12 maja 2016

[3] Moja Alaska


- Gdzie Rafał? – Pytam, podchodząc do mężczyzny.
- Kazałem przynieść mu moje papiery. – Kładzie mi rękę na ramieniu i spogląda na Karola, marszcząc się przy tym gniewnie. – O, witaj. Czemu cię ostatnio nie było?
- Oceny. Rodzice. – Wymienia dwa słowa, które wszystko wyjaśniają. Chłopak ma problemy z nauką, a jego rodzice często z tego powodu nie pozwalają mu przychodzić na treningi. Zamiast tego musi siedzieć w domu i robić zadania. Patrząc na niego, czasem cieszyłem się, że sprawcy mojego przyjścia na świat mnie olewają. W ostatnim tygodniu nie mógł przyjść ani razu.
- Cóż… musisz z tym coś zrobić. Nie możesz opuszczać treningów na tak długi czas. – Stwierdza trener, wciąż rażąc piorunami.
- Jacek, nie przesadzaj… - Zwracam się do trenera po imieniu. Rzadko to robię przy innych mimo, że mam na to jego pozwolenie. -  Dobrze gra, nie zaszkodzi mu chwila przerwy. – Próbuję bronić kolegę.
- Ale i nie pomoże. – Stwierdza. – Idźcie biegać. Co reszta robi w tej szatni? Utopili się?
            Gdy tylko kończy mówić, piątka chłopaków wypada zza drzwi szatni, przepychając się i wyzywając. Ja z Karolem z trudem powstrzymujemy się od śmiechu, gdy trener chwyta Przemka i Marcina za uszy. Oboje potulnie dają się przyprowadzić na środek boiska.
- Co ja wam mówiłem o takim zachowaniu?! – Złości się Jacek.
- Przepraszamy… - Mruknęli oboje, zwieszając głowy.
- Godzina biegania. Wszyscy!
        Jak już się dało zauważyć, trener nie akceptuje na swoich treningach wyzywania, czy przekleństw. Nie mówiąc już o przepychankach, nawet jeśli były one dla zabawy. Tak więc wszyscy zostajemy skazani na bieg. Chociaż „skazani” to nie jest moim zdaniem dobre słowo. Uwielbiam biegać.
- Za co tym razem? – Rafał dołącza do nas na stadionie lekkoatletycznym, czyli hali obok naszego boiska.
- Marcin i Przemek. – Odpowiadam.
- Co ja! – Krzyczy Marcin do mnie. – To Przemol zaczął!
- Dzieciak. – Komentuje wymieniony.
- Co za różnica? – Rafał uśmiecha się lekko. – I tak byśmy biegali.
- Nie gadać! – Przerywa nam trener.
        Tylko wygląda na takiego groźnego. Jest dla nas jak drugi ojciec. Surowy, ale kochający. Prowadzi nas do zwycięstw, a jak przegrywamy to nie wrzeszczy na nas, tylko obwinia siebie. Przez to właśnie dajemy z siebie wszystko na meczach. Nie lubimy go zawodzić.
        Po pół godzinie wymiękł Karol. Nie zazdroszczę mu sytuacji. Reszta z nas dobiega do końca czasu, chodź niektórzy z wielkim trudem. Po mnie i po Rafale wysiłek można poznać jedynie po plamach potu na koszulach.
- Muszę się zabrać za waszą kondycję. – Podsumowuje trener, gdy stajemy przed nim.
        Dobiera nas w czteroosobowe drużyny. Ląduję w jednej z Adamem, Karolem i Marcinem. Najpierw wykańcza nas różnymi ćwiczeniami i powtarzaniem dwutaktów, wsadów, rzutów za trzy punkty i bieganiem po całym boisku, a następnie karze grać.
       Wszystko robię mechanicznie, do znudzenia. Już dawno zapomniałem, że miało sprawiać to przyjemność. Dzień w dzień to samo. Szkoła. Trening. Dom. Kocham koszykówkę, ale brakuje mi dawnej radości. Coś w niej zgubiłem.
         Wyciągam dłonie po piłkę, którą Przemek ma zamiar podać do kogoś, chwytam ją i ruszam sprintem do kosza, moje stopy uderzają o boisko, a gdy znajduję się blisko mojego celu, kątem oka dostrzegam dłonie Rafała. Obracam się gwałtownie o sto osiemdziesiąt stopni i podaję do czekającego już na mnie Adama. Odbiera i rzuca. Piłka przechodzi przez obręcz.
 Powtarzaliśmy to miliony razy. Te same sekwencje. Te same ruchy. Jesteśmy wyuczeni ich do perfekcji. Ja i Adam stanowimy zgrany zespół. Mimo wszystko nie powiedziałbym, że czytamy sobie w myślach. Po prostu znamy swoje ruchy. I taktykę. Nie ma w tym za grosz zaskoczenia. Oczywiście reszta próbuje nam odebrać piłkę, pokrzyżować plany, ale udaje się to czasem jedynie Rafałowi. Trener wyuczył nasze ruchy na niemal każdą możliwość ataku czy obrony.
            Nie ma w tym radości. Mechanika. Wyuczenie. Precyzja. Nuda.
            Powinienem się cieszyć, że mogę trenować. Dzięki rodzicom nie muszę się martwić o pieniądze. Wiem, że to nie fair… ale nie potrafię od dłuższego czasu bawić się na boisku. To był po prostu nawyk. Nie przyjemność.
            - Dobra, starczy. – Zarządza trener. – Chodźcie tutaj. Za tydzień, przypominam, jest nabór nowych do naszej drużyny. Spodziewam się po was, że zajmiecie się tymi, którzy do nas dołączą.

***

         Zajęcia Julii odbywają się na piątym piętrze. Obok tego budynku stoi drugi, bliźniaczy. Na jego dachu zwykle czekam na dziewczynę. Przychodzę w połowie jej zajęć, więc jedynie tam mogę zabić nudę, oglądając treningi. Salę klubu widać tu przez wielkie okno. Sam nie odważyłbym się ćwiczyć, gdyby każdy mógł mnie obserwować. No, może nie każdy. Tylko ci, co znają to miejsce…
         Jeszcze zanim otworzyłem klapę prowadzącą na dach, usłyszałem dźwięk uderzania butów o posadzkę. Nigdy tu nikogo nie spotkałem, więc z ciekawością otwieram drewniany „właz” – jak go ochrzciłem. Wchodzę na dach i ze zdziwieniem patrzę na tańczącego chłopaka. Porusza się z gracją. Jego ciemne, długie włosy falują wraz z jego ruchami. Jest ubrany w czarne spodnie i szeroką, także czarną bluzę z kapturem.
          Emil! Uświadamiam sobie nagle. Gapię się na niego jak jakiś debil z niemałym szokiem na twarzy. Nigdy nie przypuszczałbym, że ten chłopak może się tak ruszać!
        Jego zielone oczy po chwili dostrzegają mnie. Zatrzymuje się i wzdycha ciężko.
- Od kiedy tu stoisz? – Uśmiecha się kwaśno, jednocześnie otrzepując ubrania z kurzu.
- Od dłuższej chwili. Przychodzę tu oglądać treningi.
- Tańczysz? – Unosi brwi.
- Nie. Czekam na Julię. Zwykle odwożę ją do domu, więc tu zabijam czas. – Mijam go i podchodzę do krawędzi dachu. Roztacza się stąd widok na miasto. Nie jakiś cudowny, budynek nie był aż tak wysoki, mimo wszystko inny punkt widzenia zmienia sposób patrzenia na otaczającą mnie przestrzeń. W oddali widać stadion.
        - Często tu przychodzisz? – Pytam po chwili. Emil dołącza do mnie i spogląda na ćwiczących w drugim budynku.
- Pierwszy raz tu jestem. Stwierdziłem, że to dobre miejsce do ćwiczeń. Odosobnione i widać trening. Cóż, myliłem się. – Wzrusza ramionami.
- Dobrze tańczysz. Przepraszam, że ci przerwałem.
- Spoko.
- Powiedz mi… Skąd się znamy? – To pytanie dręczyło mnie od spotkania przed klubem.
- Z meczu. – Siada na murku, który wieńczył koniec dachu. – Z mistrzostw wojewódzkich… Finał. – Dodaje, gdy widzi moje zmieszanie.
        Hę? Z mistrzostw wojewódzkich? W finale był jeden chłopak dość podobny do niego… Miał czarne, krótkie włosy. Świetnie się poruszał, jak gdyby tańczył. Zabierał mi piłki sprzed nosa. Dopiero w drugiej połowie zdołałem go pokonać. Wygraliśmy wtedy głównie dzięki mnie. Nie żebym się chwalił… po prostu to ja zdobyłem większość punktów na tamtym meczu. Nikt inny nie potrafił się przebić przez jego obronę. Był silny i zdeterminowany. Chciał sam wygrać tamten mecz i to go właśnie zgubiło. Chłopak, którego w tej chwili widzę, jest wychudzony i nie wygląda na zadowolonego z życia. Jedyne, co go łączy z Emilem z przeszłości, to kolor włosów i zielone oczy, które obserwują każdy mój ruch.
- Zmieniłeś się… - Mówię bez zastanowienia.
- A w tobie zmieniło się jedynie to, że urosłeś prawie pół metra. – Uśmiecha się szeroko. – Dalej grasz?
- Oczywiście. A ty?
- Zrezygnowałem. – Przybiera obojętny wyraz twarzy.
- Czemu? Byłeś świetny!
- Byłem. – Zaznacza. Przerzuca nogi przez murek, zwieszając je z krawędzi dachu.
- Teraz tańczysz? – Próbuję odgadnąć. Nie wygląda mi na kogoś, kto się łatwo poddaje. A przynajmniej z tej strony go znam… O ile można mówić tu o znajomości.
- I tak, i nie. Robię to tylko czasem dla przyjemności. – Spogląda na mnie w zamyśleniu. Podobają mi się jego intensywnie zielone oczy...
- Podziwiam ludzi, którzy potrafią tańczyć. Ja jestem jak kawał drewna. – Śmieję się. - Bez szans na poprawę. Jak próbuję tańczyć z Julią, to zawsze kończy się siniakami.
- Serio? Nie wyglądasz na takiego.
- Nie? – Uśmiecham się szeroko i parodiuję samego siebie w tańcu. – Wygląda to mniej więcej tak.
- Chodź, pokażę ci.
Ku mojemu zaskoczeniu, chwyta mnie za rękę i ciągnie w miejsce, w którym wcześniej tańczył. Stanął naprzeciw mnie z lekko przekrzywioną głową w prawo. Jak pies, który usłyszał coś ciekawego.
- Spróbuj mnie poprowadzić. – Chwyta mnie za ręce z lekkim uśmiechem.
- Teraz? Nie potrafię…
- Potrafisz. – Pokazuje mniej więcej co mam robić. – Wyobraź sobie, że jestem tą twoją Julią.
- Będzie ciężko. – Parsknąłem.
Emil zaczyna się ruszać tak, jak zwykle Julka tańczyła wokół upatrzonych przez siebie gości. O matko…
- Ona tańczy podobnie, jak ja teraz.
- Skąd wiesz? – Dziwię się.
- Często widzę ją w klubie. Ciebie zresztą też, choć rzadziej. No, rusz się.
        Przesuwa dłonią po moim torsie. Jego biodra poruszają się wraz z muzyką, którą tylko on słyszy. Łapię go za rękę i obracam w koło, jedynie się na niego gapiąc, zamiast robić cokolwiek ze swoim ciałem. Parska, gdy obejmuję go w talii. Cóż. Tylko to zwykle robię, gdy już zdarzy mi się zatańczyć z Julką.
- Miałeś racje, porównując się do drzewa. – Stwierdza.
        Jednak zamiast się ode mnie odsunąć, przywiera do mnie całym ciałem. Spinam się, gdy obejmuje mnie jedną ręką w pasie i przyciąga jeszcze bliżej. Nie widzę jego twarzy, bo patrzy gdzieś w bok. Czuję za to każdy jego ruch. Porusza ciałem, zmuszając mnie do tego samego. Mężczyzna nie powinien się zbliżać w ten sposób do drugiego mężczyzny, przeszło mi przez myśl.
- Właśnie… - Odsuwa się ode mnie ze złośliwym uśmiechem. – Tak powinieneś zatańczyć z Julią. Jak będzie miała dobrego partnera, to już nie będzie sobie szukać innych na dyskotekach. I cię nie zostawi.
- Nie chcę być jej partnerem… – Stwierdzam kwaśno. – Nie zamierzam dopisać się do jej listy zaliczonych.
- Nie jesteście razem? – Dziwi się.
- A wyglądamy tak?
- Nie, raczej nie… - Spogląda w stronę bliźniaczego budynku. – Skończyli już.
        To prawda, widać było ludzi zbierających się do wyjścia.
- Powinienem już iść. – Spoglądam na niego w zamyśleniu. Z jednej strony chcę spytać czy jeszcze kiedyś się spotkamy, a z drugiej… – Cześć. – Mówię w końcu i szybkim krokiem ruszam w stronę wyjścia.
         Mogę mieć jedynie nadzieję, że gdzieś na niego trafię.


_________
Komentarze z poprzedniego bloga:
Kurczę, ten Emil, intrygujący gość
Czy jeszcze mnie zaskoczysz? bo jak narazie robisz to znakomicie! :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz