Pożegnanie
Koniec
września zbliżał się nieubłaganie. Słońce coraz mniej grzało, a ziemia zaczęła
okazywać pierwsze przygotowania do zimy w postaci krótszych dni i przekwitłych
roślin. Nawet wiewiórki w lesie jakby wzmocniły swoją działalność. Często
widziałem je na spacerach z Kamilem, śmialiśmy, że to są takie leśne ninja i
zaraz zaczną w nas rzucać orzechami. Oczywiście to nigdy nie mogło mieć
miejsca, w końcu potrzebowały jedzenia na zimę – wmawiałem sobie, jakby to był
jedyny powód.
Dziś,
dwudziestego dziewiątego września, szedłem na grób Piotra. Chciałem się
pożegnać. Nie, żebym wyjeżdżał, nie zdążyłem jeszcze zarobić u Bartosza
odpowiedniej kwoty. Z siostrą planowaliśmy opuścić wieś dopiero za rok, co było
całkiem realne.
Nie
miałem pojęcia dlaczego postanowiłem zrobić to dzisiaj, ale potrzebowałem tego.
Nie miałem zamiaru zadawać sobie pytań i drążyć. Jeśli o tym pomyślałem,
dobrze, niech się dzieje. Może i lepiej dla mnie.
Tym
razem nie miałem problemu trafić na odpowiednie miejsce. Spojrzałem na krzyż,
na datę i na Jezusa wiszącego nad nią. Dokładnie w tej kolejności.
Klęknąłem
i, o zgrozo, uśmiechnąłem się do figurki. Siedziałem za kościołem, przy grobie
wisielca, któremu ksiądz odmówił pochówku na cmentarzu i byłem pewien, że Bóg
wcale się od Piotra nie odsunął.
Być
może zwariowałem. Ale byłem pewien, że jeśli będę w to naprawdę wierzył, tak
się stanie. W końcu co znaczy zdanie księdza? To tylko człowiek. Mający
dodatkowo dziwne poglądy. Nie raz w niedziele nasłuchałem się jego kazań. Były
okropne i w pewnym momencie przestałem słuchać, no bo ileż można o polityce? Co
o n ma do tego? A do kościoła
przychodziłem dla Boga, więc w tych momentach po prostu mówiłem do niego tak,
jak nauczyła mnie boja babcia.
—
Wyglądasz przerażająco — usłyszałem za sobą znajomy głos i drgnąłem nerwowo.
Wciąż miałem tiki nerwowe po tamtej akcji z Rafałem. Większości już się
pozbyłem, ale nie znosiłem jak ktoś zachodził mnie od tyłu.
—
Wiem. — Spojrzałem na Adriana. Mężczyzna usiadł obok mnie. O dziwo nie miał
piwa w ręku. Chyba pierwszy raz go tak widziałem. — Co cię tu sprowadza?
—
Ty. Widziałem jak idziesz. — Uśmiechnął się i spojrzał na krzyż. — Okropne, że
nie pochowali go na cmentarzu. Nie ma nawet pomnika, tylko ten badyl.
—
On tu jest najbardziej potrzebny.
—
Powinien mieć normalny grób — burknął.
—
Nie zmienisz tego — westchnąłem. — Co tam u ciebie? Dawno cię nie widziałem.
—
Próbowałem się otrząsnąć.
—
Od?
—
Od widoku ciebie. — Spojrzał na mnie znacząco. — Całującego tego biednego
chłopaka Michlników. Mózg mi to zlasowało. Nie możecie znaleźć sobie jakiegoś
miejsca wewnątrz, a nie po lasach łazicie?
Wybuchłem
niepohamowanym śmiechem, a Adrian skrzywił się z obrzydzeniem, pewnie
wspominając tamten incydent.
—
On jest młodszy od ciebie osiem lat… Masakra — burknął.
—
Nie mów, że nie podobają ci się osiemnastolatki — prychnąłem. — Nie uwierzę w
to.
—
No dobra, coś w tym jest, ale… — Przerwał, znowu się krzywiąc. — Dobra,
mniejsza, kurwa, nie chcę o tym nawet myśleć.
Znów
się roześmiałem radośnie. Na jego obrzydzenie nie zwracałem uwagi, cieszyłem
się za to, że na swój dziwny sposób mnie akceptuje. Nigdy bym się tego nie
spodziewał, w szczególności po nim. Zawsze był pierwszy do obrażania
kogokolwiek, kto był chociaż trochę inny niż on sam.
—
Jak tam żona? — zapytałem ciekawy. — Jeszcze z tobą wytrzymuje?
—
Znowu planuje wyjechać do teściowej — wyznał, wzdychając ciężko. — Ale chyba
zostanie... Skosiłem trawnik.
—
O cholera, szacun.
—
Nie drwij ze mnie…
—
Nie, ale serio. Jestem ciekawy jak wygląda twoje podwórko, ciężko było zobaczyć
coś przez te chaszcze… — przerwałem, gdy rąbnął mnie w ramię. Zaśmialiśmy się
obaj.
Chwilę
siedzieliśmy bez słowa, nasłuchując śpiewu jakiegoś ptaka. Nigdy nie byłem
dobry w rozróżnianiu, który gatunek jaki wydaje dźwięk, ale ten konkretny
zawsze kojarzyłem z Piotrem. Słuchaliśmy go, gdy pierwszy raz poszliśmy nad
jezioro.
—
A tak na poważnie… Przyszedłem cię znaleźć, żeby się pożegnać — powiedział
nagle mężczyzna.
—
Wyjeżdżasz?
—
Na odwyk…
—
Wow. Super! — ucieszyłem się szczerze, przyglądając się jego naburmuszonej
twarzy.
—
Tya. Będą wspaniałe wakacje. Wprost zajebiste.
—
Będzie można cię tam odwiedzać?
—
Nie jestem pewny… Chyba z początku nie.
—
To daj znać, albo niech twoja żona da, obojętnie. Przyjadę do ciebie.
—
Jasne. Dzięki. — Uśmiechnął się lekko, niemal z ulgą. Chyba potrzebował
wsparcia kogoś jeszcze, zapewnienia, że dobrze robi. — Zabij mnie jak
zrezygnuję.
—
Nie będę musiał, myślę, że twoja żona zrobi to sama.
Tym
razem Adrian roześmiał się głośno i ze szczerą radością. Obserwowałem go jak
się powoli uspokaja i patrzy na mnie z błyskiem w oku.
—
Tak. Uwielbiam tę kobietę.
***
Pokój
Kamila lśnił czystością. Zapewne tylko z tego powodu, że jego rzeczy były
spakowane do dwóch wielkich walizek, stojących obok drzwi. Już teraz
współczułem jego kolegom w akademiku. Chaos, jaki wytwarzał ten chłopak wokół
siebie, potrafił dać w kość. Kamil był naprawdę oporny pod tym względem, bo
nawet jego matka, pedantka, nie mogła nic z tym zrobić.
Blondyn
leżał na łóżku, z laptopem i grał. Gdy wszedłem, zaszczycił mnie jedynie
zerknięciem, by się upewnić kto to i olał mnie na rzecz zabicia jakiegoś
potworka. Westchnąłem ciężko i położyłem się obok niego, całując w policzek.
—
Ile poziomów wbiłeś dzisiaj?
—
Siedem — odparł krótko, wciąż skupiony na wirtualnej walce.
—
Nie nudzi ci się to?
—
Nie.
Prychnąłem
zniecierpliwiony. Ja sam byłem anty wszelkim technologiom. Moi dziadkowie nigdy
nie mieli pieniędzy na komputer, więc wychowałem się z dala od tego typu
rzeczy. Czasem u Piotra przeglądałem Internet, ale to wszystko. Teraz miałem
przyspieszony kurs tolerowania tego sprzętu w okolicy Kamila.
—
Co to? — zapytałem, gdy potworek zniknął, a na ekranie pojawił się wielki napis
Win. Wspominałem, że te wszystkie gry są po angielsku? Kamil nie miał zupełnie
z tym problemu, ale jak dla mnie mogłyby być po chińsku, nie zrobiłoby to
większej różnicy.
—
Wygrałem.
—
Zawsze wygrywasz, nie jest to banalne?
—
Nie. Po prostu jestem dobry — odparł nieskromnie i zaczął walczyć z kolejnym
potworkiem.
Zmarszczyłem
nos niezadowolony. Jutro wyjeżdża, ale i tak ważniejsza dla niego była gra.
Oparłem głowę na jego barku i polizałem go przez materiał bluzki. Może się w
końcu oderwie od tego, nadzieja matką głupich.
—
Adrian idzie na odwyk — powiedziałem i ugryzłem go lekko w ramię.
—
Au, przestań — fuknął nawet na mnie nie zerkając. — Ten pijaczek?
—
Tak.
—
Skąd wiesz?
—
Rozmawialiśmy dzisiaj. Przy grobie Piotra — dodałem, ciekaw czy wywołam tym
jakąś reakcję. Może chociaż to go zainteresuje.
—
Och. — Widziałem jego oczy przez jedną sekundę. — Po co tam poszedłeś?
—
Pożegnać się. Więcej tam nie będę chodził. No chyba, że na rocznicę jego
śmierci.
Chłopak
posmutniał trochę, wgapiony w ekran.
—
Na studiach nie będziesz mógł tyle grać — stwierdziłem z niejaką satysfakcją.
—
Tam będę miał zajęte ręce czym innym.
—
Wyrzeźbisz mnie kiedyś? — wymruczałem nisko.
—
Może… — parsknął z rozbawieniem. — Twój akt z liściem na kutasie.
Skrzywiłem
się w odpowiedzi. W sumie nie chciałbym, żeby oglądali mnie jacyś obcy ludzie.
Nawet jeśli miałaby być to tylko jakaś rzeźba.
Byłem
dumny z chłopaka, że postawił na swoim i wybrał wymarzony kierunek. Przez
krótki moment, miesiąc temu, gdy miała miejsce rozprawa, skazująca winowajców kradzieży
i napaści na mnie, baliśmy się, że Kamil też pójdzie do więzienia. Na szczęście
miał jedynie odpracować niewielkie szkody, które zrobił. Uwzględniono, że sam
zadzwonił po policję, przyznał się do win, chciał chronić mnie i do tego
wszystkiego żałował – no i jako jedyny z winnej piątki miał przyszłość, która w
tamtym momencie była w rękach sędziego.
—
Kiedy twoi rodzice wrócą? — zainteresowałem się. Wiedzieli o nas, a ku mojemu
wielkiemu zaskoczeniu, nie mieli nic przeciwko. Dowiedzieli się od Kamila, co
chyba było dla mnie jeszcze większym szokiem, niż ich reakcja. Ale cieszyłem
się, fajnie było czuć się akceptowanym.
—
Wieczorem. Jak zwykle.
Jeszcze
jakiś czas obserwowałem jak gra, po czym wpadłem na pomysł.
Bez
ostrzeżenia wsunąłem mu rękę między uda, zaczynając masować jego jądra przez
cienki materiał dresów i jednocześnie całując odsłoniętą szyję. Kamil mruknął
coś niewyraźnie, wyginając się pod moim dotykiem. Przygryzłem delikatną skórę,
wyrywając z jego gardła zduszony jęk. Uśmiechnąłem się, gdy usłyszałem zamykany
laptop. Odsunąłem się na moment, by odłożyć sprzęt na ziemię.
—
Fabian… — zaczął chłopak, gdy wróciłem do całowania jego szyi. — Ja… myślę o
czymś już jakiś czas… I może… — urwał speszony.
—
Hm? — westchnąłem w jego skórę.
Kamil
objął mnie i pchnął na materac tak, bym wylądował na plecach. Pozwoliłem mu na
to, zaciekawiony. Usiadł na moich udach i spojrzał z góry z zastanowieniem.
—
Bo nie wiedziałem, czy jak coś spróbuję, to się nie wystraszysz… — zaczął nieco
nerwowo. — Ale głupio mi o tym mówić…
Przekręciłem
głowę, obserwując jego podniecony, ale też nieco przestraszony wzrok.
—
Nie czytam ci w myślach, Kamil — powiedziałem, powoli gładząc jego uda.
—
No… Nie moglibyśmy się zamienić? Zawsze jesteś na górze… a ja… chciałbym
spróbować… no wiesz. — Patrzył na mnie z obawą. — Ale jak nie chcesz, to…
—
Och… — Przez chwilę nie wiedziałem co powiedzieć. Nie myślałem, że tego chce,
nigdy o tym nie wspominał, ani nie wykonywał żadnych gestów w tą stronę, ja też
nie byłem gotowy, by samemu proponować.
—
Zapomnij — powiedział nagle cały czerwony. Już się podnosił, żeby ze mnie
zejść, gdy chwyciłem go za rękę i powstrzymałem.
