14 grudnia 2016

[Epilog] Gonitwa


Krzyki tłumu zdołały zagłuszyć bicie mojego serca. Czułem mocne mięśnie pod sobą i wiedziałem, że Sarnad przyśpiesza, dając popis swoich umiejętności. Całe moje życie zawęziło się do tej chwili, gdy pozwoliłem gniadoszowi być sobą. Najlepszym koniem, jakiego kiedykolwiek dosiadałem. Czułem jak do oczu napływają mi łzy.
Nie rozumiałem jak można być tak bardzo szczęśliwym i załamanym jednocześnie. W tej chwili mogłem stracić albo wszystko, albo zyskać choć jedną istotę, którą kochałem. To była najbrutalniejsza lekcja życiowa jaką przeszedłem.
Gdy otworzyłem oczy, byłem już dawno za metą i dopiero wtedy zwolniłem. Nie miałem pojęcia, kto z nas wygrał. Patryk już dawno zwolnił, tak samo jak nasz przeciwnik. Przeszedłem do kłusa i zawróciłem. Tak naprawdę, gdybym wsłuchał się w komentatora, znałbym już wynik, ale wtedy każdy głos mieszał się ze sobą i nie mogłem skupić się na żadnym z nich.
Dołączyłem do Patryka i ściągnąłem okulary, które były teraz całe skurzone i ledwo przez nie wydziałem. On też się pozbył swoich i spojrzał na mnie z dumą. Jechaliśmy obok siebie, oddalając się od ludzi. Niektórzy dopiero teraz dobiegali do mety.
– Zapędziłeś się trochę – stwierdził z łagodnym uśmiechem.
– Zamknąłem oczy – wyjaśniłem i zaśmiałem się nerwowo. – Kto wygrał?
Chłopak przez chwilę patrzył na mnie zdziwiony i dopiero po chwili się zorientował, że pytam go na serio. Miałem wrażenie, że świat się zatrzymał, gdy otworzył usta i powiedział:
– Ty.
***

Moje wspomnienia od chwili, gdy mój ukochany odpowiedział „ty”, a chwilą, gdy zadzwonił do mnie Daniel, były jedną wielką paletą barw, których za nic później nie potrafiłem rozróżnić. Wiedziałem, że zabrali mnie i Sarnada na dekorację, wiedziałem, że Tomasz był dumy jak paw, wiedziałem, że wszyscy mi gratulowali i w końcu wiedziałem, że Patryk zdobył drugie miejsce, ale do cholery żadnych szczegółów później nie potrafiłem podać. Być może dlatego, że mazałem się jak dziecko, rycząc cały czas. Nie jakoś histerycznie, ale to nie zmienia faktu, że oczy miałem mokre i najzwyczajniej w  świecie wszystko się zamazywało.
Dopiero cztery godziny później, gdy wszyscy dali mi w końcu święty spokój, mogłem usiąść w boksie Sarnada – MOJEGO KONIA – i wgapiać się bezmyślnie w słomę. Nie mogłem już nic zrobić. Wszystko już się rozegrało, rozwiązało i każdy miał wrócić do swojego życia bogatszy o parę doświadczeń, ale bez złudzeń, że jeszcze kiedyś będzie tak szczęśliwy jak był. A przynajmniej tak mi się zdawało.
To wtedy, siedząc sam w boksie mojego konia, usłyszałem telefon. Bezmyślnie odebrałem i przyłożyłem go do ucha, milcząc.
– Yyy... Jesteś? Sebastian? – zapytał niepewny, znajomy głos Daniela.
– Jestem – mruknąłem. – Po co dzwonisz?
– Gdzie jesteś?
– W Pardubicach.
– Konkretniej.
– W stajni.
– Której? Mogę tu wejść czy mnie zatrzymają?
Zamrugałem zaskoczony. Jak to wejść?
– Co? – palnąłem ogłupiały.
– No wejść. Do stajni. Nie wiem której, bo drzwi jest tu w cholerę.
– Jesteś na torze?! – niemal krzyknąłem.
– Nie. W mieszkaniu. A konkretniej w nowym, ładnym mieszkaniu nad morzem… – Cisza. – Jestem w Pardubicach, idioto. I chciałbym się z tobą zobaczyć.
– Stań przy kasach hazardowych. Zaraz będę – rzuciłem i rozłączyłem się.
Niemal wybiegłem ze stajni i szybkim krokiem ruszyłem w stronę kas. Nadal był tu mały tłumek, przez co chwilę mi zajęło wypatrzenie znajomej twarzy. Daniel stał oparty o jedną z barierek z rękami w kieszeniach i bezmyślnie wpatrywał się w swoje buty. Na sobie miał eleganckie czarne spodnie i brodową koszulę, w których wyglądał jakby wybierał się na spotkanie biznesowe, a nie wyścigi konne.
Przyspieszyłem i bez ostrzeżenia objąłem go mocno. Mężczyzna stęknął cicho, gdy ścisnąłem jego klatkę piersiową. Sam mnie nie przytulił, bo uniemożliwiłem mu to, ściskając także jego ręce. Kilka sekund tak stałem, po czym odsunąłem się o krok z szerokim uśmiechem.
– Płakałeś? – zapytał szczerze zaskoczony, przyglądając mi się uważniej. Wciąż miałem na sobie białe bryczesy, ale barwy klubowe i kamizelkę ochronną już ściągnąłem, zostając jedynie w czarnej bluzce.
– Ta. – Wzruszyłem ramionami, jakby to było normalne. – Jakoś od czterech godzin. Dopiero jak odstawiłem Sarnada do boksu, to przestałem.
– Dlaczego? – Uśmiechnął się łagodnie i zrobił taki ruch, jakby chciał mnie objąć. Powstrzymał się jednak w ostatnim momencie.
– To dłuższa historia. – Znowu wzruszyłem ramionami. Nie mogłem oderwać od niego wzroku. Przyjechał tutaj. Dla mnie. Cały czas te myśli obijały się po mojej głowie. – Czemu przyjechałeś?
– To raczej oczywiste. Chciałem cię zobaczyć. – Uśmiechnął się. – Gratuluję wygranej. – Wskazał na kasy rozbawiony. – Wygrałem dzięki tobie dwa tysiące koron.
– Postawiłeś na mnie? – zdziwiłem się. Ja sam bym na siebie nie postawił, bo do końca nie wiedziałem, czy mi coś nie odwali i nie powstrzymam Sarnada zaraz przed metą.
– To była dobra inwestycja. – Zaśmiał się ciepło i odbił od barierki. – To co? Głodny? Mają tu świetnego kebaba. Już go rano jadłem, polecam.
– Wiem. – Uśmiechnąłem się lekko. – Już go z Patrykiem dorwaliśmy.
– Mądry wybór. – Tym razem nie powstrzymał się i dotknął moich włosów, by przesunąć po paru dłuższych kosmykach palcami. A później uśmiechnął się czule i poprowadził na mój pierwszy w tym dniu posiłek.
Cieszyłem się, że go widzę. A już w ogóle cieszyłem się, że wygląda o wiele lepiej, niż ostatnim razem, gdy się widzieliśmy. Wyzdrowiał i było to widać w całej jego postawie. A już w szczególności w pięknych ciemnoniebieskich oczach, z których znikły cienie, niewyspanie i które patrzyły na mnie jak na coś bardzo ważnego.
Te oczy towarzyszyły mi później, gdy wróciłem do domu i nie wiedziałem co ze sobą zrobić. Przez następne miesiące dawały mi oparcie i nie pozwoliły, bym się wygłupił, rzucając wszystko i jadąc do Patryka do Pardubic. Byłem mu za to wdzięczny, bo to w Polsce, w małej wsi pod Wrocławiem miałem swoje życie. Mimo tęsknoty byłem szczęśliwy, zajmując się Sarnadem, klaczami, które do niego przyjeżdżały i stajnią.
***

– Wszystkiego najlepszego! – usłyszałem Daniela, gdy wróciłem do naszego mieszkania.
Zamrugałem zdziwiony, nie za bardzo wiedząc o co chodzi. Mężczyzna już w progu objął mnie mocno ramionami, a po sekundzie wcisnął do rąk jakiś pakunek. Spojrzałem na jego rozradowaną twarz i nienaganny strój. Ubrał garnitur, co mu się zwykle nie zdarzało poza pracą.
– Masz głupią minę – stwierdził, gdy się ode mnie odsunął o krok.
– Czemu? Co to? – palnąłem, nadal nie kontaktując. Byłem padnięty po ciężkim dniu w stajni. Tak naprawdę dopiero niedawno, gdy Tomasz wyjechał, zacząłem doceniać jego wkład w stajnię, pracę i wszystko, co robił. Teraz, gdy sam zajmowałem jego miejsce, nie miałem głowy do niczego poza końmi i ludźmi, których miałem pod swoimi skrzydłami.
– Jak to co? – żachnął się. – Prezent urodzinowy. Trzydzieści trzy lata, nie? – Uśmiechnął się szeroko, a wokół jego oczu pojawiły się urocze zmarszczki mimiczne. Lubiłem je, były dla niego charakterystyczne i z biegiem lat coraz bardziej widoczne.
– Och. Serio? Który dzisiaj? – Zerknąłem na zegarek.
– Seba, a niby to ja jestem taki zapracowany. – Mężczyzna objął mnie ramieniem i zaprowadził na naszą niedawno zakupioną kanapę. Gdy usiedliśmy, spojrzał na mnie z wyczekiwaniem. – No otwórz.
Moje usta samoistnie wygięły się w uśmiechu. Cmoknąłem Daniela w usta, wyszeptałem „dziękuję” i zacząłem rozpakowywać prezent. Szybko zdarłem kolorowy papier, a moim oczom ukazały się rękawiczki jeździeckie. Ale nie byle jakie. Z napisem „Daniel” na wewnętrznej stronie dłoni – był jednak czarny, tak jak skóra rękawic, żeby z daleka nie było widać napisu.
Zaśmiałem się, oglądając dokładnie otrzymany prezent. Jeszcze kilka lat temu stanowiłyby dla mnie problem, ale nie dziś – i to właśnie dzięki Danielowi. Po jednej z przegranych Patryka, tej najgorszej, gdy koń, na którym jechał, zmarł w trakcie gonitwy, a sam Patryk doznał dość poważnej kontuzji, miałem nadzieję, że rzuci to wszystko i wróci do mnie. Tak się jednak nie stało i bardzo to przeżyłem. Daniel był przy mnie i w pewnym momencie namówił, żebym powiedział trenerowi o mojej orientacji. Uważał, że to mi pomoże, jednak reakcja trenera była nieprzyjemna – wyśmiał mnie i nazwał od głupców:
– Kim ja dla ciebie niby jestem? – zapytał później, gdy pakowałem resztę swoich rzeczy, żeby się wynieść z jego stajni. W tamtej chwili czułem, że straciłem wszystko. Nie życzyłbym tego swojemu najgorszemu wrogowi. – Jestem twoim trenerem i opiekunem od piętnastu lat, widziałem jak dorastasz. Chyba nie sądzisz, że byłem na tyle ślepy? Ja się nigdy nie mylę co do ludzi! – warknął z urażoną dumą i odszedł. A ja patrzyłem na niego z otwartymi ustami – pierwszy raz w życiu zaliczyłem prawdziwe „opadnięcie kopary”.
Okazało się, że Tomasz nie dość, że wiedział o mojej orientacji, to jeszcze domyślał się, że byłem w związku z Patrykiem. Domyślał… On wiedział! Po prostu. Bo zna ludzi i zna mnie. Do dziś nie jestem pewien, czy Dagmara i Magda też się domyślały, albo czy im powiedział, ale później średnio mnie to obchodziło. A najśmieszniejsze, że trener nadal wyzywał niektórych od pedałów, gdy się złościł. Cóż. Taki był. I taki byłem ja.
– Okej… – zaczął Daniel z rozbawieniem, gdy dłuższy czas milczałem, pogrążony we wspomnieniach. – Wiem, że jestem beznadziejny w kupnie prezentów. Na łóżku masz drugie. W barwach twojej stajni.
– Dzięki. – Spojrzałem w oczy mojego chłopaka. – Są świetne – powiedziałem szczerze.
– Cieszę się.
Nachylił się do mnie i pocałował mocno. Westchnąłem w jego usta, gdy delikatnie zaczął ssać moją dolną wargę. Uwielbiałem, gdy to robił.
– Kocham cię – wyszeptał.
Spiąłem się nieznacznie. Za każdym razem, gdy padały te słowa, czułem się winny. Owszem, kochałem go, ale mimo razem spędzonych lat, nadal wiedziałem, że moje serce należy do kogoś innego.
W swoim życiu prawdziwie pokochałem raz. Każde inne uczucia były o wiele słabsze od tych, które żywiłem do Patryka. Nie potrafiłem pozbyć się go z serca. Łamałem się coraz bardziej z każdym rokiem, gdy widziałem jego coraz większą frustrację z przegranych na Pardubickiej.
– Wiesz – mruknąłem, odsuwając się od Daniela – kupiłem dzisiaj nową klacz. Jest wspaniała. Wygrała wiele wyścigów.
– I? – Daniel zmarszczył brwi, nie rozumiejąc do czego dążę.
– Chcę dać Patrykowi wspaniałego konia. Źrebaka tej klaczy i Sarnada. – Mężczyzna nadal nie rozumiał, więc kontynuowałem: – Jeśli dobrze pójdzie, za osiem lat Patryk będzie mógł na nim pojechać w Pardubickiej.
– Osiem lat – powiedział z niedowierzaniem. – Mam osiem lat, żebym stał się od niego ważniejszy?
Kiwnąłem głową.

18 komentarzy:

  1. Nie sadzilem, ze Sebastian bedzie z Danielem. Po co z nim jest skoro go nie kocha? Niech idzie do Patryka, a nie rani biednego Daniela, ktory ma zmarnowac 8 lat az ten go pokocha...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Daniel jest świadom uczuć Seby, ale z jakiegoś powodu się na to godzi.
      Nie zawsze wychodzi idealnie. Może i Sebastian kocha Patryka nieco nawiną miłością, ale to z Danielem łączą go lata znajomości, przyjaźń, a już widzieliśmy, że w razie "W" Daniel ma wsparcie Sebastiana.
      Dziękuję za komentarz :) Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  2. Bardzo mi się podoba ten epilog. Tak wlaśnie domyślałam się, że tak to może się zakończyć. Cieszę się, że Seba skończył z Danielem, a nie Patrykiem i mam nadzieję, że on stanie się w ciągu tych ośmiu lat ważniejszy od Patryka.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też mam taką nadzieję :)
      Dzięki za komentarz i pozdrawiam serdecznie! :D

      Usuń
  3. Z tym epilogiem to prawdziwy galop zrobiłaś! Sorki, ale zakończenie potraktowałaś po macoszemu, owszem już wcześniej należało się spodziewać, że po przegranej Patryk nie wróci do stadniny z Sebastianem, ale przydałoby się to rozwinąć. Druga rzecz to reakcja trenera opisałaś to dosyć niejasno, trener w pierwszej chwili zapewne ostro wyraził się o orientacji Seby, jednak zaakceptował to już dużo wcześniej. A z tekstu wyszło jak gdyby miał coś przeciw i dopiero pakowanie Seby zmieniło jego podejście. Tyle uwag krytycznych.
    Zakończenie mi się podoba głównie dlatego, że jest bardzo realistyczne i nie ma heppy endu słodkiego aż do porzygu. Osiem lat to kupa czasu, a stabilizacja przyćmiewa nawet spore uczuciowe uniesienia. Natomiast patrząc z perspektywy epilogu Patryk nie był w swym, postępowaniu uczciwy wobec Sebastiana. Teraz czekam na kolejne Twoje opowiadanie.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To będzie wracać :) Masz rację, parę ważnych spraw pominęłam w epilogu (a może i wcześniej powinnam niektóre wątki uzupełnić - to z trenerem również). Z perspektywy czasu to dostrzegam.
      "Osiem lat to kupa czasu, a stabilizacja przyćmiewa nawet spore uczuciowe uniesienia." Cieszę się z tych słów. Są bardzo prawdziwe :)
      Tak, Patryk nie był fair. Ale z drugiej strony co się dziwić jak jego wcześniejszy partner go zdradził? Nie minęło wiele czasu, to musiało w nim siedzieć, nawet jeśli nie było świadome. Nie sądzę, by chciał ryzykować stracenia wszystkiego, gdyby z Sebą coś poszło nie tak (szczególnie, że jego cel był dla niego ważny). A jednak sam strzelił sobie w kolano. Nie wiem jak Wam, ale mnie jest go szkoda.
      Dziękuję za komentarz :)
      Pozdrawiam!

      Usuń
    2. Jakoś nie współczuję Patrykowi, z dwóch powodów. Nie można żyć przeszłością i tutaj w podwójnym znaczeniu, jeden to matka i wygrana w tym właśnie wyścigu, drugi to zdrada.
      Cele rodziców (wygrana w wyścigu) nie powinna być celem Patryka. Wyszło tak, jakby dla jednej idei poświęcił inną bardziej osobistą ideę, przez co jego uczucia do Sebastiana były po prostu z gruntu fałszywe. Ot, był wygodny chłopaczek, to czemu nie skorzystać, a dalej to zobaczymy jak będzie, będzie nam po drodze to dobrze, a jak nie, to nie.

      Usuń
    3. Hmm. Na chwilę obecną nie umiem znaleźć fragmentu. Jego matka chciała wygrać w wyścigu... ale nie wymagała tego od niego. Gdy zmarła, Patryk postanowił ją w ten sposób pomścić. (Co do ojca to już dłuższa sprawa) Sam kocha konie no i odziedziczył po matce ambicje, to wszystko się składa na dość ukierunkowany i mocny cel. Może się mylę :) (jeśli tak, uświadomcie mnie xD).
      Jego uczucia do Sebastiana nie były mocne, oczywiście. Był po kilkuletnim związku i nadal kochał Adama, mimo wszystko niestety. Z czasem przywiązywał się do Seby, ale to wciąż było za wcześnie, by zmieniać dla niego plany.
      Współczuję mu pod tym względem, że wiem co czuje w momencie, gdy przegrywa kolejny wyścig, mając świadomość, że nie ma się nawet komu wyżalić. W moich wyobrażeniach (które już nie są pewniakiem, ta część nie istnieje) jest sam. Dlatego mu współczuję.
      (Swoją drogą nie można żyć przeszłością, ale wiele osób to robi.)

      Usuń
  4. Podejrzewałam takie zakończenie i w sumie cieszę się z niego. Myślę,że Daniel jest lepszym partnerem niż Patryk, który chcąc spełnić marzenie matki porzucił ukochanego.
    Bardzo pobieżnie opisałaś wszystko w zakończeniu. Mam do tego mieszane uczucia, bo można by było pociągnąć dalej te wątki, znaczy się rozbudować je, ale to Twoje opowiadanie i Twoja wizja, więc wyszło super :)
    Seba na swój sposób kocha Daniela i niech ta miłość się tylko umacnia, a Patryk pozostanie wspomnieniach.
    Czekam na kolejne opowiadanie :)
    Dużo weny :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O właśnie :) Trochę odpowiedzi na Twój komentarz jest pod poprzednim komentarzem. (szczególnie jeśli chodzi o sprawę jakości zakończenia).
      Byś może kiedyś je poprawię, ale myślę, że w ciągu najbliższych trzech lat nie ma to sensu.
      Dobrze zauważyłaś: "Seba na swój sposób kocha Daniela". Otóż to :)
      Dziękuję za komentarz i pozdrawiam! :)

      Usuń
  5. Jestem zaskoczona takim zakończeniem , ale cieszę się z faktu , że Sebastian jest z Danielem . Dzięki temu nie jest sam i ma wsparcie. Szkoda tylko, że trener okazał się być takim debilem. No ale trudno. Dziękuję ci za tak ciekawe i piękne opowiadanie. Życzę weny i dużo pomysłów na kolejne historię.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Proszę bardzo :) Dzięki za wenę, przyda się! :D
      Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  6. Bardzo podobała mi się ta historia ale epilog zdecydowanie zostawia niedosyt(trochę odniosłam wrażenie jakbyś bardzo szybko Chciała zakończy to opowiadanie, bo wątki zostały po prostu w jednym zdaniu opisane i ciach-koniec)
    Dużym plusem jak dla mnie było realne zakończenie, pokazanie że nie zawsze wszystko się kończy tak jak tego chcemy.I generalnie to bardzo polubiłam stworzone przez Ciebie postaci (dlatego doczepiłam się tak skróconego zakończenia bo chce się zostać z Sebastianem i Danielem dłużej :)
    Liczę że może kiedyś zostanie opublikowany jakiś dodatek :)
    W każdym razie będę kibicować i życzę dużo weny :)
    Pozdrawiam Dżoana

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdecydowanie koniec mogłam napisać lepiej. Ale pod tym względem, że parę rzeczy mogłam wyjaśnić wcześniej, odrobinę inaczej poprowadzić tą historię :)
      Dodatek... Pisząc ten komentarz uświadomiłam sobie jak wiele jest minusów napisania go. haha :) Być może kiedyś do nich zatęsknię, ale teraz kompletnie odcięłam się od ich świata na rzecz paru innych historii.
      Dziękuję za komentarz i wenę :) Na pewno się przyda.
      Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  7. Hej
    Wpadłam tu przypadkiem. Jestem koniarą od urodzenia i zwabił mnie tytuł. W ogóle nie wiedziałam, że to będzie romans i to jeszcze tak "oryginalny" ale nie jestem homofobem i dla mnie zawiązek między dwoma facetami, kobitkami i na krzyż to po prostu układ polegający ma miłości do siebie dwojga ludzi i absolutnie nie jestem zrażona. Zaskoczyłas mnie, bo czytam czytam, polubiłam Sebe i tu nagle romansik.. Pewnie gdybym wiedziała że to jakieś opowiadanie - "romans to bym nie przeczytała bo wszystkie erotyki czy romanse z jakimi miałam do czynienia polegały na dokładnych opisach brutalnego seksu i braku miłości. A nie lubię tego rodzaju literatury.
    Przeczytałam całość od razu. Masz świetny styl pisania. Może oprócz epilogu (nie jest zły ale mógł by być lepszy) twój tekst czytało mi sie bardzo przyjemnie. Jeśli chodzi o bohaterów to hello Seba to moja wersja męska. Ukradłaś mi duszę! Żart oczywiście.
    Ale tak na poważnie, myślę że poruszyłaś bardzo ważna kwestie w jeździectwie. Są ludzie jeżdżący sport którzy patrzą na konia jak na maszynę bez serca,która ma ich dowieźć na metę, nie wylamac i tyle. A ja choć skacze coraz wyżej i powoli ponad 120 to nie lubię zawodów. To stres dla mnie i dla konia i ta otoczka kto lepszy, a ten koń taki ten owaki, a patrz na niego skacze wyżej ode mnie a jaki beznadziejny dosiad!! Lubię rywalizację ale nie do przesady. Kocham konie i tak jak Seba lubię je karmić, czyścić, myć,, uczyć nowych rzeczy... Nie tylko jeździć. Mam koleżankę która startuje w zawodach regularnie, lubi konia dopóki jest w formie i odnosi na nim sukcesy. A jak kiedyś spytałam czy marzy o swoim własnym koniu, żeby go zrobić pod siebie od źrebaka, pokochać to popatrzyła na mnie jak na palmę ma Syberii, wytrzeszczyla oczy i powiedziała "pogrzalo cie a jak kontuzje złapie,i pół roku bez zawodów masz, albo i dużej. No i to swój koń to trzeba się zająć. Bez sensu. Lepiej dzierżawic, bo jak sie coś stanie to dzierżawisz innego i normalnie startujesz." ani ona ani ja nie jesteśmy jeźdźcami zawodowymi, ja idę na studia, ona też ale jeździectwo traktuje jako sport, ja chyba też ale nie aż tak. Bo lubię się rozwijać, uczyć ale zrobiło mi się przykro że trenujesz na jakimś koniu, wiążesz się z nim, masz wypadek i wrzuczasz go z serca jak worek śmieci..bo kuleje, to lepiej oddać, bo startować nie można... I przez długi czas w życiu czułam się nieambitna, słaba. Zdawałam sobie pytanie po co jeżdżę? Kocham zgranie z koniem, ta więź, dlatego chcę wychować od źrebaka kiedyś swojego konia i może startować,trenować ale hobbystycznie. Poruszył mnie fragment kiedy Sarnand miał zostać sprzedany, bylo mi przykro, bo nie pomyslalam nawet o tym, że Seba będzie musiał się z nim rozstać.. Dobrze ze trener ma serce i zgodził się na taki układ.
    Patryk na początku mnie denerwowal a potem go bardzo polubiłam i kibicowałam im jako parze a ten głupi gnojek zamiast zostać z Seba to szuka śmierci na torze... Ech..
    Daniel jest dla mnie mdly. Taki nijaki przy Patryku. I związek Seby z Danielem jest słaby bo Seba oddał serce komuś innemu .. Trudne to życie.
    Historia mnie poruszyła i utwierdziala w przekonaniu, że dobrze zrobiłam wybierając medycynę albo weterynarie jako życiowy zawód. W momencie czytania rozmowy trenera z Seba o tym, że czeka aż ten się złamie uświadomiłam sobie, że ja byłabym taka jak on. Nie jestem stworzona do rywalizacji i ryzyka nie tylko dla siebie ale i dla zwierzęcia, które może przez coś takiego zginac. Chyba wolę ratować życie, adrenalina jest,uczyć się lubię, krwi nie boję...
    I Jeszce jedno. Dla mnie Seba jest dobrym jeźdźcem i miłośnikiem koni zarazem. Kiedy zdaje sobie sprawę z odpowiedzialności za życie konia,któregon dosiada,i boi się o jego zdrowie, to nie jest słabość tylko po prostu moralność i ludzkie zachowanie. Sport sportem, ale życie życiem. A nie chciałabym mieć na sumieniu konia, który umarł przez moją sportowa ambicje. Obejrzałam sobie Wielka Pardubicka i przerazilam sie przeszkodami i upadki. Dla mnie ta gonitwa to rzeź. Podobno był taki rok w którym żaden kon nie dotarł do mety...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma to jak mieć problem z dodaniem komentarza na własnym blogu...
      No ale ok
      Cieszę się, że nie odebrałaś tego opowiadania z góry jako romans :) I już nawet nie chodzi o to, że byś się za niego nie zabrała. Trochę męczy mnie ta łatka, mimo że sama ją sobie nadałam. A po twojej reakcji widzę, że uderzyła w te struny, które chciałam tworząc tą historię.
      Jak to się mówi w stajniach - są jeźdźcy i koniarze. Ja sama jestem bardziej tym drugim. W swojej pracy dostrzegłam ile przyjemności i satysfakjcji może dać fakt, że konie, którymi się zajmowałam, nie kojarzyły mnie z jazdą a z jedzeniem haha :) Z czasem także z bezpieczeństwem, a to jest już super niezwykłe doświadczenie. I wynagradzało to, że byłam "z boku" i nie mogłam jeździć.
      W Sebastiana włożyłam nieco przejaskrawioną wersję mojego podejścia do jeździectwa. Taką moją ideologię jak powinno wyglądać zdrowe podejście.
      Super, że upewniłaś się co do medycyny :) Ja sama na chwilę obecną nie jeżdżę, wybrałam zupełnie inną drogę, ale w przyszłości chciałabym mieć swojego konia, którego będę mogła wychować od źrebaka.
      Sebastian swoją "słabość" określał tak a nie inaczej, bo w sporcie faktycznie można to tak nazwać. Ci o grubych skórach mają łatwiej, po prostu wykonują swoją robotę i tyle. Jednak w codziennym życiu przy hodowli podejście Sebastiana jest już mocną stroną :)
      Jeśli odblokuję się pisarsko... to zapewne coś o koniach naskrobię. Są moim bzikiem i częścią każdego dnia, mimo że nie mam z nimi bezpośredniego kontaktu. Mam też parę pomysłów :)
      Dziękuję za komentarz i pozdrawiam z całego serca <3

      Usuń
  8. Ps. Czy mogę liczyć że napiszę kiedyś jeszcze miniaturę z Seba i Sarnadem. Polubiłam jeszcze Adama też mógłby się przewinac. Szkoda że to już koniec
    Ach mam nadzieję że dopadnie cię wena i napiszesz jeszcze jakieś opowiadanie z końmi. .
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  9. Ale co dalej? Czy jest jeszcze jakaś strona na której piszesz ?

    OdpowiedzUsuń