12 maja 2016

[11] Moja Alaska


            Gdy wszedłem na boisko, wszyscy już tam byli. Nawet Julka siedziała na trybunach. A jak ja ją zapraszałem, to oczywiście zawsze znalazła wymówkę. Pomachała do mnie, a ja uśmiechnąłem się krzywo.
- Cześć. – Emil podbiega do mnie kozłując piłkę. – Czemu się spóźniłeś?
- Byłem napisać zaległy sprawdzian. – Wyjaśniam. – Już po rozgrzewce?
- No raczej. – Uśmiecha się szeroko, patrząc na moją szyję. – A jednak zostało.
- Obiecałem sobie, że cię zamorduję jak spotkam, ale zmieniłem zdanie. Lepiej, żeby nie było przy tym świadków. – Pokazuję mu język.
- Mat! – Wrzeszczy Jacek. – Spóźnienie!
- W szkole mnie zatrzymali, trenerze. – Odpowiadam i wymijam zielonookiego, by podejść do nich bliżej. – Przepraszam.
            Trener machnął ręką i kazał nam się ustawić w dwie drużyny. No i podzieliliśmy się tak, jak można było odgadnąć. Ja, Emil, Rafał, Karol, Michał i Tobias na Adama, Lucjana, Marcina, Przemka i Sebastiana. Z naszej drużyny na ławkę usiadł Tobias i zaczęliśmy mecz.
            Gra rozpoczyna się stratą punktów z naszej strony. Jednakże szybko odzyskujemy przewagę. Rafał, Michał i Karol odbierają piłki i bronią kosza, a ja z Emilem zajmujemy się rozgrywaniem i zbieraniem punktów. Mimo, że drużyna przeciwna wie do kogo podamy to i tak ciężko jest im nas zablokować. Mam wielką frajdę z kolejnych zdobytych koszy, a przede wszystkim z tego, że Emil gra coraz lepiej.
            W połowie meczu trener zmienił Michała z Tobiasem i gramy dalej.
            Wygraliśmy różnicą dziesięciu punktów.
- Dobrze! – Woła Rafał i obejmuje mnie i zielonookiego ramionami.
- Mat! – Trener przywołał mnie do siebie. Podchodzę do niego z uśmiechem na ustach. – Chodź do mojego gabinetu. Reszta może się zbierać.
            Spoglądam na zdziwionych chłopaków i dołączam do Jacka. Zaprowadził mnie do pokoju trenerskiego.
- Wiesz, że nie wygrywa się meczy w dwie osoby? – Pyta na miejscu.
- Ale przecież nie graliśmy sami…
- Naprawdę?
- Gdyby nie reszta, to byśmy o wiele rzadziej mieli piłkę w rękach.
- No dobrze. Nie po to cię tu wezwałem. – Siada przy swoim biurku i wskazuje na krzesło obok. – Siadaj.
            Wykonuję polecenie.
- Powiedz mi… co cię łączy z Emilem?
- Nie rozumiem. – Próbuję udawać. – Jesteśmy tylko kumplami.
- Chodzi mi o to, że wcześniej byłeś… inny. – Marszczy brwi. – Chcę byś mnie dobrze zrozumiał. Po prostu zastanawiam się, dlaczego ja nie mogłem wcześniej wzbudzić w tobie podobnego zapału do gry. Stawałeś się coraz bardziej mechaniczny. A teraz grasz tak jak na początku, kiedy do mnie przyszedłeś. I jesteś coraz lepszy.
- Też się nad tym zastanawiam, trenerze. – Mówię, czując ulgę. Chodzi mu tylko o grę…
- Rodzice się odezwali? – Zmienia temat.
- Nie…
- A co z Julką? Widziałem, że przyszła z Rafałem. Masz ty się w ogóle do kogo odezwać poza szkołą i treningami? – Wydaje się tym naprawdę zmartwiony.
- Nie martw się… radzę sobie.
- Myślałem szczerze powiedziawszy, że jesteście razem.
- Kto?
- Ty i Julka. – Marszczy brwi. – A przed treningiem dowiedziałem się, że będzie miała dziecko z Rafałem.
- Ona jest dla mnie jak siostra. Nigdy nic więcej między nami nie było. – Wzruszam ramionami.
- Rozumiem. W końcu wychowaliście się razem.
- Trenerze…
- Hmm?
- Po co mnie tak naprawdę pan zawołał?
- Dawno nie gadaliśmy, no nie? – Uśmiecha się. – Martwię się o ciebie. To nie jest normalne, by człowiek żył sam.
- Dla mnie jest.
- Wiesz, że nie.
            Wzruszam ramionami. Co on jeszcze chciał wiedzieć? Zmieniłem się jakoś, czy co? Wyglądam na samotnego, albo chcącego pogadać? Dawniej często rozmawialiśmy, był dla mnie jak prawdziwy ojciec. Nawet nie wiem kiedy oddaliłem się od niego.
- Mogę już iść? – Przeciągam się na krześle.
            Trener kiwa głową i wlepia wzrok w dokumenty.
            W szatni zastałem Emila.
- Jeszcze tutaj? – Siadam obok niego.
- Co od ciebie chciał? – Patrzy na mnie niepewnie. – Sorry… Nie moja sprawa…
- Pogadać tylko. – Mruczę cicho i opieram się czołem o jego skroń. – Czujesz się lepiej niż rano?
- Mhm.
- Przepraszam, że cię tak szybko wyrzuciłem. – Szepczę do jego ucha.
- Miałeś mnie zamordować. – Uśmiechnął się szeroko. – Czekam.
- Zamordować?... – Przesuwam palcem po jego dolnej wardze. Obraca głowę w moim kierunku, a wtedy go całuję.
            Nie ogarniam naszej relacji, ale w tym momencie postanawiam o tym nie myśleć.
            Słyszę rozmowy na korytarzu i odskakuję od niego jak poparzony. Chłopak wbija wzrok w drzwi, które się właśnie otwierają. Do środka zagląda Julia.
- Tu jesteś! – Zerka to na mnie, to na Emila. – Co stoisz jak ten kołek? Przebieraj się! Zabieram cię na kolację.
- Właź do środka, a nie… - Rafał niemal wpycha ją do środka i zamka za sobą drzwi. – O, Emil. Jeszcze tu siedzisz?
            Głupi to zawsze ma szczęście, myślę. Otwieram swoją szafkę z zamiarem przebrania się w codzienne ciuchy.
- Co chciał od ciebie trener? – Dziewczyna bez skrępowania patrzy jak ściągam koszulę.
- Pogadać. Stwierdził, że się od siebie oddaliliśmy.
- Pośpiesz się. – Warczy Rafał. – Marta dzwoniła, że wszystko jest już gotowe.
- Ooo, trzeba się przypodobać teściowej, tak? – Komentuję złośliwie.
- Trzeba, trzeba… W szczególności, że robię wszystko na odwrót…
            Zerkam na Emila, który wydawał się nie wiedzieć czy ma już sobie iść, czy może jeszcze chwilę poczekać…
- Chcesz jechać z nami? – Pytam.
- A jestem w ogóle zaproszony...?
- Przecież właśnie cię zaprosił. – Zauważa Julka z rozbawieniem. – No dawaj. Jak wszyscy, to wszyscy. Matka i tak więcej dzisiaj nagotowała.

***

            Władowaliśmy się do mieszkania Modowskich. Marta z otwartymi ramionami przyjęła dodatkowego gościa i zagoniła nas do stołu.
- Cześć wszystkim. – Wita Paweł, dołączając do nas przy stole. – O, ktoś nowy.
- To Emil, kolega z drużyny. – Przedstawiam go z uśmiechem.
- Jestem Paweł. – Uścisnęli sobie dłonie nad stołem. – Kochanie, co na obiad? – Woła do swojej żony, krzątającej się po kuchni.
- Niespodzianka! – Krzyczy. Jest teraz w swoim żywiole.
            Nikt nie obawiał się jej niespodzianek. Wszyscy, no może oprócz Emila, wiedzieliśmy, że jest wspaniałą kucharką. I tym razem nas nie zawiodła. Podała nam kurczaka ze śliwkami. Do tego surówka i ziemniaki. Życzyliśmy sobie smacznego i zaczęliśmy jeść.
- Jest pani najlepszą kucharką jaką znam. – Chwali Rafał, próbując dań.
- Lizus. – Paweł, spojrzał na niego niechętnie. Liderowi nie będzie łatwo go do siebie przekonać.
- Dziękuję. – Marta nie przejęła się słowami męża. – Wpadajcie częściej. Uwielbiam gotować dla większej ilości osób.
- Z przyjemnością. – Uśmiecham się do kobiety.
- Emil, dobrze pamiętam? – Marta zwraca się do zielonookiego, który do tej pory siedział cicho. Wygląda na zagubionego. – Uczysz się gdzieś, pracujesz?
- Pracuję. – Prostuje się bardziej. – Na stacji benzynowej.
- Mieszkasz sam? – Interesuje się Paweł. Prawdopodobnie tylko ja zauważyłem spięcie chłopaka.
- Z rodzicami…
- No tak. Łatwiej jest utrzymać mieszkanie w trójkę. – Mężczyzna uśmiecha się. – Prawda?
- Oczywiście. – Odpowiadam zamiast niego. – Julka. Miałaś mieć występ. Będziesz brała w nim udział?
- Jest za tydzień. – Odpowiada z entuzjazmem. – I oczywiście, że wezmę udział! Przecież nie jestem chora… dobrze się czuję.
            Wymieniam z Rafałem porozumiewawcze spojrzenia. Dziewczyna mogła czuć się fatalnie, ale i tak by tańczyła. W każdym bądź razie żaden z nas nie zabroniłby jej teraz pokazu. Zbyt ciężko na niego pracowała.
            Zjedliśmy, rozmawiając o pierdołach. A po obiedzie pomogliśmy posprzątać. Usiadłem z Emilem na sofie, podczas gdy reszta sprzeczała się o to, co będziemy oglądać.
- Wszystko dobrze? – Pytam chłopaka szeptem. Wydaje się być od jakiegoś czasu nieobecny.
- Ja… nigdy nie jadłem z tyloma osobami posiłku. – Wbił wzrok w stół. – Po prostu to mnie zaskoczyło.
            Oparłem się o niego lekko, bo jedynie na taką formę kontaktu mogłem tu sobie pozwolić.
- Dla mnie to też nie jest norma. – Mówię w pół uśmiechu.
- Wiem…
- Obgadujecie nas? – Przed nami pojawia się Julka. – Mamy dylemat. Oglądać „Wszystko za życie”, czy ”Miłość po francusku”. Jest dwa na dwa… Co chcecie?
- Wszystko za życie. – Odpowiadamy jednocześnie.
            Resztę wieczoru spędzamy oglądając ten film. Puściliśmy przyszłą rodzinkę na kanapę, a ja z Emilem usiedliśmy na podłodze i oparliśmy się o ścianę. Jesteśmy odrobinę z tyłu, więc nie widzą nas, skupiając się na filmie. Kładę dłoń na wyprostowanej nodze chłopaka, a on opiera się o mój bok. Czuję się w tej chwili zadziwiająco normalnie. Jakbym znalazł w końcu swoje miejsce na ziemi.
            Śledzę poczynania głównego bohatera. Znam ten film. Czasem nawet zastanawiam się czy nie zrobić tak jak Christopcher. Rzucić wszystko i iść. Dokądkolwiek. Ale w końcu zdecydowałem, że moją Alaską będą mistrzostwa koszykówki. Mam jedynie nadzieję, że moja wyprawa nie zakończy się podobnie do tej z filmu.
- Mat, Emil… - Słyszę głos Julki. – Obudźcie się.
Zasnąłem nawet nie wiem kiedy. Emil też. Spaliśmy oparci o siebie.
W pokoju jest ciemno. Na telewizorze lecą końcowe napisy. Julka kuca przed nami, a reszta domowników rozeszła się po innych pomieszczeniach.
- Em. – Szturcham go w ramię. – Wstawaj.
- Co jest? – Jęczy, patrząc na mnie niepewnie. Zauważa Julkę i prostuje się momentalnie. Mam ochotę walnąć głową w ścianę.
- Chcecie tu przenocować? Jest już późno. – Patrzy na nas z matczynym uśmiechem na ustach. Gdzie ona się tego kurna nauczyła?
- Nie… - Decyduję. – Odwiozę go do domu.
            Podziękowaliśmy za gościnę i wyszliśmy.
- Chcesz przyjechać do mnie? – Pytam, gdy wyszliśmy z budynku. Chłopak jedynie kiwnął głową.

***

Rzucam torbę w korytarzu.
- Chcesz coś? – Staję naprzeciw niego.
            Chłopak kręci głową. Wyciąga rękę i dotyka mojej szyi. Przysuwam się bliżej niego. Po chwili bezruchu całuję go gwałtownie. Nie mam pojęcia co się ze mną dzieje. Moje ciało porusza się samo. Przyszpilam go do ściany, przypadkowo gasząc światło. W korytarzu nie ma okien, więc nie docierała tu nawet jasność lamp z ulicy. W ciemności jeszcze mocniej odczuwam jego dotyk. Zrzucam z siebie bluzkę, a jego dłonie od razu zaczynają badać mój brzuch, piersi, plecy… Wsuwam nogę między jego i pocieram o krocze.
- Mat… - Jęczy, zaciskając palce na moich barkach. Oddycha z trudem. – Cholera…
- Chcę, żebyś skończył w ten sposób. – Mruczę mu do ucha i znów się o niego ocieram.
Niesamowite. Nigdy nie przypuszczałem, by ktoś mógł tak na mnie reagować.
- Nienawidzę cię. – Warczy i przyciąga mnie do pocałunku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz