Dlaczego
ona mnie zabiera na imprezy? Odwieczne pytanie wciąż pozostawało bez
odpowiedzi. Julia nigdy nie wyjaśniła, więc mogę jedynie gdybać. Przynajmniej
mam co robić, gdy ona bawi się w najlepsze.
Stoję
pod ścianą koloru czerwonego. Ten klub spotkał projektanta z fetyszem na
czerwień, wszystko jest nią obsmarowane, różny jest jedynie odcień. W tłumie
bawiących się wypatruję dziewczyny. Obserwuję jak tańczy. Fascynujące zajęcie,
szczególnie, że jest urodzoną tancerką. Jej biodra poruszają się wraz z rytmem
muzyki, stopy przesuwają po parkiecie w nieznanych mi kombinacjach, a ręce
błądzą po ciele pijanego partnera. Swoją drogą, pewnie nawet nie wie, jak on ma
na imię. Cała Julka. Uwielbia zabawiać się z facetami, kusić ich, a później,
gdy nie ma ochoty kontynuować „znajomości”, biegnie do mnie i razem uciekamy z
klubu. Gorzej, jak ma ochotę kontynuować. Wtedy do domu wracam sam.
Czasem
zastanawiam się jakim cudem, ta mała dziewczynka, którą poznałem w przedszkolu,
wyrosła na tak pociągającą siedemnastolatkę. Nie żeby mi się jakoś specjalnie
podobała. Jest ładna, widzę jak reagują na nią inni faceci, ale sam nigdy nie
pomyślałem, by się do niej zbliżyć. Za dobrze ją znam.
Dzisiaj
jak zwykle ubrała się w czarne obcisłe ciuchy, które więcej odkrywały niż
zakrywały. Falowane, niemal białe włosy zostawiła rozpuszczone i teraz okręca
je na palcu, patrząc w oczy swojej ofiary.
Muzyka
na chwilę zostaje wyłączona, byśmy usłyszeli co mówi DJ. Dziewczyna
wykorzystuje ten moment, by chwiejnym krokiem do mnie podejść. Widzę po jej
twarzy, że jest coś nie tak.
- Niedobrze
mi. – Woła do mnie, bo muzyka ponownie zaczyna oblężenie naszych bębenków. –
Naprawdę mi niedobrze…
Opiera się
o mój tors i przymyka oczy. Nie wypiła wcale tak dużo, myślę zaniepokojony.
Dawno nie widziałem, by wymiotowała po alkoholu. A teraz jest cała zielona.
Chwytam
ją za rękę i wyprowadzam z głośnego, śmierdzącego papierosami oraz piwem klubu.
Nigdy nie rozumiałem jak można tu przychodzić dla przyjemności. Ja to miejsce
kojarzę jedynie z bólem uszu. Przy wyjściu napotykamy spory tłum ludzi, który
napiera do środka. Jako dwumetrowy facet bez trudu toruję sobie w nim drogę i
wydostaję nas na zewnątrz.
Powietrze!
Tu się znalazło…
-
Jak się czujesz? – Pytam dziewczyny, która słania się na nogach.
- Cudownie!
– Warczy, opierając się plecami o ścianę.
- Jak mam
cię niby odstawić do domu w takim stanie? Twoje matka mnie zabije! – Marudzę.
Tak, wiem, jak stary dziad… ale ona za to jest pięcioletnią smarkulą.
- Nie
zabije cię. – Mruczy słabo. Jest coraz bardziej blada. – Ona cię uwielbia.
- Już
słyszę jak mnie uwielbia dzisiejszej nocy.
Odgarniam
jej blond włosy z twarzy i spoglądam w bok, czując na sobie czyjeś spojrzenie.
Zielone
oczy wpatrują się we mnie. Należą do chłopaka o ciemnej karnacji, który stoi jakieś
trzy metry od nas, popalając papierosa. Gdzieś widziałem te oczy, ale nie umiem
sobie przypomnieć gdzie… Chłopak unosi brew i wyciąga z ust „śmierć w pigułce”.
Odgarnia z twarzy czarne, długie włosy i wskazuje na Julię.
- Zaraz ci
zwymiotuje na buty. – Ostrzega, a ja w ostatnim momencie odskakuję na
bezpieczną odległość. Boże!
- Cholera,
Julia… - Chwytam ją za ramię, by odzyskała równowagę i nie wpadła we własną
zawartość żołądka. – Usiądź, mała. – Szeptam do niej i delikatnie sadzam na
czystej ziemi. – Coś ty brała?
- Nic…
tylko piłam… - Jęczy, próbując wytrzeć usta. Wygląda jak siedem nieszczęść.
Nieznajomy
kuca obok nas i podaje paczkę chusteczek dla Julii.
- Piwo z
tego klubu? – Pyta. Dostrzegam na jego twarzy niepokój.
- Tak.
- W takim
razie czeka cię ciężka noc. – Oświadcza. - Ostatnio sporo osób się po tym
pochorowało. Nie mam pojęcia co tam dodali. W każdym razie przechodzi po paru
godzinach. – Kładzie dłoń na moim ramieniu. A mnie ogarnia dziwne uczucie.
Ściska mnie w dołku? Cholera, nawet nie wiem jak to nazwać. – Macie jak wrócić?
Piłeś?
- Mam
samochód. – Odpowiadam. Zabrał już dłoń, ale dalej czuję się dziwnie.
- No to
spoko. – Odchodzi niespiesznym krokiem.
Marszczę
brwi i biorę Julię na ręce. Muszę ją zabrać do domu.
***
Na
domofonie wybrałem odpowiedni numer. A teraz patrzę na siebie samego,
odbijającego się w ciemnej szybie drzwi wejściowych. Mam krótkie blond włosy, w
tym samym odcieniu co Julka. Niebieskie oczy ze znużeniem wpatrują się w zbyt
dobrze znaną mi twarz. Ani przystojną, ani brzydką.
Drzwi
otwierają się, a ja wnoszę Julię na drugie piętro. Nie jest ciężka - jak dla
mnie.
Przed
wejściem do mieszkania zastaję Martę, starszą panią wyglądającą niemal
identycznie co moja przyjaciółka, tylko z krótkimi włosami i dodatkowymi trzydziestoma
kilogramami. Stojąc tak przed nią i trzymając jej ledwo żywą córkę, czuję się
naprawdę okropnie. Jak zawsze, gdy Julia coś przeskrobie. Obwiniam siebie za
to, że jej nie upilnowałem. Teraz jest podobnie.
- Boże! Co
jej się stało? – Na twarzy Marty widzę przerażenie. Kobieta otwiera szerzej
drzwi mieszkania, bym mógł wnieść jej
córkę. – Posadź ją w kuchni.
Wchodzę
do jadalni, połączonej z kuchnią i sadzam Julkę na jednym z krzeseł przy stole.
Zerkam na zegarek, stojący na starej komodzie. Pierwsza w nocy. Na pewno
obudziłem Martę, a jutro przecież wcześnie idzie do pracy, mimo że jest
niedziela. Jako pielęgniarka nie ma lekko, jest cały dzień na nogach. Moje
wyrzuty sumienia nabrały na sile.
- Zatruła
się czymś. – Informuję kobietę. – Mam się nią zająć? Pani pewnie jest zmęczona…
- Marta,
nie pani. – Poprawia mnie. Dotyka czoła córki i kręci głową. – Sama się nią
zajmę. Idź do domu, pewnie też chcesz od niej odpocząć. Nieźle daje ci w kość.
– Klepie mnie po policzku, przez co musi wysoko unieść rękę. – Nie obwiniaj
się, znam swoją córkę.
Najwidoczniej
zna i mnie.
___________
Komentarze z poprzedniego bloga:
___________
Komentarze z poprzedniego bloga:
Wysłany 21.02.2015 o 18:50
Łaaaaa ciekaweZarąbiście się to czyta!
|
Bardzo mi się podoba ;)
OdpowiedzUsuńCieszę się :)
UsuńCiekawie się zapowiada :)
OdpowiedzUsuń~L.A