moją przyjemnością. Oto właśnie jeden z dowodów na jego lojalność wobec mnie. Mimowolnie go wyczekuję, bo oznacza, że dawno nikogo nie miał. Jednocześnie wolę o nim nie myśleć, bo dochodzę do zbyt problematycznych wniosków. Fabian być może wcale nie korzysta z naszego otwartego związku.

Boli, gdy się we mnie wsuwa. Z nikim innym nie lądowałem na dole. Nie z powodu dorobienia sobie jakiejś dziwnej idei, że tylko Fabian może mnie mieć. Po prostu nikomu innemu jeszcze na tyle nie zaufałem. Przed resztą świata jestem twardy, niepokonany, dominujący, nie dający na siebie wpływać. Przy moim chłopaku pozwalam sobie opuścić gardę. Nic by nie dało udawanie, ponieważ wie jaki jestem.

Po spełnieniu długo leżymy w swoich ramionach. Całujemy się leniwie, dotykamy. Fabian oddycha głęboko, spokojnie. Wtula się we mnie jakby z obawą, że mogę zniknąć. Nie rozmawiamy. Trwamy przy swoim boku, wyobrażając sobie, że tak było i będzie już zawsze.

W końcu jednak musimy wstać. Fabian co niedzielę chodzi do kościoła, a tym razem mam ochotę iść razem z nim. Ktoś inny siłą by mnie nie zaciągnął. Jemy wspólne śniadanie i szykujemy się do wyjścia. Gdyby spojrzeć na nas z boku, pominąć fakt trzymania ubrań w torbie oraz braku moich rzeczy na półkach, można by sądzić, że mieszkamy ze sobą od dawna. Nie potrzebujemy rozmawiać. Traktujemy swoje towarzystwo za normę. Nie muszę pytać co gdzie leży. Wiem po co w które miejsce sięgnąć. Nie przeszkadzamy sobie, wykonując poranne czynności. Wszystko zdaje się zazębiać, pasować.

Będąc już na mszy, zastanawiam się, dlaczego on nadal na nie chodzi. Nigdy nie bierze komunii świętej, chociaż wiem, że regularnie się spowiada. Nie chcę go o to pytać. Zapewne przy rozmowie nie zdołałbym się powstrzymać od podważania jego wiary. Nie mam prawa się wtrącać. Jeśli tego potrzebuje, dobrze.

Nudzę się niemiłosiernie. Nie zamierzam uczestniczyć w modlitwach, więc przez większość czasu kątem oka obserwuję go. Bardzo wczuwa się w śpiewanie. Wyłapuję przyjemny ton jego głosu, choć jest to trudne w takim tłumie. W końcu, chwilę po dwunastej, wychodzimy na świeże powietrze. Fabian łapie mnie za dłoń i uśmiecha szeroko. Jestem w szoku, że robi to przy ludziach, z którymi przed chwilą siedział w miejscu świętym. Ale przecież nie jesteśmy już na wsi, gdzie zaraz wszyscy by gadali. Tutaj mamy zapewnioną jako taką anonimowość. Czasem zdarza się kojarzyć kogoś z widzenia, ale nawet jeśli, nikt nie interesuje się drugim człowiekiem. Przynajmniej takie mam wrażenie. Tam, gdzie się wychowałem, każdy wiedział wszystko o wszystkich i wszystkim.

— Idziemy od razu do Gosi, czy chcesz jeszcze wpaść do jakiejś knajpy? — proponuje Fabian, uśmiechając się przy tym radośnie.

— No nie wiem… Gośka pewnie i tak coś zrobi na obiad. Stęskniłem się za nią.

— Czyli do niej.

Skręcamy w odpowiednią ulicę. Nadal trzymając się za ręce przemierzamy kolejne metry. Nie rozmawiamy, ale panuje przyjemna, rozluźniająca atmosfera. Gdybym szedł z którymś ze swoich znajomych, z pewnością buzia by nam się nie zamykała. Lubię w nich to, że gdybym wspominał jakiś wykład albo zachwycał się dziełem nowo poznanego artysty wiedzieliby o czym mówię. Zawsze mieli swoje zdanie. Mogliśmy dyskutować, spierać się, poznawać inne spojrzenie na daną rzecz. Rozwijaliśmy się w ten sposób. Michał w pewnym sensie ma rację. Z Fabianem mogę dzielić jedynie otaczający mnie świat. Możemy mówić o sprawach przyziemnych, codziennych, zwykłych. Nudnych jak choćby pogoda. Ale nie przeszkadza mi to. Fajnie móc się przy kimś rozluźnić, nie przejmować studiami, nauką i tym, co jeszcze powinienem umieć, wiedzieć, rozumieć, kojarzyć. Przy nim nie muszę się wysilać. Odpoczywam.

***

Pięć lat temu, zaraz po przyjeździe do miasta, Gośka spotkała Rafała. Może wydawać się to śmieszne i niespodziewane. W końcu halo, to kobieta, która przez tyle lat gniła na wsi, bo nie potrafiła ruszyć się z miejsca. Ale wbrew logice tych dwoje bardzo szybko się do siebie zbliżyło. Zabawnie było oglądać niezadowolenie Fabiana, który niemal cały czas był przeciwny ich związkowi. Dopiero później wszystko zwolniło. Od kiedy zostali parą, nigdzie się nie spieszyli. Po trzech latach zamieszkali razem. Mężczyzna był cierpliwy, nie poganiał jej w niczym i to właśnie sprawiło, że jednak uzyskał uznanie brata swojej dziewczyny. Gdzieś po drodze także dowiedział się o naszym związku. Z początku był zdziwiony – w końcu Fabian nie jest obrazem typowego geja – ale nigdy nie robił żadnych problemów. Szybko zyskaliśmy akceptację i po pewnym czasie czuliśmy się przy nim na tyle pewnie, że zachowywaliśmy się normalnie, jak para. Był jedną z pierwszych obcych osób, przy której sobie na to pozwoliliśmy. To dzięki niemu, między innymi, mieliśmy odwagę chwycić się za rękę, idąc ulicą.

Rafał odziedziczył po rodzicach domek jednorodzinny z dużym ogrodem. Wraz z Gosią żyli na dobrym poziomie. On był kierownikiem działu w Tesco, a ona niedługo po przyjeździe znalazła pracę jako kelnerka w restauracji. Co najmniej dwa razy w tygodniu odwiedzał ich Fabian – obowiązkowo w niedziele. Ja wpadałem rzadziej, ale i tak częściej bywałem u nich niż u swoich rodziców. Moja matka nie omieszkała mi tego wypominać za każdym razem. Utrzymywała kontakt z moim chłopakiem i jego siostrą. Wiedziała więc kiedy u nich przebywam.

Fabian otwiera bramkę. Przepuszcza mnie przodem, co kwituję rozbawionym prychnięciem, ale zaraz moją uwagę przykuwa otoczenie. Za każdym razem, kiedy tu przychodzę, zachwycają mnie kwiaty i ścieżka prowadząca do drzwi, wyłożona kamieniami. Wiem, że pomysłodawczynią była Gosia. Wiele zmieniła odkąd tu zamieszkała. Dzięki niej dom ożył i stał teraz w pełni swojej świetności.

Rafał musiał nas zauważyć przez okno, bo zanim jeszcze docieramy do drzwi, on pojawia się w progu ze swoim typowym, pełnym radości uśmiechem. Ma postawną sylwetkę, jest też dość niski. Ma specyficzną urodę, ale z miejsca sprawia wrażenie godnego zaufania.

— Kamil! Dawno cię nie widziałem — mówi radośnie. — Wejdźcie. Trafiliście w porę. Zaraz będzie obiad.

Robi krok w tył, by przepuścić nas w drzwiach. Omiatam wzrokiem wnętrze. Niedawno robili remont i teraz wszystko wygląda świeżo. Widać w tym kobiecą rękę. Ściągam buty, kurtkę i bez pytania idę do kuchni, gdzie spodziewam się zastać panią domu. Gosia stoi tyłem do mnie. Miesza coś w garnku, nucąc cicho. Parę sekund przyglądam się jej w milczeniu, ale w końcu nie wytrzymuję i chrząkam. Odwraca się ku mnie z pytaniem na twarzy. Nikt wcześniej jej nie poinformował, że przyjadę, więc mam okazję widzieć jej zszokowaną minę. Rzuca mi się na szyję i wtula mocno.

— O Boże! Kamil! — krzyczy tak głośno, że niemal głuchnę na jedno ucho. — Czemu nie powiedzieliście, że przyjedzie!? — zwraca się do mężczyzn, stojących w progu. — Ugotowałbym coś, żeby zabrał ze sobą!

— Nie trzeba — mówię szybko.

— Jasne, że trzeba! — Patrzy po mnie krytycznie. — Jesteś coraz bardziej chudy. Zastanawiam się tylko czy to przez twoje faktyczne braki w umiejętnościach kulinarnych, czy zwykłe lenistwo.

— A jedno i drugie nie może być?

Kobieta marszczy nos. Macha ręką jakby odganiała natrętną muchę. Mój wzrok na sekundę pada na pierścionek, zdobiący jej palec serdeczny prawej dłoni. Wiem, że lubi kolczyki i naszyjniki, ale dotąd nie nosiła nic na dłoniach.

— Zrujnujesz sobie zdrowie — beszta mnie.

— Pomóc ci? — wtrąca Rafał, pewnie wyczuwając zbliżający się monolog swojej ukochanej.

— Tak. Przygotuj stół. A wy zanieście to — rozkazuje, wskazując na miski z ziemniakami i sałatkami stojące na blacie.

Wykonujemy polecenie, po czym siadam z Fabianem na kanapie w salonie. Gospodarze na moment znikają w kuchni. Opieram się o mojego chłopaka, a on obejmuje mnie ramieniem.

— Widziałeś pierścionek? — szepczę do niego.

— Co?

— No na palcu twojej siostry. Miała go wcześniej?

Widząc jego zagubioną minę, śmieję się cicho. Jak może być tak mało spostrzegawczy? Jest skupiony na siostrze tak bardzo, że czasem nie zauważa oczywistych faktów. Jak to mówią – im bliżej stoisz tym mniej widzisz.

— Nie wiem. Myślisz, że to coś oznacza? — mówi po chwili zastanowienia.

— Jeśli tak, to mam nadzieję, że się dzisiaj dowiemy.

Urywam, gdy wchodzą do pokoju. Rafał stawia mięso na blacie. Siadamy do stołu. Jestem w niebie, mogąc zjeść kolejny porządny posiłek. Do tego jeszcze lepszy niż ten wczorajszy. Mimo wszystko uczeń nie przerósł mistrza.

— Jak tam na uczelni? — pyta Gosia. — Nałóż sobie jeszcze. Nie zabraknie.

— Nie, dzięki. A na uczelni dobrze. Jeszcze parę miesięcy i koniec.

— A co chcesz robić dalej? Masz jakąś pracę na oku?

Milknę na moment i aż przestaję przeżuwać. Zerkam na kobietę czy mówi serio. Oczekują ode mnie konkretnej odpowiedzi, a ja nie mam takiej. Nie wiem, co chcę robić. Na pewno coś przy rzeźbie. Może własna firma? Ale nie jestem pewien czy da się z tego wyżyć. Parę razy sprzedawałem swoje prace na allegro. Tylko to był dodatek pieniężny do tego, co miałem, nie starczyłoby na utrzymanie mieszkania i normalne życie. Michał miał ostatnio jakiś pomysł. Jak na razie w planach mam jedynie rozmowę z nim.

— Myślę jeszcze nad tym — odpowiadam w końcu.

— No ale coś musisz planować. Cokolwiek. Miałeś gdzieś praktyki?

— Ta — prycham — przy nagrobkach.

— O! Super. I to jest praca na przyszłość. To zawsze będzie potrzebne.

Patrzę na nią z lekkim niedowierzaniem. Naprawdę chciałaby, żebym projektował dla zmarłych? Ta dziedzina kamieniarki ciągnie kreatywność razem z trupami do grobu.

— To już wolę w renowacji robić — odpowiadam opryskliwie. Nie uważam tego za jakiś gorszy sort, ale wolałbym robić własne rzeczy niż odtwórcze.

— Daj mu spokój — wtrąca Fabian. — Ma jeszcze dużo czasu.

— Coraz mniej.

— Może po prostu nie chce zapeszać? — Patrzy na mnie z uśmiechem. — Nie wierzę, że nie ma żadnego pomysłu.

— Mam dużo. Ale nie wiem co wybiorę — podchwytuję. — Nie chcę o tym jeszcze rozmawiać.

— Jak chcecie… — wzdycha Gosia.

Po skończonym obiedzie odnosimy wszystko do kuchni i tym razem siadamy przy pustym stole. Zwykle gospodarze proponowali, żeby się gdzieś przejść. Często jechaliśmy połazić po sklepach albo po parku w ciepłe dni. Tym razem wymieniają nieco nerwowe spojrzenia i już wiem, że czeka nas poważna rozmowa. Być może moje przypuszczenia okażą się prawdą.

— Miałaś jeszcze powiedzieć o Adrianie — przypomina Rafał.

— Ach, tak. — Kobieta prostuje się bardziej i patrzy na brata. — Adrian z dzieciakami wyprowadza się do miasta. Zamieszkają dwie ulice stąd.

— Och, serio? Super! — Fabian ożywia się bardziej. — Kiedy?

— Nie wiem. Jakoś w następnym miesiącu. Coś takiego. Znaleźli kupca na ich działkę.

— Nareszcie!

— Kilka lat czekali — wtrącam. — Kto się na to zgodził?

— A nie wiem — odpowiada Gośka. — Jakiś rolnik z ambicjami. Wykupił też ziemie od paru innych osób.

— Może to ten sam, co od moich rodziców? W końcu pozbyli się pola.

— Pewnie tak.

Wszyscy cieszymy się z takiego obrotu sprawy. Rafał też nie ma rodziny, a dobrze mieć kogoś zaufanego w pobliżu. Odkąd Adrian wyszedł z odwyku, pozostawał w stałym kontakcie z Gośką i Fabianem. Od tamtego czasu urodziły mu się dwie córeczki. Chcąc im zapewnić lepszą przyszłość jakiś czas temu wpadł z żoną na pomysł, by przeprowadzić się do miasta. Niestety uniemożliwił mu to brak kupca na ziemię. Bez sprzedaży poprzedniej działki, nie mieliby szans spełnić marzenia o wyprowadzce.

— Ale to nie jedyna nowina — mówi kobieta zdecydowanym tonem. Łapią się z Rafałem za ręce. — Dobrze, że jesteście dzisiaj razem. Mamy wam coś do powiedzenia i czekaliśmy aż przyjedziesz, Kamil. Postanowiliśmy się pobrać — wyjaśnia bez owijania w bawełnę.

Mimo moich przypuszczeń otwieram usta zszokowany, nie sądziłem, że wyjadą z tym tak prosto z mostu. Uśmiecham się szeroko. Wstaję z miejsca i mocno ją przytulam.

— Gratulacje! Kiedy się zdecydowaliście? Widziałem pierścionek, ale nie chciałem nic mówić. Pokaż.

Łapię ją za dłoń i unoszę, by przyjrzeć się biżuterii. Nie posiada żadnych kamieniami. Złoto w strategicznym miejscu zwęża się i zawija jakby w plecionkę. Bardzo w stylu Gosi.

— Dwa tygodnie temu zadecydowaliśmy — odpowiada.

— Wow. Super! A więc jednak nie zauważyłeś — rzucam do Fabiana.

Mężczyzna dopiero teraz zamyka usta i uśmiecha się szczerze. Wstaje, by pogratulować parze. Wymieniam jeszcze uścisk z Rafałem, po czym wszyscy siadamy na swoich miejscach. Widzę, że mój chłopak jest w zbyt wielkim szoku, by o cokolwiek pytać, więc wyręczam go:

— Rozmawialiście o tym, kiedy chcecie się pobrać?

— Właśnie. Tutaj mamy dla was drugą wiadomość… — mówi Gosia. — Chcemy się pobrać zaraz po tym jak urodzę…

Słowa zawisają w powietrzu, a ja wbijam wzrok w Fabiana, nie chcąc stracić okazji do obejrzenia jego reakcji. Wpatruje się w siostrę i przez chwilę mam wrażenie, że nie dosłyszał tych słów. Mruga jedynie, po czym pyta:

— Co?

Rafał śmiejąc się serdecznie obejmuje narzeczoną. Szepcze jej coś do ucha.

— Ale to chyba nie przez to chcecie się pobrać? — wtrąca jeszcze mój nieco oszołomiony chłopak.

— Co? Nie! — zaprzecza szybko kobieta. — Oświadczył mi się wcześniej, zanim się dowiedzieliśmy o dziecku. O tym, że jestem w ciąży wiem od tygodnia… Byłam na rutynowych badaniach ginekologicznych. Trochę mnie to zaskoczyło. — Uśmiechnęła się z rozbawieniem.

— Wpadka? — śmieję się.

— Tak — odpowiada Rafał — ale cieszymy się. Bardzo. — Całuje kobietę w policzek.

— No ja myślę. Nasza rodzina się powiększa!

Z rosnącym entuzjazmem zerkam na Fabiana. Dostrzegam, że ten patrzy na mnie nieco dziwne. Zanim orientuję się co to oznacza, czuję jego usta na własnych. Pocałunek nie trwa nawet dwóch sekund. Mężczyzna odrywa się ode mnie i zaczyna gratulować parze. A ja mogę się na niego jedynie gapić, uświadamiając sobie co powiedziałem.

Jesteśmy rodziną.

***

Za godzinę mam pociąg do domu. Za trzydzieści minut wychodzę. Jestem już spakowany i siedzę z Fabianem na kanapie. Mimo bliskości nie dotykamy się żadnym kawałkiem ciała. Milczymy. Atmosfera pomiędzy nami jest ciężka. Jeszcze parę miesięcy, powtarzam sobie jak mantrę, ale to niewiele pomaga. Nie chcę wyjeżdżać. Czuję się tak, jakby coś bardzo ważnego przelatywało mi przez palce. Tak jest za każdym razem, gdy musimy się rozstać. Tym razem jednak nie wiem, kiedy znów się zobaczymy. Mój szef nie chce się godzić na wolne w weekendy. W szczególności, że czas od poniedziałku do piątku też mam zawalony na uczelni. Teraz trzeba wszystko dopiąć na ostatni guzik. Praca magisterska, ostatnie zaliczenia. Mam sporo pracy i coraz mniej chęci.

Nowiny Gosi ucieszyły mnie i zmartwiły jednocześnie. Niby wszystko układa się ku lepszemu, ale nie jestem pewien czy dla mnie. Boję się, że Fabian w roli wujka będzie jeszcze bardziej nieugięty niż dotychczas. Widząc jego błyszczące oczy, gdy gratulował parze, mimo oczywistej radości, coś nieprzyjemnego ściskało moje gardło. Już teraz wiem, że pojawi się więcej osób, które będą ważniejsze ode mnie. To jego rodzina. A ja jestem tylko chłopakiem mieszkającym w innym mieście. Nie może na mnie polegać. Nie może być pewien. Wie, że go kocham, ale nasze oczekiwania nigdy nie były i nie muszą być spójne.

— Kamil — zaczyna mężczyzna w pewnym momencie. — Co do tej rozmowy z Gosią... Co chcesz robić po studiach?

— Nagle cię to interesuje? — prycham z irytacją. Zawsze robiłem się nerwowy przed wyjazdem. — Nigdy nie chcesz o tym rozmawiać.

— Bo to ma być twoja decyzja… — Patrzy na mnie uważniej. — Tylko jestem ciekawy.

— Nie. Powinna być nasza wspólna. Ale nie. Ty oczekujesz, że albo zrobię to, co ty chcesz, albo nasz związek nadal będzie na odległość… O ile w ogóle — mówię z doskonale wyczuwalną goryczą.

— Wiesz, że nie o to chodzi…

— A o co?!

Sam jestem zaskoczony jak łatwo jest mnie wyprowadzić z równowagi. Boję się. Odkąd dowiedziałem się o ciąży Gośki, nie mogę wyrzucić tych myśli z głowy. Już nigdy nie będę dla niego ważniejszy. Zawsze będzie coś przed. W końcu przyznaję przed samym sobą, że nie chcę tak żyć.

— Nie możesz mi po prostu odpowiedzieć, co planujesz? — pyta, patrząc mi w oczy łagodnie. Mój wybuch nie zrobił na nim żadnego wrażenia.

— Chcę założyć firmę z Michałem.

W końcu widzę jakąś reakcję. Cień, który przemyka się przez jego twarz jest czymś, na co czekałem od miesięcy. Niestety mężczyzna szybko odzyskuje panowanie nad sobą. Kiwa głową i odwraca ode mnie wzrok.

— Gdzie chcecie ją założyć?

— Może wyjedziemy na północ kraju. Zna tamtejsze tereny. No i jego ojciec pomoże nam coś wynająć na początek — zmyślam, byle tylko raz jeszcze zobaczyć owy cień.

Nie widzę jednak nic. Fabian wpatruje się w ścianę przed sobą. Jedyną reakcję, którą mogę dostrzec, są zaciśnięte usta. Już za późno, myślę. Jest dobrze dopóki nie musimy rozmawiać na poważnie. Gdy zaczynamy, wszystko się jebie.

— Ty nie zamierzasz iść na ustępstwa — warczę. — Dlaczego ja mam to robić?

Wstaję, zabieram swoje rzeczy i wychodzę z mieszkania. Trochę za wcześnie, ale mam wrażenie, że jeśli posiedzę przy nim chwilę dłużej to albo się uduszę, albo zacznę na niego wrzeszczeć chcąc wymusić jakąś reakcję.

To, co kiedyś uważałem za zaletę Fabiana, traktuję teraz jako ogromną wadę. Nie chcę, żeby dawał mi wybór, by czekał aż wszystko przemyślę i podejmę decyzję. Chcę, żeby powiedział czego ode mnie oczekuje, postawił ultimatum, wziął na siebie minimum odpowiedzialności za ewentualny rozpad naszego związku. Nie potrafię przyznać, że obaj do niego dążymy.

________
Betowały Kasia i Patrycja. Dziękuję!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz