12 maja 2016

[7] Moja Alaska


       Wtorek, ostatni dzień Września, nie zaczął się rewelacyjnie. Może to przez to, że Julka zapomniała włączyć budzik i spóźniłem się do szkoły, a może też z innego powodu. Na przykład takiego, że Klaudia znów doczepia się do mnie niczym rzep psiego ogona. Mam jej naprawdę serdecznie dość. Trajkocze cały czas o niedzielnej imprezie i ogólnie o wszystkim. Najbardziej zaczyna mnie wkurzać, kiedy jej opowieści zmieniają się w marudzenie jakich to ona ma złych rodziców. Nie pozwalają jej bawić się do białego rana, dbając o jej wykształcenie, ani też puszczać się na prawo i lewo, dbając po prostu o nią samą… Taaacy źli rodzice.
       Humor poprawia mi się dopiero, jak przed wejściem na stadion dostrzegam Emila. Obejmuję go ramieniem za szyję, nie mogąc się powstrzymać i uśmiecham się szeroko.
- Jacek cię przyjął? – Pytam, wiedząc już jaka będzie odpowiedź.
- Tak. – Uśmiecha się do mnie. – A teraz łaskawie puść mnie.
        Niechętnie się od niego odsuwam i wchodzimy do budynku. W szatni są jeszcze dwie dodatkowe osoby. Dołączył do nas Sebastian i trochę niższy od niego ciemnowłosy. Ma ciemną karnację, podobną do Emila. Ogólnie niezbyt przystojny, ale za to mocno zbudowany. Chyba najlepiej z nas wszystkich.
- Ćwiczysz? – Pytam, gdy jego brązowe oczy zatrzymują się na mnie.
- Trochę…
- Jestem Mat. – Przedstawiam się szybko, wiedząc, że to nie było zbyt miłe powitanie. – A to jest Emil. – Wskazuję na mojego towarzysza, jednocześnie dostrzegam wściekły wzrok Adama, którego olewam. – Siema Sebastian. Fajnie, że zostałeś przyjęty. – Szybko przedstawiam zielonookiemu resztę drużyny, jednocześnie się z nimi witając.
        Dwaj nowi zajęli szafki po lewej stronie Tobiasa. Muszę więc minąć Adama, który naprawdę jest o coś wściekły i trójkę lepiej do mnie nastawionych. Zatrzymuję się obok Rafała, gdzie jest moja szafka i wskazuję na tą z drugiej strony.
- Rozgość się. – Zapraszam Emila i zajmuję się swoimi rzeczami.
        Złość Adama mija, gdy tylko trener zechciał poprawić naszą kondycję. Okazało się, że Emil nie jest w dobrej formie, za to brunet tak… Ma z tego satysfakcję jak nigdy. To było trochę chore, ale nie komentuję tego na głos.
        Gdy biegamy na torze, zwalniam do tempa Emila i uśmiecham się do niego.
- Dajesz radę? – Pytam, bo chłopak od jakiegoś czasu jest na szarym końcu. Wyłapuję spojrzenie zaskoczonego Jacka, który przygląda się naszej dwójce. Ciekawe o czym myśli.
- A nie widać? – Warczy. Fakt. Ledwo zipie i wygląda na kogoś, kto ma ochotę dać sobie już spokój.
- Nie jest źle. – Kłamię i mrugam do niego.
        Chłopak posyła mi spojrzenie pełne politowania.
- Ten cały Adam serio mnie nie cierpi. – Zauważa.
- Chyba wskoczyłeś mu na ambicję, wygrywając z nim te mini pojedynki w meczu.
- Teraz nie wygląda na przejętego.
- Bo teraz przegrywasz. – Zauważam i przyśpieszam do własnego tempa. Gdy znajduję się po drugiej stronie toru z satysfakcją stwierdzam, że chłopak przyśpieszył i przynajmniej utrzymuje tempo Karola, który jak zwykle męczy się sam ze sobą.

***

        Dni mijają teraz o wiele ciekawiej niż do tej pory. Z niecierpliwością wyczekuję treningów, gdzie mogę spotkać Emila. Motywuję go do cięższej pracy i sam zaczynam ćwiczyć ciężej. Nie umkło to uwadze moim kolegom, ale nie komentowali tego. Przynajmniej przy mnie. Oczywiście wyjątkiem jest Adam, on wziął za cel i misję życiową złośliwe wytknięcie wszystkiego, co związane jest z Emilem.
        W piątek Adam zaprosił nas wszystkich na domówkę, stwierdzając, że powinniśmy się lepiej poznać. O dziwo zaproszony został także Emil. Ale jak wszyscy to wszyscy, no nie?
        - Nie jestem pewien czy chcę tam iść. – Mówi zielonooki, gdy zostaliśmy sami na korytarzu.
- Nie idziesz tam dla Adama, tylko dla mnie. – Uśmiecham się do niego.
- Dla ciebie? A to niby z jakiej racji?
- W ten sposób podziękujesz mi za zaproszenie do klubu.
        Unosi brwi, jednocześnie uśmiechając się niewyraźnie. Nie mam pojęcia co oznacza ta mina.
- Podwieźć cię do domu? – Pytam, gdy przystajemy obok mojego auta. – Mam jeszcze trochę czasu zanim pojadę po Julkę.
- Ok.
        Siada na miejscu pasażera. Rozgląda się po wnętrzu, a nawet zagląda do schowka, wywołując u mnie śmiech.
- Kontrola zakończona, możemy ruszać? – Parskam.
- Byłem cholernie ciekawy co możesz mieć w tym schowku. Wszędzie masz czysto, więc gdzieś musi być bałagan… A tu pustki… - Zapina pasy i spogląda na mnie w wyczekiwaniu. – Jedziemy?
- Tak w ogóle… dasz mi swój numer? – Miałem już dawno o to zapytać, ale jakoś nie było okazji… Cóż. Nigdy takowa się nie zdarzy.
- Jak chcesz.
Wyciągam swój telefon i zapisuję podane przez niego cyfry. A później jadę do jego mieszkania. Nic komentuje mojego stylu jazdy, za co jestem mu niezmiernie wdzięczny. Nie przyjąłbym dobrze krytyki z jego ust. Rozmawiamy za to o jakiś bzdetach.
- Przyjadę po ciebie. – Wołam, gdy wychodzi z samochodu.
- Co? Po co?
- Po to, żebyś trafił do domu Adama.
        Krzywi się nieznacznie, ale mimo wszystko kiwa głową na zgodę i odchodzi.
        Odbieram Julię i ją też zawożę do domu. Jestem dzisiaj pieprzonym szoferem. Nie żeby mi to przeszkadzało… W końcu sam się zgłosiłem. Po prostu się nie nadaję do tego z moimi umiejętnościami. Cudem jest, że moje auto jeszcze żyje.
- Wejdziesz? – Pyta dziewczyna pod swoim blokiem.
- Nie. Wybieram się na domówkę u Adama.
- A ja nie zostałam zaproszona. – Przekrzywia usta w podkówkę
- Nie mój dom, ja nie zapraszam. Ale wątpię, byś tam poszła z własnej woli. Rafał też tam będzie i pewnie jakieś dziewczyny…
- Fakt. Nie chciałabym iść. Baw się dobrze!
        Dziewczyna całuje mnie w policzek i wychodzi z auta.

***

         Adam ma wielką chałupę. Nic dziwnego, jego rodzice są bogaci. Dom ma dwa piętra, własny basen… żart, nie ma basenu. Czy każda willa musi mieć basen? Nie. Ale ma za to własną salę do zabaw. O Ile „zabawą” można nazwać imprezy. Posiada też parkiet z którego korzysta teraz cały tłum ludzi. Bo oczywiście nie byliśmy zaproszeni tylko my, drużyna, ale też pełno innych znajomych czy „przyjaciół”, jak ich nazywa Adam.
Emil potrafi tańczyć. Przyzna to każdy, kto teraz spojrzy na niego na parkiecie.
        Widząc go, mam ochotę rąbnąć łbem w jakieś bliźniaczo podobne do mnie drzewo. Tańczy właśnie z kilkoma dziewczynami, które oblegają go z każdej strony. Jeżeli chodzi o kondycję do tańca… to ją ma. Czemu tak trudno jest mu na boisku?
- Aż się odechciewa wychodzić na parkiet. – Komentuj Karol, który nie rusza się wcale tak źle. Obok niego stoi dziewczyna, która próbuje zwrócić na niego swoją uwagę. Na imprezach zawsze jest przy nim jakaś dziewczyna. Ma nawet własny fanklub… Boże… Gdybym ja miał coś takiego, to bym się chyba powiesił.
- Mnie to mówisz? – Śmieję się.
Chłopak zerka na swoją towarzyszkę i uśmiecha się lekko.
- Chciałabyś z nim zatańczyć? – Pyta, wskazując na mnie.
- Nie. – Zabolało. – On nie umie. Karooool, chodź na parkiet. Nudzę się…
        Karol na trzeźwo stroni od ludzi, ale po wypiciu jest naprawdę towarzyski. Bez skrępowania prowadzi Gosię, bo tak chyba ma na imię, na parkiet i zaczynają się bawić.
        Ja nie piję nic. Norma.
        Dziwnie się czuję wśród tego towarzystwa. Wszyscy pijani, zajęci sobą samym… albo partnerką. Choćby Lucjan, właśnie migdali się ze swoją dziewczyną, Agnieszką na kanapie. Coraz bardziej czuję się wyobcowany. Może powinienem jednak pić? Chociaż miałbym z kim pogadać. O pierdołach bo o pierdołach, ale przynajmniej by się chciało. Chyba.
        Wychodzę do ogrodu, łapiąc momentalnie świeże powietrze. Wolne od papierosów, czy innego świństwa. Jest już październik i powoli można żegnać się z przyjemną temperaturą.
        Ruszam ścieżką, prowadzącą w dość ładny - nawet w nocy - ogród. Dość, bo nie sądzę, by idealnie podcięte krzaki były ładne… mnie wydają się po prostu sztuczne.
        Nagle czuję, że ktoś oplata moją szyję dłońmi. Momentalnie chwytam za nie i wyszarpuję się z objęć. Emil.
- Chcesz żebym zawału dostał? – Warczę na niego.
- Ty też mi tak robisz. – Przypomina z uśmiechem na ustach. – Czemu nie jesteś w środku?
- Nie wiem. – Patrzę w bok. Wszędzie, byle nie na jego błyszczące, zielone oczy i nieułożone włosy. Mam ochotę go dotknąć… Że co?
- Chcesz zatańczyć? – Pyta, podchodząc do mnie bliżej. Zadziera głowę do góry, by spojrzeć mi w twarz.
- To będzie dziwnie wyglądało… - Mówię cicho. Co się ze mną dzieje?
- Tu nikt nas nie widzi. – Przesuwa dłonią po moim ramieniu, a mnie przechodzą dreszcze. Mimowolnie pochylam się lekko w jego stronę. Wciąż patrzę w jego oczy, szukając zrozumienia. Jest tak blisko, że aż kręci mi się w głowie. I ładnie pachnie.
- Nie chcę tańczyć.
- Ja też nie. – Obejmuje moją szyję i przyciąga do siebie, złączając nasze wargi. Otwieram usta z zaskoczenia, niewiele myśląc co tak właściwie robię. Chłopak wykorzystuje okazję i wsuwa język między moje wargi. Zaczyna mnie całować mocno. Nie daje mi szans żadnego ruchu. I cholera, podoba mi się to…
       Stoję tam i pozwalam, by robił cokolwiek chciał. Nie mam pojęcia ile to trwa. Przerywa to gwałtownie, odskakując ode mnie z minął „O kurwa, co ja właśnie zrobiłem?”. Ja chyba wyglądam podobnie, bo rzuca jedynie „Przepraszam.” i tyle go widziałem.
        No i mnie zostawił z problemem w spodniach…
        Na imprezę wróciłem dopiero po ochłonięciu i przejściu co najmniej pięć razy ogromnego ogrodu. Próbuję przestać myśleć o miękkich ustach Emila, napierających na moje… Kurwa. Właśnie. Przestać. O. Tym. Myśleć.
- Gdzie cię wcięło? – Pyta Rafał, gdy dołączam do niego i Karola.
- Zwiedzałem. – Uśmiecham się lekko i opadam dupskiem na sofę. Mam ochotę wracać do domu.
- Godzinę? – Dziwi się lider.
- A widziałeś jak duża jest ta posiadłość? – Mówię odrobinę za ostro. Powinienem się uspokoić…
        A Emil znów na parkiecie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz