Gdy
wszedłem na boisko, wszyscy już tam byli. Nawet Julka siedziała na trybunach. A
jak ja ją zapraszałem, to oczywiście zawsze znalazła wymówkę. Pomachała do
mnie, a ja uśmiechnąłem się krzywo.
- Cześć. – Emil podbiega do
mnie kozłując piłkę. – Czemu się spóźniłeś?
- Byłem napisać zaległy
sprawdzian. – Wyjaśniam. – Już po rozgrzewce?
- No raczej. – Uśmiecha się
szeroko, patrząc na moją szyję. – A jednak zostało.
- Obiecałem sobie, że cię
zamorduję jak spotkam, ale zmieniłem zdanie. Lepiej, żeby nie było przy tym
świadków. – Pokazuję mu język.
- Mat! – Wrzeszczy Jacek. –
Spóźnienie!
- W szkole mnie zatrzymali,
trenerze. – Odpowiadam i wymijam zielonookiego, by podejść do nich bliżej. –
Przepraszam.
Trener
machnął ręką i kazał nam się ustawić w dwie drużyny. No i podzieliliśmy się
tak, jak można było odgadnąć. Ja, Emil, Rafał, Karol, Michał i Tobias na Adama,
Lucjana, Marcina, Przemka i Sebastiana. Z naszej drużyny na ławkę usiadł Tobias
i zaczęliśmy mecz.
Gra
rozpoczyna się stratą punktów z naszej strony. Jednakże szybko odzyskujemy
przewagę. Rafał, Michał i Karol odbierają piłki i bronią kosza, a ja z Emilem
zajmujemy się rozgrywaniem i zbieraniem punktów. Mimo, że drużyna przeciwna wie
do kogo podamy to i tak ciężko jest im nas zablokować. Mam wielką frajdę z
kolejnych zdobytych koszy, a przede wszystkim z tego, że Emil gra coraz lepiej.
W
połowie meczu trener zmienił Michała z Tobiasem i gramy dalej.
Wygraliśmy
różnicą dziesięciu punktów.
- Dobrze! – Woła Rafał i
obejmuje mnie i zielonookiego ramionami.
- Mat! – Trener przywołał
mnie do siebie. Podchodzę do niego z uśmiechem na ustach. – Chodź do mojego
gabinetu. Reszta może się zbierać.
Spoglądam
na zdziwionych chłopaków i dołączam do Jacka. Zaprowadził mnie do pokoju
trenerskiego.
- Wiesz, że nie wygrywa się
meczy w dwie osoby? – Pyta na miejscu.
- Ale przecież nie graliśmy
sami…
- Naprawdę?
- Gdyby nie reszta, to byśmy
o wiele rzadziej mieli piłkę w rękach.
- No dobrze. Nie po to cię
tu wezwałem. – Siada przy swoim biurku i wskazuje na krzesło obok. – Siadaj.
Wykonuję
polecenie.
- Powiedz mi… co cię łączy z
Emilem?
- Nie rozumiem. – Próbuję
udawać. – Jesteśmy tylko kumplami.
- Chodzi mi o to, że
wcześniej byłeś… inny. – Marszczy brwi. – Chcę byś mnie dobrze zrozumiał. Po
prostu zastanawiam się, dlaczego ja nie mogłem wcześniej wzbudzić w tobie
podobnego zapału do gry. Stawałeś się coraz bardziej mechaniczny. A teraz grasz
tak jak na początku, kiedy do mnie przyszedłeś. I jesteś coraz lepszy.
- Też się nad tym
zastanawiam, trenerze. – Mówię, czując ulgę. Chodzi mu tylko o grę…
- Rodzice się odezwali? –
Zmienia temat.
- Nie…
- A co z Julką? Widziałem,
że przyszła z Rafałem. Masz ty się w ogóle do kogo odezwać poza szkołą i
treningami? – Wydaje się tym naprawdę zmartwiony.
- Nie martw się… radzę
sobie.
- Myślałem szczerze
powiedziawszy, że jesteście razem.
- Kto?
- Ty i Julka. – Marszczy
brwi. – A przed treningiem dowiedziałem się, że będzie miała dziecko z Rafałem.
- Ona jest dla mnie jak
siostra. Nigdy nic więcej między nami nie było. – Wzruszam ramionami.
- Rozumiem. W końcu
wychowaliście się razem.
- Trenerze…
- Hmm?
- Po co mnie tak naprawdę
pan zawołał?
- Dawno nie gadaliśmy, no
nie? – Uśmiecha się. – Martwię się o ciebie. To nie jest normalne, by człowiek
żył sam.
- Dla mnie jest.
- Wiesz, że nie.
Wzruszam
ramionami. Co on jeszcze chciał wiedzieć? Zmieniłem się jakoś, czy co? Wyglądam
na samotnego, albo chcącego pogadać? Dawniej często rozmawialiśmy, był dla mnie
jak prawdziwy ojciec. Nawet nie wiem kiedy oddaliłem się od niego.
- Mogę już iść? – Przeciągam
się na krześle.
Trener
kiwa głową i wlepia wzrok w dokumenty.
W
szatni zastałem Emila.
- Jeszcze tutaj? – Siadam
obok niego.
- Co od ciebie chciał? –
Patrzy na mnie niepewnie. – Sorry… Nie moja sprawa…
- Pogadać tylko. – Mruczę
cicho i opieram się czołem o jego skroń. – Czujesz się lepiej niż rano?
- Mhm.
- Przepraszam, że cię tak
szybko wyrzuciłem. – Szepczę do jego ucha.
- Miałeś mnie zamordować. –
Uśmiechnął się szeroko. – Czekam.
- Zamordować?... – Przesuwam
palcem po jego dolnej wardze. Obraca głowę w moim kierunku, a wtedy go całuję.
Nie
ogarniam naszej relacji, ale w tym momencie postanawiam o tym nie myśleć.
Słyszę
rozmowy na korytarzu i odskakuję od niego jak poparzony. Chłopak wbija wzrok w
drzwi, które się właśnie otwierają. Do środka zagląda Julia.
- Tu jesteś! – Zerka to na
mnie, to na Emila. – Co stoisz jak ten kołek? Przebieraj się! Zabieram cię na
kolację.
- Właź do środka, a nie… -
Rafał niemal wpycha ją do środka i zamka za sobą drzwi. – O, Emil. Jeszcze tu
siedzisz?
Głupi
to zawsze ma szczęście, myślę. Otwieram swoją szafkę z zamiarem przebrania się
w codzienne ciuchy.
- Co chciał od ciebie
trener? – Dziewczyna bez skrępowania patrzy jak ściągam koszulę.
- Pogadać. Stwierdził, że
się od siebie oddaliliśmy.
- Pośpiesz się. – Warczy
Rafał. – Marta dzwoniła, że wszystko jest już gotowe.
- Ooo, trzeba się
przypodobać teściowej, tak? – Komentuję złośliwie.
- Trzeba, trzeba… W
szczególności, że robię wszystko na odwrót…
Zerkam
na Emila, który wydawał się nie wiedzieć czy ma już sobie iść, czy może jeszcze
chwilę poczekać…
- Chcesz jechać z nami? –
Pytam.
- A jestem w ogóle
zaproszony...?
- Przecież właśnie cię
zaprosił. – Zauważa Julka z rozbawieniem. – No dawaj. Jak wszyscy, to wszyscy.
Matka i tak więcej dzisiaj nagotowała.
***
Władowaliśmy
się do mieszkania Modowskich. Marta z otwartymi ramionami przyjęła dodatkowego
gościa i zagoniła nas do stołu.
- Cześć wszystkim. – Wita
Paweł, dołączając do nas przy stole. – O, ktoś nowy.
- To Emil, kolega z drużyny.
– Przedstawiam go z uśmiechem.
- Jestem Paweł. – Uścisnęli
sobie dłonie nad stołem. – Kochanie, co na obiad? – Woła do swojej żony,
krzątającej się po kuchni.
- Niespodzianka! – Krzyczy.
Jest teraz w swoim żywiole.
Nikt
nie obawiał się jej niespodzianek. Wszyscy, no może oprócz Emila, wiedzieliśmy,
że jest wspaniałą kucharką. I tym razem nas nie zawiodła. Podała nam kurczaka
ze śliwkami. Do tego surówka i ziemniaki. Życzyliśmy sobie smacznego i
zaczęliśmy jeść.
- Jest pani najlepszą
kucharką jaką znam. – Chwali Rafał, próbując dań.
- Lizus. – Paweł, spojrzał
na niego niechętnie. Liderowi nie będzie łatwo go do siebie przekonać.
- Dziękuję. – Marta nie
przejęła się słowami męża. – Wpadajcie częściej. Uwielbiam gotować dla większej
ilości osób.
- Z przyjemnością. –
Uśmiecham się do kobiety.
- Emil, dobrze pamiętam? –
Marta zwraca się do zielonookiego, który do tej pory siedział cicho. Wygląda na
zagubionego. – Uczysz się gdzieś, pracujesz?
- Pracuję. – Prostuje się
bardziej. – Na stacji benzynowej.
- Mieszkasz sam? –
Interesuje się Paweł. Prawdopodobnie tylko ja zauważyłem spięcie chłopaka.
- Z rodzicami…
- No tak. Łatwiej jest
utrzymać mieszkanie w trójkę. – Mężczyzna uśmiecha się. – Prawda?
- Oczywiście. – Odpowiadam
zamiast niego. – Julka. Miałaś mieć występ. Będziesz brała w nim udział?
- Jest za tydzień. –
Odpowiada z entuzjazmem. – I oczywiście, że wezmę udział! Przecież nie jestem
chora… dobrze się czuję.
Wymieniam
z Rafałem porozumiewawcze spojrzenia. Dziewczyna mogła czuć się fatalnie, ale i
tak by tańczyła. W każdym bądź razie żaden z nas nie zabroniłby jej teraz
pokazu. Zbyt ciężko na niego pracowała.
Zjedliśmy,
rozmawiając o pierdołach. A po obiedzie pomogliśmy posprzątać. Usiadłem z
Emilem na sofie, podczas gdy reszta sprzeczała się o to, co będziemy oglądać.
- Wszystko dobrze? – Pytam
chłopaka szeptem. Wydaje się być od jakiegoś czasu nieobecny.
- Ja… nigdy nie jadłem z
tyloma osobami posiłku. – Wbił wzrok w stół. – Po prostu to mnie zaskoczyło.
Oparłem
się o niego lekko, bo jedynie na taką formę kontaktu mogłem tu sobie pozwolić.
- Dla mnie to też nie jest
norma. – Mówię w pół uśmiechu.
- Wiem…
- Obgadujecie nas? – Przed
nami pojawia się Julka. – Mamy dylemat. Oglądać „Wszystko za życie”, czy
”Miłość po francusku”. Jest dwa na dwa… Co chcecie?
- Wszystko za życie. –
Odpowiadamy jednocześnie.
Resztę
wieczoru spędzamy oglądając ten film. Puściliśmy przyszłą rodzinkę na kanapę, a
ja z Emilem usiedliśmy na podłodze i oparliśmy się o ścianę. Jesteśmy odrobinę
z tyłu, więc nie widzą nas, skupiając się na filmie. Kładę dłoń na
wyprostowanej nodze chłopaka, a on opiera się o mój bok. Czuję się w tej chwili
zadziwiająco normalnie. Jakbym znalazł w końcu swoje miejsce na ziemi.
Śledzę
poczynania głównego bohatera. Znam ten film. Czasem nawet zastanawiam się czy
nie zrobić tak jak Christopcher. Rzucić wszystko i iść. Dokądkolwiek. Ale w
końcu zdecydowałem, że moją Alaską będą mistrzostwa koszykówki. Mam jedynie
nadzieję, że moja wyprawa nie zakończy się podobnie do tej z filmu.
- Mat, Emil… - Słyszę głos
Julki. – Obudźcie się.
Zasnąłem nawet nie wiem
kiedy. Emil też. Spaliśmy oparci o siebie.
W pokoju jest ciemno. Na
telewizorze lecą końcowe napisy. Julka kuca przed nami, a reszta domowników
rozeszła się po innych pomieszczeniach.
- Em. – Szturcham go w
ramię. – Wstawaj.
- Co jest? – Jęczy, patrząc
na mnie niepewnie. Zauważa Julkę i prostuje się momentalnie. Mam ochotę walnąć
głową w ścianę.
- Chcecie tu przenocować?
Jest już późno. – Patrzy na nas z matczynym uśmiechem na ustach. Gdzie ona się
tego kurna nauczyła?
- Nie… - Decyduję. – Odwiozę
go do domu.
Podziękowaliśmy
za gościnę i wyszliśmy.
- Chcesz przyjechać do mnie?
– Pytam, gdy wyszliśmy z budynku. Chłopak jedynie kiwnął głową.
***
Rzucam torbę w korytarzu.
- Chcesz coś? – Staję
naprzeciw niego.
Chłopak
kręci głową. Wyciąga rękę i dotyka mojej szyi. Przysuwam się bliżej niego. Po
chwili bezruchu całuję go gwałtownie. Nie mam pojęcia co się ze mną dzieje.
Moje ciało porusza się samo. Przyszpilam go do ściany, przypadkowo gasząc
światło. W korytarzu nie ma okien, więc nie docierała tu nawet jasność lamp z
ulicy. W ciemności jeszcze mocniej odczuwam jego dotyk. Zrzucam z siebie
bluzkę, a jego dłonie od razu zaczynają badać mój brzuch, piersi, plecy… Wsuwam
nogę między jego i pocieram o krocze.
- Mat… - Jęczy, zaciskając
palce na moich barkach. Oddycha z trudem. – Cholera…
- Chcę, żebyś skończył w ten
sposób. – Mruczę mu do ucha i znów się o niego ocieram.
Niesamowite. Nigdy nie
przypuszczałem, by ktoś mógł tak na mnie reagować.
- Nienawidzę cię. – Warczy i
przyciąga mnie do pocałunku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz