30 maja 2016

Zagubiony


Wąskie uliczki miasta są zimne i ciemne. Czuję zapach wilgoci, ludzi i zwierząt. Słyszę dziwne pojazdy człowieka, oraz rozmowy zza ścian budynków. Jednak tu, gdzie jestem, nikogo nie ma. Idę więc spokojnie, rozglądając się wkoło i kołysząc białym, puchatym ogonem. Mam nadzieję, że nie przybłąka się dzisiaj żaden pies. Prych! Na samą myśl włosy stają mi dęba. Co ludzie widzą w tych brudnych-paskudach-pasch? To naprawdę nierozsądne trzymać w domu źródło chaosu. Łażą wszędzie, brudzą, gryzą, szczekają. Głośne i nierozgarnięte. Prych!
Wskakuję na parapet jednego z nielicznych okien. Miauczę, próbując zwrócić na siebie uwagę któregoś z domowników. Wszyscy homo sapiens siedzą na wielkiej kanapie przed migoczącym ekranem. Ludzie. Prych! Gapią się non stop w jakieś ekrany i nie ruszając przez cały dzień. Nie mam pojęcia co ich ciekawi w tych kolorowych obrazkach. Przecież są bez sensu.
Zeskakuję zirytowana z parapetu, lądując niefortunnie w kałuży. Prycham, zła o swoją nieuwagę. Wychodzę z wody i siadam pod parapetem, bo tylko tam jest sucho. Przeszedł mnie dreszcz. Moje mokre łapki zaczynają marznąć, liżę je więc, by się osuszyć.
Muszę znaleźć jakieś schronienie. Może w śmietniku będzie jakieś suche miejsce? Kto to myślał, żebym musiała tułać się po ulicach w środku nocy! Moja pani zapłaci za to! Jak wrócę do domu, to rozwalę jej poduszkę. Albo nasikam na kołdrę. Albo jedno i drugie…
Zrobiłabym to, gdybym wiedziała, gdzie teraz jest. Zostawiła mnie tak nagle.
W oddali zauważam niedomknięte drzwi jednej z kamienic. Uradowana biegnę do środka. Jest tu cieplej niż na zewnątrz, ale podłoga holu jest z kamienia, co nie jest przyjemne. Rozglądam się, ale nie ma żadnej poduszeczki... Nic nie ma. Prych! Jak tak można? Miska mleka dla spragnionego wędrowca, to nie łaska? Prych! Ludzie.
Łapki coraz bardziej mi marzną, przebieram więc w miejscu, zastanawiając się, czy nie zadrapać w czyjeś drzwi. Ludzie czasem dają coś ciepłego. Może i tym razem się uda? Postanawiam spróbować.
- Edward! - Słyszę wrzask jakiejś starszej pani. - Weź zobacz co tak drapie w te cholerne drzwi!
- Już, już! - Wielkie drewno-drzwi uchylają się, ukazując w progu starszego mężczyznę. Od razu wyczuwam od niego coś śmierdzącego i szczypiącego w nos. Chyba nie najlepszym pomysłem było drapać akurat w te drzwi. Jakby na potwierdzenie tych myśli, dostaję potężnego kopniaka, który odrzuca mnie na ścianę. Dzwoni mi w uszach. Przez moment nie potrafię dojść do siebie, a gdy otwieram oczy i z bólem szyi rozglądam się dookoła, drzwi mieszkania są już zamknięte. Żadnej ciepłej miseczki mleka, żadnej poduszeczki. Teraz tylko ból pleców i głowy. Prych!
Wychodzę z kamienicy, próbując nie zwracać uwagi na ból. Idę powoli w stronę ruchliwej ulicy. Ktoś się zlituje. Na pewno.  Ludzie są dobrzy, nie chcą zrobić krzywdy bezbronnym zwierzętom. Ten tam był chory, nie myślał o tym co robi. Chyba...
Moja pani była dobra. I inni ludzi, których spotykałam. Tylko dlaczego mnie zostawili? Wyszłam jak zwykle z domu, by nie brudzić swoją potrzebą mieszkania pani, ale już mnie więcej nie wpuściła… Zawsze mnie wpuszczała! Później przyjechało więcej ludzi. Naprawdę dużo. Bałam się tłumu, więc nie wchodziłam do domu. W końcu odjechali. Ale mój dom już się więcej nie otworzył.
Każdy krok sprawia mi potworny ból. Mam wielka nadzieję, że nic sobie nie zrobiłam, jak mam w wkrótce uciec przed gromadą psów? Na pewno mnie złapią, jeśli nie będę zwinna i szybka.
            Moja pani… Ja tylko żartowałam z psotami…

1 komentarz:

  1. Tę historię mogę opisać jednym słowem-smutne...a zwierzęta także mają uczucia,niestety wiele ludzi traktuje ich przedmiotowo.cieplutko pozdrawiam
    ~L.A

    OdpowiedzUsuń