Serdecznie zapraszam na pierwszy rozdział Gonitwy. Mam nadzieję, że Wam się spodoba :)
Następne rozdziały będę się pojawiały co środę o godzinie osiemnastej. Niedługo też dodam wersję płatną - całość w formie e-booka (będzie jednak tańszy, niż wcześniej zapowiadałam)
PROLOG
Nigdy nie
lubiłem rywalizacji. Dla mnie zawsze najważniejszy był koń. Nie ważne - stary
czy młody, zdolny czy fajtłapa, każdemu z nich mogłem poświęcić czas i
traktować go na równi. Nie liczyła się wygrana, lecz radość z jazdy. Jednak
jeśli chciałem poważnie myśleć o utrzymaniu się ze swojej pasji, musiałem brać
udział w zawodach i osiągać w nich dobre rezultaty. W każdym razie nigdy nie
rozumiałem myślenia ludzi zajmujących się ujeżdżaniem, skokami czy wyścigami,
nawet jeśli sam należałem do tej ostatniej grupy.
Tym razem
wylądowaliśmy z trenerem i jego córką, Magdą, na zawodach skokowych, w których
ona brała udział. Ileś razy już mówili, która to klasa i jak wysoko moja
rówieśniczka zaszła, ale mnie jak zwykle to nie obchodziło. Tak szybko jak te
informacje wlatywały mi do uszu, tak szybko też się ich pozbywałem. Dla mnie
najważniejsze było, aby Harfa, klacz Magdy, nie została zapomniana w tym
wszystkim i żeby nic jej się nie stało podczas ponad półtorametrowych skoków. Z
jednej strony wiedziałem, że dla tych koni nikt nie chce źle. Ba. Nawet powinno
właścicielom zależeć, żeby się dobrze czuły - w końcu to one odwalają połowę
roboty i muszą być w jak najlepszej formie na zawodach. Niestety nie raz
widziałem, jak te zwierzęta są spisywane na straty po nieudanych rywalizacjach.
Na szczęście mój trener nie był aż tak zaślepiony jak inni. Przywiązywał się do
swoich podopiecznych i nieważne, czy byli to ludzie, czy konie.
Dzisiejszy,
majowy dzień zapowiadał się wspaniale. Swoją drogą, lubiłem ten miesiąc. Pięć
lat temu o tej porze pisałem maturę, a zaraz po niej rozpocząłem życie, o jakim
od zawsze marzyłem. Blisko koni i wszystkiego, co z nimi związane. Co prawda
już wcześniej się przy nich kręciłem, ale dopiero po skończeniu liceum i
osiągnięciu pełnoletniości zdecydowałem, że tak właśnie będzie wyglądać reszta
moich dni. W stajni.
- Niedługo
się zacznie - obwieścił trener, podchodząc do Harfy, która już gotowa do jazdy,
stała w boksie. Uważnie przyjrzałem się starszemu mężczyźnie, który wyglądał,
jakby pomylił drogi i zamiast na rodeo, wylądował na prestiżowych zawodach
skokowych. Kompletnie tu nie pasował. Nie, żebym ja był ideałem ze swoimi
spranymi, czarnymi bryczesami i trochę zbyt małą koszulką moro, ale
przynajmniej nie udawałem, że jestem z innej epoki i kontynentu.
- Co jest?
Mam coś na twarzy? - zapytał mężczyzna, jednocześnie klepiąc klacz po szyi i
pocierając drugą dłonią swój krzywy nos.
- Nie. -
Wzruszyłem ramionami i spojrzałem na Magdę, wracającą z toczkiem, który
zapomniała z samochodu.
Nagle
poczułem, że coś ląduje na mojej głowie. Spojrzałem z niezrozumieniem na
trenera, który zaczął się śmiać z jakiegoś powodu. Dotknąłem kapelusza,
burzącego moją fryzurę. Było już za późno na protest i ratowanie moich
przydługich, brązowych włosów, więc postanowiłem nic z tym nie robić. Cóż.
Teraz do kompletu i fryzurę będę miał niechlujną.
- Z czego się
śmiejesz? – burknąłem niezadowolony. Tomasz miał mój pełny szacunek, ale w
takich chwilach nie przejmowałem się, że jest ode mnie dwa razy starszy. Czasem
zachowywał się dziecinnie.
- Kupię ci
jakiś, obiecuję - powiedział rozbawiony, patrząc na mnie brązowymi oczami,
otoczonymi zmarszczkami. - Dzięki niemu wydajesz się wyższy.
- Serio? -
Uniosłem brwi. - Nigdy nie słyszałem, żeby przeszkadzał ci mój wzrost.
- Z jednej
strony nie. - Wskazał na swoją córkę. - Ale przy niej wyglądasz trochę...
- O czym
rozmawiacie? - wtrąciła dziewczyna. Blond włosy spięła już w koński ogon i
założyła toczek na głowę. Wyglądała pięknie w białych bryczesach i czarnej,
kobiecej marynarce.
- O niczym -
mruknąłem. Jak niby miałem się przy nich nie nabawić kompleksów? A szczególnie
przy dziewczynie wyższej ode mnie o pół głowy.
- Nie wygląda
w tym uroczo? - zapytał trener.
Magda
spojrzała na mnie oceniająco i niemal krytycznie. W takich chwilach kojarzyła
mi się z moją dawną nauczycielką z podstawówki, która stawiała mi banię z
matematyki. Nie musiała się więc odzywać, bym znał jej zdanie.
- Nie. Lepiej
wyglądał z ułożonymi włosami. Chociaż z tym się postarał - stwierdziła. -
Powinniśmy mu kupić jakieś porządne ubrania.
- Halo, ja tu
jestem! - spróbowałem zwrócić na siebie uwagę, podczas gdy oni mierzyli się na
spojrzenia.
Przerwał im przytłumiony
komunikat rozpoczęcia następnych zawodów. W następnej konkurencji miała brać
udział Magda.
- Musisz
rozprężyć Harfe - przypomniałem dziewczynie, która nadal nie garnęła się do
wyruszenia ze stajni. Jakby na potwierdzenie moich słów, klacz zarżała ochoczo.
- Już - mruknęła
i podeszła do konia, by podciągnąć popręg. - A. I nie idźcie za mną. Zobaczymy
się po zawodach.
Oboje z
trenerem kiwnęliśmy głowami i cofnęliśmy się, by mogła wyprowadzić kasztanową
klacz. Przyzwyczailiśmy się już do tego, że przed startem chce zostać sam na sam
z koniem.
- Chodź na
trybuny - mruknął trener, zabierając kapelusz z mojej głowy i ruszając zatłoczonym
przez ludzi i konie korytarz stajni.
***
Zawody trwały
już od jakiegoś czasu, nudząc mnie niemiłosiernie. Byłem jedną z tych osób,
które nie potrafią wysiedzieć długo w jednym miejscu, ale, o ironio, moją cechą
była także cierpliwość, więc wytrzymywałem bez kręcenia się na twardej ławce.
Przez cały
ten czas kłóciły się we mnie dwie natury. Jedna, która nie znosiła zawodów i
rywalizacji, oraz druga, która uwielbiała obserwowanie koni i ich jeźdźców. To
wszystko potęgowało siedzenie w sektorze dla VIP-ów, do którego mieliśmy dostęp
dzięki mojemu trenerowi. Było tam o wiele luźniej, nikt nie zasłaniał, no i
mieliśmy jeden z lepszych widoków na parkur. Dzięki temu bez problemów mogłem
obserwować i oceniać każdego z zawodników. Niestety, mimo tego, że zawody miały
(podobno) dość wysoki poziom, do tej pory zawodnicy nie powalali
umiejętnościami.
Moją uwagę
przykuł dopiero jeździec na gniadym koniu. Od wejścia już wiedziałem, że ta
para ma duży potencjał. Wierzchowiec, choć zaciekawiony otoczeniem, słuchał
każdego gestu chłopaka, który prowadził go przede wszystkim dosiadem. Zawodnicy
wjeżdżali na parkur obok nas, więc mogłem się przyjrzeć jeźdźcowi z bliska.
Poczynając od wypastowanych sztybletów i śnieżnobiałych bryczesów, opinających
doskonale wyćwiczone nogi, przez czarną, nienagannie założoną marynarkę, po
kolczyk w uchu i skupioną twarz. Zatrzymał się przed sędziami, by dopełnić
formalności pokłonem.
- Na parkurze
jest już Patryk Okiński na Kardamie! – zawyły głośniki.
Już mi przez
myśl przebiegało określenie „idealny”, gdy nagle wraz z sygnałem startu chłopak
pognał Kardama na pierwszą przeszkodę, z miejsca skracając najazd niemal do
połowy. Dalej było jeszcze gorzej. Skakał po skosie, popędzając konia, by przy
samej przeszkodzie zwolnić. Gapiłem się na to z otwartymi ustami, nie wierząc w
to, co widzę. On chce się zabić?! I konia przy okazji! Wystarczyłby jeden błąd
i obaj leżeliby na ziemi, a dookoła walałyby się drągi. Nic takiego się jednak
nie stało. Ba. Nawet nie strącił żadnej przeszkody. Przejazd był idealny, a
czas oczywiście najlepszy.
- Zwariował!
– wymsknęło mi się.
Trener
spojrzał na mnie zaskoczony, bo do tej pory w ogóle się nie odzywałem.
- Przecież on
zarzynał tego konia! – warknąłem wściekły, nie mogąc się powstrzymać. Jeszcze
nigdy nie widziałem tak brawurowej i nieodpowiedzialnej jazdy!
- A ja myślę,
że wiedział, ile może wycisnąć z tego konia - powiedział trener po chwili
milczenia. Jego mina świadczyła o tym, że intensywnie nad czymś myśli.
- Nie jestem
tego taki pewny - fuknąłem słysząc oficjalne wyniki przejazdu. - W każdym razie
Magda nie ma szans.
- Dobrze jej
to zrobi – zauważył, unosząc brwi.
Cóż. Nie
mogłem zaprzeczyć. Obaj wiedzieliśmy, że jego córkę trzeba utemperować.
I niedługo
później przekonaliśmy się, że mieliśmy rację. Jadąc już na parkurze, próbowała
skrócić jeden z najazdów, naśladując swojego poprzednika, a zdezorientowana
Harfa nie wyczuła odległości i strąciła drążki. Później poleciało już lawinowo.
Przed kolejnym skokiem musiała uspokoić klacz. Tak więc zawaliła nie tylko z
punktami, ale i z czasem. Coś mi się wydaje, że to będą ostatnie zawody w tym
sezonie.
Dopiero wtedy
dostrzegłem jak duża różnica jest pomiędzy nią, a chłopakiem na gniadoszu. On i
koń dokładnie wiedzieli, czego się po sobie spodziewać. Poczułem do niego
niechętny podziw, mimo, że nie popierałem bezsensownej brawury. Chłopak
wygrałby nawet bez skracania drogi do przeszkód.
- Idziemy do
niej? - zapytałem, widząc, że Harfa niepewnie stawia tylną nogę.
- Tak,
tak.
Mimo
zapewnienia, szybko straciłem trenera z oczu. Wybył w tylko sobie znanym
kierunku, zostawiając mnie zirytowanego. Nawet nie zauważył, że jego koń
kuleje!
Szybko
dotarłem do odpowiedniego boksu, po drodze nie zwracając uwagi na nic innego.
Niech będzie przeklęta wielkość tego ośrodka. Magda też musiała zauważyć, że
coś jest nie tak, bo zamiast rozchodzić konia, już ściągała z niego siodło z
zaniepokojeniem. Bez słowa minąłem ją i pochyliłem się przy uderzonej
kończynie. Harfa miała przeciętą skórę, ale na szczęście nie krwawiła. Mogłem
więc już teraz opieprzyć dziewczynę.
- Czemu
skracałaś najazd? - zapytałem, prostując się. Mój głos był tylko z pozoru
spokojny.
- Przepraszam
- wymamrotała. - Chciałam zyskać czas…
Wziąłem
głęboki oddech, licząc do dziesięciu.
- Ona się
tego nie spodziewała. Nie możesz wymagać od konia więcej niż może udźwignąć. W
szczególności, kiedy ty sama tego nie umiesz.
- Ale Patryk
jechał...
- Nie
obchodzi mnie, co on robił – przerwałem jej gwałtownie. – Nie obchodzi mnie, co
ktokolwiek robił na parkurze. Ty masz zawsze jechać tak, jak potrafisz i co
ćwiczysz wcześniej. Jeśli przegrywasz, nie jest to wina tego jednego startu,
ale całego treningu do zawodów. Rozumiesz?
- Tak...
Chyba tak - powiedziała cicho, widocznie skruszona.
- Idę do
trenera po klucze. Musimy jej to opatrzyć – zdecydowałem. – A ty pochodź z nią trochę.
Magda kiwnęła
głową, a ja ruszyłem na poszukiwania. Być może niepotrzebnie panikowałem, ale
cała ta atmosfera zawodowa działała mi na nerwy. A już kompletnie zepsuł mi
humor występ chłopaka na Kardamie.
Trenera nie
było łatwo znaleźć w tej zbieraninie ludzi i zwierząt. Obstawiałem, że znajdę
go w którejś ze stajni w tym ośrodku. Jeśli nie, to serio nie wiedziałbym,
gdzie iść. Czemu on nigdy nie zabiera ze sobą komórki? Zawsze muszę go szukać.
Po jakimś
czasie zauważyłem go rozmawiającego z… jeźdźcem Kardama? Po co? Niechętnie
podszedłem bliżej, jednak zanim się odezwałem, z automatu najpierw przyjrzałem
się uważniej twarzy chłopaka. Miał zadarty nos, dość duże usta i chłopięcą
urodę. Czarne, kręcone włosy były przyklapnięte przez toczek, który przed
chwilą musiał zdjąć. Zwróciłem też szczególną uwagę na prosty, srebrny kolczyk
w uchu, który zauważyłem już na parkurze. Z niechęcią musiałem przyznać, że chłopak
jest przystojny. No i wysoki, co dodatkowo dołożyło oliwy do ognia.
- Trenerze –
przerwałem im, zwracając na siebie uwagę.
Niebieskie oczy
szatyna zlustrowały mnie z góry na dół, a brwi uniosły się wyżej, gdy dotarło
do niego w co jestem ubrany. Spojrzałem na niego spode łba.
- Potrzebuję
kluczy – wyjaśniłem szybko. Mój wzrok znów od trenera powędrował do chłopaka,
który tym razem uśmiechał się drwiąco. Snob.
- Po co? – zdziwił
się mężczyzna.
- Harfa się
przecięła.
- Już idę. –
Odwrócił się do swojego poprzedniego rozmówcy i podał mu jakąś karteczkę. – Tu
masz moją wizytówkę. Mam nadzieję, że się zgodzisz.
Chłopak
przyjął ją, czytając co jest na niej napisane.
- To jest po
drugiej stronie Polski! – zawołał nagle, a jego mina zrzedła. Zmarszczyłem
brwi, domyślając się o co chodzi. My mieszkamy po drugiej stronie Polski. Do
Gdańska przyjechaliśmy jedynie na te zawody.
- Mówiłeś, że
nic cię tu nie trzyma – zdziwił się trener.
- Nie no, mam
tu… taką jedną rzecz… – mruknął niezadowolony.
- W każdym
razie daj mi znać. To tylko pół roku – powiedział
trener takim głosem, jakby sam nie wierzył w te swoje „tylko”. – Do zobaczenia,
Patryk – pożegnał się i położył mi dłoń na głowie. – Chodźmy.
Fuknąłem jak
rozjuszona kotka, strzepując jego rękę. Nic jednak nie powiedziałem, bo
zdekoncentrował mnie cichy śmiech Patryka. Spojrzałem na niego z
niedowierzaniem, lecz zdążyłem zobaczyć jedynie resztki jego rozbawienia. W
zamian dostałem zmęczony uśmiech i odwrócenie plecami.
- Po co ma
się z tobą skontaktować? – zapytałem trenera, gdy wyszliśmy ze stajni.
- Chcę, by
jeździł u mnie w wyścigach – wyjaśnił spokojnie.
Zaskoczyło
mnie to. Przecież miał ludzi, których wynajmował na wyścigi, kiedy ja nie
mogłem brać w nich udziału. Po co mu jeszcze jeden? I do tego taki!
I nagle
dotarło do mnie, że właśnie ludzie z takim charakterem są potrzebni w
gonitwach. W końcu dżokej musi wycisnąć z konia wszystko, co tylko się da, nie
bacząc na konsekwencje. Nie może się bać, albo mieć takich oporów, jakie ja
mam. Przeraziło mnie, że jeden z moich podopiecznych trafi na szatyna w jednej
ze swoich gonitw. Ta myśl od razu podniosła mi ciśnienie.
- Hej,
Sebastian. – Mężczyzna zatrzymał mnie, łapiąc za rękę i odwracając ku sobie. –
Co jest?
Wzruszyłem
ramionami, próbując ukryć swoje emocje. Nie miałem prawa mówić mu, co ma robić.
Był świetnym trenerem, część jego koni wygrywała najcięższe gonitwy w tym kraju
– i nie tylko. Moje zdanie się nie liczyło. Wiedziałem, na co się piszę, gdy
przyszedłem do tej stajni… No może nie całkiem, bo miałem wtedy dziesięć lat,
ale z wiekiem, gdy przychodziła świadomość, mogłem się z tego wyplątać. Nie
zrobiłem tego jednak, bo zwyciężyła we mnie miłość do jego koni. Przyzwyczaiłem
się, pokochałem je i chciałem dla nich jak najlepiej. Dalej chcę.
- Znam cię od
dziecka – kontynuował mężczyzna. – Wiem, kiedy coś jest nie tak.
- Nieważne –
wymamrotałem niewyraźnie. – Po prostu nie odpowiada mi jego styl jazdy.
- Właśnie
dlatego go potrzebuję. – Uniósł brwi i przyjrzał mi się uważniej. - Wiesz, że
mam dwa konie, które chcę wystawić w Wielkiej Pardubickiej. Patryka
obserwowałem już od jakiegoś czasu i myślę, że będzie świetnym jeźdźcem dla
Groma.
- Co? –
Otworzyłem szerzej oczy. – Grom?! Przecież oni zupełnie do siebie nie pasują!
- Tak jak ty
i Sarnad, ale i was chcę wystawić na tą gonitwę.
Wmurowało
mnie. Dosłownie. Zapomniałem nawet jak się oddycha. No bo przecież… Ja i
Sarnad?! To jedyny koń w stajni, do którego nie zbliżam się częściej, niż to
potrzebne, a o jazdach nawet nie wspomnę. Byliśmy swoimi przeciwieństwami, to
nie mogło się udać.
Ocho będzie ciekawie, już to widzę 😀 Patryk na pewno zajdzie Sebastinowi za skórę, zresztą już teraz mu podpadł. Ach lubię takie zgrzyty między bohaterami. Ciekawa jestem Patryka, jakie on ma podejście do koni, bo u Sebastiana już wiem że jest w nich zakochany. Pewnie będą się sprzeczać w tej sprawie :) Dzięki bardzo i pozdrawiam ☺
OdpowiedzUsuńSą inni - to jest pewne, ale więcej zdradzać nie będę :) Dzięki za komentarz i również pozdrawiam!
UsuńNo, no, juz sie wzburzylem, jak nasz glowny bohater. Tez nie lubie zlego traktowania zwierzat, ale mam nadzieje, ze ten Patryk bedzie normalny. Nie podoba mi sie, ze trener chce go jako swojego podopiecznego. Przeciez widzial, jak traktuje konia. Moze chodzi o determinajce? Ciekaw jestem, jak sie potoczy ich historia milosna xd
OdpowiedzUsuńJuz sie nie moge doczekac srody ;)
Cóż. Ani Sebastian, ani Patryk nie są idealni, ale widocznie trener coś w nich dostrzegł. Postąpił mądrze? Zobaczymy. Cieszę się, że zaciekawiłam :3
UsuńDzięki za komentarz :)