—
Kamil, to nie jest takie łatwe… — szepnąłem, czując, że też robię się czerwony.
— Ale kiedyś nie miałem z tym problemu i… — Cholera, wysłów się, warknąłem w
myślach. — Ufam ci… — dodałem szybko. — Ale nie wiem jak zareaguję, jak
będziemy… — urwałem, chcąc się zapaść pod ziemię.
Niebieskie
oczy patrzyły na mnie z mieszanką zażenowania, obawy i nadziei.
—
Więc? — Przełknął ślinę. — Chcesz spróbować?
Z
tą atmosferą będzie ciężko, pomyślałem. Ale z drugiej strony… Nie będziemy
mieli długo takiej okazji, o ile w ogóle… Zacisnąłem wargi, czując nieodpartą
chęć zatrzymania go przy sobie. Bałem się, że jak wyjedzie i zobaczy ile ma
możliwości, więcej do mnie nie wróci.
Musiałem
zadać sobie pytanie, czy byłem gotowy mu zaufać, że będzie się umiał zachować,
jeśli stchórzę. Obawiałem się, że mogę wpaść w panikę, jeśli mnie tam dotknie. Ostatnie co pamiętam, to
chłodną szyjkę butelki i przerażenie. Na samą myśl robiło mi się niedobrze.
—
Chcę cały czas widzieć twoją twarz — powiedziałem drżącym głosem. — Nie chcę
się tego bać… Ale jeśli powiem stop…
—
Przestanę — powiedział chłopak stanowczo. Na jego twarzy pojawiła się nuta
radości, co mnie samego z miejsca rozluźniło.
To
Kamil, do cholery. Poznaliśmy swoje ciała, własne reakcje i niemal swoje myśli.
Jeden aspekt nas do tej pory hamował, ale i to obaj chcieliśmy zburzyć, mimo,
jak się okazuje, naszych wspólnych obaw.
Chłopak
pochylił się do mnie i pocałował delikatnie. Zaczął masować moje barki
powolnymi ruchami, pewnie chcąc, bym się trochę odprężył. Z pewnością czuł jak
spinam, to rozluźniam mięśnie. Próbowałem skupić się na jego ustach, uczuciu
ciepła, które bardzo powoli pojawiało się w moim ciele tuż obok strachu. Nie
bałem się Kamila, a tego, że nie będziemy w stanie tego zrobić. Chyba bałem się
samego strachu, a gdy tylko to do mnie dotarło, objąłem Kamila za szyję i
pogłębiłem pocałunek. Chciałem go czuć, wiedzieć całym sobą z kim mam do
czynienia.
Wsunąłem
palce w jasne kosmyki, przytrzymując go i niemal miażdżąc nasze usta. Chłopak
stęknął i podparł się ramionami tuż obok mojej głowy. Zaraz jednak zsunął niżej
jedną rękę i wsunął ją pod materiał spodni i bokserek. Jego dłoń zaczęła
masować penisa, a ja aż zadrżałem z podniecenia. Odsunąłem jego twarz, dysząc
ciężko, gdy chłopak zaczął mnie masturbować mocno i wprawnie. Jęknąłem,
wbijając głowę w materac. Moje ciało falowało, pragnąc spełnienia.
Zapomniałem
o czymkolwiek i dopiero, gdy ruch na moim członku zelżał przed samą kumulacją,
z niechęcią musiałem przyznać mu rację, że to był dobry pomysł, choć, kurwa,
sam w tamtym momencie nie byłem pewien. Chciałem dojść!
Gdy
Kamil zsunął się ze mnie i zaczął rozbierać z nieukrywanym triumfem na twarzy,
spojrzałem na niego, próbując udać oburzenie. Wątpię, czy mi wyszło.
—
Zobaczymy, czy będziesz się tak szczerzył, jak sam ci kiedyś tak zrobię —
wydyszałem, pomagając mu ściągnąć ze mnie bluzkę. Chwyciłem zaraz po tym i jego
koszulę, pociągnąłem do góry. Przez wakacje, gdy jakiś czas pracował ze mną na
polu, nabrał trochę mięśni. Przesunąłem po nich dłonią z zachwytem.
—
To w dobrej wierze — zaśmiał się i pchnął mnie na materac, samemu klękając po
obu stronach moich nagich już bioder. Patrząc mi w oczy, zaczął powoli zsuwać
luźne spodnie, które nie ukrywały jego erekcji. Zsunął je aż po trzon penisa i
uniósł brwi. Opadł dwa razy na moje krocze, ocierając się o nie.
Chyba
zapomniałem o oddychaniu. A uświadomiłem to sobie, gdy w końcu musiałem wziąć w
płuca drżący z podniecenia oddech.
—
Ty wężu przebrzydły — warknąłem, trochę zły, że mnie prowokuje. Chwyciłem za
pasek jego spodni i pociągnąłem w dół. Moim oczom ukazał się półtwardy penis,
którego, nie mogąc się powstrzymać, wziąłem do ręki. Aż drgnąłem, słysząc jak z
ust blondyna wyrywa się westchnienie. Stwardniał niemal natychmiast, gdy
dodatkowo ścisnąłem jego pośladki.
—
Eeej… Nie dotykaj… — wymruczał z udawaną pretensją i kręcąc tyłkiem. Mógłbym go
pożreć wzrokiem.
—
Ściągaj te spodnie i weź lubrykant — poleciłem, czując jak serce wali mi
młotem. Uczucie strachu znów się pojawiło, ale zdusiłem je w zarodku.
Kamil
zeskoczył ze mnie, zsunął spodnie razem z bielizną i poszukał chwilę w szafce
tego, o co prosiłem. Po krótkiej chwili rzucił we mnie tubką i wrócił na moje
biodra, tym razem rozsuwając mi nogi i kładąc się pomiędzy nimi.
—
Nie schrzań tego — mruknąłem, przymykając oczy.
—
Nie zamierzam — odpowiedział z rozbawieniem. — Fabian?
—
Hm?
—
Patrz na mnie — szepnął mi do ucha i znów zaczął całować.
Myśl
o jego ustach, myśl o jego ustach, powtarzałem, patrząc na niego z bliska i
słysząc jak otwiera lubrykant, by wysmarować sobie nim palce. Napiąłem się,
czując dotyk na pośladkach. Chłopak na razie położył tam dłoń i odsunął nieco
głowę, by spojrzeć mi w twarz.
—
Spokojnie — szepnął. Jego opanowanie powoli zaczynało mi się udzielać, gdy
leżeliśmy tak, patrząc na siebie. — Mogę?
Kiwnąłem
głową, ale zaraz znów się napiąłem, gdy podrażnił moją dziurkę. Sapnąłem, zły
na siebie za tą reakcję. Kurwa, przecież nic mi wtedy nie zrobili. Nie mogę tak
reagować!
—
Fabian, patrz na mnie — usłyszałem z góry stanowczy głos chłopaka, gdy zacząłem
zamykać oczy, nie chcąc, by mnie widział w tym stanie. — Fabian…
—
Nie dam rady… — jęknąłem żałośnie.
Chłopak
zabrał rękę i cmoknął mnie w usta. Zaczął coś szeptać, żebym się uspokoił.
Drżałem pod nim i chyba nawet zacząłem płakać. Zupełnie nad sobą nie panowałem.
—
Nienawidzę go… — powiedziałem, rozklejając się zupełnie. — Czasem seks… na dole
nie był jakoś specjalnie przyjemny… ale nigdy się go nie bałem…
—
Nie musimy — szepnął chłopak, nadal próbując zachować spokój.
—
Chcę do cholery — warknąłem. — Nie chcę się bać. Chcę, żeby to było normalne…
naturalne… jak wcześniej. Tylko nie wiem jak to zrobić…
—
Może… na siłę? — powiedział niepewnie. — W sensie wsadzić palec na siłę, nawet
jak się zaciskasz. Nie powinno aż tak boleć… To głupi pomysł — uznał od razu.
Przez
jakiś czas trawiłem to, co powiedział. Nasze podniecenie opadło, pozostawiając
po sobie frustrację. Nie chciałem, żeby tak się to skończyło. Spojrzałem w jego
błękitne oczy, dostrzegając w nich smutek i jakiś rodzaj współczucia. Żadnej
złości, żadnych pretensji, o co niemal byłem wdzięczny.
—
Daj rękę — poprosiłem. — Nie tą, tą z lubrykantem.
Pozwolił
mi poprowadzić jego dłoń do mojego wejścia. Sam nakierowałem palec chłopaka w
odpowiednie miejsce i pchnąłem do środka. Denerwowałem się, przez co też
zaciskałem niepotrzebnie, ale to było w miarę kontrolowane. Odetchnąłem ciężko,
czując jak porusza się we mnie na próbę.
—
Jesteś niesamowity… — szepnął, unosząc się nieco, by ułatwić nam zadanie.
—
Pocałuj mnie — poprosiłem, obejmując go mocno i teraz zdając się na jego
inicjatywę. Najgorsze było za nami, tak mi się zdawało.
Powoli
się rozluźniałem, gdy całował mnie czule i przygotowywał na dole. Nie minęło
wiele, gdy mógł wsunąć we mnie drugi, a później trzeci palec. W pewnym momencie
znalazł czułe miejsce w moim wnętrzu, sprawiając, że wygiąłem się pod nim i
zajęczałem przeciągle. Gorączka podniecenia wróciła do naszych ciał,
sprawiając, że jeszcze mocniej się na niego otworzyłem. Nie było już chłodu
wspomnienia, bo dotyk, który teraz otrzymywałem był zupełnie inny, przyjemny i
sam na niego pozwoliłem.
—
Kamil… — jęknąłem, czując gorąco i witając z radością powrót moich starych
reakcji. Nie spinałem się już, za to zaczynałem pragnąc więcej. — Już możesz…
—
Tak… — wydyszał mi przy uchu.
Czułem
i widziałem jak bardzo podnieciła go ta penetracja. Podziwiałem go za
samokontrolę. Ja sam nie wytrzymałem przy naszym pierwszym razie. A to on jest
tym młodszym podobno.
Pozostałem
na plecach, bym mógł widzieć jego twarz. Materac za plecami dawał mi potrzebne
w tamtym miejscu oparcie psychiczne. Kamil ustawił się nade mną, a gdy oplotłem
jego biodra nogami, wszedł we mnie powoli, patrząc w oczy i próbując odczytać w
nich, czy sprawia mi ból. Widziałem jak zaciska szczękę i napina mięśnie, gdy
jego ciało chciało przyspieszyć, a on je powstrzymywał. Zadrżał, gdy wsunął się
we mnie cały i przymknął oczy, dysząc ciężko.
Był
piękny. Leżałem pod nim, ufając, że nie straci kontroli i że nie zechce sprawić
mi bólu. Czułem jak mnie rozpiera, ale teraz niosło to za sobą jedynie dziwną
przyjemność. O strachu już nie pamiętałem.
—
Możesz… — szepnąłem. Zadrżał, gdy chwyciłem go za kark i delikatnie
przejechałem po nim paznokciem. Wiedziałem, że to uwielbiał.
Wysunął
się ze mnie ostrożnie i pchnął znowu.
—
Ja pierdole — warknął, wciąż zaciskając mocno oczy. — Fabian… ja… — Znów się
zatrzymał. — Nie dam rady… się kontrolować… — wydyszał cały czerwony.
Chryste…
—
Kamil, do cholery, pieprz mnie po prostu — warknąłem bezmyślnie.
W
pierwszej chwili jęknąłem boleśnie, gdy zaczął poruszać biodrami, wciąż jednak
hamując swoje reakcje. Później, gdy zdołałem się rozluźnić i zachęciłem do
mocniejszego tempa, zapomniał się zupełnie. Ja zresztą też. Trochę bolało, ale
i tak było kurewsko dobrze. Chłopak zaczął mnie dodatkowo masturbować.
Obaj
spalaliśmy się szybko. Jakimś cudem orgazm dosięgnął mnie prędzej od niego, ale
i tak, czując moje zaciskanie, nie wytrzymał. Doszedł z moim imieniem na ustach
i to było cholernie satysfakcjonujące.
Jeszcze
po żadnym seksie nie byliśmy tak wykończeni fizycznie i psychicznie. Chłopak
dochodził do siebie, wciąż na mnie leżąc. Ja uspokajałem oddech, bawiąc się
jego włosami. Byłem rozleniwiony i szczęśliwy, że dopięliśmy swego. Obaj.
—
Dziękuję — szepnąłem.
Kamil
uniósł głowę i spojrzał mi w oczy cały rozpromieniony. Pocałował mnie leniwie.
—
Ja też, Fabian. Uwielbiam cię — zaśmiał się radośnie, mrużąc przy tym oczy. —
Jak ja cię teraz tutaj zostawię?
—
Nie mam pojęcia.
—
Jedź do Warszawy — szepnął, patrząc mi w oczy. — Tak jak ja.
—
Nie wiem, kochanie. Tam są drogie czynsze… — jęknąłem. Znów wszystko rozbijało
się o pieniądze. O rzeczywistość. Mogłem mieć jedynie nadzieję, że nasze
szklane złudzenia nie pękną, bo wtedy już nie będzie szans na pozbieranie
wszystkiego do kupy, na chęć walki z przeciwnościami.
Chłopak
przewiercał mnie wzrokiem i vice versa. Obaj zapamiętywaliśmy tę chwilę, chcąc,
jeszcze po jego wyjeździe, mieć ją wyrytą głęboko w umysłach.
Czas
niemal się zatrzymał.
—
Poradzimy sobie, nie? — zapytał z nadzieją.
—
Tak. — Uśmiechnąłem się. — Myślę, że tak.
KONIEC
"O jaki świat dziś walczysz?
Jaki świat ci się marzy?
[...]
Z życzliwym wielkim sercem idź teraz proszę w świat
[...]
Uciekaj chłopcze od wielkich idei co
Niczym bajeczne race płoną nad moim miastem
[...]
Jaki świat ci się marzy?
[...]
Z życzliwym wielkim sercem idź teraz proszę w świat
[...]
Uciekaj chłopcze od wielkich idei co
Niczym bajeczne race płoną nad moim miastem
[...]
Biegnij dalej sam
Żeby sprawdzić komu ufać
Kogo mijać i się bać"
Żeby sprawdzić komu ufać
Kogo mijać i się bać"
Poważnie, koniec? Spodziewałam sie dłuższego opowiadania i trochę się zawiodłam, bo zapowiadało się (i było) naprawdę super. W każdym razie pozdrawiam i życzę dużo weny ;) (może jakiś bonusik? xd)
OdpowiedzUsuńOd początku pisałam, że Wracaj do domu będzie miało 10 rozdziałów. Było odskocznią od Basisty, którym zajmuję się już na dużą skalę.
UsuńCo do bonusów... na razie nie planuję xD ale nie wykluczam.
Pozdrawiam serdecznie!
Jak czekałam na środę, tak o rozdziale zapomniałam i przypomniałam sobie dzisiaj :\
OdpowiedzUsuńRozdział świetny, jak i całe opowiadanie. I mimo, że pisałaś o tym, że jest tak kródkie to i tak jestem zawiedziona, że już koniec.
Wiem, że będe wracać do niego.
Pozdrawiam, weny (dużo)
Akira
Zaczynam mieć wyrzuty sumienia. haha :)
UsuńDzięki za komentarz! A wena naprawdę się przyda, bo czeka mnie sporo pracy przy następnym tekście.
Pozdrawiam serdecznie :)
Nie spodziewałam się, że to będzie koniec. Czuję pewien niedosyt. Mam wrażenie, jakby ta historia została tak nagle urwana, no ale to twoje opowiadanie, twoja decyzja, kiedy i jak się zakończy, więc ja, jako czytelnik, muszę to po prostu zaakceptować. ;) Szkoda.
OdpowiedzUsuńWeny do dalszych opowiadań życzę i liczę na kolejne opowiadania w bliższej lub dalszej przyszłości.
Pozdrawiam.
Dziękuję za komentarz i wenę! :)
UsuńNa początku podchodziłam do tego opowiadania z dystansem, wydawało się, że to będzie średnie ale z biegiem rozdziałów rozwinęło się niesamowicie. Fabuła jest wciągająca i świetnie skonstruowana, bardzo mi się spodobała. Porusza emocje, fajnie to poprowadziłaś. Jak już się dałam wciągnąć to przeczytałam naraz, nie mogłam się oderwać. Uważam, że zakończenie też jest dobre, bo nie pasowałby tutaj cukierkowy happy end, przed nimi poważne wyzwania, być może kiedyś zechcesz zrobić z tego drugą część :), chętnie bym przeczytała. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńWow. Dziękuję bardzo :D
UsuńCóż mi pozostaje powiedzieć - obserwuj bloga :) Za jakiś czas powinny się jakieś informacje pojawić.