31 sierpnia 2016

[9] Gonitwa


Zakupy zrobiłem jeszcze przed pierwszą, byśmy mieli co zjeść. Cieszyłem się, że mogę coś zrobić, bo nie byłem przyzwyczajony do bezczynności. Przywlokłem więc ciężkie zakupy, rozpakowałem je i zrobiłem naleśniki, podczas gdy Daniel siedział przed komputerem. Nie wnikałem po co, może szukał pracy, a może po prostu w coś grał.
Właśnie jedliśmy obiad, gdy zadzwonił mój telefon. Oderwałem się od jedzenia, by odebrać połączenie. Widząc napis „Tomasz”, zacisnąłem mocno usta. Jak ja mu się wytłumaczę?
Wyszedłem na korytarz i oparłem się o szarą ścianę.
– Słucham – powiedziałem, odbierając.
– Cześć Sebastian. Patryk mówił, że coś cię zatrzymało – mruknął trener. Nie był zły co mnie trochę uspokoiło. – Co się dzieje?
– Mój przyjaciel potrzebuje pomocy – wyjaśniłem. – Przepraszam, że nie poinformowałem wcześniej, ale to się stało tak nagle… Potrzebuję paru dni urlopu, więc jeśli to nie będzie problem…
– Seba. Wiesz, że nie. Rzadko kiedy prosisz o wolne – słyszałem w jego głosie zmartwienie. – Tylko daj nam znać ile czasu cię nie będzie i tak dalej. Martwiliśmy się. Myślałem, że to przeze mnie uciekłeś…
– Wiem, Patryk mi mówił. – Zaśmiałem się. – To nie przez ciebie. Przepraszam, że to tak wyglądało. Po prostu zaraz po tym jak wyszedłem z sali szpitalnej, dostałem telefon.
– No dobrze – westchnął mężczyzna. – Patryk i tak nie może jeździć przez tydzień, więc oba konie będą miały wolne. Trzymaj się tam. I daj znać.
– Jasne. Dzięki.
– Do zobaczenia, Seba.
– Do zobaczenia.
Tomasz rozłączył się, więc potarłem nasadę nosa i wróciłem do stołu, by dokończyć jedzenie. Daniel siedział już z pustym talerzem. Uśmiechnął się na mój widok.
– Kłopoty w raju? – zapytał.
– Nie… Po prostu trochę wyszło zamieszania z moim zniknięciem – wyjaśniłem – ale już jest wszystko ok.
Mężczyzna kiwnął głową i oparł się ramionami na stole. Przyglądał mi się jak jem naleśniki, a na jego twarzy błąkał się lekki uśmiech. Zerkałem na niego od czasu do czasu, czując się trochę dziwnie. Odezwał się dopiero, gdy zjadłem i odstawiłem nasze talerze do zmywarki.
– Pyszne były – pochwalił.
– Dzięki. – Uśmiechnąłem się, mile połechtany. Lubiłem gotować, szkoda, że zwykle nie mogłem tego robić. Zresztą nawet, gdybym mógł, nie miałbym czasu na stadninie. – Jakieś plany na dzisiaj?
– Nie wiem. – Wzruszył ramionami. – Możemy zagrać w coś.
– Ok. Ale jutro gdzieś cię zabiorę – zdecydowałem z uśmiechem. W końcu lepiej, żeby jutro go czymś zająć. Nie będzie miał czasu na rozmyślanie.
***

Następnego dnia wyszliśmy po południu na spacer. Cel – Partynice! Chciałem pokazać Danielowi skrawek mojego świata.
– Gdybym wiedział, że zamierzasz przejść dwadzieścia kilometrów, zabrałbym rower – zaśmiał się Daniel, siadając na parkowej ławce. Powachlował się dłonią. Było gorąco, jak to w lipcu, a na niebie błąkały się jedynie małe obłoczki. Teraz byliśmy pod drzewami, a wokół rosło więcej zieleni, więc słońce nie paliło już tak bardzo jak w czasie spaceru po mieście. Betonowe ulice i mury dodatkowo podwyższały temperaturę. – Gdzie my w ogóle jesteśmy?
– Jak na razie nie przeszliśmy nawet dziesięciu kilometrów – zauważyłem, przystając obok niego. Rozglądałem się dookoła, chłonąc widoki. Jeszcze kilka dni temu jechałem na tym torze. Tutaj też odbył się mój pierwszy wyścig konny. – Gdybyśmy poszli ścieżką w prawo, dotarlibyśmy do stajni – poinformowałem. –  A jesteśmy na torze w Partynicach.
– Serio? Gdzie ten tor? – zdziwił się, rozglądając niepewnie.
– Za tymi budynkami – prychnąłem rozbawiony. – Musimy jeszcze kawałek przejść.
– Niech ci będzie – westchnął i podniósł się. – A dwadzieścia kilometrów będzie jak wrócimy do domu.
– Może trochę więcej niż piętnaście. – Zaśmiałem się cicho i ruszyłem w stronę trybun. Tak naprawdę nigdy jeszcze tam nie byłem, zawsze oglądałem wszystko z tej drugiej perspektywy.
– Masz licznik w dupie, czy co? – prychnął, idąc za mną.
– Mój licznik w dupie wskazuje zero i dobrze o tym wiesz – stwierdziłem z udawaną powagą, a Daniel wybuchnął niekontrolowanym śmiechem. Zerknąłem na niego i nie mogłem powstrzymać uśmiechu cisnącego mi się na usta. Mężczyzna objął mnie ramieniem za szyję. Cały się trząsł.
– Matko, popłakałem się – jęknął, ocierając oczy. Powoli się uspokajał, choć nadal od czasu do czasu chichotał.
– Cóż. Fajnie, że cieszy cię moje nieszczęście.
– Wiesz, skarbie, że nie – szepnął mi do ucha niskim głosem, od którego aż ciarki mi przeszły po plecach.
– Przestań – odepchnąłem go i rozejrzałem się panicznie na boki. Nie chciałem, by ktoś mnie tu zobaczył w jakiejś dwuznacznej sytuacji. Nie wszyscy przecież po weekendzie opuszczali to miejsce, a być może nawet Adam gdzieś tu się jeszcze kręci. Na szczęście nikogo w pobliżu nie zauważyłem.
A tak w ogóle jakie „skarbie”?!
Daniel obrzucił mnie uważnym spojrzeniem i pokręcił delikatnie głową. Przyśpieszyłem, przechodząc przez uchyloną bramę, która oddzielała nas od części trybun i placu, na którym ludzie mogli obserwować wyścigi. Stanąłem przy barierce, blisko murawy i spojrzałem na rozległy teren, gdzie odbywały się zawody.
– Robi wrażenie – powiedział Daniel, przystając obok mnie.
– To miejsce jest takie dziwne bez tłumu ludzi. Zawsze mnie przeraża w takich momentach.
– Jak ci poszedł ostatni wyścig? Mówiłeś, że stąd do mnie przyjechałeś.
– Dokładnie przyjechałem ze szpitala. – Westchnąłem, a Daniel spojrzał na mnie pytająco. – Patryk spadł z Groma. Jechaliśmy w tej samej gonitwie…
– Och. Nic mu się nie stało?
– Z początku miałem wrażenie, że się zabił. Zawróciłem do niego, ale i tak nic nie mogłem zrobić. – Zacisnąłem usta. – Na szczęście szybko odzyskał przytomność, a w szpitalu powiedzieli, że nic się nie stało, oprócz paru siniaków.
– Bałeś się o niego – bardziej stwierdził, niż zapytał, ale i tak czułem potrzebę mu odpowiedzieć.
– Jak cholera.
***

Gdy wróciliśmy do domu, była już godzina osiemnasta. W drodze powrotnej Daniel marudził, doprowadzając mnie tym co najmniej do irytacji. Przecież to tylko kilka kilometrów. Dopiero, gdy stwierdził, że nie powinien się przemęczać, zrobiło mi się głupio. Chciałem nawet, żebyśmy wezwali taksówkę, ale wtedy powiedział, żebym się nie wygłupiał i do końca drogi nie usłyszałem od niego ani słowa skargi.
W domu od razu poszedł do pokoju i walnął się na łóżko, wzdychając ciężko.
– Mogłeś powiedzieć wcześniej – zauważyłem, przystając w progu. Cóż. Nie byłem przyzwyczajony do tego, że ludzie nie mieli kondycji. Praktycznie każdy, kogo znałem, mógłby latać po dworze cały dzień, a wieczorem jeszcze pójść na tańce i zacząć szaleć na parkiecie. Dla mnie to było normalne. Nawet faceci z pubu tacy byli. No dobra, oprócz Mikołaja, ten nic nie robił.
– Wiem. Przecież nic nie mówię – mruknął, przewalając się na plecy i spoglądając na mnie z rozbawieniem. – Twój chłopak powinien mieć co najmniej w połowie taką kondycję tak ty, inaczej go wykończysz.
– Ta. Zrobić coś na kolację? – Usiadłem obok niego. Na mojej twarzy pewnie mógł zobaczyć troskę. Nie mogłem nic poradzić na to, że się o niego martwiłem i czułem się winny. Przez moją głupotę czuł się gorzej.
– Muszę być na czczo jutro. Już za późno na jedzenie – powiedział spokojnie.
– Cholera. To też mogłeś powiedzieć! – wytknąłem, coraz bardziej zły. – Mogliśmy gdzieś wstąpić po drodze. Ile ty masz lat?! Powinieneś być bardziej odpowiedzialny niż ja.
– I tak bym niczego nie przełknął. – Skrzywił się.
– Co? Dlaczego?
Daniel wzruszył ramionami i odwrócił wzrok. To wyglądało tak, jakby wstydził się do tego przyznać. Cały dzień widziałem, że coś jest nie tak, choć mężczyzna bardzo dobrze to ukrywał. Już nie raz się przekonałem, że jest świetnym aktorem, a ja nigdy nie byłem dobry w odgadywaniu uczuć innych osób, więc miałem jeszcze bardziej utrudnione zadanie.
– Co jest? – szepnąłem. Położyłem się obok i przytuliłem do jego boku.
– Nic. Nie jestem głodny. Po prostu. – Przymknął oczy i odwrócił twarz w moją stronę.
– Stresujesz się? – to pierwsze przyszło mi do głowy. Sam przecież bym się stresował przed operacją. Do tego mają mu wyciąć jądro, to z pewnością nie była przyjemna perspektywa. Mężczyźni różnie reagowali na coś takiego. Pytanie tylko co o tym myśli Daniel i jak to odbiera. Dotąd nie zauważyłem, by godziło to w jego męską dumę czy coś w tym stylu. Raczej traktował to po prostu jako chorobę.
– Nawet nie wiesz jak bardzo – powiedział po chwili. Spojrzał mi w oczy z bliska, widziałem w nich zmęczenie i zrezygnowanie. – Chciałbym to już mieć za sobą. – Westchnął i jeszcze bardziej zbliżył twarz do mojej. Nasze oddechy się mieszały.
– Daniel… – zacząłem niepewnie, chcąc go zapytać o coś, co nie dawało mi spokoju. Nie byłem tylko do końca pewien, czy powinienem.
– Hm? – Uniósł dłoń i przesunął palcami po moim policzku.
– Ale nie myślisz o tym tak, że zostaniesz kaleką…? Czy coś w tym rodzaju. – zapytałem koślawo. Przez chwilę bałem się, że może mnie opacznie zrozumieć i pomyśli, że ja tak to widzę. A nie chciałem, by stracił przez to wiarę w siebie. Zawsze podobała mi się u niego ta cecha.
– Nie. – Wsunął mi dłoń we włosy. – To tylko choroba… Jeśli mnie teraz wyleczą, po prostu będę miał jedno jądro mniej. Podobno nie robi to różnicy, a ja od początku się tego uczepiłem. Bez sensu byłoby, gdybym jeszcze to dołożył do swoich problemów. Lepiej żebym stracił jądro, niż życie.
Uśmiechnąłem się lekko i mruknąłem coś na potwierdzenie. Tak. To był właśnie Daniel. Mógł być w dołku, ale mimo tego podchodził do wszystkiego racjonalnie. Miał świadomość, że to on steruje swoimi uczuciami i ma władzę nad swoim życiem. Nawet, jeśli pojawiała się na jego drodze jakaś przeszkoda.
– Lubię to w tobie – wyszeptałem, czując jak gładzi palcami skórę mojej głowy. Było mi przyjemnie.
– Co?
– Racjonalność. – Uśmiechnąłem się szeroko i zarzuciłem jedną nogę na brzuch mężczyzny. – Nie poddajesz się emocjom, a zawsze wszystko kalkulujesz. Chociaż w seksie bywa to irytujące – zaśmiałem się. Zsunąłem nogę trochę niżej i wsunąłem ją między jego uda. Mężczyzna uchylił lekko usta i zwilżył je językiem. Jego źrenice powiększyły się, gdy zacząłem delikatnie poruszać łydką w górę i w dół. Chciałem, by się rozluźnił, zapomniał odrobinę. I chciałem jeszcze czegoś spróbować.
– Jesteś niewyżyty – szepnął z rozbawieniem, oddychając przy tym głębiej – mmh…
Z fascynacją patrzyłem jak mięśnie jego twarzy się rozluźniają, a równocześnie czułem jak jego penis sztywnieje. Musnąłem wargami jego usta i pogładziłem płaski brzuch przez bluzkę, którą miał na sobie.
Mężczyzna przymknął oczy i objął ramionami moją szyję. Pociągnął mnie na siebie, zmuszając bym nad nim zawisnął. Nie wiem, który z nas zaczął, ale już po sekundzie całowaliśmy się powoli, dokładnie, z uczuciem, którego nie do końca rozumiałem. Podwinąłem mu bluzkę i zacząłem błądzić dłońmi po znanym mi ciele. Przez dłuższy czas nie robiliśmy niczego więcej. Uwielbiałem się z nim całować, mógłbym przysiąc, że opanowaliśmy tą umiejętność do perfekcji.
– Leż spokojnie – wyszeptałem, odrywając się od jego ust. Miał je trochę opuchnięte i seksownie zaczerwienione. Ciemnoniebieskie oczy wpatrywały się we mnie z napięciem, gdy pocałowałem środek jego klatki piersiowej, czując przy tym jego mocno bije serce.
Przesunąłem językiem w stronę sutka i zacząłem go ssać. Daniel wstrzymał na chwilę oddech, po czym jęknął głośno, poruszając się pode mną niespokojnie. Wcisnąłem swoje biodra w jego krocze, nie mogąc się powstrzymać przed otarciem o nie. Było mi gorąco, mając przed sobą widmo tego, co chcę zrobić.
Niecierpliwie zsunąłem się niżej, docierając ustami do pępka Daniela i całując jego okolice.
– Seba… Co ty wyprawiasz? – sapnął mężczyzna, chwytając mnie za włosy, bym się nie zsunął niżej.
– A jak myślisz? – Spojrzałem na niego z dołu i oblizałem usta powoli. Widziałem jak na mnie reaguje i bardzo mi to schlebiało.
– Nie musisz…
– Zwariowałeś? – prychnąłem. – Chcę. A domyślam się, że jesteś zdrowy. – Uniosłem brew.
– Domyślasz się? – sapnął. – Kurwa, Seba. Nie powinieneś nawet o tym myśleć, jeśli nie jesteś pewien, że…
– Ufam ci – szepnąłem, masując jego uda. Mężczyzna spojrzał na mnie z niedowierzaniem. – Powiedziałbyś mi, gdyby coś było nie tak. – Uśmiechnąłem się lekko. – Właśnie to potwierdziłeś.
– Ale…
– Musiałeś się badać w ostatnim czasie – przerwałem mu. – Jesteś zdrowy, tak?
– Tak – szepnął, wciągając głośno powietrze. Doskonale widziałem pragnienie w jego oczach. O wiele mocniejsze od tego, kiedy mi się oddawał.
Odpiąłem guzik i zamek w jego spodniach, zsunąłem je z niego razem z majtkami. Nie chciałem, by cokolwiek mi przeszkadzało. Leżał teraz przede mną z rozsuniętymi nogami, nagi, podczas gdy ja miałem na sobie wszystkie ubrania.
Wróciłem do całowania okolic pępka, a dłonią objąłem sztywnego już penisa.
Może to dziwne, ale w ogóle się nie wstydziłem. Daniel znał mnie, a ja znałem jego. Nawet jeśli nigdy jeszcze nikomu nie obciągałem, wiedziałem, że nie mam się czego obawiać. Mężczyzna był zawsze wyjątkowo podatny na jakikolwiek dotyk na penisie, więc będzie zadowolony nawet, jeśli w połowie zrezygnuję i sprawię, że dojdzie dzięki mojej dłoni.
Przesunąłem usta niżej i w końcu dotknąłem nimi penisa Daniela, który wciąż na mnie patrzył. Zacisnął mocno dłonie na pościeli, gdy wsunąłem sobie jego członek do ust. Oczywiste było, że nie w całości, nawet nie próbowałem. Na pozostałej części zacisnąłem palce i bez pośpiechu zacząłem go pieścić, co jakiś czas ściskając wargami. W ustach czułem specyficzny smak, ale nie przeszkadzał mi. Był podobny do mojej spermy i zapachu seksu.
Z przyjemnością słuchałem drżącego, urywanego oddechu i cichych jęków mojego kochanka. Widziałem, że powstrzymuje się jak może przed poruszaniem biodrami i byłem mu za to wdzięczny. W pewnym momencie sam rozpiąłem spodnie i zacząłem się masturbować.
– Sebastian… – westchnął – ja zaraz… Ooch! – Zadrżał, gdy przyśpieszyłem ruchy językiem. Chciał mnie odepchnąć, ale powstrzymałem go. Mocno ścisnąłem jego dłonie po bokach naszych ciał. Klęczałem teraz, podpierając się na rękach, a w dłonie wbiły mi się paznokcie mężczyzny. Poruszałem głową w górę i w dół jak najszybciej umiałem, biorąc go na tyle głęboko, bym się nie zakrztusił. Po kilku takich ruchach poczułem jak dochodzi, a sperma rozlewa się we wnętrzu moich ust. Równocześnie usłyszałem jęk i swoje imię, wypowiedziane w taki sposób, że po moim ciele przeszły przyjemne dreszcze.
Odsunąłem się, by przełknąć część spermy. Trochę zostawiłem, by móc się nią rozkoszować. Z jakiegoś powodu mnie to jeszcze bardziej podniecało.
– O Boże… Seba… – usłyszałem po chwili. Daniel, gdy doszedł trochę do siebie, zauważył co robię. Nagle uniósł się do siadu, by wpić się w moje usta. Jęknąłem cicho, gdy obcy język wtargnął do mojego wnętrza i niemal zaczął mnie wylizywać.
Pchnął mnie na plecy i pośpiesznie zsunął się w dół, biorąc moją erekcję w całości do ust. Krzyknąłem nieskładnie, czując jak moje nerwy płoną z przyjemności. Już wcześniej byłem na skraju, a teraz, gdy czułem szybkie tempo, które nadał, orgazm zawładnął mną natychmiast z całą swoją mocą. Wygiąłem się mocno, podczas gdy mężczyzna spijał ze mnie, nie odsuwając się nawet wtedy, gdy już się całkiem rozluźniłem.
Przesunąłem palcami po jego krótkich włosach i odepchnąłem od siebie. Połknął moją spermę i uśmiechnął się szeroko. Radość sięgnęła oczu i popłynęła dalej przez całe ciało, widziałem to w sposobie w jakim oddychał. Tak, jakby miał się za chwilę roześmiać. Nie zrobił tego jednak, bo nie o śmiech chodziło.
Uwielbiam, gdy uśmiecha się w ten sposób.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz