Zakupy zrobiłem jeszcze przed pierwszą, byśmy mieli
co zjeść. Cieszyłem się, że mogę coś zrobić, bo nie byłem przyzwyczajony do
bezczynności. Przywlokłem więc ciężkie zakupy, rozpakowałem je i zrobiłem
naleśniki, podczas gdy Daniel
siedział przed komputerem. Nie wnikałem po co, może szukał pracy, a może po
prostu w coś grał.
Właśnie jedliśmy obiad, gdy zadzwonił mój telefon.
Oderwałem się od jedzenia, by odebrać połączenie. Widząc napis „Tomasz”,
zacisnąłem mocno usta. Jak ja mu się wytłumaczę?
Wyszedłem na korytarz i oparłem się o szarą ścianę.
– Słucham – powiedziałem, odbierając.
– Cześć Sebastian. Patryk mówił, że coś cię
zatrzymało – mruknął trener. Nie był zły co mnie trochę uspokoiło. – Co się
dzieje?
– Mój przyjaciel potrzebuje pomocy – wyjaśniłem. –
Przepraszam, że nie poinformowałem wcześniej, ale to się stało tak nagle…
Potrzebuję paru dni urlopu, więc jeśli to nie będzie problem…
– Seba. Wiesz, że nie. Rzadko kiedy prosisz o wolne
– słyszałem w jego głosie zmartwienie. – Tylko daj nam znać ile czasu cię nie
będzie i tak dalej. Martwiliśmy się. Myślałem, że to przeze mnie uciekłeś…
– Wiem, Patryk mi mówił. – Zaśmiałem się. – To nie
przez ciebie. Przepraszam, że to tak wyglądało. Po prostu zaraz po tym jak
wyszedłem z sali szpitalnej, dostałem telefon.
– No dobrze – westchnął mężczyzna. – Patryk i tak
nie może jeździć przez tydzień, więc oba konie będą miały wolne. Trzymaj się
tam. I daj znać.
– Jasne. Dzięki.
– Do zobaczenia, Seba.
– Do zobaczenia.
Tomasz rozłączył się, więc potarłem nasadę nosa i
wróciłem do stołu, by dokończyć jedzenie. Daniel siedział już z pustym
talerzem. Uśmiechnął się na mój widok.
– Kłopoty w raju? – zapytał.
– Nie… Po prostu trochę wyszło zamieszania z moim
zniknięciem – wyjaśniłem – ale już jest wszystko ok.
Mężczyzna kiwnął głową i oparł się ramionami na
stole. Przyglądał mi się jak jem naleśniki, a na jego twarzy błąkał się lekki
uśmiech. Zerkałem na niego od czasu do czasu, czując się trochę dziwnie.
Odezwał się dopiero, gdy zjadłem i odstawiłem nasze talerze do zmywarki.
– Pyszne były – pochwalił.
– Dzięki. – Uśmiechnąłem się, mile połechtany.
Lubiłem gotować, szkoda, że zwykle nie mogłem tego robić. Zresztą nawet, gdybym
mógł, nie miałbym czasu na stadninie. – Jakieś plany na dzisiaj?
– Nie wiem. – Wzruszył ramionami. – Możemy zagrać w
coś.
– Ok. Ale jutro gdzieś cię zabiorę – zdecydowałem z
uśmiechem. W końcu lepiej, żeby jutro go czymś zająć. Nie będzie miał czasu na
rozmyślanie.
***
Następnego dnia wyszliśmy po południu na spacer. Cel
– Partynice! Chciałem pokazać Danielowi skrawek mojego świata.
– Gdybym wiedział, że zamierzasz przejść
dwadzieścia kilometrów, zabrałbym rower – zaśmiał się Daniel, siadając na
parkowej ławce. Powachlował się dłonią. Było gorąco, jak to w lipcu, a na niebie
błąkały się jedynie małe obłoczki. Teraz byliśmy pod drzewami, a wokół rosło
więcej zieleni, więc słońce nie paliło już tak bardzo jak w czasie spaceru po
mieście. Betonowe ulice i mury dodatkowo podwyższały temperaturę. – Gdzie my w
ogóle jesteśmy?
– Jak na razie nie przeszliśmy nawet dziesięciu
kilometrów – zauważyłem, przystając obok niego. Rozglądałem się dookoła,
chłonąc widoki. Jeszcze kilka dni temu jechałem na tym torze. Tutaj też odbył
się mój pierwszy wyścig konny. – Gdybyśmy poszli ścieżką w prawo, dotarlibyśmy
do stajni – poinformowałem. – A jesteśmy
na torze w Partynicach.
– Serio? Gdzie ten tor? – zdziwił się, rozglądając
niepewnie.
– Za tymi budynkami – prychnąłem rozbawiony. –
Musimy jeszcze kawałek przejść.
– Niech ci będzie – westchnął i podniósł się. – A
dwadzieścia kilometrów będzie jak wrócimy do domu.
– Może trochę więcej niż piętnaście. – Zaśmiałem
się cicho i ruszyłem w stronę trybun. Tak naprawdę nigdy jeszcze tam nie byłem,
zawsze oglądałem wszystko z tej drugiej perspektywy.
– Masz licznik w dupie, czy co? – prychnął, idąc za
mną.
– Mój licznik w dupie wskazuje zero i dobrze o tym
wiesz – stwierdziłem z udawaną powagą, a Daniel wybuchnął niekontrolowanym
śmiechem. Zerknąłem na niego i nie mogłem powstrzymać uśmiechu cisnącego mi się
na usta. Mężczyzna objął mnie ramieniem za szyję. Cały się trząsł.
– Matko, popłakałem się – jęknął, ocierając oczy.
Powoli się uspokajał, choć nadal od czasu do czasu chichotał.
– Cóż. Fajnie, że cieszy cię moje nieszczęście.
– Wiesz, skarbie, że nie – szepnął mi do ucha
niskim głosem, od którego aż ciarki mi przeszły po plecach.
– Przestań – odepchnąłem go i rozejrzałem się
panicznie na boki. Nie chciałem, by ktoś mnie tu zobaczył w jakiejś dwuznacznej
sytuacji. Nie wszyscy przecież po weekendzie opuszczali to miejsce, a być może
nawet Adam gdzieś tu się jeszcze kręci. Na szczęście nikogo w pobliżu nie
zauważyłem.
A tak w ogóle jakie „skarbie”?!
Daniel obrzucił mnie uważnym spojrzeniem i pokręcił
delikatnie głową. Przyśpieszyłem, przechodząc przez uchyloną bramę, która
oddzielała nas od części trybun i placu, na którym ludzie mogli obserwować
wyścigi. Stanąłem przy barierce, blisko murawy i spojrzałem na rozległy teren,
gdzie odbywały się zawody.
– Robi wrażenie – powiedział Daniel, przystając
obok mnie.
– To miejsce jest takie dziwne bez tłumu ludzi.
Zawsze mnie przeraża w takich momentach.
– Jak ci poszedł ostatni wyścig? Mówiłeś, że stąd
do mnie przyjechałeś.
– Dokładnie przyjechałem ze szpitala. –
Westchnąłem, a Daniel spojrzał na mnie pytająco. – Patryk spadł z Groma.
Jechaliśmy w tej samej gonitwie…
– Och. Nic mu się nie stało?
– Z początku miałem wrażenie, że się zabił.
Zawróciłem do niego, ale i tak nic nie mogłem zrobić. – Zacisnąłem usta. – Na
szczęście szybko odzyskał przytomność, a w szpitalu powiedzieli, że nic się nie
stało, oprócz paru siniaków.
– Bałeś się o niego – bardziej stwierdził, niż
zapytał, ale i tak czułem potrzebę mu odpowiedzieć.
– Jak cholera.
***
Gdy wróciliśmy do domu, była już godzina
osiemnasta. W drodze powrotnej Daniel marudził, doprowadzając mnie tym co
najmniej do irytacji. Przecież to tylko kilka kilometrów. Dopiero, gdy
stwierdził, że nie powinien się przemęczać, zrobiło mi się głupio. Chciałem
nawet, żebyśmy wezwali taksówkę, ale wtedy powiedział, żebym się nie wygłupiał
i do końca drogi nie usłyszałem od niego ani słowa skargi.
W domu od razu poszedł do pokoju i walnął się na
łóżko, wzdychając ciężko.
– Mogłeś powiedzieć wcześniej – zauważyłem,
przystając w progu. Cóż. Nie byłem przyzwyczajony do tego, że ludzie nie mieli
kondycji. Praktycznie każdy, kogo znałem, mógłby latać po dworze cały dzień, a
wieczorem jeszcze pójść na tańce i zacząć szaleć na parkiecie. Dla mnie to było
normalne. Nawet faceci z pubu tacy byli. No dobra, oprócz Mikołaja, ten nic nie
robił.
– Wiem. Przecież nic nie mówię – mruknął,
przewalając się na plecy i spoglądając na mnie z rozbawieniem. – Twój chłopak
powinien mieć co najmniej w połowie taką kondycję tak ty, inaczej go
wykończysz.
– Ta. Zrobić coś na kolację? – Usiadłem obok niego.
Na mojej twarzy pewnie mógł zobaczyć troskę. Nie mogłem nic poradzić na to, że
się o niego martwiłem i czułem się winny. Przez moją głupotę czuł się gorzej.
– Muszę być na czczo jutro. Już za późno na
jedzenie – powiedział spokojnie.
– Cholera. To też mogłeś powiedzieć! – wytknąłem,
coraz bardziej zły. – Mogliśmy gdzieś wstąpić po drodze. Ile ty masz lat?!
Powinieneś być bardziej odpowiedzialny niż ja.
– I tak bym niczego nie przełknął. – Skrzywił się.
– Co? Dlaczego?
Daniel wzruszył ramionami i odwrócił wzrok. To
wyglądało tak, jakby wstydził się do tego przyznać. Cały dzień widziałem, że
coś jest nie tak, choć mężczyzna bardzo dobrze to ukrywał. Już nie raz się
przekonałem, że jest świetnym aktorem, a ja nigdy nie byłem dobry w odgadywaniu
uczuć innych osób, więc miałem jeszcze bardziej utrudnione zadanie.
– Co jest? – szepnąłem. Położyłem się obok i
przytuliłem do jego boku.
– Nic. Nie jestem głodny. Po prostu. – Przymknął
oczy i odwrócił twarz w moją stronę.
– Stresujesz się? – to pierwsze przyszło mi do
głowy. Sam przecież bym się stresował przed operacją. Do tego mają mu wyciąć
jądro, to z pewnością nie była przyjemna perspektywa. Mężczyźni różnie
reagowali na coś takiego. Pytanie tylko co o tym myśli Daniel i jak to odbiera.
Dotąd nie zauważyłem, by godziło to w jego męską dumę czy coś w tym stylu.
Raczej traktował to po prostu jako chorobę.
– Nawet nie wiesz jak bardzo – powiedział po
chwili. Spojrzał mi w oczy z bliska, widziałem w nich zmęczenie i
zrezygnowanie. – Chciałbym to już mieć za sobą. – Westchnął i jeszcze bardziej
zbliżył twarz do mojej. Nasze oddechy się mieszały.
– Daniel…
– zacząłem niepewnie, chcąc go zapytać o coś, co nie dawało mi spokoju. Nie
byłem tylko do końca pewien, czy powinienem.
– Hm? – Uniósł dłoń i przesunął palcami po moim
policzku.
– Ale nie myślisz o tym tak, że zostaniesz kaleką…?
Czy coś w tym rodzaju. – zapytałem koślawo. Przez chwilę bałem się, że może
mnie opacznie zrozumieć i pomyśli, że ja tak to widzę. A nie chciałem, by
stracił przez to wiarę w siebie. Zawsze podobała mi się u niego ta cecha.
– Nie. – Wsunął mi dłoń we włosy. – To tylko
choroba… Jeśli mnie teraz wyleczą, po prostu będę miał jedno jądro mniej.
Podobno nie robi to różnicy, a ja od początku się tego uczepiłem. Bez sensu
byłoby, gdybym jeszcze to dołożył do swoich problemów. Lepiej żebym stracił
jądro, niż życie.
Uśmiechnąłem się lekko i mruknąłem coś na
potwierdzenie. Tak. To był właśnie Daniel.
Mógł być w dołku, ale mimo tego podchodził do wszystkiego racjonalnie. Miał
świadomość, że to on steruje swoimi uczuciami i ma władzę nad swoim życiem.
Nawet, jeśli pojawiała się na jego drodze jakaś przeszkoda.
– Lubię to w tobie – wyszeptałem, czując jak gładzi
palcami skórę mojej głowy. Było mi przyjemnie.
– Co?
– Racjonalność. – Uśmiechnąłem się szeroko i zarzuciłem
jedną nogę na brzuch mężczyzny. – Nie poddajesz się emocjom, a zawsze wszystko
kalkulujesz. Chociaż w seksie bywa to irytujące – zaśmiałem się. Zsunąłem nogę
trochę niżej i wsunąłem ją między jego uda. Mężczyzna uchylił lekko usta i
zwilżył je językiem. Jego źrenice powiększyły się, gdy zacząłem delikatnie
poruszać łydką w górę i w dół. Chciałem, by się rozluźnił, zapomniał odrobinę.
I chciałem jeszcze czegoś spróbować.
– Jesteś niewyżyty – szepnął z rozbawieniem,
oddychając przy tym głębiej – mmh…
Z fascynacją patrzyłem jak mięśnie jego twarzy się
rozluźniają, a równocześnie czułem jak jego penis sztywnieje. Musnąłem wargami
jego usta i pogładziłem płaski brzuch przez bluzkę, którą miał na sobie.
Mężczyzna przymknął oczy i objął ramionami moją
szyję. Pociągnął mnie na siebie, zmuszając bym nad nim zawisnął. Nie wiem,
który z nas zaczął, ale już po sekundzie całowaliśmy się powoli, dokładnie, z
uczuciem, którego nie do końca rozumiałem. Podwinąłem mu bluzkę i zacząłem
błądzić dłońmi po znanym mi ciele. Przez dłuższy czas nie robiliśmy niczego
więcej. Uwielbiałem się z nim całować, mógłbym przysiąc, że opanowaliśmy tą
umiejętność do perfekcji.
– Leż spokojnie – wyszeptałem, odrywając się od
jego ust. Miał je trochę opuchnięte i seksownie zaczerwienione.
Ciemnoniebieskie oczy wpatrywały się we mnie z napięciem, gdy pocałowałem
środek jego klatki piersiowej, czując przy tym jego mocno bije serce.
Przesunąłem językiem w stronę sutka i zacząłem go
ssać. Daniel wstrzymał na chwilę
oddech, po czym jęknął głośno, poruszając się pode mną niespokojnie. Wcisnąłem
swoje biodra w jego krocze, nie mogąc się powstrzymać przed otarciem o nie.
Było mi gorąco, mając przed sobą widmo tego, co chcę zrobić.
Niecierpliwie zsunąłem się niżej, docierając ustami
do pępka Daniela i całując jego okolice.
– Seba… Co ty wyprawiasz? – sapnął mężczyzna,
chwytając mnie za włosy, bym się nie zsunął niżej.
– A jak myślisz? – Spojrzałem na niego z dołu i
oblizałem usta powoli. Widziałem jak na mnie reaguje i bardzo mi to schlebiało.
– Nie musisz…
– Zwariowałeś? – prychnąłem. – Chcę. A domyślam
się, że jesteś zdrowy. – Uniosłem brew.
– Domyślasz się? – sapnął. – Kurwa, Seba. Nie
powinieneś nawet o tym myśleć, jeśli nie jesteś pewien, że…
– Ufam ci – szepnąłem, masując jego uda. Mężczyzna
spojrzał na mnie z niedowierzaniem. – Powiedziałbyś mi, gdyby coś było nie tak.
– Uśmiechnąłem się lekko. – Właśnie to potwierdziłeś.
– Ale…
– Musiałeś się badać w ostatnim czasie – przerwałem
mu. – Jesteś zdrowy, tak?
– Tak – szepnął, wciągając głośno powietrze.
Doskonale widziałem pragnienie w jego oczach. O wiele mocniejsze od tego, kiedy
mi się oddawał.
Odpiąłem guzik i zamek w jego spodniach, zsunąłem
je z niego razem z majtkami. Nie chciałem, by cokolwiek mi przeszkadzało. Leżał
teraz przede mną z rozsuniętymi nogami, nagi, podczas gdy ja miałem na sobie
wszystkie ubrania.
Wróciłem do całowania okolic pępka, a dłonią
objąłem sztywnego już penisa.
Może to dziwne, ale w ogóle się nie wstydziłem. Daniel znał mnie, a ja znałem jego.
Nawet jeśli nigdy jeszcze nikomu nie obciągałem, wiedziałem, że nie mam się
czego obawiać. Mężczyzna był zawsze wyjątkowo podatny na jakikolwiek dotyk na
penisie, więc będzie zadowolony nawet, jeśli w połowie zrezygnuję i sprawię, że
dojdzie dzięki mojej dłoni.
Przesunąłem usta niżej i w końcu dotknąłem nimi
penisa Daniela, który wciąż na
mnie patrzył. Zacisnął mocno dłonie na pościeli, gdy wsunąłem sobie jego
członek do ust. Oczywiste było, że nie w całości, nawet nie próbowałem. Na
pozostałej części zacisnąłem palce i bez pośpiechu zacząłem go pieścić, co
jakiś czas ściskając wargami. W ustach czułem specyficzny smak, ale nie
przeszkadzał mi. Był podobny do mojej spermy i zapachu seksu.
Z przyjemnością słuchałem drżącego, urywanego
oddechu i cichych jęków mojego kochanka. Widziałem, że powstrzymuje się jak
może przed poruszaniem biodrami i byłem mu za to wdzięczny. W pewnym momencie
sam rozpiąłem spodnie i zacząłem się masturbować.
– Sebastian… – westchnął – ja zaraz… Ooch! –
Zadrżał, gdy przyśpieszyłem ruchy językiem. Chciał mnie odepchnąć, ale
powstrzymałem go. Mocno ścisnąłem jego dłonie po bokach naszych ciał. Klęczałem
teraz, podpierając się na rękach, a w dłonie wbiły mi się paznokcie mężczyzny.
Poruszałem głową w górę i w dół jak najszybciej umiałem, biorąc go na tyle
głęboko, bym się nie zakrztusił. Po kilku takich ruchach poczułem jak dochodzi,
a sperma rozlewa się we wnętrzu moich ust. Równocześnie usłyszałem jęk i swoje
imię, wypowiedziane w taki sposób, że po moim ciele przeszły przyjemne
dreszcze.
Odsunąłem się, by przełknąć część spermy. Trochę
zostawiłem, by móc się nią rozkoszować. Z jakiegoś powodu mnie to jeszcze
bardziej podniecało.
– O Boże… Seba… – usłyszałem po chwili. Daniel, gdy doszedł trochę do siebie,
zauważył co robię. Nagle uniósł się do siadu, by wpić się w moje usta. Jęknąłem
cicho, gdy obcy język wtargnął do mojego wnętrza i niemal zaczął mnie
wylizywać.
Pchnął mnie na plecy i pośpiesznie zsunął się w
dół, biorąc moją erekcję w całości do ust. Krzyknąłem nieskładnie, czując jak
moje nerwy płoną z przyjemności. Już wcześniej byłem na skraju, a teraz, gdy
czułem szybkie tempo, które nadał, orgazm zawładnął mną natychmiast z całą
swoją mocą. Wygiąłem się mocno, podczas gdy mężczyzna spijał ze mnie, nie
odsuwając się nawet wtedy, gdy już się całkiem rozluźniłem.
Przesunąłem palcami po jego krótkich włosach i
odepchnąłem od siebie. Połknął moją spermę i uśmiechnął się szeroko. Radość
sięgnęła oczu i popłynęła dalej przez całe ciało, widziałem to w sposobie w
jakim oddychał. Tak, jakby miał się za chwilę roześmiać. Nie zrobił tego
jednak, bo nie o śmiech chodziło.
Uwielbiam, gdy uśmiecha się w ten sposób.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz