8 marca 2017

[9] Wracaj do domu

Zraniony

Widziałem jak traktowano cweli w więzieniu. Byli rzeczami, nic nie wartymi śmieciami, które można było dowolnie użyć. Niektórzy się buntowali, inni już nie mieli do tego sił. Bardzo szybko byli złamani, bez wiary w lepsze jutro. Niektórych zostawiano po kilku razach, innych dręczono przez cały ich pobyt w więzieniu. Zdarzył się nawet chłopak, który się zabił.
Zwalili mnie na kolana z nadal związanymi boleśnie rękami i przygnietli obolałą od wcześniejszych uderzeń twarz do śmierdzącego muru.
— Wiesz — zaczął Rafał. — To nie tak, że cię nie lubię.
Poczułem coś chłodnego na plecach, przymknąłem oczy. Jedno mogło mnie cieszyć – nieobecność Kamila. Nie chciałem, by mnie takim widział. Nie chciałem też wiedzieć, że się temu bezradnie przyglądał, a nie daj Boże przyłączył. Było łatwiej wszystko znosić w tym cuchnącym zaułku, jeśli w ogóle to możliwe.
— Jesteśmy kolegami po fachu — ciągnął dalej chłopak. — Ale nie możemy pozwolić, żeby ktoś myślał, że można nami manipulować. — Słyszałem w jego głosie coś na kształt radości. — Orłowscy, trzymajcie go.
Momentalnie go posłuchali. Poczułem silne uściski na ramionach. Podnieśli mnie w górę i tym razem przycisnęli do ściany klatką piersiową. Spojrzałem w górę na jednego z nich. Ile oni mogli mieć lat? Dwadzieścia? Coś koło tego. Ich twarze nie wyrażały niczego, skupione na słowach Rafała. Byłem pewny, że to on był podżegaczem w tej grupie. Wszystko kręciło się wokół niego, jego słowo było najważniejsze.
— Weź komórkę i rób zdjęcia, tylko tak, żeby nas nie było widać — rozkazał Rafał. Nagle poczułem nóż na karku, lekko wbijający się w skórę. Drgnąłem nerwowo. — W sumie dobrze, że Kamil stchórzył. On zawsze jest słaby, byłyby z nim tylko problemy — stwierdził nagle, po czym przejechał nożem po mojej skórze wzdłuż kręgosłupa. Byłem pewien, że nie głęboko, ale bolało jak cholera. Zadrżałem mimowolnie, zaciskając zęby i wtulając policzek w ścianę. Czułem jak serce wali mi w piersi, a adrenalina pulsuje w żyłach. Byłem napięty do skoku, ale niczego nie mogłem zrobić.
— Jeśli ktoś się o nas dowie, już nie ważne z czyjej winy — wymruczał mi do ucha. Czułem go za plecami. — Zdjęcia, które teraz zrobimy, wylądują u twojej siostry… I u każdego w skrzynce na listy.
Krzyknąłem boleśnie, gdy kopnął mnie w plecy. Kręgosłup zapulsował tępym bólem niemal mnie otumaniając. Dostałem jeszcze dwa takie ciosy, po czym zsunął mi spodnie i kopnął między nogi.
Nie miałem pojęcia jaki dźwięk z siebie wydałem, ale towarzyszył mu śmiech napastników. Przeorałem twarzą po betonie, gdy zgiąłem się w pół z bólu, który promieniował od krocza aż na całe ciało. Łzy popłynęły po moich policzkach. Nie mogłem powstrzymać zbliżającej się rozsypki i świadomości, że to dopiero początek mojej udręki.
Spanikowałem, gdy poczułem coś chłodnego między pośladkami. Gówniarze śmiali się i wyzywali mnie w sposób, jaki tylko przyszedł im do głowy. Widząc moje reakcje tylko bardziej się nakręcali. A ja nie potrafiłem się opanować.
Gdy Rafał naparł na mnie tym czymś, zacząłem się wyrywać. Ból w ramionach i ręce synów leśniczego nie mogły mnie powstrzymać. Zacząłem wrzeszczeć, ale wsadzili mi w usta jakąś szmatę, śmierdziała potem i smakowała brudem, ziemią, być może jakimś smarem.
Pierdolę, pomyślałem. Mogą mnie zabić, ale nie pozwolę się zgwałcić. Kurwa, trzy lata w więzieniu się nie dałem.
Zrobiło mi się niedobrze, gdy znów poczułem nóż na gardle.
— Spokój, bo zrobisz sobie krzywdę — usłyszałem.
Miałem ochotę zaśmiać się histerycznie. Szarpnąłem się w tył, z dala od noża, ale, co prawda, niewiele mi to dało. Nie minęła sekunda, jak nóż zniknął, ale trzy ciała przyparły mnie do muru.
Znów poczułem to zimne coś między pośladkami.
***

Dźwięk syreny policyjnej i pisk opon kilka metrów dalej sprawił, że straciłem oparcie w trzymających mnie dłoniach i runąłem na ziemię. Skuliłem się, słysząc za sobą okrzyki policji, nawet jakieś wystrzały.
— Fabian! — Głos Kamila wcale nie sprawił, że się lepiej poczułem. Wciąż miałem zamknięte oczy, gdy chłopak podciągnął mi spodnie, wyciągnął szmatę z ust i rozwiązał ręce.
Usiadłem z jego pomocą i odsunąłem się, przywierając obolałymi plecami do ściany. Ich chłód w minimalnym stopniu ukoił ból, ale przede wszystkim dał mi pewność, że już nie mam nikogo za sobą. Panika powoli ustępowała, ale nadal oddychałem nierówno i szybko. Moje serce wciąż nie chciało się uspokoić.
— Prze-praszam — wyszlochał Kamil z czerwonymi od płaczu oczami. Siedział tam, gdzie go zostawiłem, bojąc się do mnie zbliżyć. — Nie zdążyłem… Przepraszam… Policja… Oni pytali, a ja nie byłem pewien, gdzie pojechaliście… — Ciężko go było zrozumieć. Kompletnie się rozkleił.
— Prawie nie zdążyłeś — poprawiłem drżącym głosem, na co chłopak zamarł. — Nie zdążyli mi się dobrać do dupy — powiedziałem z niejaką satysfakcją. Histeryczną co prawda, ale można to na razie pominąć.
Chłopak patrzył na mnie z bólem, ale i jakąś dziwną ulgą jednocześnie. Był rozbity i mimo tego, że ja oberwałem, czułem chęć pocieszenia go. Wyciągnąłem rękę do niego, z czego od razu skorzystał. Usiadł obok i przytulił policzek do mojego zdrowego ramienia.
— Dziękuję — szepnąłem, całując go w czoło. Miałem ochotę zostać tutaj, przy ścianie w tej właśnie pozycji, z nim przy boku i zimnem za sobą. Nie dane mi jednak było, bo podszedł do nas jeden z policjantów.
— Pogotowie zaraz przyjedzie — powiedział, patrząc na nas uważnie. — Pana Michlnika zaraz przesłuchamy, a do pana…
— Rzutowski — powiedziałem słabo. Zaczynało mi się kręcić w głowie. — Fabian Rzutowski.
Policjant skinął głową.
— Pana przesłuchamy w…
Nagle zrobiło mi się ciemno przed oczami.
— Fabian?! — Kamil chwycił mnie mocniej, odwracając do siebie twarzą. — Fabian!
            Mówił coś, klepiąc mnie po policzkach, ale nie mogłem niczego zrozumieć. Miałem mroczki przed oczami, aż w końcu ciemność zakryła wszystko.
***

Obudziłem się w szpitalu następnego dnia. Moja siostra i Kamil siedzieli przy moim łóżku, wgapiając się we mnie jak… w sumie nie wiem w co. Po prostu patrzyli z dziwnymi minami, których nie potrafiłem rozpoznać.
Po tym, jak przepytałem ich mniej więcej jaki jest mój stan, stwierdziłem, że mogło być gorzej. Kilka siniaków i zadrapań… to znaczy rozcięć, niezbyt głębokich swoją drogą, ale w odpowiednich miejscach, żebym stracił sporo krwi. Bolało mnie wszystko i nie byłem pewien czy leżeć na plecach, boku czy brzuchu. Obojętnie jak się ułożyłem, coś mnie piekło.
Niestety lekarze, kilka godzin po obudzeniu, pozwolili policji mnie przesłuchać. Bałem się wkopać Kamila, ale postanowiłem powiedzieć po prostu tak jak było. Chłopak sam do nich zadzwonił, miałem nadzieję, że to uwzględnią. Fatalnie się czułem, opisując jak Rafał mnie katował, ale nie chciałem puszczać mu tego płazem. Przyznałem nawet, że planował mnie zgwałcić. Tylko tego obdukcja nie mogła wykazać, ale na miejscu znaleźli butelkę poplamioną moją krwią. Sama myśl przyprawiała mnie o wymioty. Dziękowałem Bogu, że Kamil zdążył na czas.
Jeszcze tego samego dnia wieczorem puścili mnie do domu. W opatrunkach i plastrach, ale i tak się cieszyłem. Miałem zalecenie jeść dużo czekolady, z czego już w ogóle byłem zadowolony.
Kamil, o dziwo, wracał z nami. Czwórkę chłopaków zatrzymano, ale on, z racji tego że się jakoś wytłumaczył, nie drążyłem jak, i sam zadzwonił po policję, był puszczony wolno. Co nie oznacza, że później nie będzie miał problemów.
Jadąc maluchem Adriana, z siostrą za kierownicą, chociaż prawka nie miała, zacząłem się zastanawiać jakim cudem Kamil był zaraz za policją. Jadąc do tej przeklętej uliczki sam po pewnym czasie nie umiałem stwierdzić gdzie jestem. Skąd więc wiedział?
— Jak przyjechałeś? — zapytałem, zerkając na tylnie siedzenie, gdzie siedział blondyn.
— Gdzie?
— No… Za policją, jak mnie bili.
— Jak cię wtedy złapałem za… no wiesz. — Zarumienił się nieznacznie. — Zabrałem ci kluczyki od samochodu. I pojechałem za nimi. Tyle że nie chciałem, żeby mnie widzieli i na chwilę ich zgubiłem... — Jego głos zadrżał. — Na szczęście nie zajechali daleko od tamtego miejsca. Potem musiałem zadzwonić po policję… Długo to trwało.
— Widziałeś wszystko? — zapytałem z niepokojem w głosie. Nie chciałem, by był świadkiem mojego upokorzenia.
Chłopak pokręcił głową, a ja niemal odetchnąłem z ulgą.
— Obaj jesteście siebie warci — powiedziała nagle siostra. — Głupi i głupszy. Macie naprawdę szczęście, że zamknęli tamtych sukinsynów, ale was zostawili. Szczególnie ciebie, Fabian. — Zerknęła na mnie groźnie. — Masz zawiasy do cholery!
— Gośka. Nie teraz. Za kilka dni mi rób wymówki, teraz chcę odpocząć.
— A zastanawiałeś się choć raz czego ja chcę?! — krzyknęła. — Chcę spokoju!
— Miałem go tak zostawić?
— Tak! Jest debil, to niech się uczy na własnych błędach, skoro na cudzych nie potrafi!
Oboje nabraliśmy wodę w usta. W tej sprawie byłem pewien, że nie dojdziemy do porozumienia. Kamil był dla mnie ważny, dla niej też, ale to ja byłem jej bratem i to mnie chciała chronić. Nie mogłem mieć jej tego za złe.
— Fabian? — usłyszałem z tyłu.
— Tak?
— Dziękuję.
Uśmiechnąłem się na te słowa. Dały mi jakieś wewnętrzne ciepło. Gośka prychnęła obok, ale nie zwróciłem na to większej uwagi.
— Nie powiem, że nie ma za co — odpowiedziałem, odwracając się i patrząc w jego błękitne oczy, teraz wilgotne od powstrzymanego płaczu.
***

— Podwieźć cię do domu, Kamil, czy zostajesz z nami? — zapytała siostra, gdy dojechaliśmy do wsi.
— Mogę? — Chłopak spojrzał na mnie z nadzieją. Kiwnąłem jedynie głową.
— To idźcie do domu, a ja odwiozę auto — zdecydowała. — A ty, Fabian, masz leżeć! — krzyknęła jeszcze jak wysiadaliśmy. — Wiesz gdzie są klucze.
Uśmiechnąłem się do chłopaka rozbawiony i otworzyłem mu furtkę. Znalazłem klucz i bez zwlekania weszliśmy do domu. Dopiero tam pierwszy raz zobaczyłem się w lustrze, wiszącym w przedsionku. Aż się na siebie zagapiłem. Miałem siniec na lewym oku i opuchniętą połowę twarzy. Do tego opatrunki na szyi i zakrwawioną koszulę – nie miałem niczego na przebranie, byłem na nią skazany.
— Brakuje mi tylko zielonej skóry, by wyglądać jak Hulk — stwierdziłem z krzywym uśmiechem.
Kamil spojrzał w moje lustrzane oczy i wszedł do kuchni. Nie mogłem stwierdzić co w tamtym momencie czuje, jego twarz na chwilę obecną była stężałą maską.
— Chcesz coś pić? — zawołał, gdy ściągałem buty.
— Herbaty.
Stanąłem przy stole, obserwując jak krząta się po kuchni. Było to irracjonalne zjawisko.
— Idź się połóż. Gośka mnie już naprawdę zabije, jak cię zobaczy tutaj — burknął.
Miałem ochotę się roześmiać z absurdu tej sytuacji, ale powstrzymałem wewnętrzną chęć. Podejrzewałem, że mógł być to nieco przerażający dźwięk.
Jak oboje, Kamil i Gośka, kazali, położyłem się na swojej kanapie, próbując przybrać jakąś wygodną pozycję i przymknąłem oczy. Z ulgą powitałem poczucie bezpieczeństwa. Wtuliłem mniej obolałą część twarzy w poduszkę, wdychając znajomy zapach.
Drgnąłem nerwowo, gdy poczułem dotyk na ramieniu.
— Przepraszam — powiedział Kamil, momentalnie cofając dłoń. — Przyniosłem herbatę.
 Usiadł na ziemi obok łóżka, stawiając wcześniej dwa kubki na szafce obok. Zaczął się bawić telefonem, nie zwracając na mnie uwagi. Patrzyłem na niego spod półprzymkniętych powiek, a po paru chwilach wyciągnąłem dłoń i pogładziłem jego jasne włosy. Nastawił się do dotyku, ale wzrok wciąż miał wlepiony w urządzenie. Wygiąłem usta w uśmiechu, zaczesując włosy w tył. Gdy zjechałem dłonią na jego kark, zadrżał.
— Łaskoczesz — prychnął. — Popatrz.
Podstawił mi pod nos telefon, więc musiałem go nieco odsunąć, by złapać ostrość. Chłopak szczerzył zęby zadowolony. Spojrzałem na wyświetlacz, gdzie wymienione były przedmioty typu język polski, matma i procenty obok nich. Większość powyżej dziewięćdziesiąt, a jedynie dwa osiemdziesiąt coś.
— Co to? — Zmarszczyłem brwi.
— Moje wyniki z matury — powiedział szczęśliwy.
— O ja pierdole… Jak można mieć z matmy dziewięćdziesiąt pięć procent? — Aż się trochę uniosłem na łokciu, chcąc dosięgnąć telefon i jeszcze raz się przyjrzeć.
— Czekaj, jeszcze jedno ci pokażę — zawołał, zabierając komórkę z mojego zasięgu. Poklikał coś i jeszcze raz mi podał.
Tym razem miałem przez sobą coś jakby… mail, w którym jakaś uczelnia ogłaszała, że chętnie wezmą Kamila pod swoje skrzydła.
— I to. — Znów zabrał telefon, poklikał i mi podał.
Tym razem był inny wygląd strony, ale znów napisy głosiły, że pozytywnie przeszedł konkurs świadectw. Spojrzałem na chłopaka z nieukrywanym podziwem.
— Przyjęli mnie na medycynę i mogę sobie wybrać z dwóch specjalizacji — wyjaśnił. — I przyjęli mnie na ASP! — wykrzyknął, aż mu się oczy zaświeciły.
— Wow. Gratulacje — powiedziałem z szerokim uśmiechem. Miałem ochotę go przytulić. — I co wybierzesz?
— Nie wiem jeszcze. Muszę się pochwalić rodzicom!
— Jeszcze im nie powiedziałeś?
— Dopiero o północy były wyniki matury, a dzisiaj o czternastej ogłaszali nabór na uczelnie — wyjaśnił, nadal cały szczęśliwy.
Usłyszeliśmy otwierane drzwi wejściowe.
— Adrian kazał przekazać, że jesteś debilem! — krzyknęła Gośka i zaraz pojawiła się w pokoju. — Co tacy szczęśliwi?
— Kamil dostał się na ASP i medycynę — ogłosiłem dumny. — Właśnie się dowiedział.
Chłopak spojrzał na moją siostrę z radością, czekając na jej reakcję. Miałem ochotę się roześmiać na ten widok. Wyglądał jak szczeniak łaknący pochwał.
— Och… — Siostrę wcięło, ale po chwili uśmiechnęła się przyjaźnie. — Gratulacje. Będziesz musiał powiedzieć rodzicom.
— Nooom, ale później — powiedział ze śmiechem i spojrzał na mnie.
— To ja idę się zająć zwierzakami — ogłosiła Gośka. — Przez to wszystko nie dostały rano jeść.
Gdy wyszła, utkwiłem wzrok w Kamilu. Wyglądał wspaniale, gdy był szczęśliwy. Jego oczy lśniły, śledząc co rusz przeglądane strony na telefonie. Usta ułożył w szczerym uśmiechu, od którego aż czułem ciepło w środku.
— Kamil… — szepnąłem, kładąc się spowrotem na poduszce i wyciągając dłoń do jego głowy. Chwyciłem go za kark.
— Co? — Oderwał wzrok od telefonu. W końcu.
— Chodź tu.
Przyciągnąłem go delikatnie i pocałowałem. Zamruczałem, gdy oparł się ramionami tuż przy mojej głowie i pogłębił pocałunek. Zaśmiał się, uniemożliwiając mi tym całowanie go. Spojrzałem z bliska w jego błękitne oczy. Znów czułem się odkryty, ale tym razem było to przyjemne.
— Chyba nie muszę mówić, że nigdy nie miałem na myśli wykorzystania cię w niczym? — mruknąłem, chcąc mieć pewność.
— Jesteś za bardzo naiwny, żebyś mógł kogoś wykorzystać z premedytacją…
— Więc nie jesteś już na mnie zły?
Chłopak odsunął się ode mnie odrobinę i spojrzał w oczy poważniej.
— Fabian, ja… ja cię zawsze lubiłem — powiedział niepewnie. — Jak miałem czternaście lat… No… ty mnie chroniłeś zawsze i… Nie znosiłem siebie za to, ale i tak…
Otworzyłem szerzej oczy w szoku. Usiadłem, zsuwając nogi obok Kamila i patrząc na niego z góry. Nie wierzyłem w to, co słyszę.
— Zazdrościłem Piotrowi twojego wzroku — kontynuował, patrząc gdzieś w bok. — Wiedziałem, że między wami niczego nie ma… To znaczy, tak myślałem — poprawił. — Jak usłyszałem te plotki, że jesteś gejem… Chciałem ci powiedzieć co czuję, ale nie miałem już okazji...
— Miałeś wtedy piętnaście lat — zauważyłem, wciąż nie mogąc tego ogarnąć.
— No i co z tego?
— Byłeś za młody!
— A ty kiedy wiedziałeś, że nie lecisz na dziewczyny? — burknął urażony.
— No… Nie no, chyba od zawsze… W sensie jak w ogóle zacząłem zdawać sobie sprawę, że ktoś mi się może podobać.
— No właśnie — mruknął.
— Kamil, siadaj obok — powiedziałem, czując się dziwnie z nim przy kolanach. Gdy posłuchał, kontynuowałem: — Jak już mówiłem, powinieneś znaleźć sobie…
— Czy ja powiedziałem, że chcę z tobą być? — prychnął nagle, ale widząc moją minę, złagodniał. — No dobra, masz rację, ale, kurde, co mam zrobić? Czemu moje uczucia nie mogą się liczyć tylko dlatego, że jesteś jedynym gejem jakiego znam? Ufam ci, przyjaźnimy się odkąd pamiętam, co w tym niewłaściwego?
— W tym, że się przyjaźnimy?
— Nie, idioto.
Westchnąłem, czując jak zaczyna mnie boleć głowa. Miałem dość tego wszystkiego. Nie chciałem teraz decydować, lubiłem Kamila, ale nie wiedziałem, czy potrafilibyśmy coś stworzyć. Pociąg fizyczny niczego nie wyjaśniał. Do tego dopiero zaczynałem wyrzucać z głowy Piotra. Nie mogłem jeszcze zrozumieć co czuję, za mało czasu minęło. Do tego to zdarzenie sprzed parunastu godzin…
— Nie wiem co zrobić, Kamil — powiedziałem w końcu. — Nie chcę cię skrzywdzić, ale i tak mogę to zrobić. Zresztą, nie wiem gdzie wylądujemy obaj we wrześniu. I nie wiem co sam czuję, to jest chyba najgorsze — przyznałem.
— Chyba jedyne co możemy zrobić, to poczekać, nie? — zapytał, patrząc mi w oczy. — Ale nie odtrącaj mnie tylko dlatego, że wydaje ci się, że mnie ranisz. Po prostu mów, co czujesz…
— Tya. A ty się nie wściekaj, że planuję przyszłość z siostrą nie uwzględniając ciebie…
— To wredne. — Zmarszczył brwi.
— Nie. To prawdziwe, Kamil. Muszę wyjść na prostą, wyrwać się stąd. Wyrwać się z przeszłości, nie chcę, żeby mnie coś znowu hamowało…
Chłopak przełknął ślinę. Wiedziałem, że zrobiło mu się smutno na te słowa.
— Nie uprzedzajmy faktów — mruknąłem w końcu. — Chcę po prostu wyjść na prostą, Kamil. Z tobą czy bez ciebie. Musisz mieć tego świadomość, jeśli chcesz… cokolwiek ze mną próbować.
Chłopak skinął głową, zagryzając wargę. Sprawiłem mu przykrość i już teraz gryzłem się z myślami z tego powodu. Nie chciałem go krzywdzić. No ale obaj nie mieliśmy doświadczenia w sprawach miłosnych. Musieliśmy się wiele pod tym względem nauczyć.
— Chodź tu — szepnąłem, otwierając ręce. Chłopak przylgnął do mnie, wciąż uważając na moje rany, objął dłońmi w pasie i wtulił twarz w pierś. Objąłem go mocno, wdychając jego zapach. Nie wiedziałem co będzie dalej, ale chciałbym móc go ochronić przed światem.
Nie mogłem go tylko ochronić przed samym sobą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz