13 lipca 2016

[2] Gonitwa

      Rankiem, dzień po upadku, przeklinałem trenera, że pozwolił mi wyjechać na tor. Wiem, że nie była to jego wina, ale świadomość, że mogę kogoś przekląć, poprawiała mi humor. Z trudem podniosłem się z łóżka i ubrałem. Schodząc z pierwszego piętra (i strychu jednocześnie), gdzie miałem swój pokój, zobaczyłem Dagmarę przez uchylone drzwi. Ja wstawałem wcześnie, ale ta kobieta chyba w ogóle nie spała.
      Ubrałem buty i nie witając się z nią, ruszyłem do stajni nakarmić konie. Na dworze było rześko, a majowe powietrze pachniało świeżą trawą i kwiatami. Cieszyłem się, że pobędę chwilę sam, bo bolące plecy wprawiły mnie w naprawdę kiepski humor. Miałem wrażenie, że mam zakwasy na całym ciele.
      Zanim usłyszałem stukot butów, zdążyłem przyszykować w paszarni porcje w podpisanych wiadrach dla każdego z dwudziestu sześciu koni.
      - Cześć – rzucił Patryk, zatrzymał się obok mnie i przeciągnął bez skrępowania. Jego bluzka podwinęła się, pokazując zapadnięty brzuch. Spojrzałem na niego przymrużonymi oczami. Moim zdaniem był zbyt wysoki na dżokeja, jednak wagowo chybaby się zgadzało. Chociaż moim zdaniem było to niezdrowe – ale kogo to obchodzi.
      - Cześć – odpowiedziałem z rezerwą.
      - Tomasz kazał mi pomóc ci w obowiązkach – wyjaśnił swoją obecność. – Co mam robić?
      Najpierw spojrzałem na niego z zaskoczeniem, a później odpowiedziałem krótko i na temat.
Nie przyznałbym się przed nikim, ale z ulgą przyjąłem pomoc. Nie musiałem tyle latać w tę i we w tę. I było nawet miło pracować bez słowa. Nie musiałem mu tłumaczyć co robić, bo i wiadra, i boksy były opisane. Razem szybko się uwinęliśmy ze wszystkim.
      - Dalej cię boli? – zapytał, stając przy boksie Harfy, której akurat wsypywałem jedzenie. W stajni słychać było odgłosy przeżuwania.
      - Jest lepiej – skłamałem.
      - Jasne. – Uśmiechnął się lekko. – Też kiedyś spadłem w podobny sposób. Tyle, że mój koń nie próbował się zatrzymywać, a skręcił. Uwierz mi, większy powód do wstydu.
      - Nie wstydzę się – zaprzeczyłem. – To nie była moja wina.
      - No raczej. – Zaśmiał się i oparł o ściankę działową, gdy zamknąłem za sobą boks. Spoważniał. – W ogóle sorry za wczoraj. Byłem trochę zbyt nachalny.
      - A ja zbyt nerwowy – przyznałem. Zdziwiło mnie, że przeprosił. W sumie nic wielkiego się przecież nie stało.
      - Miałeś powód.
      - Miałem.
      Spojrzeliśmy na siebie z lekkim rozbawieniem. Ta sytuacja była dziwna. Może ta gaduła nie będzie taka zła, pomyślałem.
      - Jaki tutaj jest rytm dnia? – zapytał. - Wiesz, chciałbym się trochę dostosować. Mimo wszystko w każdej stajni są inne przyzwyczajenia.
      - Teraz idziemy na śniadanie. Później wypuszczamy konie i sprzątamy w boksach – odpowiedziałem. Coraz bardziej się cieszyłem, że nie będę sam wszystkiego sprzątał. Może w końcu trochę odpocznę. A i będę mógł wziąć wolne, bo nie będzie trzeba kombinować z zastępstwem.
      - Ok. No to chodź. – Uśmiechnął się szeroko.
***

      Razem praca szła zdecydowanie szybciej. Już o dwunastej mieliśmy wszystko zrobione i siedzieliśmy na murku przed stajnią, popijając swojskie mleko. Dagmara trzymała na jednym z mniejszych pastwisk krowę. Była tam też postawiona mała obora. Z mleka gospodyni robiła masło, ale zawsze dostawałem szklankę zaraz po dojeniu. Uwielbiałem tan smak. Kupne mleko mogło się przy nim schować.
      Mieliśmy z Patrykiem świetny widok na padok i wnętrze stajni, więc mogłem obserwować jak radzą sobie dzieciaki ze szkółki i trenerka, Katarzyna, która tu pracowała. Nie rozmawiałem z nią często i praktycznie można powiedzieć, że znaliśmy się jedynie z widzenia.
      - Masz tu tak codziennie? – zapytał Patryk, delektując się smakiem prawdziwego mleka. Machał nogami nerwowo, jakby pięć minut siedzenia było dla niego zbyt wymagające.
      - No – popisałem się elokwencją.
      - To jakim cudem jeszcze jesteś szczupły? – Zaśmiał się i spojrzał na mnie rozbawiony.
      Zmrużyłem oczy, patrząc na niego chwilę w zastanowieniu. On był gejem, wpadło mi nagle do głowy. To było na tyle oczywiste - jak dla mnie - że wcześniej przeszedłem z tym do porządku dziennego. Rozpoznawałem w końcu swoich. Nie byli dla mnie dziwadłami, więc czasem nawet nie zwracałem uwagi. To był oczywisty fakt jak na przykład kolor włosów. Teraz jednak dotarło to do mnie z pełną świadomością, gdy poczułem na sobie jego oceniające spojrzenie.
      - Widzisz ile tu roboty – odpowiedziałem, wzruszając ramionami. – Ale i tak nie pokonam cię w chudości. Jak ty się w ogóle utrzymujesz na koniu? To trochę chore. – Uniosłem kąciki ust w górę, by wiedział, że tylko się z nim droczę.
      - Muszę być taki. Nie mogę przekroczyć pięćdziesięciu siedmiu kilogramów. – Zmarszczył brwi.
      - Ile masz wzrostu?
      - Sto siedemdziesiąt siedem.
      Kiwnąłem głową, pogrążając się w myślach. Ja sam miałem pięćdziesiąt pięć kilogramów. W porównaniu do niego z pewnością byłem grubszy z moim wzrostem.
      - Zazdroszczę czasem niskim osobom – wyznał po chwili. – Nie musiałbym się tak męczyć.
      - Ja zazdroszczę wysokim.
      - Czemu? – Znów się zaśmiał.
      - Moim priorytetem nie są wyścigi. A głupio tak, gdy wszyscy patrzą na ciebie z góry.
      - Co, problem ze znalezieniem dziewczyny? – zapytał, unosząc brwi.
      Parsknąłem śmiechem. Naprawdę mnie nie rozpoznał?
      - Nie. Po prostu. Tak dla zasady. – Uśmiechnąłem się. – Chłopak powinien być wysoki.
      - Chętnie się zamienię – prychnął.
***

      Z niedowierzaniem obserwowałem jak nowy zajmuje się Gromem. Niby nic wielkiego, zwykłe czyszczenie i siodłanie. Jednak widzieli się pierwszy raz, a on obchodził się z nim tak, jakby to było normalne, że jest tu panem, a siwy ogier ma wykonywać to, co on zechce. Łaził dookoła niego, zupełnie na niego nie patrząc, wręcz olewając. Wyczyścił go, osiodłał i czekał aż ja skończę.
      Cóż. Większość czasu gapiłem się na szatyna, więc nie ma niczego dziwnego w tym, że byłem wolniejszy.
      Wychodząc na padok, znów nie mogłem się nadziwić. Patryk prowadził konia, trzymając wodze w jednej ręce, rozglądając się na boki, a drugą wymachując coś jakby do rytmu. Miałem ochotę parsknąć śmiechem. Kompletnie nie rozumiałem tego gościa, z jednej strony genialny jeździec – z tego co mogłem wcześniej zaobserwować – z drugiej jakby nieświadomy tego, co robi.
      - Co? – zapytał w pewnym momencie, a ja pokręciłem w odpowiedzi głową.
      Gdy znaleźliśmy się na padoku, wsiedliśmy na konie i zaczęliśmy zwyczajne rozprężanie. Trener stał z boku, obserwując nas bez słowa.
      Nie powiem, że czułem się komfortowo. Miałem doświadczenie, nie raz ścigałem się na torze i zaliczyłem niezliczoną ilość upadków. Jednak teraz miałem jakiś problem. Najzwyczajniej w świecie byłem spięty i nie wiedziałem co z tym fantem mam począć. Koń wyczuł moje zdenerwowanie, co zaraz było widoczne w jego ruchach. Konie jak lustro, tak to szło?
      Przymknąłem oczy, próbując się uspokoić.
      Pocieszył mnie trochę fakt, że i Patryk nie czuł się dobrze na swoim koniu. Nie miał cierpliwości do zamulającego Groma i widać było, że się irytuje, a nerwowość powoli zaczyna przechodzić na konia.
***

      Wieczorem usiadłem przy ognisku, które rozpaliliśmy z Magdą na tyłach domu. Dziewczyna przyniosła kiełbaski, częstując mnie i psa Maksa. Mieliśmy widok na łąki, jednak konie jakiś czas temu były wprowadzone do stajni, więc zostaliśmy pozbawieni ich widoku.
      - Może byś zaprosił Patryka? – zapytała w pewnym momencie, piekąc już swoją kiełbaskę.
      Spojrzałem na nią z niezadowoleniem. Do tej pory zawsze razem spędzaliśmy tak czas. Wszyscy jeżdżący w szkółkach kończyli zajęcia, przyjezdni pracownicy opuszczali teren stadniny, a rodzice Magdy nie lubili jedzenia z grilla, więc zawsze siedzieliśmy tu sami.
      To nie tak, że nie lubiłem Patryka. Owszem, niektóre jego cechy mnie denerwowały, jak na przykład sposób obchodzenia się z końmi i brawura, ale tak naprawdę nie miałem nic przeciwko niemu. Dzisiaj sporo mi pomógł i nawet można z nim było normalnie porozmawiać.
      - Potrzymaj. – Podałem jej kijek, na który wcześniej nadziałem mięso.
      Poszedłem do pokoju Patryka, bo podejrzewałem, że tak jak wczoraj wieczorem zaszył się u siebie. Zapukałem do odpowiednich drzwi, a po kilku sekundach zobaczyłem go w progu. Miał na sobie jedynie białe bryczesy. Mój wzrok mimowolnie powędrował na jego nagą, chudą klatkę piersiową i lekko zapadnięty brzuch, zatrzymując się tam o chwilę za długo.
      - Coś chciałeś? – zapytał, patrząc na mnie dziwnie. Dopiero teraz dotarło do mnie, że trzymał telefon blisko ucha, tak, jakby z kimś rozmawiał.
      - Robimy z Magdą grilla, chcesz się dołączyć? – w moim głosie słychać było nerwowość.
      - Chętnie. Tylko daj mi chwilę – powiedział, otwierając szerzej drzwi i wchodząc głębiej do pomieszczenia.
      Pokój nie różnił się od mojego. Też był na poddaszu, miał jedną szafę, okno dachowe, mały stolik i wąskie łóżko. Nie było bałaganu, bo bluzy leżącej na łóżku, którą zapewne przed chwilą ściągnął, nie liczę. Wsadziłem dłonie w kieszenie szerokich spodni i oparłem się o próg, czekając.
      - Jestem, słuchaj, muszę kończyć – rzucił do telefonu. – Wiem Ad… Sorry… - Przetarł twarz dłonią i zgarbił lekko ramiona. – Wiem, ja też – mruknął cicho. – Pa.
      Rozłączył się i założył na siebie koszulę i bluzę. Zmienił też spodnie do chodzenia na co dzień (ale tak samo jak bryczesy były białe), dzięki czemu mogłem obejrzeć sobie jego szczupłe nogi i, cholera, kształtne pośladki. W porę się jednak zreflektowałem, by nie przyłapał mnie na gapieniu się.
      - Gotowy? – zapytałem, gdy wyprostował się już ubrany.
      - Tak.
      Dziękować za obecność Magdy, pomyślałem godzinę później, słuchając ich paplaniny. Oboje śmiali się z jakiejś komedii, która podobno ostatnio wyszła do kin. Ja nie miałem pojęcia o co chodzi, ale nie za bardzo się tym przejmowałem. Wolałem słuchać ich rozmowy niż sam w niej uczestniczyć.
      Jakiś czas później przymknąłem oczy, opierając się o mur za mną. Nawet nie wiem kiedy zasnąłem, wsłuchując się w przyjemny głos Patryka.
      - Hej, wstawaj – usłyszałem tuż przy uchu. Otworzyłem oczy, patrząc z dezorientacją na intruza obok mnie. – No dalej – szepnął Patryk, szturchając mnie w ramię.
      - Zimno – mruknąłem, rozglądając się dookoła. Ognisko już zgasło, a ciemności nocy nie mąciło żadne światło. – Gdzie Magda?
      - Była śpiąca, więc wysłałem ją do łóżka. – W panującym mroku dostrzegłem, że się uśmiechał. Kucał dość blisko mnie. – Wstawaj.
      Sam uniósł się ze swojej pozycji. Podał mi dłoń, którą chwyciłem bez wahania. Pomógł mi wstać i klepnął w ramię.
      - Nie jesteś zbyt towarzyski – powiedział nagle.
      - No.
      Zaśmiał się cicho i ruszył do domu, świecąc sobie komórką. Ja nie miałem mojej przy sobie, więc ruszyłem za nim. Cicho dotarliśmy na poddasze, dopiero na ostatnim korytarzu zapalając światło. Już chciałem iść do swojego pokoju, kiedy chłopak chwycił mnie za ramię, zatrzymując. Posłałem mu pytające spojrzenie.
      - Dzięki, że mnie zaprosiłeś – powiedział. – Wiem, że mnie nie lubisz, ale chciałbym być z tobą w miarę przyjaznych stosunkach. W końcu jakiś czas będziemy mieszkać razem pod jednym dachem.
      - Nie lubię cię? – palnąłem, nie do końca kontaktując. – Denerwujesz mnie czasem, ale i tak cię lubię – przyznałem. – Jak już powiedziałeś, jestem mało towarzyski.
      Patryk zacisnął usta, próbując ukryć rozbawienie. Oczywiście mu to nie wyszło.
      - Tak? No to się cieszę. – Wyszczerzył zęby, a ja się na niego zagapiłem. Miał cudowny uśmiech. – Dobranoc.
      - Dobranoc – powiedziałem z opóźnieniem i odwróciłem się na pięcie.
***

      Przez następne dwa tygodnie sytuacja miedzy mną a nowym była dziwna. Rozmawialiśmy o koniach, pracy, ale tylko wtedy, kiedy było trzeba. Prawdopodobnie przeze mnie tak to wyglądało. Niepokoiłem się trochę tym, że w pewnym momencie będziemy musieli rywalizować. A wiedziałem, że będzie mi jeszcze trudniej, jeśli go polubię. Choć tak naprawdę już go polubiłem… Choćby z tego względu, że mi się podobał.
      Na szczęście nie mieliśmy wiele wolnego czasu, bo trener zaciągnął nas do treningów. Walczyliśmy z naszymi problemami z końmi, a jazda nie szła ani mnie, ani Patrykowi, co widocznie frustrowało Tomasza. W końcu mieliśmy jedynie pół roku na przygotowania. Ogiery miały kondycję, ale i tak trzeba było je wzmocnić, a nasze głupie problemy komplikowały sytuację.
      Sarnad płoszył się co chwila i co prawda nie udało mu się mnie znów zrzucić, ale parę razy napędził mi stracha. W życiu nie bałem się koni, co nie oznacza, że nie czułem respektu, jednak teraz spinałem się za każdym razem, gdy gniadosz zaczynał coś kombinować. W jakimś sensie pocieszał mnie fakt, że Patryk także nie radził sobie ze swoim wierzchowcem - nie musiałem się martwić, że tylko ze mną nagle jest coś nie tak, choć to marne pocieszenie. Grom był dla niego za spokojny i chłopak, chcąc nie chcąc, był przez niego hamowany. Nie miał cierpliwości i poganiał go bez przerwy, co w pewnym momencie przerodziło się w niechęć ich obu.
      Nie rozumiałem, dlaczego trener uparł się, żebyśmy jeździli akurat na tych koniach. Jednak wydawał się coraz bardziej zły na mnie i Patryka. Oboje go zawodziliśmy.
      - Zupełnie nie umiecie współpracować! – krzyknął pierwszego dnia czerwca. – Zamieńcie się!
      Spojrzałem na szatyna, który już zsiadał ze swojego konia. Zrobiłem to samo i oddałem mu wodze Sarnada, sam wsiadając na Groma.
      - A teraz zobaczcie jak się jeździ – prychnął trener. – No dalej! – pogonił. – Przeszkody czekają!
      Zerknąłem na grupkę dzieciaków, obserwujących nas. Za pół godziny mieliśmy opuścić padok i zwolnić im miejsce do jazdy. Trochę im współczułem, bo zdążyliśmy już zdenerwować trenera, a niezadowolony Tomasz, to Tomasz wymagający niemożliwego.
      Patryk pierwszy ruszył do roboty. Zagalopował wkoło i nagle oczy mu się zaświeciły. No tak, jemu nie przeszkadza roztrzepanie i nerwowość tego konia, jeśli jest szybki i chętny do współpracy. Razem pokonali tor przeszkód w ekspresowym tempie, jednak z dwoma zrzutkami.
      Teraz moja kolej.
      Popędziłem Groma i aż uniosłem brwi ze zdumienia, gdy poczułem jak płynnie się pode mną porusza, reagując na każdy bodziec. Dawno nie jeździłem na siwym i zapomniałem już jaki jest. Nie przyśpieszał, nie rozglądał się na boki, niemalże sprawiał wrażenie niezainteresowanego. Przejechaliśmy przeszkody spokojnie, bez żadnych zrzutek.
      Zatrzymałem Groma przy Patryku i oboje spojrzeliśmy na trenera.
      - Zadowoleni? – zapytał tylko z pozoru łagodnie.
      - Tak – odpowiedzieliśmy równocześnie, a mężczyzna westchnął.
      - Nie rozumiecie. – Machnął ręką. – Patryk, ty pokonałeś tor w dobrym tempie, ale i tak byś nie wygrał, bo masz dwie zrzutki. Jesteście razem zbyt chaotyczni. A ty, Sebastian na leżakowanie się wybrałeś, czy co? Przecież ten koń stępem by to pokonał szybciej – fuknął na mnie. – Te konie są takie jak wy. Nie możecie jeździć w ten sposób, bo wasze zalety i wady się potęgują, a powinny się równoważyć. – Przetarł twarz dłonią, sprawiając wrażenie zrezygnowanego. – Koniec na dzisiaj. A przez jakiś czas macie zakaz jazdy konnej.
      - Co?! – krzyknąłem, lecz zaraz się zreflektowałem. Takim tonem nic nie osiągnę. – Dlaczego?
      - Popracujecie z nimi z ziemi. Ty z Sarnadem, Patryk z Gromem. I zacznijcie w końcu wymagać także od siebie, a nie tylko od konia. Jak zobaczę to, co powinienem, to znowu zaczniecie jeździć.
***

      Pakując dokumenty i ubranie na zmianę do plecaka, usłyszałem pukanie do drzwi.
      - Proszę – zawołałem. Do mojego pokoju wszedł Patryk, niepewnie, lecz z ciekawością, rozglądając się po pomieszczeniu. Jeszcze tu nie był, więc nic dziwnego, że chce poznać nowe miejsce.
      - Jedziesz gdzieś? – zaczął, zauważając otwarty plecak.
      - Na jedną noc do Wrocławia. – Machnąłem ręką. – Rano będę, więc nie musisz się martwić o robotę.
      - Ok. – Kiwnął głową i bez pytania usiadł obok mnie na łóżku. – Słuchaj, co robimy z Sarnadem i Gromem? Wiesz w ogóle czego po nas trener oczekuje?
      Wzruszyłem ramionami, patrząc na niego z boku. Nawet jak siedział, był wyższy ode mnie. Nadal mi to przeszkadzało. Zresztą nie było dnia, żebym nie zazdrościł wyższej części społeczeństwa.
      - Jak myślisz, co jest twoim największym problemem? – zapytałem, chcąc znać pełen obraz sytuacji. Miałem już wyrobione zdanie, ale to nie oznaczało, że było prawidłowe i nie wymagało korekty.
      - Brak cierpliwości - westchnął. – Nie lubię spokojnych koni. Grom lubi biegać, ale szybkość nie jest mu do szczęścia potrzebna. Do tego jest strasznie dokładny. Jeśli nie podejdzie do przeszkody tak, jak się tego nauczył wcześniej, wyłamie, albo strąci poprzeczkę.
      - U mnie problemem jest to, że Sarnad jest bardzo płochliwy – zacząłem. - Wszystkiego się boi. A jeśli nie, to zawsze znajdzie sobie najbardziej absurdalny powód do strachu. No i rwie do przodu jak poparzony, nie zważając na to, że coś mu stoi na przeszkodzie. - Spojrzeliśmy po sobie z rozbawieniem. Z miejsca było widać, że my i te konie to zupełne przeciwieństwa. – Nie wiem co Tomasz chce osiągnąć. Do tej pory na Sarnadzie i Gromie jeździli przypadkowi jeźdźcy.
      - Może po prostu chce, żebyśmy się z nimi zaprzyjaźnili? – zauważył Patryk, marszcząc brwi. – Jak na razie coraz bardziej się nie znosimy, próbując na siłę coś zrobić. Trener to zauważył i dlatego zakazał nam jazd. – Westchnął. – Mój koń musi mi zaufać jako komuś, kto prowadzi.
      - Olewasz go – wtrąciłem.
      - Co?
      - Olewasz go – powtórzyłem, opierając się łokciami o swoje kolana. – Wiesz, jak go czyścisz, zachowujesz się jak pan i władca. W ogóle nie zwracasz na niego uwagi, robisz tylko to, co musisz i nic poza tym. Jak go prowadzisz, też skupiasz się na wszystkim, tylko nie na koniu.
      - No bo jest taki spokojny – zaczął się tłumaczyć. – Gdyby coś odwalił…
      - Tu nie chodzi o to – przerwałem mu. – Ty od niego wymagasz, ale nie dajesz mu od siebie niczego w zamian. A do tego denerwujesz się, gdy nie idzie po twojej myśli.
      Milczeliśmy przez chwilę, zamyśleni.
      - A ty boisz się Sarnada – wytknął i mój błąd. – Cały czas myślisz o tym, że za chwilę coś się stanie, że musisz się mocno trzymać i być uważnym. Do tego stresujesz się, gdy przyśpiesza. On lubi szybkość i nie rozumie, dlaczego chcesz go powstrzymać. Dotychczas pewnie nikt tego nie robił.
      Spojrzeliśmy sobie w oczy i naraz parsknęliśmy śmiechem. To było takie absurdalne. Dotychczas nie miałem z końmi żadnych problemów. Nie rozumiałem, co się stało, ale musiałem to pokonać. Jak widać, człowiek uczy się przez całe życie. I chyba potrzebowałem punktu widzenia Patryka. Sarnad mnie odstraszał, przez co miałem klapki na oczach i nie umiałem spojrzeć na nas z dystansem.
      - Coś proponujesz? – zapytał.
      - Wymyślę jakieś ćwiczenia na jutro – zdecydowałem. Chciałem, żeby już poszedł, bo musiałem to wszystko przemyśleć. Sam. Przy nim obok z pewnością się odpowiednio nie skupię. Zawsze zabierał o wiele więcej mojej uwagi, niż jakakolwiek inna osoba.
      - Wiesz… - zaczął, patrząc na mnie ze skupieniem – jestem tu od dwóch tygodni i mam wrażenie, że coś ci we mnie nie pasuje. Teraz rozmawiamy normalnie, ale zwykle unikasz mnie jak tylko się da. Co robię nie tak?
      Westchnąłem ciężko. Gdy już zaczął ten temat, czułem się w obowiązku wyjaśnić swoje zachowanie. Wiedziałem, że nie jestem w stosunku do niego fair.
      - Nie lubię rywalizacji – przyznałem z niechęcią. – Uciekam od niej jak tylko mogę. To przez to się tak zachowuję.
      - Będziemy jeździć na koniach od tego samego trenera. Nie mamy rywalizować, tylko współpracować – zauważył, uśmiechając się szeroko. – Nie spinaj się tak. Zresztą w wolnych chwilach jest tu nudno. Fajnie byłoby mieć kogoś, z kim można by było pogadać.
      Może rzeczywiście źle do tego wszystkiego podchodzę, pomyślałem.

2 komentarze:

  1. Pomysł Tomasza jest niezły,mo ile chłopaki rzeczywiście dadzą coś z siebie. Dobrze im zrobiła ta rozmowa o błędach jakie w sobie widzą. Może jak dogadają się z końmi to i ze sobą też nie będą mieć problemów, w końcu są swoimi przeciwieństwami :) Ciekawe czy Patryk też już się zorientował że Sebastian jest gejem?
    Dziękuję bardzo i pozdrawiam serdecznie ☺

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że widać różnice pomiędzy nimi :) Trochę się z tym pewnie pomęczą. Tomasz dał im naprawdę trudne zadanie.
      Dziękuję za komentarz :) Pozdrawiam!

      Usuń