12 maja 2016

[18] Moja Alaska


            Emil dostał się do drużyny. Dzień po wynikach świętowaliśmy wszyscy. Nawet Adam. A dwa tygodnie później, pod koniec sierpnia wyjeżdżamy z miasta. Mam jedynie nadzieję, że na stałe.
            Stoimy właśnie przed drzwiami mieszkania jego rodziców, czekając, aż ktoś otworzy drzwi. Po chwili w progu pojawia się kobieta mająca oczy Emila. Jest chuda i wygląda na starszą niż wskazuje jej metryka. Ma także kolor jego włosów, ale u niej są one cienkie i zniszczone, a u syna mocne i gęste.
- Tak? – Mówi ochryple, patrząc to na mnie, to na swojego pierworodnego.
- Jest ojciec? – Pyta Emil. Oddycha z ulgą, gdy kobieta kręci głową. – Możemy wejść?
- Chyba… - Odsuwa się żebyśmy mogli przekroczyć próg. – Co was sprowadza?
            Emil od jakiś dwóch miesięcy nie był w domu. Wątpię też, że jego rodzice wiedzą cokolwiek o jego planach.
- To Mateusz, mamo. – Wskazuje na mnie, a kobieta wbija we mnie wzrok. – Jest moim chłopakiem.
- Cieszę się. – Mówi jakby do siebie. Nie jestem pewien co mają oznaczać te słowa. Jak może się cieszyć, że jej syn przyprowadził do domu chłopaka?
- I wyjeżdżam z nim do Wrocławia. Przeprowadzamy się. – Dodaje, a na jej twarzy dostrzegam przerażenie.
- Zostawiasz mnie? – Pyta, nie rozumiejąc. – Ale ja… ja…
- Spokojnie, dalej będziemy wam pomagać. – Wtrącam.
- Przepraszam. – Wbija we mnie zielone spojrzenie. Na jej spękanych ustach pojawia się lekki uśmiech. – Jestem takim utrapieniem…
            Rozumiem. Emil traktuje ją tak samo jak ja Julkę. Przecież jej nigdy bym nie zostawił w potrzebie.
- Jesteście razem szczęśliwi? – Pyta, patrząc na nas łagodnie. Tak jak matka powinna patrzeć na synów. Robi mi się cieplej na duchu. Przynajmniej jeden z rodziców nas akceptuje.
- Tak. – Odpowiadamy jednocześnie.
- Mamo, jeśli chcesz, możemy cię zabrać… - Proponuje nagle Emil. Czułem, że nadzieja w jego głosie nie przyniesie niczego dobrego. – Uwolnisz się od tego potwora!
- Dzięki temu człowiekowi mam tak wspaniałego syna. – Odpowiada cicho. – Nigdy go nie zostawię.
- To potwór, a nie człowiek! – Krzyczy i wybiega z mieszkania. Niby szybko się poddał, ale on najlepiej wie, że nic nie wskóra. Mimo to musiał próbować.
- Nasz dom zawsze będzie dla pani otworem. – Wyciągam do niej rękę.  – Do zobaczenia?
- Wiem, Mateuszu. – Olewa moją dłoń i obejmuje mnie mocno. Odwzajemniam uścisk. – Daj mojemu synowi miłość, której od nas nigdy nie miał. I też nie usprawiedliwiaj mnie przed nim. Ma dość powodów by się na mnie złościć.
- Dobrze, proszę pani…
- Mamo. – Odsuwa się ode mnie o krok. – Mów mi mamo.

***

            Wsiadamy do pociągu. Równo o czternastej, dwudziestego dziewiątego sierpnia zaczynamy nowe życie. W nowym miejscu. Z nowymi ludźmi. Ze sobą.
            Patrzę na mijające w oknie znajome miejsca. Jakbym podróżował w czasie. To wszystko tak szybko leci… Czas. Jedno tracimy, drugie zdobywamy.
- Julka niedługo rodzi. – Zauważam. – Chciałem być przy tym.
- Nie wyjeżdżamy na koniec świata. – Zauważa i uśmiecha się do mnie. – Wystarczy tylko jej telefon.
- Racja.


KILKA LAT PÓŹNIEJ


            Nie wieżę własnym oczom. Tyle czekałem na ten moment. To było moje marzenie. Zawsze chciałem to zdobyć.
            Puchar Europy.
            Emil, wraz z drużyną zdobył Puchar Europy w koszykówce!
            Zaczynam krzyczeć, ale mój głos jest niczym w porównaniu do ryku stadionu. Skaczę w miejscu, obejmuję trenera, który poprowadził Polskę do zwycięstwa. Cieszę się, jakbym to ja zdobył ten medal.
Zdobyłem go. Dzięki Emilowi.
            Podbiegam do Juli, Rafała i Amelki. Biorę pięcioletnią dziewczynkę na ręce i okręcam nią wkoło. Później oddaję ją rodzicom, widząc, że Emil podbiega do mnie. Jego krótkie, czarne włosy lepią się do skroni, podobnie jak koszula do torsu, mimo to obejmuję go i zaczynamy razem skakać.
- Zdobyłeś to! – Krzyczę mu do ucha. – Zdobyłeś!
- Chodź! – Ciągnie mnie na boisko, gdzie nasi biegają bezsensownie, krzycząc ze szczęścia, co chwila obejmując się i wywracają. W moich rękach nagle ląduje piłka.
- Co? – Dziwię się, nie ogarniając co mam z nią zrobić.
- Jestem teraz mistrzem Europy. Pokonaj mnie! – Emil śmieje się i wybija mi z ręki piłkę.
            Kompletnie zapominam gdzie jestem i rzucam się za nim. Jestem szczęśliwy i tak dawno nie grałem. Praktycznie to od ostatniego treningu przed wypadkiem. A teraz znów biegnę za nim i zabieram mu piłkę. Ruszam do drugiego kosza, wymijając zebranych na boisku i nie dając się prześcignąć Emilowi.
            Dwutakt. Podskok. Wsadzam piłkę w obręcz. Lądując, potykam się o własne nogi i upadam. Emil ze śmiechem pomaga mi wstać. Też się śmieję.
            Puchar.
            Pierwsze miejsce.
            Życie nie układa się po naszej myśli. Trzeba brać garściami to, co mamy. I trzeba znaleźć kogoś, kto nam pomoże przetrwać ciężkie dni.
            Czas pokaże co nas jeszcze spotka.
Moja Alaska jeszcze nie jest zdobyta. I nigdy nie przestanę jej gonić. Jeszcze kiedyś moi podopieczni zdobędą złoty medal na mistrzostwach świata.


KONIEC

2 komentarze:

  1. Przepiękna historia.Nie mówi tylko o miłości ale także o dążeniu do określonego celu.Nigdy się nie wolno poddawać i ta historia mi to jeszcze bardziej uświadomiła.cieplutko pozdrawiam
    ~L.A

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szybko czytasz :) Dzięki za komentarze przy Alasce :D

      Usuń