4 grudnia 2017

[7] Wróć do domu

Przepraszam za opóźnienie. Zaplanowałam rozdział, ale nie kliknęłam "Publikacja".
Zapraszam.
__________________


Przyjaciel


Niespodziewanie Adam stał się częścią mojego życia. Spotykałem się z nim niemal codziennie. Moje mieszkanie wiele na tym zyskało. Znów panował w nim porządek. Wróciłem też na siłownię. Szybko odzyskałem formę, na szczęście miesiąc nie był jakąś znaczącą przerwą. Wszystko powoli się ustawiało. Czas płynął, a ja wraz z nim. Brałem to, co było mi dane i nie sięgałem po nic więcej. Po prostu trwałem.

W sierpniu trudno mi było wytrzymać na budowie. Żar lał się z nieba strumieniami i nie sposób było od niego uciec. Szef zlitował się i puścił nas godzinę wcześniej. Z wdzięcznością wziąłem od kolegi butelkę wody. Nawet nie zakładałem koszulki wsiadając do samochodu. Miałem tak spaloną skórę, że dotknięcie jej czymkolwiek przyprawiało mnie o dreszcze. Szybko dotarłem do mieszkania, marząc o lodowatej kąpieli. Drzwi zastałem otwarte, wiec pierwsze co, ruszyłem w stronę kuchni.

— Fabian!

Adam wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu. Wyjmował właśnie piwo z lodówki. Podszedł do mnie i już wyciągał rękę, żeby dotknąć jakiegoś skrawka mojego ciała, ale odsunąłem się jak oparzony. Dosłownie.

— Cześć. Sorry, ale najpierw muszę się wykąpać.

— Jasne. Miałem właśnie robić obiad, tylko za bardzo nie mam pomysłu.

— Dlatego wziąłeś piwo? — prychnąłem rozbawiony i sam zajrzałem do lodówki. — Jest zupa z wczoraj. Można po prostu podgrzać.

— A drugie danie?

— Za bardzo jesteś przyzwyczajony do obiadów mamy…

— To zdrowa dieta. W sam raz dla mięśni.

Znów chciał mnie dotknąć, ale zrobiłem unik i roześmiałem się.

— Idę do łazienki — oświadczyłem i już mnie nie było.

Zimna woda była wybawieniem. Gorzej z ręcznikiem, który znów podrażnił moją skórę. Sporo czasu zabrało mi osuszenie się. Zerkałem co jakiś czas w lustro z niezadowoleniem stwierdzając, że mam opaleniznę typowego budowlańca. Od kolan do pasa biało, reszta nieco zaróżowiona a barki i ręce spalone do czerwoności. Masakra.

Ubrałem krótkie spodnie i wróciłem do kuchni. Mężczyzna czekał na mnie z obiadem. Sam stał z jogurtem w ręku.

— Siadaj — rozkazał.

Uniosłem brwi, ale wykonałem polecenie. Przede mną stała zupa, za mną Adam. Miałem wrażenie, że coś nie gra i po chwili dowiedziałem się co. Poczułem coś lodowatego na plecach i aż podskoczyłem zaskoczony.

— Spokojnie. To pomoże — usłyszałem za sobą.

Pierwsze wrażenie było najgorsze, ale gdy jego palce zaczęły rozcierać po moich plecach jogurt, miałem ochotę wzdychać z przyjemnością. Chłód! Odsunąłem zupę dalej i wyłożyłem się barkami na stole nastawiając się do dotyku.

— O tak… — wymruczałem cicho przymykając oczy.

— Brzmisz jakbym co najmniej robił ci genialnego loda.

— Tak się czuję — parsknąłem. — Nie przestawaj.

Zaśmiał się wciąż delikatnie smarując moją skórę.

— Wiesz, muszę cię doprowadzić do porządku, jeśli chcę cię dotykać — powiedział, wyjawiając swoje niecne zamiary.

Uśmiechnąłem się pod nosem. Po chwili skończył, więc zabrałem się za jedzenie. Po takim dniu zupa była idealnym posiłkiem. Adam usiadł naprzeciw i obserwował mnie.

— Jutro nie mogę iść do Gośki — oświadczył.

Posłałem mu pytające spojrzenie znad talerza.

— Mama idzie na badania. Muszę się zająć dzieciakami.

— Możemy ich zabrać ze sobą. Mamy przecież dwa auta — zaproponowałem.

Nie musiałem nawet patrzeć na jego minę, by znać odpowiedź. Miałem wrażenie, że nigdy nie zgodzi się na to, bym naprawdę poznał jego rodzinę. Znałem ich z opowieści i zdjęć. Niby też wiedzieli o mnie, ale nie chciał, żebyśmy się spotkali.

— To nie jest dobry pomysł — powiedział powoli. — Twoja siostra jest w ciąży. Potrzebuje spokoju.

— Bez przesady. To nie choroba. A tylko Maciek i Ewka mogą sprawiać problem, są najmłodsi. Adam, reszta ma po naście lat. Potrafią się zachować.

— Nie zawsze.

— Jakoś ich w czwórkę ogarniemy… — urwałem i machnąłem ręką z irytacją. — Z resztą jak chcesz. Czasem zastanawiam się czy bardziej wstydzisz się mnie czy ich.

— To nie tak…

Wzruszyłem ramionami. Wstałem by umyć talerz, a on podążył za mną.

— Nie jesteśmy przecież razem — zauważył. — Czemu się złościsz?

— A gdybyśmy byli razem, to byś im mnie przedstawił?

— Tak.

Spojrzałem na niego zaskoczony. Opierał się o blat i patrzył na mnie uważnie.

— Ja cię poznałem z Gośką. Myślałem, że traktujemy się jak przyjaciele.

— Tak, Fabian. Ale jeśli przedstawię kogoś rodzinie, będzie to mój partner. Wiedzą o tobie, ale… — Odwrócił wzrok. — Jeśli się do ciebie przywiążą, a ty odejdziesz…

— Rozumiem — przerwałem mu.

Tak naprawdę nie rozumiałem, ale przyjąłem do wiadomości, że nie czuje się z tym komfortowo. Jeśli ma jakiś argument, dobrze. Nie chciałem go do niczego zmuszać, tylko pomóc. Ale on tego nie przyjmował.

— Przepraszam — mruknął nachylając się w moją stronę. Polizał mój bark i zaśmiał się cicho. — To nawet smaczne.

Uniosłem brwi, ale pozwoliłem by stanął za mną i powoli zlizywał ze mnie jogurt. Było mi przyjemnie. Przede wszystkim przestawałem myśleć o tym co nas łączy a co dzieli. No może oprócz tego, że nie mogłem odwrócić się i przyszpilić go do najbliższej ściany. Nigdy nie pozwalał mi dominować i zawsze kontrolował nasze zbliżenia. Brakowało mi pewnych aspektów seksu, ale chociaż go miałem.

Sapnąłem, gdy opadł na kolana i zaczął podgryzać wciąż nieopaloną skórę nisko na plecach. Wiedziałem do czego dąży i bardzo podobał mi się ten kierunek. Po kuchni rozszedł się dźwięk mojego jęku.

***



Ćwiczyłem właśnie z Adamem na siłowni, gdy podszedł do nas Kacper. Przywitał się i odciągnął mojego przyjaciela na bok. Rozmawiali o czymś ożywieni, a ja kontynuowałem podnoszenie ciężarka bacznie ich obserwując. Ostatnimi czasy bardzo rzadko spotykałem się z Adamem sam na sam. Coraz więcej ludzi wyciągało go na jakieś imprezy. Niby nie miałem nic przeciwko temu, ale… No właśnie. Fajnie by było jakbyśmy po prostu posiedzieli w domu, a nie latali po jakichś klubach. To nie były moje klimaty. Czasem zgadzałem się towarzyszyć, ale zwykle później uznawałem to za błąd. Nie potrafiłem się rozluźnić w tłumie obcych mi ludzi. Adam miał tylko paru stałych znajomych, reszta przypływała i odpływała niczym morze szargane sztormem. Zbyt szybkie tempo jak dla mnie.

Miałem ochotę zapłacić sobie dychę, za wygrany zakład, gdy wrócił od Kacpra z pytaniem czy nie wyjdę dzisiaj na miasto.

— Mieliśmy coś dzisiaj obejrzeć — przypomniałem.

— Film nie ucieknie. To jak, idziesz?

Pokręciłem głową, a on westchnął ciężko. Spojrzał na przyczynę tego zamieszania i wzruszył ramionami. Potem odszedł bez słowa i więcej go tego dnia nie widziałem.

***



O czwartej w nocy usłyszałem rumor przy drzwiach, kroki w korytarzu. W końcu uchylanie drzwi. Adam wszedł do środka chwiejnym krokiem. Podniosłem się szybko, żeby w ostatniej chwili uchronić zdjęcia na szafce obok przed demolką. Odciągnąłem mężczyznę od mebla i pchnąłem na łóżko.

— Faaabian! — wymamrotał mało przytomnie.

— Po cholerę wróciłeś tu w takim stanie? — warknąłem tracąc cierpliwość.

Miałem na szóstą do pracy. Została mi niecała godzina snu, z nim obok nie mam szans na choćby minutę. Mówiłem mu, myślałem klnąc bezsłownie, mówiłem, żeby nie pojawiał się tu w takim stanie.

— Cho… tu… — czknął.

Przetarłem twarz i zbliżyłem się do niego na tyle, że zdołał chwycić mnie za rękę i pociągnąć na łóżko obok siebie. Zaczął nasze usta w niezdarnym pocałunku, po czym wgramolił się na moje biodra. Mamrotał coś pod nosem co jakiś czas. Nie miałem zamiaru wnikać w znaczenie tych słów.

— Adam. — Chwyciłem stanowczo jego dłonie, gdy zaczął zsuwać ze mnie piżamę. — Chodź spać. Jestem wykończony.

Wolałem nie mówić mu, że w tym stanie nie da rady nic zrobić. Wystarczyło mi raz popełnić ten błąd. Nie skończyło się ciekawie. W ogóle nie kończyło się dobrze, gdy Adam pił zbyt wiele. Z uśmiechniętego, towarzyskiego człowieka zmieniał się w despotę i nie raz potrafił powiedzieć nieprzyjemne rzeczy. Do tego cuchnął. Nienawidziłem go w takich momentach. Gdyby był w stanie, zgwałciłby mnie. Na szczęście dla siebie byłem równie silny.

— Nie jestem Kamilem — stwierdził nagle, wyjątkowo jak na tę chwilę wyraźnie. — Nie będę nim nigdy!

— Nie będziesz — zgodziłem się z nim. — Nie chcę tego. Chodź spać.

— Nie będę nim — wymamrotał jeszcze i przewalił się na bok.

Odetchnąłem ciężko i zsunąłem się z łóżka. Na dzisiaj koniec snu. Nie chciałem go nawet widzieć, a co dopiero czuć jego zapach przy sobie. Ruszyłem do kuchni zrobić kawę. Może dzięki niej przeżyję jakoś ten dzień.


***



Gdy wróciłem do domu, byłem naprawdę padnięty. Zastałem Adama siedzącego w kuchni z butelką wody w ręku. Spojrzał na mnie z niewyraźną miną. Coraz rzadziej się przy mnie uśmiechał. Najlepsze było jednak to, że miało to swoje plusy i minusy. Z jednej strony pokazywał mi prawdziwą twarz z drugiej… No właśnie. Ta twarz nie była do końca taka przyjemna.

— Przepraszam — wymamrotał niewyraźnie i odwrócił wzrok.

Usiadłem naprzeciw niego i zmusiłem by spojrzał mi w oczy. Skrzywił się, ale nie wyrwał z uścisku mojej dłoni. Gdyby nie czuł się naprawdę winny, nigdy nie pozwoliłby mi sobą kierować.

— To, że ty masz wolne, nie oznacza, że możesz przychodzić w środku nocy i mnie budzić, jasne? — zacząłem nieznoszącym sprzeciwu tonem. — I w ogóle nie życzę sobie, żebyś przychodził do mnie pijany. Rozmawialiśmy już o tym… Jeszcze raz i wymienię zamki.

— Nie mogłem w takim stanie wrócić do domu…

— To nie pij. Albo wynajmij hotel — wzruszyłem ramionami.

Skinął głową i schował twarz w dłoniach. Nie zachowywał się normalnie. Nawet jak na osobę, która chce przeprosić. Było coś jeszcze o czym mi nie mówił. Obserwowałem go dłuższy czas zanim nie zadałem pytania.

— Co się dzieje, Adam?

Westchnął ciężko. Napił się wody i zaczął się bawić butelką.

— Bo… Nie chcę przyjaźni, okej? — zerknął na mnie niepewnie.

Coraz częściej zaczynałem się zastanawiać gdzie podziała się ta osoba z początku naszej znajomości. Było oczywiste, że wesołość tego człowieka jest tylko i wyłącznie pozą. Kłamstwem w które sam już uwierzył. Uwielbiał się wygłupiać, gadać. Przegadywać wręcz. Krył się za humorem i słowami. W rzeczywistości był podatny na zranienia, szukał akceptacji otaczających go ludzi. Do niedawna nie podejrzewałem, że odejście jego ojca miało dla niego jakieś znaczenie. Okazało się, że jest zgoła inaczej. Adam bał się odrzucenia jeszcze mocniej ode mnie.

— Ale ty nadal kochasz Kamila. Wiesz, że mamroczesz jego imię przez sen?

Milczałem. Nie było nic co mógłbym powiedzieć na ten temat, o czym by już nie wiedział. Byłem z nim szczery od samego początku.

— Dlaczego do niego nie wrócisz? — zapytał.

— Zraniłem go.

— On ciebie też. Ale nadal chcesz z nim być.

Opowiadałem mu historię z zerwaniem, ale wstydziłem się przyznać do mojej gwałtowności. Do chęci skrzywdzenia mojego byłego. Nie powiedziałem całej prawdy.

— Wiesz już, że na… pożegnanie uprawiałem z nim seks. Tyle, że wtedy mnie poniosło. — Odwróciłem twarz i kontynuowałem: — Wiem, że nawet gdyby się nie zgodził, zmusiłbym go do tego. Chciałem go zranić. Wykorzystać. I to właśnie zrobiłem. Byłem brutalny, a on krwawił. Potem spierdzieliłem stamtąd jak ostatni tchórz.

— Nie możesz sobie wybaczyć, ale chcesz wybaczenia. Od niego — stwierdził.

Trafił w sedno. Nie miałem nic więcej do powiedzenia. On widocznie też. Zamilkliśmy pogrążeni we własnych myślach. Trwało to dłuższą chwilę zanim się odezwał.

— Nie chcę być twoim przyjacielem — powtórzył. — Nie chcę cię też pytać czy chcesz czegoś więcej. Wiem, że nie… Nie zamknąłeś poprzednich spraw. I nigdy tego nie zrobisz, jeśli z nim nie porozmawiasz.

— Nie potrafiłbym spojrzeć mu w twarz.

— Być może. W takim razie stań przed nim i patrz na jego stopy. Powiedz coś, albo milcz. Ale spotkaj się z nim. Zrób to dla siebie. Obojętnie co powie i zrobi. Przynajmniej będziesz wiedział na czym stoisz.

— Wiem na czym stoję.

— Nieprawda.

Pokręciłem głową z niedowierzaniem. Adam odstawił butelkę i tym razem spojrzał na mnie bez krępacji czy skruchy.

— Gdyby nie Kamil… Powiedz mi, tylko szczerze. Potrafiłbyś zaakceptować moje wady? Potrafiłbyś być ze mną?

— Tylko jeśli ty zaakceptowałbyś moje.

Uśmiechnął się do mnie promiennie. Ale tę maskę zdołał utrzymać jedynie kilka sekund. Później się rozpadła niczym domek z kart. Zdradził jeden minimalny skurcz i już nie było sensu utrzymywać, że jest okej.

— Już to zrobiłem — odpowiedział. — Załatw swoje sprawy. I jeśli zechcesz, odezwij się do mnie po wszystkim. Jeśli nie, to cóż… Fajnego życia.

Wstał i wyciągnął do mnie dłoń. Zaskoczony uścisnąłem ją mechanicznie. Dopiero gdy opuścił moje mieszkanie zostawiając klucze, uświadomiłem sobie co dla mnie zrobił.


***



Zapukałem nerwowo do drzwi. Był późny wieczór, a ja musiałem porozmawiać. Już. Teraz. W tym momencie. Nie mogłem czekać. Jednak nikt nie odpowiadał a ja zacząłem się zastanawiać czy coś się stało. Rozejrzałem się po podwórku szukając jakichś oznak zagrożenia. Ostatnio naprawdę mi odwalało.

Gdy tylko drzwi się lekko uchyliły, doskoczyłem do nich i siłą otworzyłem na oścież. W progu stał zirytowany Adrian. Wypchnął mnie na zewnątrz gwałtownie, gdy chciałem go minąć.

— Czy tobie odpieprzyło? Nie możesz normalnie poczekać aż otworzę? Usypiam dzieci! — syknął.

— Pomóż mi znaleźć Kamila — wypaliłem praktycznie nie zwracając uwagi na to co powiedział.

— A co ja jestem? — warknął. — Swatka? Detektyw? Zadzwoń do jego rodziców i tyle. Lubią cię przecież, raczej nie będą ukrywać gdzie teraz mieszka.

No tak. Nie wie. No bo skąd? Sam byłem zaskoczony i przerażony jednocześnie, gdy się dowiedziałem. Nikt mnie wcześniej nie raczył poinformować, a Gośka z pewnością wiedziała, do cholery! Musiała wiedzieć!

— Kamil… On nie odzywał się do nikogo od dwóch miesięcy.

Adriana wcięło na chwilę, ale szybko odzyskał panowanie nad sobą.

— A jego przyjaciele ze studiów? Muszą wiedzieć gdzie jest.

— Zniknął razem z cholernym Michałem — warknąłem. — Nikt nie wie. I to nie ja pytałem, a rodzice Kamila. Wszyscy go szukają! Czemu nikt mi, kurwa, o tym nie powiedział?!




2 komentarze:

  1. O rany... Szybki przeskok i jaka zmiana frontu... Adam był taki fajny... za szybko go "popsułaś" ;) Już zdążyłam sobie wyobrazić ich związek i wydawał mi się naprawdę dobry, taki z czystą kartą. A tu lipa... Zastanawiałam się też nad Kamilem i Michałem i chociaż oni do siebie pasują to jednak działają na siebie destrukcyjnie co właśnie się potwierdziło na koniec tego rozdziału. Mam nadzieję że Fabian szybko go odnajdzie i że nie będzie w tak fatalnym stanie jak ostatnim razem, chociaż mam pewne obawy co do tego... Dziękuję bardzo i pozdrawiam serdecznie 😀

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze, że zdążyłaś sobie wyobrazić. xD Czekanie tydzień po tygodniu ma też swoje plusy hehe
      Fabian będzie miał sporo pracy w odnalezieniu Kamila, skoro nie potrafili tego zrobić jego rodzice, ani przyjaciele. Nie wiadomo co Michałowi i młodemu strzeliło do głowy... Kreatywności im nie brak.
      Dziękuję za komentarz i pozdrawiam :)

      Usuń