Wtorek,
ostatni dzień Września, nie zaczął się rewelacyjnie. Może to przez to, że Julka
zapomniała włączyć budzik i spóźniłem się do szkoły, a może też z innego
powodu. Na przykład takiego, że Klaudia znów doczepia się do mnie niczym rzep
psiego ogona. Mam jej naprawdę serdecznie dość. Trajkocze cały czas o
niedzielnej imprezie i ogólnie o wszystkim. Najbardziej zaczyna mnie wkurzać,
kiedy jej opowieści zmieniają się w marudzenie jakich to ona ma złych rodziców.
Nie pozwalają jej bawić się do białego rana, dbając o jej wykształcenie, ani
też puszczać się na prawo i lewo, dbając po prostu o nią samą… Taaacy źli
rodzice.
Humor
poprawia mi się dopiero, jak przed wejściem na stadion dostrzegam Emila.
Obejmuję go ramieniem za szyję, nie mogąc się powstrzymać i uśmiecham się
szeroko.
- Jacek cię przyjął? –
Pytam, wiedząc już jaka będzie odpowiedź.
- Tak. – Uśmiecha się do
mnie. – A teraz łaskawie puść mnie.
Niechętnie
się od niego odsuwam i wchodzimy do budynku. W szatni są jeszcze dwie dodatkowe
osoby. Dołączył do nas Sebastian i trochę niższy od niego ciemnowłosy. Ma
ciemną karnację, podobną do Emila. Ogólnie niezbyt przystojny, ale za to mocno
zbudowany. Chyba najlepiej z nas wszystkich.
- Ćwiczysz? – Pytam, gdy
jego brązowe oczy zatrzymują się na mnie.
- Trochę…
- Jestem Mat. – Przedstawiam
się szybko, wiedząc, że to nie było zbyt miłe powitanie. – A to jest Emil. –
Wskazuję na mojego towarzysza, jednocześnie dostrzegam wściekły wzrok Adama,
którego olewam. – Siema Sebastian. Fajnie, że zostałeś przyjęty. – Szybko
przedstawiam zielonookiemu resztę drużyny, jednocześnie się z nimi witając.
Dwaj
nowi zajęli szafki po lewej stronie Tobiasa. Muszę więc minąć Adama, który
naprawdę jest o coś wściekły i trójkę lepiej do mnie nastawionych. Zatrzymuję
się obok Rafała, gdzie jest moja szafka i wskazuję na tą z drugiej strony.
- Rozgość się. – Zapraszam
Emila i zajmuję się swoimi rzeczami.
Złość
Adama mija, gdy tylko trener zechciał poprawić naszą kondycję. Okazało się, że
Emil nie jest w dobrej formie, za to brunet tak… Ma z tego satysfakcję jak
nigdy. To było trochę chore, ale nie komentuję tego na głos.
Gdy
biegamy na torze, zwalniam do tempa Emila i uśmiecham się do niego.
- Dajesz radę? – Pytam, bo
chłopak od jakiegoś czasu jest na szarym końcu. Wyłapuję spojrzenie
zaskoczonego Jacka, który przygląda się naszej dwójce. Ciekawe o czym myśli.
- A nie widać? – Warczy.
Fakt. Ledwo zipie i wygląda na kogoś, kto ma ochotę dać sobie już spokój.
- Nie jest źle. – Kłamię i
mrugam do niego.
Chłopak
posyła mi spojrzenie pełne politowania.
- Ten cały Adam serio mnie
nie cierpi. – Zauważa.
- Chyba wskoczyłeś mu na
ambicję, wygrywając z nim te mini pojedynki w meczu.
- Teraz nie wygląda na
przejętego.
- Bo teraz przegrywasz. –
Zauważam i przyśpieszam do własnego tempa. Gdy znajduję się po drugiej stronie
toru z satysfakcją stwierdzam, że chłopak przyśpieszył i przynajmniej utrzymuje
tempo Karola, który jak zwykle męczy się sam ze sobą.
***
Dni
mijają teraz o wiele ciekawiej niż do tej pory. Z niecierpliwością wyczekuję
treningów, gdzie mogę spotkać Emila. Motywuję go do cięższej pracy i sam
zaczynam ćwiczyć ciężej. Nie umkło to uwadze moim kolegom, ale nie komentowali
tego. Przynajmniej przy mnie. Oczywiście wyjątkiem jest Adam, on wziął za cel i
misję życiową złośliwe wytknięcie wszystkiego, co związane jest z Emilem.
W
piątek Adam zaprosił nas wszystkich na domówkę, stwierdzając, że powinniśmy się
lepiej poznać. O dziwo zaproszony został także Emil. Ale jak wszyscy to
wszyscy, no nie?
- Nie
jestem pewien czy chcę tam iść. – Mówi zielonooki, gdy zostaliśmy sami na
korytarzu.
- Nie idziesz tam dla Adama,
tylko dla mnie. – Uśmiecham się do niego.
- Dla ciebie? A to niby z
jakiej racji?
- W ten sposób podziękujesz
mi za zaproszenie do klubu.
Unosi
brwi, jednocześnie uśmiechając się niewyraźnie. Nie mam pojęcia co oznacza ta
mina.
- Podwieźć cię do domu? –
Pytam, gdy przystajemy obok mojego auta. – Mam jeszcze trochę czasu zanim
pojadę po Julkę.
- Ok.
Siada
na miejscu pasażera. Rozgląda się po wnętrzu, a nawet zagląda do schowka,
wywołując u mnie śmiech.
- Kontrola zakończona,
możemy ruszać? – Parskam.
- Byłem cholernie ciekawy co
możesz mieć w tym schowku. Wszędzie masz czysto, więc gdzieś musi być bałagan…
A tu pustki… - Zapina pasy i spogląda na mnie w wyczekiwaniu. – Jedziemy?
- Tak w ogóle… dasz mi swój
numer? – Miałem już dawno o to zapytać, ale jakoś nie było okazji… Cóż. Nigdy
takowa się nie zdarzy.
- Jak chcesz.
Wyciągam swój telefon i
zapisuję podane przez niego cyfry. A później jadę do jego mieszkania. Nic
komentuje mojego stylu jazdy, za co jestem mu niezmiernie wdzięczny. Nie
przyjąłbym dobrze krytyki z jego ust. Rozmawiamy za to o jakiś bzdetach.
- Przyjadę po ciebie. –
Wołam, gdy wychodzi z samochodu.
- Co? Po co?
- Po to, żebyś trafił do
domu Adama.
Krzywi się nieznacznie, ale mimo wszystko kiwa
głową na zgodę i odchodzi.
Odbieram
Julię i ją też zawożę do domu. Jestem dzisiaj pieprzonym szoferem. Nie żeby mi
to przeszkadzało… W końcu sam się zgłosiłem. Po prostu się nie nadaję do tego z moimi umiejętnościami. Cudem jest, że moje
auto jeszcze żyje.
- Wejdziesz? – Pyta
dziewczyna pod swoim blokiem.
- Nie. Wybieram się na
domówkę u Adama.
- A ja nie zostałam
zaproszona. – Przekrzywia usta w podkówkę
- Nie mój dom, ja nie
zapraszam. Ale wątpię, byś tam poszła z własnej woli. Rafał też tam będzie i
pewnie jakieś dziewczyny…
- Fakt. Nie chciałabym iść.
Baw się dobrze!
Dziewczyna
całuje mnie w policzek i wychodzi z auta.
***
Adam
ma wielką chałupę. Nic dziwnego, jego rodzice są bogaci. Dom ma dwa piętra,
własny basen… żart, nie ma basenu. Czy każda willa musi mieć basen? Nie. Ale ma
za to własną salę do zabaw. O Ile „zabawą” można nazwać imprezy. Posiada też
parkiet z którego korzysta teraz cały tłum ludzi. Bo oczywiście nie byliśmy zaproszeni
tylko my, drużyna, ale też pełno innych znajomych czy „przyjaciół”, jak ich
nazywa Adam.
Emil potrafi tańczyć.
Przyzna to każdy, kto teraz spojrzy na niego na parkiecie.
Widząc
go, mam ochotę rąbnąć łbem w jakieś bliźniaczo podobne do mnie drzewo. Tańczy
właśnie z kilkoma dziewczynami, które oblegają go z każdej strony. Jeżeli
chodzi o kondycję do tańca… to ją ma. Czemu tak trudno jest mu na boisku?
- Aż się odechciewa
wychodzić na parkiet. – Komentuj Karol, który nie rusza się wcale tak źle. Obok
niego stoi dziewczyna, która próbuje zwrócić na niego swoją uwagę. Na imprezach
zawsze jest przy nim jakaś dziewczyna. Ma nawet własny fanklub… Boże… Gdybym ja
miał coś takiego, to bym się chyba powiesił.
- Mnie to mówisz? – Śmieję
się.
Chłopak zerka na swoją
towarzyszkę i uśmiecha się lekko.
- Chciałabyś z nim
zatańczyć? – Pyta, wskazując na mnie.
- Nie. – Zabolało. – On nie
umie. Karooool, chodź na parkiet. Nudzę się…
Karol
na trzeźwo stroni od ludzi, ale po wypiciu jest naprawdę towarzyski. Bez
skrępowania prowadzi Gosię, bo tak chyba ma na imię, na parkiet i zaczynają się
bawić.
Ja
nie piję nic. Norma.
Dziwnie
się czuję wśród tego towarzystwa. Wszyscy pijani, zajęci sobą samym… albo
partnerką. Choćby Lucjan, właśnie migdali się ze swoją dziewczyną, Agnieszką na
kanapie. Coraz bardziej czuję się
wyobcowany. Może powinienem jednak pić? Chociaż miałbym z kim pogadać. O
pierdołach bo o pierdołach, ale przynajmniej by się chciało. Chyba.
Wychodzę
do ogrodu, łapiąc momentalnie świeże powietrze. Wolne od papierosów, czy innego
świństwa. Jest już październik i powoli można żegnać się z przyjemną
temperaturą.
Ruszam
ścieżką, prowadzącą w dość ładny - nawet w nocy - ogród. Dość, bo nie sądzę, by
idealnie podcięte krzaki były ładne… mnie wydają się po prostu sztuczne.
Nagle
czuję, że ktoś oplata moją szyję dłońmi. Momentalnie chwytam za nie i
wyszarpuję się z objęć. Emil.
- Chcesz żebym zawału
dostał? – Warczę na niego.
- Ty też mi tak robisz. –
Przypomina z uśmiechem na ustach. – Czemu nie jesteś w środku?
- Nie wiem. – Patrzę w bok.
Wszędzie, byle nie na jego błyszczące, zielone oczy i nieułożone włosy. Mam
ochotę go dotknąć… Że co?
- Chcesz zatańczyć? – Pyta,
podchodząc do mnie bliżej. Zadziera głowę do góry, by spojrzeć mi w twarz.
- To będzie dziwnie wyglądało…
- Mówię cicho. Co się ze mną dzieje?
- Tu nikt nas nie widzi. –
Przesuwa dłonią po moim ramieniu, a mnie przechodzą dreszcze. Mimowolnie
pochylam się lekko w jego stronę. Wciąż patrzę w jego oczy, szukając
zrozumienia. Jest tak blisko, że aż kręci mi się w głowie. I ładnie pachnie.
- Nie chcę tańczyć.
- Ja też nie. – Obejmuje
moją szyję i przyciąga do siebie, złączając nasze wargi. Otwieram usta z
zaskoczenia, niewiele myśląc co tak właściwie robię. Chłopak wykorzystuje
okazję i wsuwa język między moje wargi. Zaczyna mnie całować mocno. Nie daje mi
szans żadnego ruchu. I cholera, podoba mi się to…
Stoję
tam i pozwalam, by robił cokolwiek chciał. Nie mam pojęcia ile to trwa.
Przerywa to gwałtownie, odskakując ode mnie z minął „O kurwa, co ja właśnie zrobiłem?”.
Ja chyba wyglądam podobnie, bo rzuca jedynie „Przepraszam.” i tyle go
widziałem.
No i
mnie zostawił z problemem w spodniach…
Na
imprezę wróciłem dopiero po ochłonięciu i przejściu co najmniej pięć razy
ogromnego ogrodu. Próbuję przestać myśleć o miękkich ustach Emila,
napierających na moje… Kurwa. Właśnie. Przestać. O. Tym. Myśleć.
- Gdzie cię wcięło? – Pyta
Rafał, gdy dołączam do niego i Karola.
- Zwiedzałem. – Uśmiecham
się lekko i opadam dupskiem na sofę. Mam ochotę wracać do domu.
- Godzinę? – Dziwi się
lider.
- A widziałeś jak duża jest
ta posiadłość? – Mówię odrobinę za ostro. Powinienem się uspokoić…
A
Emil znów na parkiecie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz