22 lutego 2017

[7] Wracaj do domu

Historia kołem się toczy


            Wpatrywałem się w wyginające się drzewa. W końcu dni stały się nieco chłodniejsze, a to wszystko za sprawą wiatru i chmur, płynącym po niebie. Siedziałem na leżaku przed domem, próbując nie myśleć o pewnej osobie, co oczywiście zupełnie mi nie wychodziło.
Od wczorajszej kłótni ani ja, ani Kamil nie zabiegaliśmy o kontakt ze sobą. Teraz, gdy drzwi zostały naprawione, wszystkie sprawy rozwiązane, nie było już powodu by tu przyszedł. Ba. Nie zjawiłby się nawet jeśli miałby powód. Nie po tym jak sądził, że go potraktowałem. Według niego po prostu wykorzystałem jego chęć zbliżenia się do mnie. Ale czy tylko ja wykorzystałem sytuację? On też to zrobił, sprowokował pierwszego geja jakiego poznał. Wykorzystaliśmy siebie po równo, więc jakim prawem może wściekać się, że chcę wyjechać? Przecież nawet jeśli… Nie zostawiłbym go. Nie wtedy, gdybyśmy stali się dla siebie kimś więcej niż chwilowymi kochankami.
Zmemłałem w ustach przekleństwo i ruszyłem do stodoły. Nie było już nic do roboty, więc jedynie przyjrzałem się zwierzakom, dłużej zatrzymując wzrok na Harmonii. Rzadko ją wypuszczaliśmy z boksu. Nie mieliśmy już pastwiska, które poszło na sprzedaż parę lat temu, a na małym podwórku walało się zbyt wiele bezużytecznego żelastwa. Czasem mogła przy nas poskubać trochę trawy, ale zawsze obawialiśmy się, że może w coś uderzyć. To stara klacz, jej wzrok nie był już tak dobry jak kiedyś, przez co była bardziej płochliwa. Wystarczyłoby, by jakiś ptak niespodziewanie przeleciał obok, a ona, spłoszona, wpadłaby na jakieś pręty.
— Chcesz na spacer? — zapytałem kobyły, która jedynie zastrzygła uszami bez zrozumienia. — To chodź, przejdziemy się.
Złapałem ją na uwiąz i wyprowadziłem z boksu. Niemal trzydziestoletnia klacz poczłapała za mną zadowolona i zaraz po wyjściu ze stajni, rozejrzała się wkoło. Poklepałem jej skurzony, siwo kasztanowaty bok.
— Pójdziemy tam gdzie zwykle, co? — Uśmiechnąłem się szeroko.
Razem wyszliśmy na drogę i skierowaliśmy się w tylko sobie znanym kierunku. Idąc szlakiem swojej wspólnej przeszłości, teraz starsi, bez sił i w samotności.
***

— No dalej! Nie daj się prosić! — wołał brunet zza płotu. Mogłem go doskonale widzieć dzięki temu, że siedział na swoim karym wałachu. Wyglądał niesamowicie z czarnymi, zmierzwionymi włosami i wielkim, szczerym uśmiechem na twarzy. — Wsiadaj na koń i jedziemy!
— Nawet nie mam siodła — prychnąłem, opierając ramiona o płot i patrząc z nieukrywanym podziwem na mężczyznę. — Ale możemy iść pieszo.
— Nie wygłupiaj się, co ty, jeździć nie umiesz? — próbował wejść mi na ambicję. — Uzdę zakładaj i jazda! — Podjechał bliżej i poczochrał moje włosy z zadowoleniem. — Weź, będzie fajnie. Znalazłem ekstra miejsce.
— Nie mam uzdy — mruknąłem cicho, patrząc w jego brązowe oczy, śmiejące się do mnie.
— Następnym razem ukradnę dla ciebie oba… — szepnął, nachylając się do mnie i mrużąc oczy z rozbawienia.
— Nie nabijaj się — prychnąłem. Już widzę jak okrada sklep jeździecki. Chociaż co jak co, ale w jego wypadku było to możliwe.
— No zakładaj Harmonii kantar, uwiąz i jedziemy — drążył nadal.
— Będziesz mnie prowadził? — uniosłem brew.
— Nie planowałem, ale jeśli chcesz… — wyszczerzył zęby w momencie, gdy jego koń cofnął się o krok, bo jakiś kocur wskoczył na oddzielający nas płot. Wałach zarzucił głową, a Piotr momentalnie skarcił go i uspokoił. Pogłaskałem bezpańskiego kota, który zaczął przymilać się do mojej dłoni.
— No dobra — westchnąłem i ruszyłem do stajni.
Jakiś czas później jechałem lasem za moim przyjacielem, rozglądając się po otaczającej mnie zieleni. Lubiłem lato, dawało wytchnienie od ciągłego rąbania drewna, myślenia o ciepłych ubraniach i ogólnie dbania o niezamarznięcie w swoim własnym domu. Teraz można się było kąpać w jeziorach, wyjść bez butów na dwór, wsiąść na koń i dać się poprowadzić Piotrowi… Niestety jedynie w lato spotykaliśmy się sami, bez reszty chłopaków. Zima przeznaczona była na bar, w którym przesiadywała połowa mężczyzn z naszej wsi – na zmianę z drugą połową.
— Daleko jeszcze?! — krzyknąłem do Piotra.
— Nie — odpowiedział i zaraz zjechał ze ścieżki w dół niewielkiego zbocza.
Coraz bardziej zaintrygowany pokierowałem Harmonię za nim. Zdałem sobie sprawę, że nigdy nie byłem w tej części lasu, choć mieszkałem tu od zawsze. Tyle, że ja zwykle nie oddalałem się od znanych mi dróg, w przeciwieństwie do szatyna.
Drzewa zdawały się rozrzedzać, aż w końcu przez prześwity dostrzegłem jezioro. Zaskoczony zatrzymałem klacz tuż przed małą plażą i zeskoczyłem z niej. Moje bose stopy wylądowały w sypkim, szarym piasku, który zapewne kilka lat temu był jeszcze jasny, niezabrudzony.
— Kiedyś dzieciaki zrobiły tu fajną plażę, ale jak widać, zapomnieli o niej — wyjaśnił Piotr. — Rzadko tu teraz ktoś przychodzi.
— Może wiąże się z tym jakieś nie miłe zdarzenie? — zapytałem. Byłem zdziwiony, że dotąd nikt ze wsi nie rozpowiedział o tym miejscu. Można by było fajnie spędzić tu weekend z rodziną.
— Że niby ktoś się tu utopił? — podłapał szatyn. Zawiązał wałacha przy drzewie i podszedł do wody. — Może poszukamy?
— Nie chciałbym tu nikogo znaleźć — powiedziałem trochę zbyt poważnie, również przywiązując Harmonię w cieniu.
Piotr spojrzał na mnie z rozbawieniem i zaczął się rozbierać. Aż przystanąłem, widząc teraz więcej jego ciała niż zwykle. Och, cholera, za jakie grzechy…
— Umiesz pływać? — zapytał, zrzucając niedbale ciuchy na piasek i wchodząc powoli do wody w samych bokserkach. — Zimna! — krzyknął, ale nadal wchodził głębiej.
— Jak to woda w jeziorze — prychnąłem i też rozebrałem się do bokserek. Ruszyłem za nim, aż zgrzytając zębami, gdy poczułem chłód na łydkach.
— To umiesz pływać, czy nie? — powtórzył pytanie, teraz stojąc do mnie twarzą i będąc zanurzonym po pępek. — Uważaj, bo nie wiem czy tu nie ma jakichś dziur.
— Jak na razie dno widać — powiedziałem, wchodząc głębiej. — I już nie widać — przyznałem, patrząc w dół i stając naprzeciw niego.
— Fabian.
— Hm?
— Nie odpowiedziałeś.
— A co, martwisz się, że się utopię? — Nie potrafiłem ukryć uśmiechu na te słowa.
— Z tobą nigdy nic nie wiadomo, fajtłapo — pokazał mi język i zaraz zanurkował, doskonale wyczuwając, że się za nim rzucę.
Zimna woda uderzyła w moją twarz, gdy próbowałem go dogonić. Olałem pierwszy nieprzyjemny kontakt z wodą i popłynąłem za Piotrem na środek jeziora. Dopiero tam pozwolił mi się dogonić.
— Jaki fajtłapa?! — krzyknąłem, łapiąc go za ramiona i napierając, by znalazł się pod wodą. Gdy pod nią wylądował, poczułem jego silne ręce na swoich barkach i po chwili zostałem pociągnięty za nim. Po paru sekundach siłowania się, wypłynęliśmy na powierzchnię, ale pech chciał, że zaczerpnąłem powietrza w nieodpowiednim momencie, zachłystując się wodą. Zacząłem kaszleć, uświadamiając sobie nagle z większą intensywnością, że nie mam gruntu pod nogami, a coś oślizgłego pląta mi się po stopach. Byłem o krok od paniki, gdy nagle poczułem, że ktoś obejmuje mnie od tyłu i unieruchamia ręce na piersi. Przez chwilę bałem się, że razem z Piotrem znów wyląduję pod wodą, ale szybko się zorientowałem, że wcale nie opadamy.
— Uspokój się, Fabian — nakazał Piotr stanowczym tonem, mówiąc to wprost do mojego ucha. — I oddychaj, debilu.
— O kurwa — zajęczałem, wciąż pokaszlując. Jego silne ramiona utrzymywały mnie nad wodą i nie pozwalały jednocześnie, bym sam go objął.
— Właśnie o to chodziło, gdy mówiłem fajtłapa — prychnął mi nerwowo do ucha. Przyciskał twarz do boku mojej głowy, oddychając z wysiłkiem. — Już się uspokoiłeś? Mogę cię puścić? Bo lekki to ty nie jesteś…
— Już jest ok…
Gdy mnie puścił, bez problemu utrzymałem się na wodzie i obróciłem w jego kierunku. Wciąż czułem jego ciepło na swoich plecach i z zażenowaniem zauważyłem, że nie pozostałem na to obojętny. Na szczęście woda skutecznie ukrywała pobudzenie pewnej części ciała...
— Żadnego więcej podtapiania — powiedział poważnie i zaczął płynąć do brzegu.
Byłem dopiero w połowie drogi, gdy wyszedł na plażę i, wciąż stojąc tyłem do wody, spojrzał w niebo, rozpościerając ręce lekko na boki, by ogrzać się w promieniach słońca. Zatrzymałem się na moment, obserwując jego sylwetkę z oddali i żałując, że tak bardzo mi się podoba. W końcu nie miałem szans, jego interesowały dziewczyny. Świadomość, że nigdy go nie będę miał, bolała.
            Piotr stał tak kilka sekund, po czym odwrócił się. Wyłapał moje spojrzenie i wykrzywił usta w lekkim uśmiechu, sięgającym oczu, czego byłem pewien, nawet jeśli nie widziałem dokładnie z tej odległości.
Dopłynąłem do brzegu i wyszedłem na ciepłe powietrze, teraz wiedząc dlaczego w ten sposób witał promienie słońca. Woda była po prostu lodowata i aż się prosiło, by paść na ciepły piach, wtulając w niego jedną stronę ciała, a drugą wystawiając w stronę nieba – nie żeby dało się inaczej.
— Chcesz? — zapytał Piotr, podając mi otwartą już puszkę piwa.
— Dzięki. — Wziąłem ją i napiłem się szybko, czując pragnienie i nieprzyjemne uczucie w gardle, pozostałe po zachłyśnięciu. Założyłem spodnie na mokry tyłek i usiadłem na ziemi.
Szatyn wyciągnął z kieszeni siodła drugie piwo i usiadł na piasku obok mnie. Wyciągnął swoje długie kończyny przed siebie. Siedzieliśmy w milczeniu, które przerwał trel jakiegoś ptaka.
— Co to za gatunek? Rzadko go słyszę — zapytałem zdziwiony, patrząc na swojego towarzysza.
— Nie mam pojęcia, ale podoba mi się. — Przymknął oczy i wsłuchał się w dźwięk z lekkim uśmiechem na ustach. Zaczął pogwizdywać w jego rytmie.
Nie musieliśmy mówić, jeśli nie chcieliśmy. W milczeniu równie dobrze spędzało się z nim czas co w rozmowie, a dodatkowo miałem tę świadomość, że tylko przy mnie może się zupełnie wyluzować i być po prostu sobą. Przy reszcie naszej paczki nie zamykała mu się gęba. Zawsze był w centrum uwagi, zawsze czujny i pomysłowy.
To dzięki tamtej stronie jego osobowości go poznałem, ale dopiero w ciszy zrozumiałem jak ważny dla mnie był.
***

Stałem nad brzegiem zapomnianego jeziora z Harmonią przy boku i z bólem obserwowałem otoczenie. Plaża już dawno zarosła, uniemożliwiając dojście do jeziora. Wszystko wydawało się takie inne i dzikie, jakby siłą chciało dać mi znać, że przeszłość już nigdy nie wróci, że nie będę miał już szansy popływać w jeziorze, a później poleżeć na plaży. Z Piotrem, czy bez Piotra.
Byliśmy tu niezliczoną ilość razy, zawsze sami. Czasem pływaliśmy, czasem tylko leżeliśmy na plaży i rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym, a kiedy indziej po prostu wpatrywaliśmy się bez słowa w jezioro.
Teraz, stojąc tu, kilka lat później, zrozumiałem, że Piotr mnie kochał. Był ode mnie o wiele dojrzalszy, ale też przerażony swoimi uczuciami do mnie. Nigdy nie pozwolił sobie na zbliżenie, ale kochał mnie, dbał o mnie i pragnął mojego towarzystwa. Moment, w którym powiedziałem mu o swoich uczuciach, przeraził go.
Chciałbym wiedzieć, co się wtedy stało, pomyślałem ze smutkiem. Chciałbym wiedzieć dlaczego mnie wrobił, co siedziało w jego głowie. Chciałbym też wiedzieć, dlaczego się później zabił.
Chciałem zrozumieć.
I przebaczyć.
***

Zapukałem do drzwi Bartłomieja Garnewskiego, a po niecałej minucie otworzyła mi jego żona, Irena. Kobieta spojrzała na mnie zaskoczona i zanim zdążyłem się przywitać, zawołała męża, po czym znikła z mojego pola widzenia.
— Uch, sorry za nią — powiedział Bartek, wyciągając dłoń, którą chwyciłem krótko, bez wahania. — Pokłóciliśmy się trochę, wiesz jak to jest…
— Cóż… Chciałbym — skłamałem gładko, na co mężczyzna uśmiechnął się lekko. Powoli zaczynało do mnie dochodzić, że nie wszyscy pamiętali o plotkach sprzed lat. Albo mieli je gdzieś.
— To co cię do mnie przywiało? Bo raczej nie chcesz kupić ziemi, no nie?
— Nie. Raczej nie — zaśmiałem się. — Doszły mnie słuchy, że szukasz pracownika.
— O. — Rozpromienił się. — Tak, szukam. Jesteś chętny?
— Po to przyszedłem.
— W następnym tygodniu przyjeżdża mój syn i będzie potrzebował kogoś na maszynę, może być? Teraz mam Adriana, nie ma za wiele do roboty. Wstrzymaliśmy się na razie ze zbiorami. — Mężczyzna podrapał się po gęstej brodzie.
— Czemu wstrzymaliście? — zdziwiłem się. — Przecież teraz najlepszy czas!
— Moja żona jest w ciąży, niedługo ma rodzić — powiedział jakby to wszystko wyjaśniało.
— Och. Gratuluję! — Klepnąłem go w ramię. — To w następny poniedziałek się zgłosić?
— Tak, tak. Wtedy też podpiszemy umowę. Z nieba nam spadasz!
— Ty mnie też — powiedziałem szczerze i tym razem ja wyciągnąłem dłoń. — To do zobaczenia.
— Trzymaj się! — Uścisnął mi dłoń i chwilę później znikł za drzwiami.
Zadowolony, że udało mi się to załatwić, otwierałem właśnie furtkę, gdy usłyszałem swoje imię, wykrzyczane przez doskonale znany mi głos.
— Fabian! Musimy pogadać, chodźmy na piwo.
***

Siedziałem naprzeciw swojego dawnego kumpla, Adriana i po raz kolejny przemknęło mi przez myśl, że przeszłość, wszystkim czym możliwe, daje mi znać jak wiele straciłem. Kiedyś ten pijany mężczyzna był mi jak brat, a teraz siedzieliśmy razem w barze, pijąc piwo w nieprzyjemnie napiętej atmosferze. Zdążyliśmy pochłonąć połowę kufla, dopóki się nie odezwał.
— Wiesz… czasem żałuję, że nasza paczka się rozpadła… — zaczął powoli i prychnął. — Żeby tylko czasem. Codziennie o tym myślę. Po tym jak Piotra pochowali, każdy uciekł do swojego kąta i lizał rany w samotności. — Spojrzał na mnie uważnie. — Nie wiedziałeś o jego śmierci i cholernie ci tego zazdroszczę.
— Co za różnica kiedy się dowiedziałem? — mruknąłem i zapiłem te słowa alkoholem. Zaczynałem żałować, że tu z nim przyszedłem, jedynie się jeszcze gorzej czułem.
— Nie jestem pewien — wyszeptał. — Mam dość tej odpowiedzialności, wiesz? Nienawidzę takich jak ty, ale, kurwa, nigdy żaden z nas nie chciał, by tak się skończyło. — Pociągnął spory łyk piwa i spojrzał na mnie oceniająco. — Ty nie wiesz co się stało.
Pokręciłem głową, już teraz czując, że to dla mnie za wiele. Traciłem powoli grunt pod nogami i wpadałem w panikę podobnie jak wtedy, nad jeziorem. Ale teraz nie było ramion Piotrka i bałem się, że sam nie dam sobie rady. A w szczególności nie wtedy, jeśli okaże się, że te same ramiona, które ochroniły mnie przed utonięciem, skazały też na więzienie, że uknuły plan zniszczenia mojej osoby.
— Wtedy, przed tą ostatnią naszą akcją Piotr był przerażony. — Adrian przeszedł w końcu do rzeczy. Mówił szybko i składnie, jak na siebie, patrząc na trzymane w dłoniach piwo. Zachowywał się, jakby chciał to z siebie po prostu wyrzucić. — Pierwszy raz go takiego widzieliśmy i myśleliśmy, że coś mu zrobiłeś. Wiesz, fizycznie — dodał, krzywiąc się do swoich wspomnień. — To był pierwszy raz jak się otworzył przed nami, a nie przed tobą. Powiedział, że się w nim zakochałeś. Chciał chyba widzieć naszą reakcję. No i zobaczył, nie zareagowaliśmy… dobrze. Zaczęliśmy cię wyzywać i w ogóle. To go chyba przerosło, bo niedługo potem się zmył. A my… — westchnął. — My ułożyliśmy plan jak cię wrobić. Potem, na akcji, odpowiednio szybko zgarnęliśmy Piotrka z planu i zwialiśmy. W ostatnim momencie. — Wykrzywił wargi w uśmiechu, w którym nie było radości. — Wrobiliśmy ciebie, ale tak naprawdę zabiliśmy jego. On chciał nas wydać, przyznać się, złożyć zeznania, dać ci alibi, co było już kompletnie niedorzeczne — prychnął. — Ale powstrzymaliśmy go. Jeszcze parę razy, od czasu, gdy cię zamknęli, próbował coś wymyślać. To nie był już ten sam człowiek. W którymś momencie złamał się… — Dopiero teraz na mnie spojrzał, ale w jego oczach nie dostrzegłem niczego. Adrian był pusty, powiedział co mu ciążyło na sercu i teraz czekał na moją reakcję.
Poczułem jak po moich policzkach spływają łzy. Żaden z nas nie mógł zachować się wtedy inaczej. Ta historia nie miałaby innego zakończenia. Nie mogła mieć. Świat był okrutny, że postawił przede mną człowieka, który był dla mnie stworzony, ale nawet jeśli byliśmy blisko, los nie pozwolił nam być razem. Ludzie nie pozwolili. Bo strach Piotrka wynikał przede wszystkim z tego, że byłby odrzucony, a tego bał się niewyobrażalnie mocno. Dlatego zebrał naszą grupkę wokół siebie. I dlatego się zaręczył z dziewczyną, która poza nim świata nie widziała, ale której mimo to nie kochał.
— Wybaczam ci… — wyszeptałem. Wybaczam ci, bo nie ma sensu ciągnąć tego dalej, powiedziałem w myślach, bo jeśli ci nie wybaczę, ta historia będzie się ciągnęła latami, dopóki któryś z nas nie zdecyduje się dołączyć do Piotrka. Bo jeśli ci nie wybaczę, sam sobie nie będę potrafił.
Adrian zacisnął dłoń w pięść i dostrzegłem na jego twarzy cień bólu. Kiwnął sztywno głową na znak zgody i, wydawało się, podziękowania.
— A teraz, pozwól, że wrócę do mojego pustego domu — powiedział, siląc się przy tym na dziarski ton. Wstał od stołu i nie czekając na moją odpowiedź, pomaszerował do baru kupić dwie wódki, po czym zniknął za drzwiami.
Mnie pozostało się wpatrywać w swój własny kufel, przy akompaniamencie rozmów z drugiego końca sali. Oparłem się o ścianę i wpatrzyłem w okno na niebo w barwach zachodzącego słońca.
Wiedziałem, że to koniec…
***

Ze stanu letargu wybudziło mnie wejście grupki rozwrzeszczanych dzieciaków. Moje zmysły samowolnie się wyostrzyły, gdy rozpoznałem w nich kolegów Kamila. Niestety jego wśród nich nie było.
Chciałbym go zobaczyć, pomyślałem. Chciałbym z nim też porozmawiać i wyjaśnić tę głupią kłótnię. Chyba zaczynałem nienawidzić niedopowiedzenia.
Wgapiłem się w swoje niedokończone piwo i wsłuchałem w ich rozmowy. Nie rozpoznawałem kto co mówił, ale mogłem wyłapać chociaż kontekst.
— Mnie weź od razu dwa piwa.
— Spierdalaj, później sobie weźmiesz drugie, mam tylko dwie ręce.
— No nie bądź taki.
— Przygotowani na jutro chłopcy?
— To sam sobie idź po te drugie, nie będę obracał dwa razy na twoje widzimisię.
— Nie mogę się doczekać, aż mnie roznosi!
— No ja chyba nie będę spać dzisiaj.
— Tylko żebyś jutro czegoś nie zjebał.
— Masz i się wypchaj.
— A Kamil gdzie?
— Dzięki.
— Nie chciał dzisiaj przyjść?
— O Kamilu mówicie?
— Czemu?
— Źle się czuje czy coś, nie mam pojęcia. Ale miał dziwny głos.
— A nie coś z jego starymi? Oni czasem tak wymyślają…
— Oddawaj to złamasie!
— To nie grzeb w moim portfelu.
— Uspokójcie się kurwa.
— Ja tylko chciałem zabrać co moje.
— Ej, ale on jutro będzie?
— Mówił, że tak. Nie może przegapić takiej akcji. Czarek, jutro sobie odbijesz za dwóch, zostaw mu ten portfel.
— Kurwa, znowu?! Kiedy ty wyciągasz te giry?!
Zakryłem uszy dłońmi i pochyliłem głowę, opadając na blat. Historia kołem się toczy, czy jakoś tak to szło, no nie? Gdy jedni kończą swoje, inni przychodzą na ich miejsce. I niech tak, kurwa, będzie. Ale nie pozwolę, by Kamil skończył tak jak ja. Pójdzie na te pieprzone studia, choćbym miał go siłą zaciągnąć z pomocą Harmonii.

19 lutego 2017

Charles Bukowski - Bez marzeń

"stare siwe kelnerki
w kawiarniach w nocy
już się poddały,
i kiedy idę oświetlonym
chodnikiem i zaglądam do okien
przytułków
widzę ze czar już
prysł.
widzę ludzi siedzących na ławkach w parku
i ze sposobu w jaki siedzą
i patrzą
widzę ze urok minął.
 


widzę ludzi prowadzących samochody
i ze sposobu w jaki prowadza samochód
widzę ze już nie kochają
ani ze nie są kochani –
nie myślą nawet o
seksie. wszystko zapomnieli
jak stary film.
 


widzę ludzi robiących zakupy w sklepach
i supermarketach
widzę ich jak chodzą wzdłuż polek
i wybierają rzeczy
i ze sposobu w jakim pasuje
do nich ubranie
i ze sposobu w jaki chodzą
z ich twarzy
z ich oczu
widzę ze nie dbają o nic
i ze nic nie dba o nich.
co dzien. widzę setki ludzi
którzy poddali się
całkowicie.
 


kiedy idę na wyścigi
albo na mecz
widzę tysiące
które nie współczują niczemu ani
nikomu
i nie otrzymują współczucia w zamian.
 


wszędzie widzę tych
którzy nie pragną niczego prócz
jedzenia, mieszkania
ubrania: na tym się
skupiają,
bez marzeń.
 


nie rozumiem dlaczego ci ludzie nie
znikną
nie rozumiem dlaczego ci ludzie nie
wymrą
dlaczego chmury
nie wymordują ich
dlaczego psy
nie pożrą ich
dlaczego kwiaty i dzieci
nie zabiją ich,
nie rozumiem.
chyba jednak ktoś ich morduje
mimo to nie mogę oswoić się z
myślą ze jest
ich tak wielu.
 


co dzien,
co noc,
jest ich więcej
w metrze
w domach i
w parku.
 


nie przeraża ich to
za nie kochają
ani ze nie są kochani
moi liczni liczni liczni
bracia."

17 lutego 2017

Pytania do Was

Pierwsze pytanie jest dość nietypowe.
Jest wśród Was ktoś, kto ma szczegółowe informacje o HIV? Chodzi na przykład o leczenie. Jakie leki się przyjmuje, co jaki czas, jaki mogą mieć wpływ na zdrowie... Między innymi.
Przejrzałam już wiele stron na ten temat, ale to nadal jest według mnie za mało. Jednak jeśli macie jakieś wartościowe linki, to nie pogardzę. A osobę, która zechce porozmawiać, osobiście wyściskam (jeśli będzie chciała). xD
Dla osób, które chciałby mi pomóc, podaję maila - kaseko1111@onet.pl

Myślę, że należy Wam się informacja po co mi to. Otóż temat HIV będzie jednym ze składowych tekstu, który teraz tworzę. Nie będzie to najważniejszy temat, ale pojawi się i chcę, by był dopracowany.

Drugie pytanie jest do osób, które nie są na bakier z językiem polskim. :)
Chciałby ktoś z Was zostać moją Betą?
Muszę uprzedzić, że nie mam teraz tekstu, który chcę opublikować. I nie jestem pewna kiedy będę miała. Jak już wspomniałam, pracuję teraz nad czymś, ale chcę to na tyle dopieścić, że z pewnością zajmie to sporo czasu.
Zależy mi na osobie, która znajdzie nie tylko błędy językowe, ale i logiczne.
Chętnych proszę o zgłoszenie się na maila (kaseko1111@onet.pl). Napiszcie też trochę o sobie - to, co uważacie za słuszne. Wyślę Wam wtedy rozdział do poprawy, a później zdecyduję czy będziemy współpracować.

Przypominam, aby w mailu wpisać temat, żebym łatwiej odróżniła Was od spamu. :)

Pozdrawiam serdecznie!

14 lutego 2017

[6] Wracaj do domu

Z okazji walentynek zrobię Wam niespodziankę. :) Przybywam z rozdziałem dzień wcześniej!
Zapraszam!


Potrzebując…



Wróciłem do domu cały przemoknięty. Zatrzasnąłem drzwi i zrzuciłem obuwie, lepiące się od błota. Ziemia już dawno nie zaznała deszczu, więc teraz, gdy ulewa rozpętała się na dobre, powstała wcześniej skorupa skutecznie chroniła wodę przed wsiąkaniem w głębsze rejony ziemi. Gdy szedłem ulicą, miałem wrażenie, że cały nasz mały światek został rzucony na brzeg morza, który raz zarazem coraz głębiej wchłaniał w siebie nasz dom.
Wszedłem do kuchni i aż przystanąłem zaskoczony. Kamil i Gośka siedzieli przy stole z grobowymi minami, mówiąc coś do siebie cicho. Zaraz, gdy mnie zauważyli, wstali i ruszyli w moim kierunku.
— Gdzieś ty się podziewał?! — krzyknęła Gośka, obejmując mnie ramionami.
— Wiesz ile cię szukaliśmy?! — dodał Kamil tym samym tonem. — Nie widziałeś, że zbliża się burza?!
Na moment uścisnąłem siostrę, zaraz wypuszczając ją z ramion i spojrzałem zdumiony na chłopaka. Też miał mokre ubrania, ale widocznie zaczęły już schnąć. Wilgotne włosy zaczesał do tyłu, zapewne, by woda z nich nie kapała na twarz.
— Idź się przebrać, bo się przeziębisz — zarządziła Gośka.
— Bez przesady — mruknąłem. — To ciepły deszcz. I co się tak spięliście? To tylko burza…
— Kamil mi powiedział, że dowiedziałeś się o Piotrku, dlatego… — wyjaśniła wyraźnie przygaszona. — Bałam się.
— O co? — prychnąłem. — Daj spokój, przecież wiesz, że nic bym sobie nie zrobił — dodałem, domyślając się, że o to się martwili.
— On niby też by tego nie zrobił! — rzuciła roztrzęsionym tonem. — Tego nie można wiedzieć! — Zacisnęła usta i machnęła ręką. — Przebierz się. A ty… — Spojrzała na Kamila. — Zadzwoń do rodziców, że zostajesz na noc.
— Czemu? — zdziwił się chłopak.
— Nie mam zamiaru znowu się martwić. Wrócisz jak przestanie padać. I błyskać się… Nienawidzę burzy — wymamrotała na koniec i ruszyła do swojego pokoju.
— Tam jest telefon — wskazałem mu ręką i poszedłem do swojej szafy. Szybko wyciągnąłem z niej stary dres, ostatni czysty jaki mi został. Przebrałem się, słysząc rozmowę Kamila z kuchni. Po chwili chłopak przyszedł do mnie. Obaj spojrzeliśmy na okno. Na dworze ciemność co jakiś czas rozjaśniała błyskawica. Nie pamiętałem dotąd tak gwałtownej burzy. Cieszyłem się teraz, że nie zostałem na tyłach kościoła. Z Weroniką zebraliśmy się stamtąd, gdy wiatr zaczął targać drzewa, trochę nas to przestraszyło. Sam deszcz nie był nieprzyjemny, oczyszczał mnie z dzisiejszych emocji.
— Będziesz spał u mnie na kanapie — zdecydowałem. Zbliżała się dwudziesta druga, dopiero teraz zorientowałem się jak długo mnie nie było. Weronika znalazła mnie jakąś godzinę temu, teraz przestałem się dziwić, że siostra się martwiła. Też bym jej szukał.
Westchnąłem i zacząłem szykować sobie spanie na podłodze. Wyciągnąłem z szafy dwa koce i jakąś starą poduszkę. Byłem padnięty, więc miałem nadzieję, że młody to wyczuje i sam się zaraz położy.
Kamil usiadł na swoim tymczasowym posłaniu i obserwował mnie.
— No co? — zapytałem zaczepnie. Zaraz jednak wyszedłem zamknąć dom i zgasić światło w kuchni. Przechodząc obok okna, zerknąłem na stajnię. Szlag, nie spodziewałem się deszczu, a nie zawiesiliśmy wczoraj drzwi z Kamilem. Nadal jednak było ciepło, więc olałem to i wróciłem do pokoju.
— Nie wolisz spać tutaj? Ja mogę na podłodze — powiedział niepewnie Kamil, gdy i w naszym pomieszczeniu wyłączyłem światło. Nastał przyjemny półmrok, co jakiś czas rozświetlany wyładowaniami atmosferycznymi. — Wymarzłeś pewnie.
— Nie bardziej niż ty. Zresztą nadal jesteś mokry — zauważyłem. — W ogóle lepiej jak rozwiesisz ubrania na noc na krześle.
Wahał się chwilę, ale w końcu wstał i zaczął się powoli rozbierać. Obserwowałem go, jak zsuwa z siebie bluzkę, a moim oczom ukazują się lekko widoczne pod cienką skórą żebra. Miał trochę mięśni, które ratowały jego chudą sylwetkę, bo mógłbym przysiąc, że jego ciało nie zna słowa tłuszcz. Gdy ściągnął krótkie spodnie, zostając w samych bokserkach, mój oddech nieznacznie przyspieszył. Z trudem odwróciłem wzrok od jego ud i tyłka, orientując się, że chłopak wyłapał moje zainteresowanie.
Przymknąłem oczy, próbując się uspokoić.
— Fabian?
— Tak?
— Chcesz już spać?
Spojrzałem na niego ponownie. Siedział na łóżku, opierając łokcie na swoich kolanach. Bawił się nerwowo palcami, wpatrując się w nie.
— Jestem trochę zmęczony, ale możemy rozmawiać — odpowiedziałem szczerze. Podparłem się na łokciach i przyjrzałem się mu uważniej. Miałem ochotę go przytulić, ale przecież dopiero co mu mówiłem, że nie powinien ze mną czegokolwiek próbować. Wiedziałem, że na samym przytulaniu by się nie skończyło.
— Nie… Jeśli jesteś zmęczony, to…
— Kamil — przerwałem mu — po prostu powiedz o co chodzi.
Nerwowo spojrzał na drzwi mojej siostry. Westchnąłem, domyślając się, że nie chce by to słyszała. Przesunąłem się trochę na kocu i poklepałem miejsce obok siebie, z pełną świadomością tego, że zapraszam go na dzisiejszą noc w swoje objęcia. Biłem się z myślami, jakaś część mnie tego chciała, a druga nie mogła na to pozwolić. Chłopak trochę sztywno usiadł obok, a po chwili namysłu ułożył się podobnie jak ja i podkradł mój koc, którym się przykrywałem.
— Zimno — wyjaśnił, jakby musiał się tłumaczyć.
Uśmiechnąłem się lekko i odwróciłem głowę w jego stronę. Nasze twarze dzieliła teraz niewielka odległość. Wpatrzyłem się w jego ciemne oczy, trochę irytowało mnie, że nie mogłem dostrzec ich koloru.
— Przepraszam — powiedział cicho. Znów wydawało się, że jego pewność siebie gdzieś uleciała.
— Za co?
— Nie powinienem mówić, że jesteś naiwny…
— Jestem.
— Czasem. — Uśmiechnął się. — Ale nie w tamtym kontekście.
Spojrzałem na niego bez zrozumienia.
— Ja już dawno zapomniałem o co się pokłóciliśmy, nie mam pojęcia o jaki kontekst ci chodzi.
— Oh… — Zaśmiał się krótko. — Więc nieważne…
Aż mi się cieplej na sercu zrobiło, gdy usłyszałem jego śmiech. Bezwiednie przesunąłem po jego policzku palcem. Zamarł na ten gest.
— Fabian… — szepnął.
— Mhm?
— Obchodzę cię?
Wpatrzyłem się w niego zaskoczony. Oczekiwał mojej odpowiedzi, nuta nadziei błyszczała w jego oczach i… och, cholera. Jak mogłem pozwolić, by ten smarkacz się we mnie zadurzył? Już usłyszałem od niego, że mi ufa… ponoć. Bo podobno inaczej nie pozwoliłby mi na wcześniejsze pieszczoty, gdyby wiedział, że mógłbym go skrzywdzić.
A mógłbym? Lata za mną całe życie, nie pomagały próby odpychania go. Mimo tego, że nie pozwalałem mu się zbliżać do naszej paczki, nie dawałem też mówić innym o nim złego słowa. W razie czego zawsze go broniłem.
— Inaczej bym się z tobą nie użerał, nie? — zapytałem z uśmiechem i wsunąłem palce w jego wilgotne włosy. Przyciągnąłem go do siebie, samemu się nie ruszając z miejsca i pocałowałem jego usta. Smakowałem je z rozkoszą, czując jak chłopak nabiera gwałtownie powietrza i wpuszcza mnie między wargi. Jęknął cicho, gdy nasze języki otarły się o siebie. Czułem jak robi mi się gorąco z pragnienia. Warknąłem, całując go żarłocznie i ciągnąc za rękę. Chciałem, by przylgnął do mojego ciała, potrzebowałem go czuć.
Kamil posłuchał niemej prośby i nie odrywając swoich ust od moich, usiadł mi na biodrach, niemal od razu poruszając nimi, by otrzeć się sztywniejącym penisem o moje ciało.
Och, Boże…               
Przesunąłem paznokciami po jego nagich plecach, sprawiając, że wygiął się i na moment odsunął głowę. Sapnął, gdy chwyciłem go za pośladki i przycisnąłem do siebie. Marzyłem, by znaleźć się w jego ciasnej dziurce już teraz, by sam pragnął się na mnie nabić i żeby patrzył z góry tymi cudownymi oczami.
— Chcę cię… — wychrypiałem, obserwując jego reakcję.
Chłopak otworzył szerzej oczy i, mógłbym przysiąc, jego oddech przyspieszył. Po kilku sekundach jęknął coś niewyraźnie, oparł czoło o moją pierś i pokręcił tyłkiem. Aż się we mnie zagotowało. Pchnąłem go na koc, tym razem sam lądując na górze. Przygniotłem go swoim ciałem i pocałowałem gwałtownie, zsuwając jego bokserki. Jedynie na moment się od niego oderwałem, by całkowicie je z niego zrzucić i powróciłem na poprzednie miejsce. Zacząłem pieścić jego jądra, na razie pomijając kutasa. Chłopak i tak był mocno pobudzony, wiercił się pode mną chcąc więcej. Nigdy nie przypuszczałem, że może być tak seksowny, z sekundy na sekundę pragnąłem go coraz bardziej. Chciałem zrzucić z siebie ten cholerny dres w którym się gotowałem i wbić się w jego słodką dziurkę.
Nie mogąc się powstrzymać, zsunąłem rękę niżej i przesunąłem palcem między jego pośladkami. Gdy napiął się pode mną nerwowo, uświadomiłem sobie dwie rzeczy. Po pierwsze nie mam żadnego lubrykantu, po drugie nie mam prezerwatyw.
Zamarłem i odsunąłem dłoń, opierając się łokciami po obu stronach jego twarzy. Chłopak spojrzał na mnie niepewnie.
— Ja… To było silniejsze ode mnie… — zaczął się nerwowo tłumaczyć. Chwilę mi zajęło ogarnięcie, że chodziło mu o jego reakcję na dotyk w tamtym miejscu.
— Nie, Kamil. Nie o to chodzi. — Zmusiłem się do łagodnego uśmiechu. Cmoknąłem go szybko w usta. — Poczekaj tu chwilę.
Niechętnie się od niego odsunąłem i ruszyłem do kuchni. Otworzyłem lodówkę, wyjąłem masło i ukroiłem trochę na serwetkę. Resztę schowałem spowrotem i z nowym nabytkiem wróciłem do Kamila. Cóż. To tyle, kondomów nie wyczaruję, więc będziemy musieli się obejść bez nich. Ja z pewnością byłem zdrowy, w więzieniu zrobili mi badania. Położyłem masło na półce przy łóżku i wyciągnąłem dłoń do leżącego wciąż w tym samym miejscu chłopaka. Jeśli już wstałem, równie dobrze możemy się przenieść na kanapę.
Pomogłem mu stanąć na nogi i przytuliłem go mocno.
— Przepraszam. Teraz już powinno być dobrze — wymamrotałem w jego włosy.
— C-co przyniosłeś? — odchrząknął zakłopotany.
— Zaraz zobaczysz, ale teraz musimy mnie rozebrać. — Odsunąłem się trochę, by spojrzeć mu w twarz. Był trochę spłoszony, więc uśmiechnąłem się do niego zachęcająco. — Mam sam to zrobić, czy może ty chcesz? — mruknąłem cicho. Chciałem by się rozluźnił, zapomniał. Sam pamiętałem jaki stresujący może być pierwszy raz, chciałem mu to chociaż trochę ułatwić.
Kamil niepewnie chwycił dół mojej koszuli i pociągnął ją w górę. Uniosłem ręce, pozwalając mu ją ze mnie zsunąć. Robił to powoli, ale chyba było to umyślne. Gdy tylko materiał opadł na ziemię, poczułem jego dłonie na ramionach, po chwili przesuwające się na brzuch. Dotykał delikatnie mięśni, a gdy je napiąłem, nacisnął na nie nieznacznie. Zadrżałem, widząc, jak bezwiednie oblizał wargi ze wzrokiem wbitym w okolice mojego pępka. Zsunął dłonie w dół i chwycił za pasek luźnych spodni, przez które widać było jak mocno byłem podniecony. Je też ze mnie zsunął. Uniosłem raz jedną, raz drugą nogę by mu pomóc i napawałem się jego reakcją na moje nagie ciało i sztywnego kutasa. Gdy tylko uwolnił go z materiału, nie mógł oderwać od niego wzroku.
Teraz staliśmy przed sobą nadzy, jego dłonie z zaciekawieniem badały moje biodra, choć wiedziałem, że najchętniej zawędrowałyby w inne miejsce.
— Dotknij go — wyszeptałem zduszonym głosem.
Chłopak spojrzał mi w końcu w twarz i nagle coś jakby zaskoczyło w jego głowie. Uśmiechnął się nieco pewniej i klęknął przede mną, biorąc mojego penisa do rąk i liżąc go po całej długości. Nie mogłem dłoni zacisnąć na jego barku, ani przycisnąć go do siebie, nie mogłem nawet oprzeć się o nic, więc całą swoją frustrację i pragnienie ogłosiłem głośnym jękiem i przekleństwem. Mimo szumu deszczu, wiatru i grzmotów od czasu do czasu, moja siostra z pewnością to słyszała.
Kamil spojrzał na drzwi sypialni, ale zaraz jego oczy skierowały się na mnie.
— Ona nie wyjdzie?
— Nie ma w zwyczaju chodzić w nocy do toalety. Szczególnie jak pada — szepnąłem i pogładziłem go po policzku. — Wstań.
Chłopak posłuchał mojej prośby, więc już po chwili całowałem jego usta bez zapamiętania. Potrafił całować, musiałem mu to przyznać. Nie powinienem być zdziwiony, w końcu mówił, że miał dziewczynę.
Po jakimś czasie odsunąłem się od niego i poprosiłem by się położył, a sam usiadłem na jego udach i zacząłem całować jego pierś. Drażniąc sutki, wsunąłem dłoń między jego nogi i rozsunąłem je, teraz leżąc pomiędzy i znajdując się w pozycji, o której marzyłem już od jakiegoś czasu.
— Mów jak będzie boleć — szepnąłem i zanurzyłem palce w maśle obok. Roztarłem je na palcach i wsunąłem rękę między jego pośladki. Chłopak znowu się spiął, więc zacząłem masować jego dziurkę, na razie bez zagłębiania się w niej. — Rozluźnij się, Kamil — sapnąłem i znów wpiłem się w jego usta. Wykorzystałem moment, gdy wygiął biodra w moją stronę, na wsunięcie palca.
Jęknął coś i nagle chwycił moją twarz w dłonie, pogłębiając pocałunek. Mądry chłopak, przemknęło mi przez myśl. Skupiał się na pocałunku, więc chwilę później bez problemu mogłem wsunąć w niego też drugi palec. Rozciągałem go niemal czule, podczas gdy moje ciało boleśnie domagało się o uwagę. Spychałem je na drugi plan, ale wymagało to ode mnie cholernie wiele wysiłku. Szczególnie, gdy zacząłem trafiać w odpowiedni punkt w ciele Kamila, a ten wyginał się pode mną, co chwilę ocierając o krocze. Jeszcze trochę a skończę nawet w niego nie wchodząc.
W końcu, gdy trzy moje palce rozciągnęły odpowiednio jego wnętrze, mogłem przejść do tak wyczekiwanej części naszego zbliżenia.
— Obrócisz się na brzuch? — zapytałem, cmokając jeszcze jego wargi.
— A nie możemy tak? — zdziwił się i jednocześnie trochę spiął.
— Jeśli wolisz… — mruknąłem niepewnie. Jeśli tak będzie się lepiej czuł…
Skinął głową, więc zaplotłem jego nogi na własnych biodrach i chwyciłem swojego penisa.
— Ale pomóż mi… — szepnąłem, patrząc mu w oczy. Mógłbym przysiąc, że w tamtej chwili żaden z nas nie miał niczego do ukrycia. Byliśmy przed sobą tacy, jakich nas stworzono. Bez żadnych masek, bez wątpliwości.
W momencie, kiedy znalazłem się w jego ciele, nie mogłem się powstrzymać przed gwałtownym pchnięciem. Zanurzyłem się w nim niemal do końca, wyrywając z jego ust bolesny, głośny jęk. Zacisnął palce na moich barkach, niemal wbijając paznokcie i napiął wszystkie mięśnie, o ironio, doprowadzając mnie tym niemal do orgazmu.
— O kurwa… Kamil… Przepraszam — wydyszałem wprost do jego ucha. Zamarłem i bałem się teraz ruszyć choćby o milimetr. — Spokojnie… Rozluźnij się… Przepraszam.
Obawiałem się, że każe mi przestać, że się wystraszy i odsunie. Te myśli mnie na szczęście ostudziły odpowiednio. Przesunąłem dłonią po jego brzuchu, gładząc wciąż napięte mięśnie. Miał zamknięte powieki i mocno przyspieszony oddech. Łapał powietrze rozwartymi ustami. Przez ułamek sekundy, gdy niebo rozjaśniła błyskawica, mogłem widzieć jego zarumienioną twarz. Czułem jak się na mnie zaciska, próbując się przyzwyczaić do tego specyficznego rozciągania. To pulsowanie było cholernie przyjemne.
— Kamil, spójrz na mnie — poprosiłem, teraz gładząc jego policzek. — Kamil…
Gdy w końcu otworzył oczy, był już spokojny. Patrząc na mnie, zaczął się rozluźniać.
— To takie dziwne… — sapnął. Puścił mnie i ułożył ręce nad głową. — Chyba już… — powiedział zażenowany.
W tamtym momencie naprawdę podziwiałem, że w ten sposób zareagował. Sam nie wiem jak bym się na jego miejscu zachował, ale z pewnością trudno by mi było znów się do tego stopnia rozluźnić.
Wsunąłem się do końca, patrząc mu w oczy i próbując dostrzec jakiekolwiek oznaki bólu. Zrobiłem parę płytkich pchnięć, by zaraz wysunąć się niemal całkowicie i wsunąć, po drodze drażniąc odpowiedni punkt w jego ciele. Oboje zgodnie wydaliśmy z siebie jęk przyjemności. Nadałem odpowiedni rytm swoim ruchom, nastawiając się przede wszystkim na jego rozkosz. Jeszcze jakiś czas chłopak spinał się z mniej przyjemnych doznań, ale w końcu nawet nimi zaczął się rozkoszować. Nie trwało to długo, obaj byliśmy już zbyt podnieceni. Gdy po paru chwilach przesunąłem po jego penisie dłonią, chłopak warknął coś niezrozumiale i doszedł, plamiąc nasze brzuchy. Zacisnął się mocno na mnie, posyłając na granicę rozkoszy. Półświadomie, poruszając chaotycznie biodrami, rozlałem się w jego wnętrzu. Błogie uczucie przyjemności sprawiło, że na moment kompletnie straciłem panowanie. Nie wiedziałem, czy krzyczę, czy może przestałem oddychać. Trwało to kilka sekund, pozostawiając po sobie jedynie wspomnienie i potężne zmęczenie.
Przymknąłem oczy, próbując opanować drżenie mięśni. Opadłem obok chłopaka wykończony, pragnąc teraz jedynie snu. I niemal, o zgrozo, zasnąłem zaraz po, na szczęście poczułem pocałunki na twarzy. Objąłem Kamila, przyciskając go do swojego boku.
— Co mam zrobić z… — urwał nagle speszony.
Zmusiłem się do rozwarcia powiek i spojrzenia na niego.
— Hm? — mruknąłem.
— No… ze spermą… — odwrócił wzrok zażenowany.
— Jeśli chcesz możesz się umyć w misce, ale jeśli ci to nie przeszkadza, to olej — mruknąłem.
— Ale pościel…
— I tak jest brudna — przerwałem mu.
Przesunąłem dłonią po jego boku i wsunąłem ją między pośladki. Podrażniłem jego dziurkę, sprawiając, że więcej mojej spermy wypłynęło na zewnątrz.
— Chcę cię takiego jutro — szepnąłem, gryząc go w ucho.
Kamil z głuchym pomrukiem wypiął się do mojej ręki i pocałował w półotwarte usta. Pieściłem delikatnie jego dziurkę i wargi.
Och, mógłbym go mieć zawsze…
***

Słońce wspięło się po ścianie, docierając do moich oczu. Przekręciłem głowę, by ukryć twarz w zgięciu szyi Kamila i odetchnąłem głęboko jego zapachem. Pachniał deszczem, potem i zeszłą nocą. Swoją drogą wylądowaliśmy w dość śmiesznej pozycji z poplątanymi kończynami i dziwnie pozawijaną pościelą. Było to niewygodne, więc spróbowałem się wyplątać tak, by nie obudzić chłopaka. Chwilę mi zajęło uwolnienie rąk i nóg. Usiadłem na kanapie i przetarłem twarz.
Nagle przytomność umysłu wróciła i uświadomiłem sobie pewną rzecz. Słońce już dawno wstało, więc moja siostra także. I musiała przejść przez ten pokój. Jęknąłem cicho z zażenowaniem, gdy dotarło do mnie, że Gośka widziała nasze gołe tyłki. Wczoraj już mi było obojętne jak to będzie wyglądać, w końcu i tak musiała nas słyszeć, ale teraz czułem, że moje policzki robią się czerwone. Kurde, jak ja spojrzę jej w twarz.
Wstałem z zamiarem ubrania się, ale jeszcze na moment spojrzałem na Kamila. Uśmiech sam cisnął mi się na usta, gdy widziałem go takiego, śpiącego z niewinną minką, ale wciąż pobrudzonego po wczorajszym seksie. Uch, mógłbym to powtórzyć.
Ale teraz trzeba było stanąć twarzą w twarz z siostrą.
Po ogarnięciu nieco swojej osoby i ubraniu się, ruszyłem do stajni, bo tam spodziewałem się zastać Gośkę. Wczorajsza burza zostawiła swoje ślady w postaci gdzieniegdzie rozrzuconych gałęzi i mokrej ziemi, która całą wodę chciwie wchłaniała. Nie było kałuż, jedynie ciemniejsza ziemia mogła świadczyć o tym, że w nocy padało.
Siostrę znalazłem na korytarzu stajni, kończącą zamiatać. Oparłem się o osamotnione skrzydło drzwi i uśmiechnąłem się lekko.
— Burza niczego nie zniszczyła? — zapytałem.
— Nie, raczej nie — odpowiedziała i spojrzała na mnie z zastanowieniem.
— Trzeba było mnie obudzić, pomógłbym ci.
— Wiem. — Westchnęła. — Słuchaj… Jesteś pewien, że to dobry pomysł? — Przeszła od razu do sedna sprawy, jak to ona.
Uniosłem brwi, udając durnia.
— Kamil to wciąż dzieciak — kontynuowała. — Jesteś pewien, że traktuje cię poważnie?
— Wątpię — przyznałem.
— Więc dlaczego to zrobiłeś? — zapytała, doskonale zdając sobie sprawę po wczorajszych odgłosach, że musiał być to nasz pierwszy raz – przynajmniej taki w pełni.
— Lubię go — odpowiedziałem cicho, patrząc w bok. — I pragnę. Nie miałem nikogo tak długo…
— Więc jest po prostu pierwszym lepszym? — powiedziała ze złością. — Fabian, zrozum, mnie zależy na was obu, nie chcę, żebyście się nawzajem ranili. — Odłożyła miotłę i podeszła na odległość wyciągnięcia ręki. — On niedługo wyjedzie na studia.
— Czy możesz nie uprzedzać faktów? — warknąłem. — Stało się. Na chwilę obecną tego potrzebowaliśmy. Nie wiem co będzie jutro i nie obchodzi mnie to. Po Piotrku przyrzekłem sobie, że już nigdy się od nikogo w ten sposób nie uzależnię.
Gośka patrzyła na mnie chwilę, po czym wzruszyła ramionami.
— Jak uważasz — rzuciła, mijając mnie w drzwiach.
***

To był radosny dzień. Wraz z Kamilem dokończyliśmy obiecaną Gośce robotę, śmiejąc się przy tym dużo i zaczepiając siebie nawzajem. Wstawiliśmy nowe zawiasy i wspólnie zawiesiliśmy na nich zrobione przez nas skrzydła drzwi. Zakończoną robotę uczciliśmy długim, namiętnym pocałunkiem.
— Nadal cię czuję… — powiedział chłopak, muskając moje ucho wargami.
Siedzieliśmy razem na sianie przed stodołą, ja czytałem zakupioną w sklepie gazetę, a Kamil zerkał na nią ponad moim ramieniem. Przyjemnie było czuć go przy sobie, jakby dawał mi dziwnego rodzaju oparcie. Obejmował mnie tak, jakby to było normalne, jakbyśmy byli tacy całe życie.
Spojrzałem na niego z uśmiechem i cmoknąłem w usta. Dziś też nie zamierzałem go puszczać do domu. Już teraz planowałem, jak wyglądać będzie nasza druga wspólna noc.
— Niedługo poczujesz o wiele mocniej… — mruknąłem z obiecującym uśmiechem.
— Mmm… — Złączył na sekundę nasze usta. — Jesteś pewien, że ja to poczuję? — szepnął, patrząc mi pewnie w oczy. Przesunął przy tym dłoń w dół moich pleców. Zamarłem na sekundę, lecz chłopak zaraz zabrał rękę i wyszczerzył zęby wesoło. — Po co w ogóle ci ta gazeta? — zapytał, całkowicie zmieniając temat. Cóż. Zdążyłem już się przyzwyczaić. Wróciłem do przeglądania ogłoszeń.
— Szukam pracy.
— Przecież tu nie ma żadnych ogłoszeń z naszego… och — urwał nagle, orientując się. — Chcesz wyjechać do miasta?
— Tak, mówiłem już.
— Ale… — zaciął się, odsuwając nieznacznie.
— Hm? — Zerknąłem na niego krótko. — Wyrwiemy się stąd z Gośką. Tutaj nie ma przyszłości.
— To już postanowione?
— No tak. Muszę tylko zarobić jakoś na początek. — Uśmiechnąłem się do siebie. — I zostawimy wszystko w tyle! — wykrzyknąłem, aż unosząc ręce z radością, zaraz jednak wróciłem do gazety. — O, zobacz. Na przykład to, potrzebują kogoś na budowę… — wskazałem na odpowiednie miejsce, by Kamil mógł zobaczyć.
Ten jednak nawet nie zerknął, wstając nagle i odchodząc.
— Kamil! — krzyknąłem za nim zdezorientowany. Gdy nawet się nie odwrócił, porzuciłem gazetę i pobiegłem za nim. Chwilę później chwytałem go za rękę i odwracałem w swoim kierunku. — Co ci nagle odwaliło?
— To nie ma sensu — powiedział po prostu.
— Co?
— TO! — krzyknął, wskazując na mnie. — I tak wyjedziesz. Jak zawsze, odepchniesz mnie, gdy będę niewygodny — warknął. — Pierdol się.
Wyrwał mi się, więc znów go musiałem dogonić.
— Przecież niczego sobie nie obiecywaliśmy! — krzyknąłem, idąc za nim.
— Ty! — Odwrócił się z błyskiem gniewu w oczach. — Wykorzystałeś mnie!
— Sam tego chciałeś! Przyszedłeś do mnie! — wrzasnąłem, nie do końca zdając sobie sprawę z tego co się dzieje. Czy ten chłopak myślał, że po wczorajszym będziemy razem na dobre i na złe? Czy on ma w ogóle rozum?! — Przecież ci mówiłem, że masz się trzymać z daleka!
— Właśnie chcę! — ryknął jeszcze głośniej. — Odpierdol się ode mnie!
Wbiłem w niego wzrok pełen niedowierzania i po chwili, zbierając resztki swojej cierpliwości i spokoju, odwróciłem się na pięcie i wróciłem do domu. Spojrzałem na Gośkę stojącą w drzwiach.
— Cóż. Długo to nie potrwało — skomentowała.
Miałem ochotę zaszczycić ją ostatnimi słowami Kamila.