Wpadam
do mieszkania Modowskich i od razu idę do pokoju Julki. Rodziców nie ma, a
zastaję ją siedzącą na łóżku i kompletnie rozklejoną.
- Mała… - Siadam obok niej,
a ona wtula się w moje ramię. Ma czerwone oczy od łez. – Coś ty najlepszego
zrobiła…
Tulę
ją do siebie i patrzę na pozytywny test ciążowy, który leży na pościeli.
- Zrobiłam trzy. – Wyjaśnia.
– Nie mogłam uwierzyć, że to prawda…
- Chcesz pojechać do
lekarza? – Szepczę tuż przy jej uchu. Mam nadzieję, że nie wyłapała mojego
zdenerwowania. – Będziesz pewna na sto procent, zanim powiesz rodzicom.
Jest
wieczór, ale kliniki ginekologiczne powinny być jeszcze otwarte. Tak więc
wsiadamy do auta i jedziemy.
Po
USG lekarka z uśmiechem na ustach oświadczyła, że będziemy mieli dziecko,
wskazując coś na ekranie komputera… A ja miałem ochotę uderzyć głową w
najbliższą ścianę. Wciąż miałem nadzieję, że to będzie nie prawda. No cóż…
Teraz będzie trzeba uświadomić jej rodziców.
Do
domu wracamy w jeszcze gorszych nastrojach co wcześniej.
Wchodzimy
do mieszkania, zastając Martę i Pawła w jadalni.
- Co się stało? – Pyta jej
ojciec, poważniejąc, gdy zauważa łzy w oczach córki.
Dziewczyna
wtula się w moje ramię. Boi się i widocznie nie zamierza sama przekazać
rodzicom „dobrej nowiny”.
- Julia… jest w ciąży. –
Wyręczam ją.
Obserwuję
jak twarze jej rodziców najpierw przybierają maskę niedowierzania, następnie
przerażenia, by w końcu Paweł wskazał na mnie palcem z minął „Zabiję cię
sukinsynu!”.
- Jak mogłeś jej to zrobić!
– Wydziera się na mnie, podrywając się z krzesła.
- To nie on! – Krzyczy mała,
a na jej policzkach znów pojawiają się łzy. – Mat mi pomógł…
- Boże, dziecino… - Marta
podchodzi do córki i obejmuje ją mocno. Zaczyna szeptać jej coś do ucha.
- Jak nie ty. – Mężczyzna
rzuca mi wymowne spojrzenie. – To kto?
- Nie mam pojęcia. –
Przyznaję. Czuję się jak ostatni śmieć. – Ale obiecuję, że zrobię wszystko, by
ona i dziecko mieli co potrzeba.
Jej
rodzice wymienili porozumiewawcze spojrzenia.
Tej
nocy znów spałem u niej. Tym razem w łóżku. Dziewczyna wtuliła się we mnie i
tak właśnie zasnęła. W przeciwieństwie do mnie, bo ja zasnąć nie umiałem.
Rozmyślałem o całym dzisiejszym dniu. O Klaudii, która jak zwykle męczyła mnie
w szkole. O Adamie, wkurzonego na cały świat. O Emilu, jak zostawiłem go zaraz
po pocałunku. O ciąży Julii. I wreszcie o tym, że będę zmuszony zrezygnować z
koszykówki. Może i ostatnimi czasy byłem zmęczony treningami, ale w dalszym
ciągu jest to moja pasja. Nie wyobrażam sobie życia bez gry. Wolałbym umrzeć.
Nie. Na szczęście mam po co żyć. Dla jednej osoby… Dla tej, którą trzymam teraz
w ramionach.
Kocham
Julkę. W dość dziwaczny sposób… Ale mogę zrobić dla niej wszystko.
***
Jemy
właśnie obiad, gdy Paweł postanawia zapytać o coś, czego ja nie ruszałem, bo
bałem się usłyszeć odpowiedź „Nie wiem.”
- Wiesz czyje to dziecko?
- Tak. – Mamrocze
dziewczyna, ku mojej uldze i zaskoczeniu.
- Kochanie… - Marta wzdycha
ciężko. – Mimo wszystko ojciec dziecka powinien wiedzieć…
- Kto to? – Pytam znad zupy.
Odechciało mi się jeść.
- To… Rafał.
Przesłyszałem
się… PRAWDA?! Rafał? No byli razem… Ale on jest do cholery odpowiedzialny! Jak
mógł uprawiać z nią seks bez zabezpieczeń…
Mam ochotę roztrzaskać na
jej albo swojej głowie talerz. Garbię się zrezygnowany.
- Rafał? - Parskam. – Świat
się kończy… Jesteś pewna?
- Kto to? – Wtrąca Paweł
zdezorientowany.
- Lider w mojej drużynie
koszykarskiej. – Wyjaśniam. – Kurwa nie wierzę! Jeśli on nie jest
odpowiedzialny, to kto jest?!
- Mat, uspokój się. – Zgania
mnie Marta. Marszczy brwi, myśląc o czymś. – Jesteś pewna, że to jego dziecko?
– Z trudem przeszły jej przez gardło te słowa.
- Tak.
- W takim razie trzeba mu
powiedzieć. – Decyduje i wstaje od stołu. Zabiera wszystkie talerze, nie ważne
czy puste, czy pełne, nie pytając, czy ktoś chce jeszcze jeść.
Julka
rzuca mi błagalne spojrzenie. I od razu wiem o co chodzi. Chce, bym ja mu to
przekazał. Za co ja ją kurwa kocham?
- Pojadę dzisiaj na trening
i tam mu powiem. – Decyduję.
***
Wchodzę
do szatni w naprawdę kiepskim humorze. Przyszły ojczulek jest obecny.
- Rafał… Chodź na korytarz,
proszę. – Próbuję trzymać nerwy na wodzy, ale kiepsko mi to wychodzi.
- Uuuu… Chyba coś żeś
przeskrobał. – Śmieje się Tobias i klepie go w ramię, gdy lider przeszedł obok
niego.
Wychodzimy
na zewnątrz pod ostrzałem ciekawskich spojrzeń.
- Co jest? – Mruczy pod
nosem, znudzony.
- Przespałeś się z Julką bez
zabezpieczeń? – Walę prosto z mostu. Mam go tylko poinformować, a nie robić
aferę… Ale kurwa ciężko się powstrzymać.
- Co cię to obchodzi? –
Chyba pierwszy raz widzę go złego. Nie lubi jak ktoś wtrąca się w jego sprawy.
A w szczególnie w sprawy na których mu zależy. Ale jeszcze nigdy się nie
złościł.
- Może byś łaskawie
odpowiedział, co?
- Tak. Zrobiliśmy to bez
zabezpieczeń. Zadowolony?! Może jeszcze inne szczegóły cię interesują?! –
Wybucha.
Jego agresja sprawia, że i moje
hamulce przestają istnieć.
- Kurwa nie wierzę! Jak
mogłeś?! Ty… – Nie chciałem go uderzyć. A przynajmniej jeszcze nie zdawałem
sobie z tego sprawy. Dopiero, gdy ktoś chwyta moją uniesioną rękę, orientuję
się co ja tak właściwie robię…
- Co jest? – Na twarzy Emila
dostrzegam troskę.
- Julia jest w ciąży. –
Wyznaję bardziej zielonookiemu, niż Rafałowi, który na moje słowa cały blednie.
- O kurde. – Stwierdza Emil.
Mam ochotę się roześmiać.
Tak, to słowo bardzo często pasuje…
- Julia jest u siebie. –
Informuję przyszłego tatusia – Tylko uważaj na jej ojca. Jest zdenerwowany, to
mało powiedziane.
Chłopak odwrócił się na pięcie i pobiegł w
stronę wyjścia. Zapomniał nawet o tym, że na dworze zimno, a on jest w krótkich
spodenkach… A niech mu dupsko wymarznie. Mam nadzieję, że mimo wszystko źle go
nie oceniłem i jest odpowiedzialny.
- Więc to dlatego wczoraj
uciekłeś. – Mówi Emil.
- A ty co myślałeś? Że
stchórzyłem?
- Cóż… To była dobra
wymówka. Że niby coś się stało, to lecę… A później nie ma tematu.
Śmieję
się. Chyba powinienem iść na jakieś badania. Dzisiaj mam taką huśtawkę
nastrojów, jakbym to ja był w ciąży, a nie Julka.
- Czy ja ci wyglądałem na
kogoś, komu się nie podobało? – Szepczę i popycham go na ścianę.
- Mat, nie tu…
Ale
ja go nie słuchałem.
Przyszpilam go do ściany i
całuję mocno. Niezdarnie. Mimo wcześniejszych słów nie ma oporu, by mi
odpowiedzieć. Dopiero po dłuższej chwili odsuwam się od niego i dyszę, bo
inaczej tego nazwać nie można „Zabieram cię do siebie”.
Potrzebuję
go. Albo raczej po prostu potrzebuję tego… Mam dość bycia osobą, na którą
wszyscy mogą się oprzeć. Sam potrzebuję oparcia. Nie mam pojęcia co bym w tej
chwili robił, gdyby nie Emil. Może wylądowałbym na jakiejś imprezie, gdzie
skończyłoby się podobnie, tyle że z jakimś tajemniczym nieznajomym.
Jestem cholernie słaby. Nie
umiem sobie poradzić psychicznie z paroma problemami…
Nie
miałem nigdy nikogo naprawdę bliskiego. Nie miałem rodziców. Nie miałem
przyjaciela, któremu mógłbym się zwierzyć. Julia się nie liczy, ona ciągle jest
dzieckiem. Nie rozumie mnie. Przecież ma wszystko. A trener czy pani Marta
nigdy nie mogliby mi zastąpić rodziny. Z resztą tak samo jak drużyna.
Nawet
koszykówka zaczęła wydawać mi się beznadziejna.
- Mat, zwolnij trochę… -
Szepta Emil, gdy popycham go na swoje łóżko i siadam na nim okrakiem. –
Mateusz… - Zamieram, pochylony nad nim.
- Co?
- Nie ucieknę ci. – Śmieje
się. – Spokojnie…
Obejmuje
mnie rękami i tuli. Cały drżę z nerwów spowodowanych dzisiejszym i wczorajszym
dniem, ale także z obawy, że nie mam pojęcia co ja właściwie w tej chwili
wyprawiam…
- Em. – Szeptam do jego
ucha.
- Słucham.
- Ja… to mój pierwszy raz… -
Wtulam twarz w jego pierś, by nie mógł mnie zobaczyć. Z pewnością jestem cały
czerwony, nie tylko z powodu wstydu.
- Każdy ma swój pierwszy
raz, Mat. – Stwierdza jedynie. – Nie martw się o to. Nauczę cię wszystkiego.
- Nie wątpię. – Parskam.
____________
Komentarze z poprzedniego bloga:
____________
Komentarze z poprzedniego bloga:
Wysłany 13.04.2016 o 18:46
AAaaa! Zakochałam się *^* Jedyne co mnie w tym opowiadaniu bardzo kłuje, to krótkość rozdziałów :C |