Szukając sensu
To nie tak, że moje życie się skończyło. Oczywiście, zerwanie kontaktu z Kamilem bolało. Byliśmy razem prawie pięć lat. Jednak przez większość czasu nasz związek był tylko teorią. Nie przyzwyczailiśmy się do swojej obecności tuż obok. Rozmawialiśmy za to przez komórkę, pisaliśmy. Gdy działo się coś ciekawego, mogliśmy się tym podzielić. Dlatego prawdziwa tęsknota uderzyła mnie dopiero wtedy, gdy mój kolega opowiedział jakiś żart, a do mnie dotarło, że nie mam go już komu powtórzyć.
Zacząłem się bać. Chociaż z a c z ą ł e m to nie jest dobre słowo. Bałem się już wcześniej. Wielu rzeczy. Strach towarzyszył mi przez większość życia. Moja podświadomość dobrze go przede mną ukrywała, a wychodził na powierzchnię w najmniej odpowiednich momentach — kiedy musiałem podejmować decyzje. To prawda, że zachowywałem się irracjonalnie nie chcąc opuścić swojego mieszkania, miasta. Przecież nikt oprócz siostry mnie tu nie trzymał, a i ona tak naprawdę mnie nie potrzebowała. Jednak to tutaj wyrobiłem swoją strefę komfortu, której nie chciałem opuszczać na rzecz innych miejsc, ludzi. Co prawda nowe twarze pojawiały się non stop. Przepływały gdzieś obok i rozpływały w odmętach pamięci. Należały jednak do m o j e g o miejsca. A ja potrzebowałem czuć się pewnie. Nie chciałem zmian. Nigdy nie dane mi było cieszyć się spokojem. Wiele razy traciłem grunt pod nogami; gdy umarli moi rodzice, później dziadkowie, kiedy wywalili mnie ze szkoły, albo zamknęli w więzieniu. To tylko niektóre z przykładów. Miałem już dość wrażeń. Niestety teraz mimo tego, że nadal tkwiłem w owej strefie komfortu, strach zjadał mnie żywcem. Rozpoczął się w momencie, kiedy ostatni raz zamknąłem za sobą mieszkanie Kamila. Niemal sparaliżowany gapiłem się parę chwil na klamkę. Nie wiedziałem czy powinienem chwycić ją znowu, czy wykonać następne kroki, by przypieczętować odejście od chłopaka. Byłem przerażony na samą myśl, że już nigdy go nie zobaczę. Nawet jeśli później chciałbym wrócić, on mi już nie wybaczy. Nie po tym co mu zrobiłem.
Skrzywdziłem Kamila. Świadomość, że wziąłbym go wtedy nawet jeśli stawiałby opór, była nie do zniesienia. Zgwałciłbym go i tylko szczęście w nieszczęściu, że pozwolił mi na wszystko. W trakcie seksu byłem pewien, że czerpie z niego przyjemność, ale gdy zobaczyłem krew na kutasie… Wystraszyłem się. Dostrzegłem co tak naprawdę zrobiłem. W jedną sekundę znienawidziłem się za to i uciekłem jak ostatni tchórz. Jeszcze wiele razy w drodze do domu zatrzymywałem się z chęcią powrotu, ale zbyt mocno się bałem. Wiedziałem, że słowa, które mogę od niego usłyszeć, miałyby moc złamania mnie. Jakaś cząstka instynktu samozachowawczego nie chciała dopuścić do takiej sytuacji.
Brak Kamila oznaczał samotność, od której uciekałem całe życie. Bycie samemu wiązało się z ponownym wyrwaniem się ze strefy komfortu. Przecież zawsze otaczałem się chociaż kilkoma osobami, do których mogłem się zwrócić w razie potrzeby. To było normalne, miałem mentalność osoby pochodzącej ze wsi, czego nie zmieni nawet całe życie spędzone w mieście. Jednak zamiast wyjść do ludzi, poszukać kogoś, kto zapełni dręczącą mnie pustkę, zamknąłem się w domu. Nawet przestałem chodzić na siłownię. Wieczorem, po pracy zaszywałem się w mieszkaniu i piłem więcej niż powinienem. Straciłem sens, który mnie napędzał. Zawsze w mojej głowie był okres czasu wyznaczający cel. Jeszcze tydzień i go zobaczę, jeszcze kilka miesięcy a zda piąty rok, jeszcze trochę, a zamieszkamy razem i wszystko się ułoży. Miałem w głowie wyobrażenie happy end’u. Tak jakby ukończenie przez Kamila studiów miało rozwiązać wszystkie nasze problemy. Łudziłem się, że tak właśnie będzie. I to nas prawdopodobnie zniszczyło. Za późno dotarło do mnie jak ważny dla mnie był. Przecież oprócz niego i siostry nie miałem nikogo. A teraz, gdy potrzebowałem rozmowy, nie mogłem się do nich zwrócić. Mój związek przepadł, a Gośce nie potrafiłem się zwierzyć, przyznać do wszystkiego. Pozostało mi jedynie ukrywanie swojego załamania.
Praca. Dom. Praca. Dom. Nieznośna pustka. Tęsknota i dziwnego rodzaju strach. Z tego teraz się składałem.
***
Moje mieszkanie wyglądało strasznie. Przestałem sprzątać. Dałbym głowę, że wyglądało gorzej niż u Kamila. Dwa razy w ciągu ostatniego miesiąca miałem małe zrywy. Myśli, że trzeba w końcu się ogarnąć i iść dalej. Przecież nikt nie umarł, nic wielkiego się nie stało. Sprzątałem wtedy przestrzeń wokół siebie, wywalałem puszki po piwie, wkładałem naczynia i ubrania do szafek. Ale wystarczyły dwadzieścia cztery godziny, by moja chęć zmian zmieniła się w proch. Zgliszcza, które zalewałem kolejną porcją alkoholu. Dym ze zniszczonej nadziei otumaniał. Trułem się nim jeszcze mocniej.
Tego wieczora, trzy dni po mentalnym pożarze, postanowiłem wyjść z domu. Panicznie potrzebowałem ludzi. Alkoholu i ludzi. Miałem też ochotę na seks, ale o tym starałem się myśleć mniej. Odpowiedzią na te pragnienia był klub gejowski. Pojawiłem się w nim trochę przed północą, usiadłem przy barze i zacząłem wlewać w siebie alkohol. Wyglądałem pewnie jak rasowy pijak, ale i tak po pewnym czasie ktoś się do mnie dosiadł.
— Fabian! Dawno cię nie widziałem na siłce — usłyszałem tuż przy uchu.
Spojrzałem na mężczyznę i niemal zakrztusiłem się piwem. Znałem go. Adama dość często widywałem podczas ćwiczeń. Też miał hopla na tym punkcie. Był trochę mniej umięśniony ode mnie – no dobra, teraz bardziej – i mniej więcej w moim wieku. Czasem rozmawialiśmy, ale niewiele. Nie sądziłem, że może być gejem. Był strasznie towarzyski, rozmawiał z wszystkimi i wiecznie się uśmiechał. Podobał mi się, ale wcześniej nie zwracałem na niego zbytniej uwagi. Miał ciemniejszą karnację, brązowe oczy i swoją zwyczajową brodę, zgoloną na policzkach, a starannie przyciętą przy szczęce. Coś w jego uśmiechu przypomniało mi Piotra. Przez tą myśl moje serce ścisnęło się boleśnie. Czasem przez takie akcje zaczynałem się obawiać, że nigdy nie wyleczę się z mojej pierwszej miłości. Nigdy nie zapomnę i już zawsze będzie to do mnie wracać.
— Cześć — powiedziałem po dłuższej chwili wciąż zaskoczony. — Jesteś gejem?
Mężczyzna zaśmiał się i skinął głową. Pochylił się do mnie wciąż szczerząc zęby. Pachniał mocnymi perfumami.
— Też cię nie rozpoznałem. Fajnie, że się tu spotkaliśmy — wykrzyczał mi do ucha. — Czemu zrezygnowałeś z ćwiczeń?
Wzruszyłem ramionami i wbiłem wzrok w swoje piwo. Tak naprawdę sam nie wiedziałem dlaczego. Dotychczas siłownia pomagała mi się ogarnąć, zapełnić czas i myśli. Jednak teraz nie wystarczała. Przez ten miesiąc straciłem trochę mięśni i przybrałem tłuszczu. Nie ma w tym nic dziwnego, skoro tyle piłem. Jeszcze chwila i wyląduję z dużym brzuszkiem na kanapie. Jak typowy budowlaniec, tylko bez żony i dzieci na karku, za to z dużą ilością samotnych nocy.
Czułem na sobie wzrok mężczyzny. Poruszyłem się niepewnie.
— Zatańczysz? — zaproponował. — No chyba, że planujesz się dzisiaj tylko upić, to nie będę przeszkadzał.
— Zawsze mogę to połączyć — powiedziałem szybko.
Nie chciałem stracić okazji i znów zostać sam. Pozwoliłem się wyciągnąć na parkiet. Mężczyzna zdecydowanie był w dobrym humorze, a ja potrzebowałem jego optymizmu. Nigdy nie widziałem go bez uśmiechu. Nawet gdy ćwiczył, nie widać było po nim irytacji czy specyficznego zmęczenia, które pojawiało się na wielu innych twarzach. Nie wiedziałem dlaczego zwrócił uwagę na takiego mruka jak ja. Schlebiało mi to.
Na szczęście nie wypiłem jeszcze tyle, by mieć problemy z koordynacją ruchów. Byłem za to przyjemnie rozluźniony. Czułem na ciele jego dłonie i sam odpowiadałem na dotyk. Nie było szans na rozmowę w takim hałasie. Za to patrzyliśmy sobie w oczy, a mnie po raz kolejny uderzyło jego podobieństwo do Piotra. Czułem się tak, jakbym tracił kontakt z rzeczywistością. Nawet się nie zorientowałem w którym momencie od spojrzeń na nasze usta, przeszliśmy do czynów. Całowaliśmy się namiętnie, pozbawialiśmy się tchu. Ścieraliśmy swoje ciała. Lgnęliśmy do siebie.
Gdy byłem z Kamilem, nie pozwalałem sobie nawet na myślenie o innych facetach. Niby mieliśmy związek otwarty, ale nie potrafiłem z tego korzystać. Zawsze też próbowałem wyrzucać z głowy fakt, że on nie miał oporów. A teraz nic oprócz ciała Adama nie miało znaczenia. Potrzebowałem tego. Już po paru chwilach nabawiłem się porządnej erekcji. Dlatego, gdy mężczyzna odsunął mnie stanowczo, jęknąłem z pretensją. Wbiłem w niego wzrok pełen pragnienia, które tylko jeszcze bardziej się wzmogło, gdy dostrzegłem to samo w jego twarzy. To wszystko działo się tak szybko.
— Chodź — zrozumiałem z ruchu warg.
Pociągnął mnie w stronę wyjścia. Niby byłem podniecony a jednak z każdym krokiem czułem się coraz bardziej podle. Próbowałem zmusić się do wyłączenia myślenia. Chciałem poddać się chwili i zapomnieć. Pozwolić sobie odpłynąć. Potrzebowałem seksu, ale jednocześnie czułem dziwny opór.
— Niestety nie mogę zaprosić cię do siebie — powiedział, gdy wyszliśmy na zewnątrz. — Więc do hotelu czy do ciebie?
Zacisnąłem usta i wbiłem wzrok w ścianę za nim. Cholera. Nie miałem pojęcia co mam teraz zrobić. To byłby prosty układ. Zabrałbym go do mieszkania, dał upust frustracji, a później byśmy się pożegnali. Przecież robiłem to tak wiele razy przed Kamilem. Zanim nie poznałem co znaczy kochać się z kimś, kto odwzajemnia moje uczucia.
— Jak nie masz kasy na hotel to mogę…
— Jak nie masz kasy na hotel to mogę…
— Nie o to chodzi — przerwałem mu szybko. — Po prostu niedawno zakończyłem związek i nie jestem pewien czy to dobry pomysł — przyznałem szczerze. — Przepraszam…
Mężczyzna spoglądał na mnie zdziwiony, ale zaraz na jego twarzy dostrzegłem zrozumienie. Rozluźnił się i posłał mi lekki uśmiech.
— Dlatego przestałeś przychodzić na siłownię?
Kiwnąłem głową i zrobiłem krok w tył. Staliśmy dość blisko siebie, a pomimo tego jak reagowało moje ciało, czułem się niezręcznie. Mężczyzna przeczesał włosy dłonią i rozejrzał się po pustej ulicy.
— Przepraszam — powtórzyłem. — Myślałem… Że tego chcę.
— Nie ma sprawy, Fabian. Ale trochę to już trwa, co? Kiedy zerwałeś? Miesiąc temu?
— Skąd wiesz?
— Bo cię obserwowałem.
Zamrugałem zdziwiony. Nie powiem, że nie poczułem się zagrożony. Co to znaczy, że mnie obserwował? Miałem nadzieję, że nie nabawiłem się jakiegoś stalkera czy coś w ten deseń…
— Na siłowni — wyjaśnił rozbawiony moją miną. — Nie mów, że nie zauważyłeś. W sumie powinno mi to schlebiać. To znaczy, że dość dobrze ukrywam swoje zainteresowania.
— Gapiłeś się na mnie na siłowni?
— Jak widać zaledwie zerkałem — zaśmiał się radośnie. — Gdybym wiedział, że gramy w tej samej drużynie już dawno bym do ciebie zagadał na poważnie.
Gapiłem się na niego chwilę zanim dotarło do mnie znaczenie tych słów.
— Podobam ci się…
— Nietrudno było zauważyć. Zastanawiam się też dlaczego ci umknęła moja orientacja. Wszyscy o niej wiedzą.
— Yyy… — zaciąłem się niepewny co powiedzieć.
Podejrzewałem, że po prostu według mnie zachowywał się normalnie. Nie zwracałem uwagi będąc skupionym na ćwiczeniach. No i nie słuchałem plotek. Skąd miałbym więc wiedzieć.
— To kim był ten szczęściarz? – zapytał nagle.
— Co?
— Twój były.
Skrzywiłem się nieznacznie. Może i wyglądał podobnie do mojej pierwszej miłości, ale z pewnością się tak nie zachowywał.
— Jak nie chcesz to nie mów. Przejdziemy się?
***
— A Maciek wtedy wpadł na pomysł, że wyciągnie farbki i namaluje mnóstwo kwiatów na ścianie… — paplał Adam.
Siedzieliśmy na ławce przy ratuszu. Opowiadał mi o swoim rodzeństwie. A miał o czym. Jego rodzina liczyła jedenaście osób. Matka, ojczym, on i ośmioro rodzeństwa. Był z nich najstarszy i jako jedyny miał innego ojca – który rozwiódł się z jego mamą i odszedł, gdy Adam miał siedem lat. Od tamtej pory nie miał z nim kontaktu. Jego rodzicielka po dwóch latach ponownie wyszła za mąż i dopiero wtedy pojawiło się rodzeństwo.
— Uwielbiam ich! — zaśmiał się radośnie. — To najlepsze co mnie w życiu spotkało. Wiesz, że Klara…
Przyjemnie było go słuchać. Jego entuzjazm zarażał. Sam śmiałem się z jego historii i było to miłą odmianą od letargu, w który ostatnimi czasu popadałem. Niestety w pewnym momencie zreflektował się i też zadał pytanie.
— A twoi rodzice? Jacy są? I masz rodzeństwo?
Patrzyłem na niego przez chwilę, nie wiedząc co odpowiedzieć. Prawdziwy ból po stracie już dawno stał się jedynie nieprzyjemnym wspomnieniem. Teraz czułem… dyskomfort. Po prostu.
— Mam starszą siostrę — wyznałem.
— Jaka jest?
— Odpowiedzialna — parsknąłem. — Jest mi najbliższą osobą. Nie mam nikogo innego.
Adam spojrzał na mnie czujniej.
— Mam nie pytać?
— Moi rodzice zmarli jak byłem mały. Wychowywali mnie dziadkowie, ale i na nich przyszedł czas.
Wzruszyłem ramionami udając, że to nie ma już znaczenia. Chciałbym, żeby tak było. Nadal tęskniłem za dniami, kiedy czułem tą specyficzną lekkość. Szczególnie teraz. Żadnych zmartwień, akceptacja, pewność, że życie ma sens. Moi rodzice nie żyli, ale przecież nie mogliśmy z Gośką rozpaczać wiecznie. Nadeszły i dobre dni. Szkoda tylko, że tak szybko się skończyły. Po śmierci dziadków już nigdy nie czułem się tak bezpiecznie.
— Przykro mi — usłyszałem.
Spojrzałem na Adama i posłałem mu wymuszony uśmiech.
— Sporo przeżyłeś, co? — bardziej stwierdził niż zapytał.
Kiwnąłem głową na potwierdzenie. Wszystkie wspomnienia powoli zaczęły wracać. Układać się w jeden ciąg, pasmo nieszczęść, które wciąż i wciąż pojawiały się na mojej drodze. Czy to się kiedykolwiek skończy? Wątpiłem. Nauczyłem się już, że może być tylko gorzej. Żadnej nadziei. Nigdy. Tylko małe chwile szczęścia, które mogłem przyjąć. Krótkie złudzenia, którymi miałem się karmić i dzięki którym jeszcze żyłem.
— Byłem w więzieniu — wypaliłem nie wiedzieć po co.
Być może chciałem sprawdzić reakcję Adama. Odstraszyć go. Chyba. Mężczyzna milczał a ja nie mogłem na niego spojrzeć. Gapiłem się na swoje ręce pragnąc zniknąć.
— Wybacz — wymamrotałem. — Tylko ci zepsuję humor, nie jestem teraz dobrym towarzyszem do rozmów.
— Ja o tym zdecyduję — powiedział poważnie. — Dlaczego trafiłeś do więzienia?
— A co jeśli kogoś zabiłem?
Spojrzałem na niego. Poruszył się nieco niepewnie.
— Mam nadzieję, że miałeś powód… — zaczął dość cicho.
Parsknąłem śmiechem w którym próżno było szukać radości.
— Wsadzili mnie za włamanie i… Cóż. W resztę zostałem wrobiony.
Wyprostowałem się na ławce i wpatrzyłem w oświetlony ratusz przed sobą. Obok niego znajdował się pomnik. Przez chwilę zastanawiałem się co na jego temat powiedziałby Kamil. O nic nieznaczącej dla mnie rzeźbie potrafił rozmawiać godzinami.
— Gdy byłem w więzieniu mój — urwałem nie za bardzo wiedząc jak go nazwać — przyjaciel…
— Byłeś z nim?
— Nie. Miał narzeczoną. Zabił się, gdy siedziałem w więzieniu. Nikt nie zauważył depresji czy cokolwiek to było… Próżno w moim życiu szukać szczęśliwych opowieści.
— Nieprawda.
Uniosłem brwi, gdy Adam uśmiechnął się do mnie.
— Jeszcze miesiąc temu byłeś szczęśliwy. Widziałem to. Teraz jest gorszy okres. To normalne. Nic innego nie możemy dostać od życia. Zawsze są dobre i złe chwile.
— Mam wrażenie, że tych złych jest o wiele więcej.
— Nawet jeśli to już od ciebie zależy na czym się skupiasz.
— Pieprzenie — prychnąłem krzywiąc się.
Wzruszył ramionami i wpatrzył w zegar. Też tam spojrzałem i nagle do mnie dotarło, że jutro nie mam dnia wolnego. Wcześniej zupełnie mnie to nie obchodziło, ale widocznie wróciło opamiętanie. Nie mogłem stracić pracy.
— Cholera, muszę iść — wymamrotałem. — Jutro mam robotę.
— Gdzie pracujesz?
— Na budowie. A ty?
— Jestem elektrykiem. Ale mam po 12 godzin na zmiany, więc jutro wolne. Mogę cię odprowadzić?
— Jak chcesz…
Niemal przez całą drogę szliśmy w ciszy i o dziwo nie czułem się niekomfortowo. Adam pogwizdywał jakąś melodię. Cieszyłem się, że nie muszę iść sam. Te miasto zasypiało w nocy. Ruch uliczny ustawał, ludzie zamykali się w domach. Raz na jakiś czas można było spotkać jakąś samotną duszę albo pijaka, ale nic więcej. Miało się wrażenie, że miasto wymarło.
W końcu dotarliśmy pod mój blok. Przystanęliśmy przy drzwiach do klatki.
— Możemy się spotkać w najbliższym czasie? — zapytał.
— Chyba tak…
— Dasz mi swój numer?
Kiwnąłem głową. Zapisaliśmy swoje kontakty w telefonach. Spojrzałem na niego z dziwnym uczuciem, że nie chcę znów zostać sam. Bałem się odejść. Jakby ta rozmowa i ten mężczyzna mogły być tylko moim przewidzeniem. Naprawdę czułem się przy nim lepiej.
— Wiesz… — zaczął niepewnie i zrobił krok w moją stronę. — Lepiej wyglądasz jak jesteś zadowolony.
Czułem jego zapach i widziałem oczy utkwione w moich. Wciągnąłem głębiej powietrze. Chciałem do niego przylgnąć. Sprawiał wrażenie kogoś, kto potrafi rozwiązać wszystkie problemy. To głupie, ale w tamtym momencie było to dla mnie ważne.
— Jak każdy — palnąłem.
Adam uśmiechnął się i dotknął mojego ramienia. Przesunął palcami w górę aż na szyję. Nie widząc protestu przybliżył się do mnie i złączył nasze usta. To było zupełnie inne niż te pełne pośpiechu i gwałtowności pocałunki na parkiecie. Próżno szukać w tym uczucia, jakiego doświadczałem z Kamilem, ale mimo to z przyjemnością się temu poddałem. Wiedziałem, że jest to wszystko, co mogę dostać od ledwo znanej mi osoby. Teraz, w tym przypadku, mogłem na to przystać.
Zaprosiłem Adama do mieszkania. Niewiele mówiliśmy. Zdążyłem zrobić tylko porządek na swoim łóżku, a mężczyzna pchnął mnie na nie, przygniótł swoim ciałem i zaczął głęboko całować. Cieszyłem się, że z niczym się nie spieszył, bo dałbym głowę, że uciekłbym spod niego. To, że pozwalałem dominować Kamilowi, było jednak czymś innym, niż pozwolenie na dostęp do swojego ciała komuś obcemu. Bałem się, ale mężczyzna doskonale to wyczuł i w momentach, w których się spinałem, dawał mi czas. Obaj nie chcieliśmy robić nic na szybko.
— Ale to nie jest twój pierwszy raz na dole? — zapytał mnie, gdy spiąłem się zbyt mocno na dotyk na pośladkach.
— Nie. Po prostu miałem pewne… nieprzyjemności.
Kiwnął głową i wziął mnie w usta. Jęknąłem przeciągle. Miałem wrażenie, że zaraz odpłynę. Zdecydowane ruchy mężczyzny upewniały mnie, że nie mam się czego obawiać. Poświęcił mi sporo uwagi zanim się we mnie wsunął.
— Jesteś niesamowity — szeptał.
Nie wierzyłem w żadne jego słowo. Zgodziłem się na to zbliżenie i czerpałem z niego ile tylko mogłem. Dobrze było uprawiać seks. Niestety nie można go porównać z kochaniem. Nie tego jednak oczekiwałem.
Orgazm był cudowny i uwalniający. Ale gdy tylko się skończył, a Adam położył się obok, przyszły wyrzuty sumienia. Ganiłem się za nie. Niestety były silniejsze od rozumu.
— Na którą masz do pracy? — zapytał masując moją pierś.
— Ósma.
— A wiec trzy godziny snu…
Kiwnąłem głową i spojrzałem na niego uważniej.
— Zostaniesz?
Adam uśmiechnął się bokiem ust i cmoknął mnie w szyję.
— Tak.
Zostawał za każdym razem.
— Tak.
Zostawał za każdym razem.