1 lutego 2017

[4] Wracaj do domu

Niepewność

            Siedząc w skodzie i pilnując, by linka holownicza była cały czas napięta, nie potrafiłem opanować zdenerwowania. Co prawda w najważniejszym momencie zachowałem zimną krew, gdy ojciec Kamila zatrzymał się obok nas dosłownie w momencie, kiedy złapałem jego syna za kutasa. Oczywiście puściłem go, odsunąłem się i zachowywałem jakby nigdy nic się nie stało, próbując odwrócić uwagę Lucjana od jego, raz blednącego, raz czerwonego ze wstydu, a może i czegoś jeszcze innego, syna.
            Na szczęście mężczyzna niczego nie zauważył i niczego się też nie domyślił. Zaproponował za to pomoc w dostarczeniu mojego samochodu do domu, z czego z radością skorzystałem – okazało się, że moja zaniepokojona siostra zadzwoniła do niego, gdy zaczęliśmy się spóźniać kilka godzin.
            Tak więc zimna krew się przydała. A jednak w momencie, gdy ojciec i syn wsiedli do nowiutkiego BMW, o którym mógłbym jedynie pomarzyć – nadal uważam, że bryczka jest bardziej realna – nie mogłem już opanować nerwowości, objawiającej się między innymi zaciskiem szczęk. Miałem nadzieję, że chłopakowi nie odwali i nikomu się nie pochwali, naginając jednocześnie prawdę do tego, że go molestowałem, a to tylko z tego powodu, by samemu czuć się lepiej.
            Miałem dość tego dnia. Naprawdę. Serdecznie dość.
***

            Rano, po nakarmieniu świń, siedziałem na starym leżaku pod domem, wgapiając się w stodołę. Jeszcze parę lat temu było to miejsce mojego dziadka, który siadał tu po śniadaniu i obserwował podróż słońca po niebie. Czasem też patrzył na mnie i Gośkę, bawiących się z klaczą babci. Kobyła była zawsze bardzo spokojna, więc wystarczyło spojrzenie dziadka, by byli pewni, że nic nam się nie stanie. Babcia w tym czasie robiła obiad, albo siedziała w domu, na parapecie, po drugiej stronie okna za leżakiem i czytała książki – te same, które ma teraz Gośka.
            Wtedy wszystko wydawało się takie sielankowe, proste. Nikt nie miał do nikogo pretensji. Ja nie wchodziłem jeszcze w okres buntu i pomagałem grzecznie przy gospodarstwie, uczyłem się, co prawda nie z najlepszymi wynikami, ale zawsze, no i bawiłem się z rówieśnikami.
            Naprawdę wiele bym dał, mogąc cofnąć czas. Być może wtedy nie zadurzyłbym się w jednym ze starszych kolegów, być może odkryłbym swoją orientację wcześniej i tak jak to zrobiłem, powiedział mojej rodzinie. Zaakceptowaliby mnie tak samo jak kilka lat temu, a później, odpowiedniego dnia, wróciłbym wcześniej, zerwałbym się ze szkoły i zadzwonił po pogotowie, gdy babcia tego potrzebowała. Dziadek sam nie dał sobie rady, gdy babcia umierała, jego serce stanęło. Co prawda lekarze zdołali go odratować, ale kilka miesięcy później to właśnie zawał zabrał go na tamten świat. Żal, który odczuwał po stracie żony, był zbyt wielki, a i odpowiedzialność za wnuki nie mała. Opuścił nas, a ja, głupi, zakochany w Piotrku, przylgnąłem do niego jak rzep.
            To wszystko potoczyło się tak szybko. Zaufałem Piotrowi i zanim się spostrzegłem, wylądowałem w sądzie, biorąc na siebie winy własne i swoich braci, bo tak o nich w tamtej chwili myślałem.
            — Fabian? — usłyszałem obok siebie głos siostry, który wyrwał mnie z rozmyślań. — Wszystko dobrze? — Usiadła obok i objęła mnie ramieniem. Nadal miała zadatki na moją matkę.
            — Tak, wspominam tylko — mruknąłem i spojrzałem na jej twarz.
            — Czasem dobrze jest zapomnieć — stwierdziła i zabrała rękę. — Nie wracaj do tego co było, to bez sensu.
            — To prawda, że jak mnie zamknęli, Piotr rozpowiedział o mojej orientacji? — zapytałem, chcąc mieć pewność. Może gówniarz mnie wrabiał, z nim nigdy nic nie wiadomo.
            — Skąd wiesz? — zdziwiła się szczerze. — Ktoś cię zaczepiał?
            — Nie. Kamil mi powiedział. To dlatego pomalowali nam drzwi.
            — Och… Byłam pewna, że wszyscy już o tym zapomnieli, przecież większość zdawała sobie sprawę, że coś się między tobą i Piotrkiem stało. Brali to jako odwet za coś… Chociaż nikt tego tak naprawdę nie rozumiał.
            — W każdym razie dzieciaki podłapały — westchnąłem. — W ogóle wiesz z kim się zadaje Kamil? Nie podoba mi się to towarzystwo.
            — Przypomina twoje sprzed lat, nie? — mruknęła. Oparła się dłońmi o zniszczony materac za plecami i spojrzała w bezchmurne niebo. — Nie mam dowodów, więc nie chciałam robić mu problemów i mówić jego rodzicom. Ale nie jestem pewna, czy oni nie mają na niego złego wpływu. Ponoć miał dobre wyniki w szkole, ale z zachowaniem było gorzej. Teraz te drzwi… myślisz, że to nie był pierwszy raz? U nas na wsi nie słychać by coś się działo, ale kilka kilometrów dalej podobno były kradzieże.
            — Nie możemy chyba zwalać tego na nich. — Przetarłem twarz dłońmi. — Jest wielu, których można by o to posądzić.
            — Martwisz się o niego, co?
            — No jasne. W końcu to Kamil.
            Gośka uśmiechnęła się i wstała. Dla niej obaj byliśmy jak młodsi bracia.
            — Mam nadzieję, że za niedługo przyjdzie. Nie mogę już patrzeć na te drzwi.
            — Ma być za pół godziny.
***

            Gdy chłopak przyszedł, wynosiłem właśnie deski z samochodu. Ułożyłem je na trawniku przed stodołą i zebrałem jeszcze parę potrzebnych rzeczy jak piła, metr, ołówek i kartka. Jedyne co mnie zastanawiało, to czy poradzimy sobie z zawiasami. Kupiłem nowe, ale wciąż nie byłem pewien jak się do tego zabrać.
            Spojrzałem na Kamila, stojącego parę metrów ode mnie. Dzisiaj też miał na sobie krótkie spodenki i cienką bluzkę na ramiączkach. Dłonie trzymał w kieszeniach, a całą sylwetkę zgarbił, jakby bał się, że zaraz oberwie.
            — Ja…
            — Chodź — przerwałem mu. Ostatnie co bym chciał, to dyskusja o tym co się wczoraj stało. — Najpierw musimy zrobić szkic.
            Usieliśmy razem przy kuchennym stole i zaplanowaliśmy – to znaczy ja zaplanowałem – jak cholerne drzwi mają wyglądać i jakie będą mieć wymiary. Były proste i co najważniejsze w miarę mocne, trochę mniej przepuszczające zimne powietrze niż te stare. Zaraz potem wzięliśmy się za budowanie ich.
Jeśli cokolwiek do siebie mówiliśmy przez te parę godzin, było to treściwe i na temat roboty, którą mieliśmy wykonać. Obaj chcieliśmy mieć to po prostu z głowy, a sam Kamil do tego wydawał się zbyt markotny na jakiekolwiek gadki.
Popołudniu wyszła do nas siostra i krytycznym okiem przyjrzała się powstałym skrzydłom drzwi, które leżały na ziemi.
— Chodźcie na obiad — powiedziała jedynie i wróciła do domu. Czyli zaakceptowane.
Kamil spojrzał na mnie niepewnie, na co uśmiechnąłem się lekko i machnąłem ręką, dając mu znać by poszedł za mną. W kuchni rozchodziły się zachęcające zapachy obiadu – czyli rosołu, ziemniaków i kotletów. Miałem ochotę uściskać Gośkę.
Usiedliśmy przy stole, zaczynając jeść przygotowane już dla nas porcje.
— Pyszne — pochwaliłem siostrę, a Kamil pokiwał głową z uznaniem.
— Dziękuję. — Uśmiechnęła się radośnie. — Jak myślicie, dzisiaj skończycie?
— Nie wiem. Może być problem z zawiasami. Zobaczymy — odparłem.
— A co z nimi nie tak? — zapytał Kamil.
— Są stare i zardzewiałe. Jak je ruszymy, dopiero się okaże czy nie będziemy musieli zmienić bolców w ścianie na nowe.
— Acha…
Wspólny posiłek pobudzał wspomnienia z przeszłości, tyle że wtedy gotowała mama Kamila albo moja babcia. Teraz obecna była jedynie nasza trójka. Byliśmy o wiele mniej rozgadani niż zazwyczaj, każdy pogrążony był we własnych myślach. Przez moment, kolejny raz w swoim życiu, zatęskniłem za przeszłością.
Po obiedzie podziękowaliśmy i wróciliśmy do stodoły. Słońce już mniej grzało, co przyjąłem z ulgą. Miałem coraz bardziej dość lata.
— Musimy spróbować je unieść — powiedziałem z niechęcią, patrząc na stare, sponiewierane deski mające czelność nazywania się drzwiami.
— Po co? — zdziwił się. — Przecież są przyczepione.
Wzniosłem oczy ku niebu, policzyłem do pięciu i wskazałem na zardzewiały zawias.
— Wiesz… To jest tylko nałożone, nie ma żadnej blokady.
— Nie rozumiem.
— Nie musisz, po prostu to zrób — warknąłem.
Kamil naburmuszył się, ale stanął po jednej stronie drzwi, ja po drugiej i obaj spróbowaliśmy unieść dziadostwo. Z początku ani drgnęło, jednak po chwili z potwornym skrzypnięciem drzwi uniosły się, a zawias rozdzielił.
— Postaw je teraz — sapnąłem, zaskoczony ciężkością.
Z ulgą przyjąłem styk drewna z ziemią. Nachyliłem drzwi trochę w swoją stronę, by nie przewaliły się na chłopaka.
— Puść — mruknąłem. Odsunąłem się i w miarę delikatnie położyłem je za ziemię. — Chodź, odciągniemy je trochę.
            Później unieśliśmy nowe drzwi i spróbowaliśmy zawiesić je na starych bolcach zawiasowych. Po trzech próbach nałożenia ich, zakląłem szpetnie i kazałem chłopakowi odpuścić.
            — Te nowe są węższe —warknąłem wściekły. Odłożyliśmy razem drzwi na ziemię. Przez chwilę gapiłem się na nie, po czym walnąłem się na siano w szopie, tuż obok świń. — Mam, kurwa, serdecznie dość.
            — Co teraz?
            — Trzeba wykuć te stare zawiasy i zamontować nowe. Dobrze, że jednak kupiłem cement.
            — No… — Chłopak usiadł obok mnie, opierając się o zimną ścianę.
            — Kurwa obiecuję, że do zimy tutaj nie zostanę. Muszę tylko jakoś zdobyć tysiąc złoty na start i spierdzielam z tego zadupia. — Tak, obiecuj sobie, pomyślałem. Nie byłem pewien czy spełnię owe mrzonki, ale potrzebowałem jakiejś nadziei.
            — A Gośka?
            — A Gośka razem ze mną — westchnąłem.
            Chłopak wgapił się w swoje dłonie.
            — Mówię ci — kontynuowałem. — Spierdzielaj stąd jak tylko masz okazję…
            — Nie każdy chce stąd wyjeżdżać…
            — A co? Chcesz uprawiać ziemię? Hodować bydło? Co będziesz tutaj robił?
            — Nie wiem.
            Spojrzałem na niego uważniej. Wydawał się być przybity. Ani razu się dzisiaj nie uśmiechnął, nie posłał mi nawet wrednego wykrzywienia warg. Nic. Nie pamiętam, by kiedykolwiek się tak zachowywał. Nawet przed moim więzieniem.
            — Ej, młody. Co jest?
            Kamil zagryzł wargę i spojrzał gdzieś przed siebie. Milczenie przedłużało się, ale czekałem cierpliwie. Z doświadczenia już wiedziałem, że jeżeli będzie chciał, to sam zacznie mówić.
            — Bo byłem wczoraj z kumplami na imprezie… Wiesz, jak wróciliśmy…
            — No i?
            — No i… kurwa… głupio się czułem, że się z tobą przelizałem — powiedział tak cicho, że go ledwo dosłyszałem. — Znalazłem sobie jakąś laskę… ale… — zamilkł.
            A więc jednak, na nieszczęście, o to chodzi. Za jakie grzechy wpakowałem się w coś takiego? Co ja, niańka? Albo dobrowolny samarytanin? Nie. Sam najchętniej bym go po prostu przeleciał, teraz wiedząc, że wcale nie musiałbym go do niczego zmuszać. A jednak to był Kamil. Ten sam dzieciak, którego obserwowałem od zawsze. Co zmieniły te trzy lata? Nic. Niby nic. Pozwoliły mi tylko dostrzec na kogo wyrósł.
            — To nie było to? — dopytałem po dłuższej chwili, chcąc mieć chociaż jasność co do tej jednej sprawy.
            Kamil pokiwał głową.
            — Była chociaż ładna? — uderzyłem w tę nutę.
            — Nie wiem. Dla mnie żadna nigdy nie jest wystarczająco ładna — burknął. — Za to moi koledzy i owszem — warknął agresywnie. — Dlaczego kurwa trafiło na mnie? Mam dość problemów z samym sobą? Nie mogę być normalny chociaż w tym aspekcie?
            — A co niby z tobą nie tak? — zdziwiłem się.
            — No bo rodzicom zawsze jest za mało. Uczę się dobrze, ale oni i tak chcą więcej, wysyłając mnie na medycynę. Boję się, kurwa, igieł! Nie nadaję się do tego… — Zacisnął usta na chwilę, po czym kontynuował. — Gdybym nie był takim idiotą, nigdy nie pozwoliłbym od siebie ściągać. Wszyscy zawsze patrzyli na mnie przez pryzmat tego, że mogą mnie wykorzystać. A jak już znalazłem prawdziwych kumpli, to co chwilę muszę udowadniać, że jestem wart ich przyjaźni.
            Spojrzałem na niego ze zdumieniem. To wcale nie były jakieś wielkie problemy. Ale nawet mała rzecz trzymana zbyt długo stawała się tonowym ciężarem. Najbardziej z tego wszystkiego zaniepokoił mnie fakt, że musiał coś udowadniać kolegom. O co chodziło?
            — Nawet nie wiesz ile bym dał, żeby uczenie przychodziło mi z taką łatwością — zacząłem. — Co do ściągania… Faktycznie jesteś idiotą. Potrzebnym takim jak ja, ale idiotą.
            Kamil rąbnął mnie w bark, aż sapnąłem. Nie spodziewałem się takiej siły.
              Au. Nie bij mnie — jęknąłem, pocierając obolałe miejsce.
            — To się ze mnie nie nabijaj.
            — Stwierdzam fakt.
            — Jasne.
            — I co to znaczy, że musisz coś udowadniać kolegom?
            Chłopak zasępił się widocznie.
            — No bo oni mają laski, ja nie. Do tego są… Oj no wiesz o co chodzi.
            — Być może, ale chcę to usłyszeć od ciebie — mruknąłem, mając coraz gorsze podejrzenia.
            — Oni są zabawni, wyluzowani… Też chcę taki być. Chcę być im równy, a nie jakiś kujonek, który jedyne co potrafi, to odrabiać zadania domowe.
            — Kamil… To nie są twoi przyjaciele, jeśli nie jesteś przy nich sobą… — zacząłem poważnie. — Nikt, komu na tobie zależy, nie będzie chciał, żebyś cokolwiek udawał.
            — Ale ja chcę być taki, jaki przy nich jestem… — wyszeptał. Zacisnął dłonie na kolanach.
            Zamknąłem na moment oczy, próbując się uspokoić. Przecież ten chłopak ma wszystko czego potrzebuje. Gdy byłem w jego wieku, mój świat po prostu się zawalił i to dlatego wdałem się w takie a nie inne towarzystwo, a on robi to tylko po to… Nie, pomyślałem nagle, on też robi to po to, by poczuć się lepiej. On też czuje się odrzucony, niezaakceptowany. W pewnym sensie nie miał tego szczęścia co ja, by móc bez przeszkód powiedzieć rodzinie o swojej orientacji. Ja wiedziałem, że mnie zaakceptują. On widocznie nie. Przed samym sobą trudno mu było się przyznać.
            — Ale taki nie jesteś — warknąłem groźnie. Bałem się, że może skończyć jak ja. Musiałem go od tego odciągnąć, nie miałem tylko pojęcia jak.
            — Wiem przecież! — krzyknął, aż podnosząc się gwałtownie. — Jestem pedałem! Nie umiem się podniecić przy lasce, kurwa!
            Też się podniosłem. Stanąłem naprzeciw niego chcąc coś powiedzieć, ale nie pozwolił mi.
            — Do tego jestem kujonem! — krzyczał. — Nie radzę sobie w kontaktach z ludźmi, czy ktoś może być bardziej żałosny?!
            Chwyciłem go za rękę, gdy chciał się rzucić do ucieczki. Spojrzał na mnie spłoszonym wzrokiem. Wyglądał jak zwierzę w pułapce. Do tego szkliły mu się oczy.
            — To wszystko nieważne — szepnąłem. — Znam cię od zawsze… Nigdy nie pomyślałem, że jesteś żałosny…
            — Nic o mnie nie wiesz — jęknął. Chciał się wyrwać, ale mu na to nie pozwoliłem. Pchnąłem go na ścianę i zamknąłem między ramionami, które oparłem tuż obok jego głowy. Potrzebowałem czasu do namysłu, nie mógł mi teraz uciec.
            — Kamil… — zacząłem, ale nie miałem pojęcia co mogę powiedzieć. Nie sądziłem, że jest tak bardzo niepewny siebie. Że to wszystko może być tak wielkim problemem. Nie znał prawdziwych problemów, nie rozumiał, że to co czuje, może być jedynie szczytem góry lodowej, którą posiadają inni. Ale ta nieświadomość jedynie sprawiała, że było to dla niego jak koniec świata. Nie dorósł jeszcze na tyle, by się z tego otrząsnąć i uznać to jedynie za małe szpilki, kłujące w bok.
            W tamtej chwili uświadomiłem sobie, że chciałbym go chronić. Aby te szpilki zostały jedynie szpilkami,  żeby nie musiał otrzymywać do tego poważniejszych ciosów. Cholera, był dla mnie ważny. Nie użerałbym się z nim, gdyby było inaczej. Nie próbowałbym go słuchać, zrozumieć. Nie chodziło tylko o to, że byłem coś winny jego rodzicom. Widziałem jak dorasta. Często chciał dołączyć do nas, starszych kolegów z podwórka, ale zawsze był skutecznie odsuwany. Często przebywał u nas w domu, jedliśmy razem posiłki. A teraz… teraz, gdy jego ciało wyrosło, naprawdę mi się podobał. Był dokładnie w moim typie i nic za to nie mogłem.
            Po chwili wahania, objąłem go ramionami i przytuliłem do siebie. On też objął mnie w pasie, mocno zaciskając palce na mojej koszuli. Nie płakał, dzięki Bogu, ale drżał nieznacznie w moich ramionach. Nie było nic, co moglibyśmy powiedzieć.
            W pewnym momencie odsunął się ode mnie i spojrzał w oczy z bliska. Błękitne tęczówki błyszczały, zdominowane przez czarną źrenicę.
            — Fabian… ja… — nie dokończył. Chwycił mnie za włosy i przyciągnął do siebie. Złączył nasze wargi i pocałował niecierpliwie, jakby się bał, że za chwilę mogę się odsunąć.
            Po moim ciele przeszedł prąd podniecenia. Odpowiedziałem na pocałunek, trzymając oburącz jego twarz i wymuszając zwolnienie naszych ruchów. Nie miałem siły, ani ochoty się od niego odsuwać. Chciałem za to delektować się każdą chwilą. Nie robiłem nic więcej, czego on nie zrobił. Jeśli ssał moją wargę, ja też pozwalałem sobie na to od czasu do czasu, smakując jego usta.
            Pachniał potem, sianem i kurzem, ale to wszystko tylko sprawiało, że bardziej go chciałem. Mógłbym go przelecieć na miejscu, wątpiłem, by mi zabronił. Wiele rzeczy wpadało mi do głowy, ale mimo to pozwalałem, by sam burzył kolejne mury między nami.
            Gdy przesunął dłońmi po moim kręgosłupie, przeszły mnie dreszcze. A w momencie, w którym nacisnął dolną część moim pleców, zmuszając, byśmy się otarli biodrami, kolejny raz pchnąłem go na ścianę. Czułem doskonale jego erekcję na swoim udzie i, z pewnością, vice versa.
            Jego oddech był szybki, urywany, gdy chwytał za pasek moich dresów, ciągnąc je w dół. Westchnąłem w jego chętne usta, gdy chwycił mój członek i zaczął go pieścić. Niedługo pozostałem mu dłużny. Cieszyłem się z luźnych ubrań, niesprawiających żadnych kłopotów.
            Napawałem się każdą reakcją. Głuchym jękiem, wstrzymywanym powietrzem, drżeniem jego mięśni. Miałem ochotę upaść przed nim na kolana i wziąć jego kutasa do ust, sprawić mu prawdziwą przyjemność, o której długo by nie zapomniał. Ale nie zrobiłem tego, wciąż go całowałem, pieszcząc strategiczną część ciała wprawnie i z wyczuciem. Chciałem to robić na jego zasadach, wciąż miałem w głowie swój pierwszy raz, gdy trafiłem na niezbyt… odpowiedniego partnera…
            Orgazm Kamila przyszedł nagle. Byłem świadom, że już niedługo wytrzyma, ale i tak byłem zaskoczony. Oderwałem się od jego ust, wpatrując się w wykrzywioną twarz. Łapał szybko powietrze, co chwilę zamykał, to otwierał oczy. Był piękny.
            Dałem mu chwilę na uspokojenie, po czym zacisnąłem jego palce na swoim penisie. Przez moment orgazmu zapomniał o mnie i nie miałem mu tego za złe, ale teraz chciałem już skończyć. Pokazałem mu jak poruszać dłonią. Nie całowaliśmy się już, wpatrywałem się w jego twarz, jakby rzucając mu wyzwanie. Chłopak szybko załapał, więc cofnąłem dłonie, oparłem się o jego ramiona i poddałem mu całkowicie.
            Pozwoliłem sobie odpłynąć. Nie pamiętałem kiedy ostatni raz ktoś mnie dotykał, potrzebowałem tego, pragnąłem. Poruszałem biodrami, zatracając się całkowicie w przyjemności. Upragniony orgazm przyszedł wraz z moim głośnym jękiem. Drżałem na całym ciele, dysząc ciężko. Wyczerpany spojrzałem w oczy chłopaka, dostrzegając w nich nieukrywany podziw. Mógłbym przysiąc, że jego penis nie był tak miękki jak powinien być po orgazmie.
            — Cholera… — westchnąłem, przytulając się do chłopaka. Drżały mi nogi.
            — To było… — nie dokończył, bo pocałowałem go mocno, nadając teraz swój własny rytm. Jęknął i poddał się temu, próbując za mną nadążyć.
            Już teraz zaczęły dochodzić do mnie wątpliwości, czy dobrze zrobiłem.

6 komentarzy:

  1. Wow to się nazywają prace domowe ;) a serio dziękuję za kolejny inspirujący rozdział . Życzę weny

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co w nim takiego inspirującego? xD
      Dzięki :D Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  2. O kurcze. Jestem w szoku. Skoro 4 rozdział i takie coś;) to co będzie dalej;) Juz się nie mogę doczekać

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dalej będzie... Zaraz. Jest 10 rozdziałów, kiedy niby ma się rozkręcić jak nie teraz? xD
      Dziękuję za komentarz i pozdrawiam :D

      Usuń
  3. Juz nie umiem sie doczekac kolejnego rozdzialu ;) haha super!!
    Weny zycze .. Teraz juz rekoczyny maja to szybko veda seksy *,,* taaa mowi to ta zboczona fanka :p ale kurcze niezly rodzial... Az sie poslinilam przy koncu xd

    Weny ;3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. haha Witaj :) W sumie nie wiem co odpowiedzieć... Seks będzie, a i owszem, ale mam też nadzieję, że nie będzie najważniejszy. :)
      Dziękuję za wenę, przyda się :D
      Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń