Emil
dostał się do drużyny. Dzień po wynikach świętowaliśmy wszyscy. Nawet Adam. A
dwa tygodnie później, pod koniec sierpnia wyjeżdżamy z miasta. Mam jedynie
nadzieję, że na stałe.
Stoimy
właśnie przed drzwiami mieszkania jego rodziców, czekając,
aż ktoś otworzy drzwi. Po chwili w progu pojawia się kobieta mająca oczy Emila.
Jest chuda i wygląda na starszą niż wskazuje jej metryka. Ma także kolor jego
włosów, ale u niej są one cienkie i zniszczone, a u syna mocne i gęste.
- Tak? – Mówi ochryple,
patrząc to na mnie, to na swojego pierworodnego.
- Jest ojciec? – Pyta Emil.
Oddycha z ulgą, gdy kobieta kręci głową. – Możemy wejść?
- Chyba… - Odsuwa się
żebyśmy mogli przekroczyć próg. – Co was sprowadza?
Emil
od jakiś dwóch miesięcy nie był w domu. Wątpię też, że jego rodzice wiedzą
cokolwiek o jego planach.
- To Mateusz, mamo. –
Wskazuje na mnie, a kobieta wbija we mnie wzrok. – Jest moim chłopakiem.
- Cieszę się. – Mówi jakby
do siebie. Nie jestem pewien co mają oznaczać te słowa. Jak może się cieszyć,
że jej syn przyprowadził do domu chłopaka?
- I wyjeżdżam z nim do
Wrocławia. Przeprowadzamy się. – Dodaje, a na jej twarzy dostrzegam
przerażenie.
- Zostawiasz mnie? – Pyta,
nie rozumiejąc. – Ale ja… ja…
- Spokojnie, dalej będziemy
wam pomagać. – Wtrącam.
- Przepraszam. – Wbija we
mnie zielone spojrzenie. Na jej spękanych ustach pojawia się lekki uśmiech. –
Jestem takim utrapieniem…
Rozumiem.
Emil traktuje ją tak samo jak ja Julkę. Przecież jej nigdy bym nie zostawił w
potrzebie.
- Jesteście razem
szczęśliwi? – Pyta, patrząc na nas łagodnie. Tak jak matka powinna patrzeć na
synów. Robi mi się cieplej na duchu. Przynajmniej jeden z rodziców nas
akceptuje.
- Tak. – Odpowiadamy
jednocześnie.
- Mamo, jeśli chcesz, możemy
cię zabrać… - Proponuje nagle Emil. Czułem, że nadzieja w jego głosie nie
przyniesie niczego dobrego. – Uwolnisz się od tego potwora!
- Dzięki temu człowiekowi
mam tak wspaniałego syna. – Odpowiada cicho. – Nigdy go nie zostawię.
- To potwór, a nie człowiek!
– Krzyczy i wybiega z mieszkania. Niby szybko się poddał, ale on najlepiej wie,
że nic nie wskóra. Mimo to musiał próbować.
- Nasz dom zawsze będzie dla
pani otworem. – Wyciągam do niej rękę. –
Do zobaczenia?
- Wiem, Mateuszu. – Olewa
moją dłoń i obejmuje mnie mocno. Odwzajemniam uścisk. – Daj mojemu synowi
miłość, której od nas nigdy nie miał. I też nie usprawiedliwiaj mnie przed nim.
Ma dość powodów by się na mnie złościć.
- Dobrze, proszę pani…
- Mamo. – Odsuwa się ode
mnie o krok. – Mów mi mamo.
***
Wsiadamy
do pociągu. Równo o czternastej, dwudziestego dziewiątego sierpnia zaczynamy
nowe życie. W nowym miejscu. Z nowymi ludźmi. Ze sobą.
Patrzę
na mijające w oknie znajome miejsca. Jakbym podróżował w czasie. To wszystko
tak szybko leci… Czas. Jedno tracimy, drugie zdobywamy.
- Julka niedługo rodzi. –
Zauważam. – Chciałem być przy tym.
- Nie wyjeżdżamy na koniec
świata. – Zauważa i uśmiecha się do mnie. – Wystarczy tylko jej telefon.
- Racja.
KILKA
LAT PÓŹNIEJ
Nie
wieżę własnym oczom. Tyle czekałem na ten moment. To było moje marzenie. Zawsze
chciałem to zdobyć.
Puchar
Europy.
Emil,
wraz z drużyną zdobył Puchar Europy w koszykówce!
Zaczynam
krzyczeć, ale mój głos jest niczym w porównaniu do ryku stadionu. Skaczę w
miejscu, obejmuję trenera, który poprowadził Polskę do zwycięstwa. Cieszę się,
jakbym to ja zdobył ten medal.
Zdobyłem go. Dzięki Emilowi.
Podbiegam
do Juli, Rafała i Amelki. Biorę pięcioletnią dziewczynkę na ręce i okręcam nią
wkoło. Później oddaję ją rodzicom, widząc, że Emil podbiega do mnie. Jego
krótkie, czarne włosy lepią się do skroni, podobnie jak koszula do torsu, mimo
to obejmuję go i zaczynamy razem skakać.
- Zdobyłeś to! – Krzyczę mu
do ucha. – Zdobyłeś!
- Chodź! – Ciągnie mnie na
boisko, gdzie nasi biegają bezsensownie, krzycząc ze szczęścia, co chwila
obejmując się i wywracają. W moich rękach nagle ląduje piłka.
- Co? – Dziwię się, nie
ogarniając co mam z nią zrobić.
- Jestem teraz mistrzem
Europy. Pokonaj mnie! – Emil śmieje się i wybija mi z ręki piłkę.
Kompletnie
zapominam gdzie jestem i rzucam się za nim. Jestem szczęśliwy i tak dawno nie
grałem. Praktycznie to od ostatniego treningu przed wypadkiem. A teraz znów
biegnę za nim i zabieram mu piłkę. Ruszam do drugiego kosza, wymijając zebranych
na boisku i nie dając się prześcignąć Emilowi.
Dwutakt.
Podskok. Wsadzam piłkę w obręcz. Lądując, potykam się o własne nogi i upadam.
Emil ze śmiechem pomaga mi wstać. Też się śmieję.
Puchar.
Pierwsze
miejsce.
Życie
nie układa się po naszej myśli. Trzeba brać garściami to, co mamy. I trzeba
znaleźć kogoś, kto nam pomoże przetrwać ciężkie dni.
Czas
pokaże co nas jeszcze spotka.
Moja Alaska jeszcze nie jest
zdobyta. I nigdy nie przestanę jej gonić. Jeszcze kiedyś moi podopieczni
zdobędą złoty medal na mistrzostwach świata.
KONIEC
Przepiękna historia.Nie mówi tylko o miłości ale także o dążeniu do określonego celu.Nigdy się nie wolno poddawać i ta historia mi to jeszcze bardziej uświadomiła.cieplutko pozdrawiam
OdpowiedzUsuń~L.A
Szybko czytasz :) Dzięki za komentarze przy Alasce :D
Usuń