13 listopada 2017

[4] Wróć do domu


Słabość


Jako rzeźbiarz doskonale znam ludzkie ciało. Każda kość wystudiowana, mięsień zauważony, ścięgno zapamiętane. Anatomia jest dla mnie swoistą podstawą, ale i tak, tworząc pracę magisterską, nie raz prosiłem kolegów o pomoc. A to żeby pokazali swoje ramię albo pozwolili dotknąć pleców. Śmialiśmy się z tego. Jednocześnie byliśmy świadomi, że wcale nie było to głupie. Żałowałem wtedy mieszkania z dala od Fabiana. Ile bym dał, żeby móc bezkarnie obmacać taką górę mięśni, kiedy tylko potrzebuję. Z biegiem czasu, spędzając niezliczoną ilość czasu przy glinie, nauczyłem się zapamiętywać przedmioty poprzez dotyk. Niekiedy, gdy musiałem wyrzeźbić coś, co już istniało, najlepszym sposobem było zamknięcie oczu i zbadanie tego dłońmi. Dopiero później patrzyłem, obserwowałem każdą krawędź, wypukłość czy skos. Mój profesor śmiał się, że nadawałbym się na renowatora, bo potrafiłem stworzyć niemal identyczną kopię każdego zbadanego w ten sposób obiektu.

Czasem, gdy leżeliśmy z Fabianem w łóżku, przesuwałem dłońmi po jego piersi, liczyłem żebra, błądziłem po uwydatnionych mięśniach. Mężczyzna stał się moim wzorem, kalką, dzięki której mogłem rzeźbić tak realne postacie. W momentach, gdy badałem jego ciało, byłem poważny jak nigdy. Nie potrafiłem w tym wyłapać żadnego podtekstu seksualnego, bo to nie był już mój chłopak. Stawał się mięśniami, więzadłami, krwią płynącą w żyłach. Dopiero później mój umysł się przełączał, a Fabian znów był sobą. Te same mięśnie przyprawiały mnie o palpitację serca.

Brakuje mi takich chwil. Brakuje mi jego obecności. Te uczucia wracają do mnie jak bumerang. Nie mogę się od nich uwolnić. Jedyne on potrafiłoby je ukoić. Ale przecież przy nim też mi czegoś brakuje. Nie potrafię się pogodzić ze świadomością, że życie nie jest i nigdy nie będzie idealne. Że zawsze będzie coś, czego mogłoby być więcej. Czasem zastanawiam się czy nie składa się na to sama chęć życia. Z czegoś tak przyziemnego jak pazerność, chęć posiadania więcej, czucia mocniej, lepiej, przyjemniej.

Tylko jedno sprawia, że na moment jest mi dobrze ze sobą — seks. To on przenosi w zapomnienie każdą kłótnię, każde niedopowiedzenie. Tłumi uczucia, pozwala się wyżyć. Co prawda później, po samym fakcie nie jest już tak fajnie, ale to niewielka cena za uczucie spełnienia. Powoli uświadamiam sobie, jak bardzo płytki się stałem. Każde kolejne bezuczuciowe zbliżenie pozostawia po sobie coraz większą pustkę. Staję się znieczulony. Wszystko było dobrze, dopóty sobie tego nie uświadomiłem.

Za miesiąc kończę magisterkę. Powinienem właśnie pracować przy ostatniej rzeźbie. Nie robię tego. Chcę zapomnieć, że czas płynie. Nie chcę kończyć tych pierdolonych studiów, o których marzyłem całe życie. Zniszczyły mnie. Chociaż nie. Sam siebie niszczę. Pod płaszczem akceptacji i pogodzenia się ze sobą ukrywam najgorsze koszmary.

Posuwam Michała w kiblu. Chłopak jęczy pode mną głucho próbując tłumić odgłosy w dłoni zakrywającej usta. Dawno nie robiliśmy tego w miejscu publicznym. Odważyliśmy się na to dopiero po raz trzeci. Chłopak wrócił z tygodniowej nieobecności. Miał jakieś sprawy rodzinne. Nie drążyłem. Skupiam się jedynie na tym, jak obaj jesteśmy siebie spragnieni. Siebie – cóż za głupie słowo. Przecież już dawno się uprzedmiotowiliśmy. Od jakiegoś czasu nie potrafię sypiać z nikim innym, ale nawet z Michałem nie jest tak jak powinno. Tłumię to narkotykami, które coraz częściej bierzemy. Po nich czuję się lepiej. Mimo to, obejmując chłopaka nie jest mi dobrze. Nawet z zamkniętymi oczami nie potrafię udawać, że jego ciało nie jest wychudzone i nie niszczeje coraz bardziej. Obrzydza mnie, bo wiem, że wyglądam identycznie.

Po wszystkim poprawiamy ubrania. Śmiejąc się z nie wiadomo czego wychodzimy z łazienki. Pech chce, że wpadamy prosto na Przemka.

— Kamil! Wszędzie cię szukałem — warczy ze złością przyjaciel.

Przytrzymuje mnie bym nie upadł. Jego twarz wiruje niczym karuzela na placu zabaw, nie potrafię skupić na nim wzroku. Chyba mi niedobrze.

— Ćpaliście? — Patrzy na nas z niedowierzaniem. — Kurwa, nie możecie wytrzymać jeszcze miesiąca!? Wywalą was z budy jak się dowiedzą!

Wtedy to było takie zabawne. Michał skomentował coś o psie, a ja wybuchłem śmiechem i nazwałem go swoją suczką. Zmarszczone brwi Przemka, jego wściekły wzrok też były zabawne. Świat był piękny, kolorowy, tak bardzo ułożony. Niestety nie na długo. Mój wzrok błądzi gdzieś nad ramieniem wkurzonego przyjaciela. W końcu pada na osobę stojącą za nim. Zastygam jak gips w mojej rzeźbie – najpierw czuję uderzenie gorąca, następnie oblewa mnie zimny pot.

— Cześć — mówi Fabian grobowym głosem.

Muszę zamrugać. Przecieram twarz dłońmi, pozostawiając je na oczach. Nie chcę wracać do rzeczywistości. Nie wiem, czy sobie z nią poradzę. To halucynacje, wmawiam sobie. On nie może stać na korytarzu cholernego ASP. To niemożliwe! Ostatni raz widzieliśmy się półtora miesiąca temu! Nie przyjechałby do mnie. Nie on. Nie w tygodniu, gdy ma pracę.

— Ja do niego zadzwoniłem — wyjaśnia Przemek. Czuję, że puszcza moje ramię. — Ktoś ci musi, kurwa, przemówić do rozumu.

Nie mogę stać z zasłoniętymi oczami w nieskończoność. Pozwalam dłoniom opaść i chcąc nie chcąc spoglądam na Fabiana. Wygląda o wiele mizerniej niż ostatnio. Sporo schudł. Nie wiem dlaczego, ale w moim przyćmionym umyśle pojawiają się wyrzuty sumienia z tego powodu. A przecież nie zawiniłem. Prawda? Już dawno to coś pomiędzy nami powinno być skończone. Nie jesteśmy dla siebie. Dlaczego tak długo to do mnie docierało? Jak byłem młodszy, odpychał mnie. Teraz też nie zależało mu tak bardzo. Z pewnością mnie lubi i nie chce skrzywdzić, ale nic poza tym. Nie mamy kontaktu od miesiąca, a on przyjechał dopiero na prośbę mojego przyjaciela.

— Spierdalaj — warczę i odwracam się na pięcie.

Przechodzę parę metrów w stronę sali, gdzie mamy zajęcia. Przemek znów mnie łapie. Zaciska palce tak mocno, jakby chciał zmiażdżyć mi kości. Krzywię się z bólu.

— Gdzie! — Powstrzymywana złość w jego głosie jest aż nazbyt wyczuwalna. Niemal jak u rodzica, który syczy przez zęby. — Nigdzie nie idziesz! Z miejsca widać, że jesteś naćpany. Ty też! — zwraca się do Michała. — Obaj zjeżdżacie z zajęć.

— Nie będziesz mi mówił co mam robić!

Próbuję się wyrwać. Chłopak nie jest zbyt silny, więc wywiązuje się z tego szarpanina, którą ukróca dopiero Fabian. Łapie mnie w pasie. Zaciska dłoń na ustach, gdy zaczynam wrzeszczeć. Nie myślę o konsekwencjach. Wcale nie myślę.

— Zamknij się i chodź ze mną — warczy mi wprost do ucha.

Niemal wlecze mnie w stronę drzwi wyjściowych. Ostatnie, na co zwracam uwagę, to postać Michała skulona przy drzwiach łazienki. Oplata on dłońmi swoje kolana i kiwa się to w przód, to w tył. Już wiem, że przesadziliśmy. Pozwalam się wyprowadzić z budynku, wsadzić do samochodu. Później chyba tracę świadomość.

***

— Co brałeś? — słyszę na powitanie.

Leżę we własnym łóżku. Dookoła jednak nie widzę zwyczajowego bałaganu. Ubrania zniknęły, szafy pozamykane, rzeczy ułożone na półkach. Przesuwam po nich wzrokiem i dopiero po chwili patrzę na Fabiana, siedzącego obok mnie. Na jego twarzy widać złość połączoną z czymś łagodniejszym, jakby na kształt troski.

— Nie wiem — mówię słabo. — Michał coś zawsze załatwia…

— Serio, Kamil? Jak możesz być tak nieodpowiedzialny! Zasnąłeś na parę godzin, a jak chciałem cię obudzić to co najwyżej mamrotałeś jakieś bzdety i traciłeś przytomność! Już chciałem karetkę wzywać!

— To nie przez narkotyki — mamroczę.

— A przez co?!

— Nie wiem…

Klnie szpetnie, zrywając się z miejsca. Przez moment mam wrażenie, że wbije pięść w ścianę, ale w porę się uspokaja. Przesuwa dłońmi po twarzy. Zerka na mnie.

— Jadłeś coś?

Kręcę głową.

— Pewnie dlatego zrobiło ci się słabo. Mam nadzieję… Chociaż, kurwa, sam w to nie wierzę — mówiąc to znów siada na łóżku. — Jesteś uzależniony?

— Co?

— Od narkotyków. Jesteś od nich uzależniony?

— Nie! Co ci przyszło do głowy?

Unoszę się do pozycji siedzącej. Trochę kręci mi się w głowie, jak zwykle ostatnio, ale poza tym jest w miarę w porządku.

— Nie no, tak tylko — ironizuje. — To, że Przemek do mnie pisze prawie co drugi dzień, że się naćpałeś o niczym nie świadczy.

— Kapuje na mnie? — pytam z niedowierzaniem.

Fabian nie powinien mieć o mnie żadnych informacji.

— Nie odzywasz się do mnie od miesiąca…

— To cię usprawiedliwia od śledzenia mnie?! Powinieneś sam przyjechać! Zadzwonić… Nie wiem… Po prostu się zainteresować. Ale nie, ty wolisz dzwonić po moich kolegach!

— Dzwoniłem do ciebie.

— Pięć razy w pierwszym tygodniu!

— Mam się prosić o kontakt? — Unosi brwi. — Kamil, to tak nie działa.

— To w ogóle nie działa! — wrzeszczę.

Widzę jak jego twarz się zmienia. Wiem, że próbuje się powstrzymać, ale to i dla niego już zbyt wiele. Płacze. A raczej powstrzymuje się od płaczu. Odwraca się ode mnie. Chowa twarz w dłoniach. Nie sądziłem, że on pierwszy się złamie. Pięć lat bawimy się w bycie silnymi. Zamiast się nawzajem wspierać, tylko się obciążamy. Po raz pierwszy nie czuję u siebie mechanizmu obronnego. Nie chcę uciec, tylko przytulić go najmocniej jak potrafię.

Chcę zostać.

— Fabian…

Wtulam się w jego plecy. Czuję jak drży. Przez samą świadomość, że to przeze mnie jest mu tak źle, też zaczynam płakać. Po raz pierwszy od czasu, gdy go prawie zgwałcono, pozwalam sobie na tego typu emocje.

— Chodź tu — mówi, ciągnąc mnie na swoje kolana. — Bałem się o ciebie.

Gdy już na nich siadam, patrzy mi w oczy. Jego własne są zaczerwienione a policzki ma mokre. Przez ułamek sekundy mam ochotę się roześmiać. Ta scena jest absurdalna. Dwóch facetów ryczy. Dlaczego? Bo nie potrafią ułożyć sobie życia tak jak im pasuje?

— Przepraszam — mamroczę.

Nie spodziewałem się, że łzy mogą być tak bardzo oczyszczające. Zapomniałem już o ich właściwości. Wtulam się w ramiona mężczyzny. Obaj pozwalamy sobie na słabość. Nie mówimy nic. Nie znamy słów, które moglibyśmy wypowiedzieć.

***

Budzę się w ubraniu, otulony ramionami Fabiana. Chwilę chłonę jego ciepło, po czym wyplątuję się z uścisku i patrzę na zegarek. Jestem spóźniony na zajęcia, na pewno już się dzisiaj na nich nie pojawię. Jutro, w sobotę, gdy idę do pracy, miałbym o wiele poważniejsze konsekwencje swojej głupoty.

Wstaję z łóżka. Przyglądam się mężczyźnie. Na moje oko schudł około dziesięciu kilogramów. To bardzo wiele w jego przypadku. Dotychczas przybywało mu mięśni, szczególnie, gdy miał jakieś zmartwienia. Aż tak odchorowywał naszą rozłąkę czy coś jeszcze się działo? Nic nie wiem o jego problemach. Kiedy się obudzi, czeka nas poważna rozmowa. Nie możemy dłużej jej przekładać.

Słyszę dzwonek telefonu. Biorę go wychodząc do kuchni. Odbieram połączenie.

— Kamil, wszystko ok? — słyszę zachrypnięty głos Michała.

— Tak, a co?

— To co wczoraj wzięliśmy… To jakieś świństwo. Zatrułem się. Z tobą wszystko ok?

— Chyba przespałem najgorsze. Co wzięliśmy?

— Jakiś dopalacz. Nie wiem dokładnie. Kolega mi polecił.

Mój żołądek kurczy się gwałtownie. Cholera. Nie pytałem co biorę, Michał często wynajdywał coś nowego. Czasem źle się po tym czuliśmy, ale nigdy nie straciłem przytomności tak jak teraz. Już sam nie wiedziałem czy przyczyną było niedożywienie, czy dopalacz. Naprawdę wolałbym pierwszą opcję.

— Coś ci się dzieje? Jesteś sam? — pytam z niepokojem.

— Jestem u Kaśki. Wymiotowałem, ale teraz jest dobrze. A jak u ciebie?

— Wiesz… Gdy spałem, Fabian nie mógł mnie obudzić. Chyba straciłem przytomność… Teraz czuję się ok. Cholera! Michał, nie możesz brać byle czego od przypadkowych osób.

— Gościu był zaufany…

— Skąd go znasz?

— Chodziliśmy razem do gimnazjum.

— Jezu, Michał… — westchnąłem. — To handlarz. Nie ważne, że znasz go ze szkoły. Ja pierdole, wziąłem te świństwo od ciebie ot tak!

— Sorry, no…

Oparłem się o blat i rozejrzałem zmęczonym wzrokiem po kuchni. Aż otworzyłem usta ze zdziwienia. Dopiero teraz spostrzegłem, że i tu zostało posprzątane. Jestem ciekaw jak wygląda w łazience.

— Jest z tobą Fabian? — Michał przerwał moje oględziny.

— Tak.

— Kiedy wyjeżdża?

— A co? — parskam ni z rozbawieniem ni opryskliwie.

— Jak nie chcesz, nie mów. Nie odzywałeś się do niego od miesiąca. Myślałem, że jesteś zły czy coś…

— Jestem, ale nie zamierzam go wyganiać. Musimy coś sobie wyjaśnić…

— Ta. Zróbcie w końcu porządek z tym swoim pseudo związkiem.

— Nie twoja sprawa.

— Wmawiaj sobie.

Zaciskam usta w wąską linię. Od jakiegoś czasu przestaliśmy się sprzeczać o mojego chłopaka. Michał zrobił się ofensywny. Po prostu korzystał z chwil ze mną. Nie pozwalał mi tylko wmawiać sobie i jemu, że nic nas nie łączy. W końcu musiałem przyznać mu rację. W pewnym momencie stał mi się bliższy niż Fabian. Dzieliłem z nim myśli, nie raz łóżko. Jednak nie była to zdrowa relacja. Opierała się na braniu, nie dawaniu. Momentami tylko mieliśmy przebłyski czułości.

— Przepraszam — szepczę.

— Pierdol się. Jakby ci było naprawdę przykro, zakończyłbyś tę farsę.

— Nie potrafię.

— Wiem — wzdycha. — Idź do niego. Porozmawiajcie w końcu szczerze. Nie zamierzam patrzeć jak się miotasz.

— Dzięki… — wymamrotałem znów czując, że do oczu napływają mi łzy.

— Ta. Do zobaczenia.

— Pa.

Odkładam komórkę na blat, obejmuję się rękami. Dlaczego wszystko musi być takie trudne? Dlaczego nie mogę zrozumieć własnych uczuć?

— Z Michałem rozmawiałeś?

Drgam nerwowo, słysząc Fabiana z korytarza. Mężczyzna wchodzi do kuchni i przystaje przede mną ze smutną miną.

— Musimy…

— Coś mu jest po wczorajszym? — przerywa mi.

— Wymiotował, ale teraz jest dobrze.

— Może pojedziemy do szpitala? Przebadaliby cię — proponuje, ale widać, że sam nie jest do tego przekonany.

— Nie. Chcę zostać. Fabian, musimy pogadać…

Kiwa głową, mimo to idzie do lodówki wyciągając jajka, których jeszcze wczoraj tam nie było. Nie mam pojęcia, kiedy zdążył zrobić zakupy.

— Najpierw jedzenie. Wyglądasz jakbyś miał się zaraz przewrócić — decyduje. — Siadaj. Ja się tym zajm.

Kiwam głową na zgodę. Przyda nam się chwila na zebranie myśli. Nie wiem, jak dzisiejszy dzień się zakończy. Tylko jednego jestem pewien. Musimy w końcu coś zdecydować.

3 komentarze:

  1. Noo Kamil... nieźle wywijasz chłopie... Co prawda czasy studenckie mają to do siebie, że człowiek się musi wyszaleć, ale powinien podstawowe zasady bezpieczeństwa zachować. Mam nadzieję że właśnie nadszedł moment opanowania dla Kamila, no i w sumie dla Michała :) Ciekawe dlaczego Fabian tak schudł i czy naprawdę porozmawiają? Dziękuję i pozdrawiam 😀

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdzialy beda systematycznie czy kiedy Ci sie zachce to wtedy bedziesz wstawiac?
    Juz chxe nastepny rozdzial ;((

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pojawiają się co poniedziałek o 18:00. Więc już tylko niecałe 9h do następnego :))

      Usuń