12 maja 2016

[14] Moja Alaska


            Gdy wylądowaliśmy w klubie całą zgrają, ochroniarze spojrzeli na nas groźnie, jednak nie odmówili wejścia. Po godzinie picia przy barze i stolikach, większość wybyła na parkiet, wyrywając jakieś laski. Przyszła tu także Julka i dziewczyna Lucjana.
            - Gratulacje! – Woła moja przyjaciółka, obejmując Rafała, a następnie mnie.
- Dzięki. – Mówię jej do ucha.
- O, cześć! – Wita się Emil, podchodząc do nas z wyszczerzem na ustach. – Już słyszałaś? Mat się spisał!
- Słyszałam. – Posyła mu lekki uśmiech i spogląda na mnie z uwagą. – Ale coś nie za bardzo się z tego cieszysz.
            Wzruszam ramionami. Nie mam ochoty znów tego tłumaczyć. Od tej słodkiej przyjemności wybawia mnie zielonooki, próbując wyciągnąć mnie na parkiet.
- Em, przecież wiesz, że nie umiem tańczyć. – Mówię, co skutkuje tylko jego rozbawieniem. Jest pijany i nie przejmuje się tym, że może to dziwnie wyglądać.
- No dawajcie! – Woła Adam w naszą stroną. Dotąd stał przy barze i tylko się nam przyglądał ze zmarszczonymi brwiami, teraz na jego twarzy widnieje uśmiech wyrażający pogardę. – Ostatnio widziałem jak Emil tańczył z jakimś czerwonowłosym. Później wyszli razem… Też masz na niego ochotę, co Mat?
- Damian? – Zaciskam palce na ramieniu Emila i wbijam w niego gniewny wzrok. Nie uszło to uwadze osób, które obok nas stały.
- Ocho. – Parska Adam. Przez chwilę dostrzegam na jego twarzy zaskoczenie. – Jednak trafiłem.
- Byłeś z nim? – Pytam, zapominając kompletnie o tym, że powinienem się obronić i wszystkiemu zaprzeczyć. Ogarnia mnie wściekłość, na myśl o czerwonowłosym… Jeśli byli razem…
- Tak. – Przyznaje Emil, przechylając głowę w bok. – Nie jesteśmy przecież parą. – Dodaje ciszej.
            Nigdy sobie tego nie powiedzieliśmy, przyznaję w myślach. Ale nie pozwolę, by ktokolwiek mi ciebie odebrał.
- Adam. – Rzucam do bruneta, który przestał się już uśmiechać. Teraz był jedynie zniesmaczony. – Możesz sobie pogratulować.
- Co? – Pyta zdezorientowany.
- Jestem gejem. – Walę prosto z mostu i przyciągam Emila do pocałunku.
            Nie całowaliśmy się od czasu tej kłótni na klatce schodowej, nie mówiąc już o czymś więcej, więc gdy w końcu wpijam się w jego usta, ogarnia mnie pożądanie. Chłopak nie protestuje, poddaje mi się całkowicie, a ja wykorzystuję to jak najlepiej potrafię. W końcu jednak przypominam sobie, że jesteśmy obserwowani, więc odrywam się od niego, przybierając maskę wyższości.
- Punkt dla ciebie. – Wołam do Adama. Zauważam resztę drużyny i parę innych osób, gapiących się na nas z niesmakiem. Julka jedynie spoglądała na mnie smutno. Było jej mnie żal. Nic bardziej upokarzającego nie może mnie już spotkać. – Koniec przedstawienia. – Mruczę i obejmując chłopaka w talii, wyprowadzam z klubu. Traktuję go jak przedmiot, boję się spojrzeć na niego. Nie zniosę, jeśli i on mnie odrzuci. Przecież nie chciał, by ktokolwiek się dowiedział, a ja…
            Cholera. Czemu muszę wszystko psuć?
            Przystaję dopiero w ciemnej, pustej uliczce i wtedy spoglądam na Emila. Ma oczy bez wyrazu, a usta zaciśnięte w wąską linię. Wrogie spojrzenia z pewnością go otrzeźwiły.
- Nie mogę przy tobie pić. Zapamiętam. – Mamrocze. – Cóż. Straciłem drugą drużynę.
- Czemu mnie zdradziłeś? – Pytam, olewając to, co przed chwilą powiedział.
- Nie jesteśmy razem. Sam tak zdecydowałeś. W wigilię.
- Przecież powiedziałem rodzicom! – Krzyczę wściekły. Dlaczego on nie potrafi tego zrozumieć!
- Powiedziałeś, że jesteś gejem. A to nie oznacza, że jesteśmy razem. – Stwierdza.
- Dlaczego się tak tego uczepiłeś!? Powiedziałem im, że jesteś moim chłopakiem!
- Daj spokój. Kogo chcesz oszukać…
- Jedyny który tutaj oszukuje, to ty! – Wydzieram się i uderzam pięścią w ścianę obok. Emil patrzy na mnie zmęczony.
- Na nic się nie umawialiśmy. – Zauważa. – I ja, i ty możemy robić co nam się żywnie podoba. Chciałem z tobą spać, to spałem. Nie chcę, to tego nie robię.
            Wlepiam w niego wzrok w niedowierzaniu. No tak. Zdawałem sobie sprawę z tego jaki jest nasz „układ”… Mimo wszystko, miałem nadzieję, że obowiązują jakieś „reguły”, typu że jeśli mamy kogoś, to nie idziemy do innego…
- Jeżeli chodzi o koszykówkę… Nic się nie zmieniło, oprócz tego, że mogą nas jeszcze bardziej gnębić. – Mówię po chwili milczenia. – Nie musisz rezygnować. Choć jak dla mnie jedyną nadzieją będzie to, żebym się dostał do innej drużyny… Inaczej szukam pracy.
- Dalej nie rozumiem o co ci chodzi z tą pracą…
- Nie ważne. – Przerywam mu, a na jego twarzy dostrzegam ból. Chcę go dotknąć, uświadamiam sobie. Przecież to jedyna osoba, z którą byłem blisko… - Wybacz, że przeze mnie się dowiedzieli. – Mówię i odwracam się na pięcie.
            Mam ochotę biec. Jednak powstrzymuję się do czasu, aż znikam mu z oczu. Chociaż jestem zmęczony i mam nieodpowiednie buty, rzucam się biegiem w stronę swojego domu. Na drugą stronę miasta.
            Gdy docieram na miejsce, bolą mnie nogi i płuca. Chyba naciągnąłem sobie któryś mięsień w lewej nodze, bo gdy w końcu przystaję, z trudem docieram do swoich drzwi. Ale ten przyjemy ból, odciąga moje myśli Emila.
            Jestem takim głupcem…

***

            Chyba serio coś sobie naderwałem, myślę, budząc się rano. Ledwo staję na lewą nogę, a ból przechodzi prądem od stopy, aż po biodro. Cholera. Dobrze, że jest sobota, nie muszę iść do szkoły.
            Wybieram numer do Julki i czekam, aż odbierze.
- Mat! Martwiłam się o ciebie… - Słyszę na powitanie. – Jesteś z Emilem?
- Rozstaliśmy się. – Mruczę, próbując powstrzymać ogarniające mnie emocje. – Mógłby twój tata zawieźć mnie do lekarza?
- Co się stało?!
- Nic wielkiego. Chyba naciągnąłem sobie ścięgno.
- Już go wołam. Przyjadę z nim. – Zdecydowała.
- Jak chcesz.
            Przyjechali po mnie już po pół godzinie od telefonu. Otworzyłem im drzwi, skacząc na jednaj nodze. Mógłbym chodzić normalnie, ignorując ból, lecz bałem się, że mogę sobie tym zaszkodzić.
- Cześć Mat, co się stało? – Pyta pan Paweł.
- Głupota. – Uśmiecham się przepraszająco. – Postanowiłem wczoraj biegać, chociaż byłem zmęczony po meczu.
            Julka jedynie pokręciła głową i zabrała mnie z ojcem do mojego lekarza sportowego.

***

- To tylko przesilenie i minimalne naderwanie ścięgna, ale lepiej żebyś odpuścił sobie na jakiś czas treningi. – Stwierdza lekarz po kilku badaniach. – Maść i odpoczynek powinny wystarczyć.
- Dobrze. – Zgadzam się potulnie.
- I nigdy więcej takich zrywów, jeśli nie chcesz się nabawić stałej kontuzji. – Mówi ostro. - Już któryś raz lądujesz tu z tego powodu.
- Dobrze. – Powtarzam. W duchu cieszę się jak głupi, że to nic wielkiego. No prawie. Muszę sobie odpuścić treningi na co najmniej dwa tygodnie.
            Wychodzę od lekarza zadowolony, już normalnie stawiając stopy. Od chodzenia nic się nie stanie, a ból nie jest nie do wytrzymania.
- I co? – Pyta Julka.
- Dwa tygodnie przerwy, wizyta kontrolna i będę mógł dalej zasuwać.
- Głupi jesteś.
- Wiem. – Uśmiecham się do niej lekko.

***

- Jak to kontuzja! – Krzyczy trener na mnie.
- No normalnie. – Odpowiadam, trochę zirytowany. Co ja jestem, maszyna?
- Przecież nic ci nie było! – Krzyknął znowu.
            Staliśmy przy boisku i targowaliśmy się o to, czy coś się stało, czy może jednak nie…
- Oj no, odpocznę sobie trochę i po sprawie.
- Kiedyś ty się nabawił tej kontuzji?
- Wczoraj… w nocy. – Odpowiadam niechętnie. – Postanowiłem wrócić biegiem z klubu do domu.
- CO?!
            Rafał śmieje się, podchodząc do nas.
- Trenerze, daj mu spokój i w końcu powiedz o telefonie. – Obejmuje mnie ramieniem i uśmiecha szeroko do Jacka.
            Spoglądam na niego nieufnie. Chyba nie będzie się ze mnie nabijał za ten pocałunek z facetem, prawda? Zawsze jest po mojej stronie… Chodź reszta postanowiła na razie udawać, że jestem niewidzialny. A Emila jeszcze tu nie było…
- Dobrze, już dobrze… Masz szczęście, że nie proszą o mecz już za tydzień.. – Mruczał, szukając po swojej teczce odpowiedniego papierka. – Jest.
            Podał mi jakąś kartkę. Napisał tam datę i miejsce naboru do drużyny. Oraz dwa imiona „Mateusz, Emil”. Rozdziawiłem paszcze szeroko.
- Chcą mnie przyjąć?! – Krzyczę, a ci, którzy mnie wcześniej olewali, teraz gapili się na mnie zaskoczeni.
- Wprawdzie to tylko jedna ze słabych pierwszych lig… - Zaczął trener.
- Żartujesz?! – Przerywam mu, czytając list. – W czerwcu mają nabór i mam się wtedy zgłosić, tak?!
- Tak. Będziesz mógł walczyć stamtąd o lepsze miejsce twojej drużyny, albo przynajmniej zostać zauważonym przez innych. – Zauważył Rafał. – Gratulacje!
- Jeszcze wyślą listy, ale do tego czasu przekażesz wiadomość Emilowi? Nie odbiera ode mnie telefonu.
            To jeszcze nie wyrokuje, że zostaniemy przyjęci, ale teraz przynajmniej wiem, że nie mogę zrezygnować.

***

            - No zgódź się! – Woła Julka, stojąc w progu mojego mieszkania. – Zbieram grupkę. Chcę ostatni raz zatańczyć na dyskotece. Rafał też idzie!
- I kto jeszcze? – Pytam ze zmęczeniem. Nie mam ochoty nigdzie iść, ale ona wydzwania do mnie przez cały dzień, a teraz jeszcze przylazła do mojego mieszkania. Od wyleczenia mojej kontuzji minęły dwa tygodnie i już wróciłem na treningi, poświęcając się im i nauce całkowicie. Chciałem choć w sobotę odpocząć od wszystkiego.
- Emil. – Wyznała cicho.
            Emil. Przekazałem mu wiadomość i na tym nasz kontakt się skończył. Gramy razem, ale nic poza tym. Od czasu do czasu ktoś skomentuje coś złośliwie na treningach, ale jakoś po tygodniu od feralnego ujawnienia przestali, widząc, że kompletnie na to nie reagujemy. I nawet nie zbliżamy się do siebie. Trener dowiedział się o co chodzi od Rafała, w którym jako jedynym miałem jako takie wsparcie. Było mi ciężko. Naprawdę ciężko. Ale nie mogłem nic poradzić na to, co się stało. Nie mogę nikogo zmusić, żeby mnie pokochał… Z resztą sam nie potrafię kochać.
- Mat, no zgódź się! – Znów zaczyna błagać.
- Tylko się przebiorę. – Wzdycham i idę do swojego pokoju.
- Hura! – Słyszę za sobą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz